2022 Rok
„Demagogia – to umiejętność ubierania najbardziej lichych idei w najwznioślejsze słowa”. Abraham Lincoln
Po raz pierwszy znajduję czas by opisać to, co wydarzyło się dotychczas podczas tej naszej niecodziennej, historycznej wyprawy.
Tak więc na początku był chaos. Tuż po wylądowaniu w Miami okazało się, że ulewa i duży wiatr uniemożliwiły przylot małej Cessny, która miała zabrać nas na zachodnie wybrzeże Florydy, do Tampa. Co prawda Boguś zarezerwował nam „w rewanżu” samochód, ale ilość wypitego alkoholu na pokładzie samolotu nie pozwalała mi na ryzykowną podróż. Pozostała noc w hotelu i mrocznym rankiem, w potokach deszczu, wyjazd samochodem 400 km do Tampa. Już na początku nawigacja zaskoczyła nas „stopami” i „milami” zamiast metrami i kilometrami co oczywiście skończyło się pogubieniem na wielopoziomowych skrzyżowaniach.
Boguś i Agnieszka czekali już na nas z niepokojem. Ich gościnność, opieka i serce na dłoni, ich starania by zapewnić nam dalszą przyjemną i bezpieczną podroż, rozbrajała nas i kumulowała poczucie rewanżu… Czy poprzeczka nie jest jednak postawiona zbyt wysoko ? Czy my naprawdę podołamy ? Czy taką życzliwość da się „odrobić” ?
Kilka miłych chwil na Cristal River, kajaki i niezapomniany wieczór z przyjaciółmi minęły szybko i już poranną nocą ruszyliśmy na Północ wspaniałym, flagowym samochodem Bogusia, Lexusem RX450h (hybryda), którego nie da się do końca opanować „staruszkom podróżującym przez świat…” . Wszak elektronika przewyższa tu mechanikę i zastawiam się czy ten samochód ma jakiekolwiek łożyska, przeguby i normalny silnik spalinowy… Strach dotknąć wszystkich jego przycisków i funkcji -;(
Nasz historyczny hotel
A potem było kilkanaście kilometrów pieszo przez oszałamiająco „inny” (niż amerykańskie miasta) Waszyngton i nasze oczy coraz bardziej otwierały się na potęgę tego narodu, na ideały pisane krwią jego mieszkańców, na jego prawość i rzetelność…
No i nareszcie historia tego wielkiego i dumnego kraju poukładała się w naszych głowach. Zacznijmy więc od początku, od pytania, które George Waszyngton postawił swoim generałom i politykom, i które to pytanie dudni w mojej głowie od czasu kiedy przeczytałem je w pomieszczeniach Kapitolu : - „Jak stworzyć jeden naród z wielu narodowości, przekonań politycznych, języków, przyzwyczajeń, korzeni, zwyczajów, wierzeń i religii ?”
Choć nie było telefonów, telexów, faxów i internetu to europejskie oświecenie i idee rewolucyjne rozchodziły się bardzo szybko. Skorzystał z nich nasz sejm czteroletni wzorując się na pierwszej konstytucji amerykańskiej ale wcześniej skorzystali Amerykanie, którzy najpierw oderwali się od korony brytyjskiej, która nakładała coraz większe podatki na Anglików mieszkających w Nowym Świecie („no taxation without representation”). W ten sposób powstał odrębny naród, którego Ojcem nazwano właśnie Jerzego Waszyngtona bo to on jako generał pokonał Anglików, potem jako prezydent stworzył naród, by wyznaczyć w końcu miejsce stolicy państwa nazwanej na jego cześć Waszyngtonem.
Cóż to jest ta wielka stolica ? To wspaniałe, wielkie przestrzenie. To parki, skromny Biały Dom i olbrzymi górujący na miastem Kapitol. To pomniki najbardziej zasłużonych prezydentów, w tym obelisk Waszyngtona i Memoriał Abrahama Lincolna, który zyskał imię twórcy państwa USA, ostatecznie przyłączając odrywające się stany południowe, którym niespieszno było do zniesienia niewolnictwa. To w końcu wspaniały memoriał poległych w II-ej Wojnie Światowej, to pomniki Einstein’a, Martina Luther’a Kinga, Kościuszki, Pułaskiego i wielu, wielu innych Białych, Czarnych i Czerwonych.
Natłok wiadomości zawala moją głowę. Nie chcę i nie mogę zanudzać moich ewentualnych czytelników datami i szczegółami, które kłębią się w moim jestestwie. Muszę jednak napisać tych kilka cyfr :
- W 1783 roku nastąpiło oderwanie 13 pierwszych stanów od Korony Brytyjskiej i dało podwaliny pod USA.
- W 1790 roku, postanowiono o budowie stolicy na wzgórzu nad rzeką Potomac.
- W 1791 roku rozpoczęto budowę Kapitolu, czyli kongresu (sejmu) i senatu.
- W 1797 roku wybudowano Biały Dom jako miejsce zamieszkania i pracy prezydenta. Jeszcze za czasów Abrahama Lincolna (1860 r.) Biały Dom nie był ani strzeżony, ani ogrodzony (jak wszystkie domy w Ameryce) a trawnik „utrzymywało” 18 owiec.
- Wejście do Kapitolu nazwano Emancipation Hall by uhonorować pracujących przy jego budowie czarnych niewolników. Umieszczono w nim figury wszystkich kiedykolwiek zniewolonych w tym kraju, a więc Czarnych, Indian i kobiet.
- Waszyngton DC oznacza niezależny Dystrykt i pamiątka po Columbie.
Wystarczyły trzy dni, kilkanaście kilometrów pieszo i kilkadziesiąt przeczytanych tablic pamiątkowych by zrozumieć ten kraj, by zrozumieć na czym polega jego wielkość, by zrozumieć, że jest wielkim nie poprzez swoją powierzchnię i bogactwa naturalne, ale poprzez głęboko zakorzenione zasady moralne, poprzez PRAWOŚĆ, UCZCIWOŚĆ, DEMOKRACJĘ, WOLNOŚĆ JEDNOSTKI, RÓWNOŚĆ wszystkich swoich obywateli… i TOLERANCJĘ dla każdego myślącego inaczej.
Tego narodu nie da się ujarzmić, pokonać i podbić. Nie dzięki jego sile militarnej, ale dzięki głęboko zakorzenionym zasadom i wielkiej wolnościowej ideologii.
In god we trust napisano na każdym amerykańskim banknocie. Ale nie „w katolickiego…” W każdego. I tego buddyjskiego i muzułmańskiego i żydowskiego i hinduskiego i animistycznego i dowolnego, w którego ktokolwiek ma ochotę uwierzyć…
Naród amerykański jak żaden inny powinien być naśladowany. Dlaczego więc w Polsce, w której Ameryka jawi się krajem mlekiem i miodem płynącym, rajem i obiektem westchnień, nie chcemy brać z niej przykładu ? Dlaczego istnieją „nowotargowiczanie” kłamiące miernoty, demagodzy i cynicy, dla których uczciwość, prawość, wolność i tolerancja jest przeszkodą w zdobyciu nieograniczonej władzy kosztem własnego narodu. Całego narodu. Ale gorszym jest istnienie tych, którzy im ufają. Którzy wierząc w wielkość Ameryki pozwalają prowadzić siebie samych w odmęty bezprawia i kłamstw…
Gdzie jest więc wzór Ameryki ???
A na koniec pobytu w Waszyngtonie, nasz „melexowy” młody przewodnik, z dumą pokazał nam pomnik Kościuszki w parku naprzeciw Białego Domu i pomnik Pułaskiego na Placu Wolności zwanym także placem Pułaskiego. To jeden z największych placów Waszyngtonu, przy którym mieści się Urząd Miasta. Jak miło być Polakiem za granicą…
Chyba też nigdy nie zapomnimy wzruszającego memoriału pamięci poległych w II wojnie światowej… Ponad 4000 złotych gwiazd, każda reprezentująca 100 poległych o wolność Waszą i Naszą… Nie jesteśmy więc jedyni…
Trudno nie pomyśleć o tym przesłaniu widząc tak wiele pomników, tak wielu zasłużonych.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Jadąc do Jamestone zatrzymaliśmy się na nocleg w „oazie” Williamsbourg. To historyczna mieścina z niewielką winnicą typu francuskiego, to wspaniały B&B Wedmore Place, który wszystkim polecamy, to obowiązkowa degustacja lokalnego wina i kolacja "tete a tete", we dwoje na ławce w parku przy butelce lokalnego wina. Jak za dobrych, dawnych, studenckich lat… Polubiliśmy bardzo to ustronne miejsce.
A potem był już Jamestone. Nie rozumiałem Kapitana Smitha, gubernatora (od 1608) tej małej osady założonej przez pierwszych 104 Anglików przybyłych tu w 1607 roku. Dlaczego nie szanował Indian ? Dlaczego nie był tak pragmatyczny jak wielu innych znanych mi Brytyjczyków ? To dlatego ta pierwsza angielska osada nie przetrwała i dopiero kolejne fale angielskich, niemieckich ale i polskich (już w 1608 roku) osadników założyło to miasto z marnym jednak skutkiem.
Indianie byli „powietrzem” Niezupełnie…
W latach 1620 cała Virginia liczyła ok. 100 rozproszonych osób i dopiero w 1632 roku, Willimasburg został stałą osadą.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dalej, wzdłuż wybrzeża Atlantyku pojechaliśmy na północ. Najpierw był „kurort” Ocean City. To popularne dla waszyngtoniaków miasteczko nad Atlantykiem podobne jest do Atlantic City, które odwiedziłem w 1990 roku. Długa, szeroka plaża, drewniana, sympatyczna promenada i słabej jakości knajpki to uroki tego „uzdrowiska”.
Przy pierwszych podmuchach nadchodzącego huraganu zjedliśmy tam nieciekawą pizzę. "Lemoniada" nadawała się tylko do wylania. I tak dojechaliśmy do perełki Smithville założonej dopiero w 1787 roku.
Smithville
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejnego zaś dnia dotarliśmy do jednego z celów naszej podróży - Brewster. Nazwisko Brewster przewinęło się w moim życiu już dwukrotnie : raz gdy sprzedawałem wiertnice do głębokich wierceń naftowych i gazowych marki Skytop Brewster (od nazwisk dwóch inżynierów konstruktorów) i ponownie, gdy szukając informacji o Purytanach natknąłem się na Williama Brewstera, który uzyskał pozwolenie Korony Brytyjskiej na osadnictwo w Nowej Anglii. Tym razem miasteczko Brewster… oczywiście założone i nazwane tak przez potomków Brewstera.
To była prawdziwa uczta. Najpierw powitała nas biało-czerwona flaga wywieszona specjalnie na nasz przyjazd (wszak polskich turystów zobaczyli tu po raz pierwszy), potem zaskoczyła nas czystość, schludność i plan miasteczka, bez żadnego placu centralnego, z domkami „lego” bez ogrodzeń, na idealnie przystrzyżonych trawiastych dywanach, ukryte pomiędzy drzewami i często z dostępem do plaży. Byliśmy bowiem na wąskim półwyspie CAPE COD, który przez dwa tygodnie penetrowali Purytanie w listopadzie 1620 roku by w konsekwencji zdecydować o osiedleniu się w miejscu obecnego New Plymouth.
W końcu weszliśmy na pokład Mayflower II w New Plymouth i „prawie” weszli na wysoką na ok. 80 metrów wierzę zbudowaną ku czci tych pierwszych osadników w Provincetown, gdzie Mayflower rzucił kotwicę w dniu 21.11.1620 roku, po 66 dniach podróży przez Atlantyk.
Tu ponownie rozszerzyła się nasza wiedza o początkach Ameryki. Tym razem, to dzięki potraktowaniu Indian szczepów Patuxet i Wampanoag jak partnerów, jak przyjaciół, jak takich samych ludzi, udało się przezimować, choć prawie połowa ze 102 osadników zmarła z zimna lub głodu…
I to właśnie tu, 41 mężczyzn tzw. Ojców Założycieli, pielgrzymów Purytanów, sporządziło pierwowzór amerykańskiej konstytucji (Mayflower Compact). To właśnie tych 58, którzy przeżyli srogą zimę, świętując pierwsze zbiory rolne z 90-ma zaproszonymi Indianami ustanowili amerykańskie święto "Thanksgiving day". I to oni założyli definitywnie stałą osadę nazwaną na część angielskiego miasta Plymouth : New Plymouth…
Podczas gdy wielu uważało i uważa INNOŚĆ za dzikość, nienormalność i barbarzyństwo, ONI, Purytanie, czyli (czyści) idealiści, potraktowali INNOŚĆ z pełnym i prawdziwym miłosierdziem. Potraktowali nagich Indian jak takich samych ludzi. Dlatego przez 70 lat przetrwali i dali podwaliny pod ten piękny i wolny kraj…
To była nasza kolejna lekcja pokory, ludzkości i historii …
---------------------------------------------------------------------------------------------------
A co z lokalną ludnością Ameryki Północnej ?
Pojechaliśmy więc do Cherokee w stanie Północna Karolina.
To stolica Indian plemion Cherokee, których w latach początku kolonizacji było tu około 300 000 a dziś żyje około 800 000 potomków tej rasy często wymieszanej już z białą, czarną czy żółtą.
Przyznam, że po zwiedzeniu tutejszego muzeum i zapoznaniu się z historią tego ludu, zastanawiałem się czy (jak pisałem w planie naszej podróży) na pewno byśmy tu przyjechali. Tak…. Tu była nieograniczona niczym wolność, tu były przestrzenie, tu było pole do popisu dla odważnych i przedsiębiorczych… ale czy na pewno było to wszystko NICZYJE ?
Indianie żyli tu spokojnie od 4000 lat, od kiedy przybyli znad wielkich kanadyjskich jezior (są odłamem Irokezów). Żyli zgodnie z naturą. Byli jej częścią. I nagle zjawił się ten obcy, który choć w dobrych zamiarach wniósł jednak swoje zwyczaje, swoje niepochamowane ambicje, swoją broń by bronić „swojego”. Swojego ?
Jak my byśmy wobec tego się zachowali ? Gdzie przebiega granica uczciwości ? To było trudne zadanie dla uczciwych Białych. A jednak po wizycie trzech wodzów Cherokee w Londynie, Król Anglii Jerzy III wydał postulat zakazujący osadnictwo na ich terenach.
A jednak Jerzy Waszyngton również o nich pomyślał, wszak sam postawił sobie pytanie, które zacytowałem na początku tej opowieści… Wprowadził Politykę Cywilizacji Indian mającą nauczać ich „szczęśliwego życia po europejsku”
Piękne. Czy można jednak na siłę uszczęśliwiać innych ?
A z drugiej strony czy można zatrzymać wzajemne przenikanie zwyczajów i kultur i to biologiczne wręcz parcie ludzkości do rozwoju ?
Dziś, Cherokee County (region) zarządzany jest przez Indian, a w Appalachach, w mieście Cherokee i okolicach żyją oni swobodnie jako hotelarze, restauratorzy, sprzedawcy pamiątek i przewodnicy. Dziś parkingi pełne są turystów gwarantujących im dobry chleb. Czy historia tak jak w przypadku Inków i Machu Picchu nie oddaje im tego co kiedyś im zabrała ?
Na pewno wyrównano już rachunki krzywd pomyślałem, widząc śliczne, młode indiańskie kelnerki, roześmianych i swobodnych właścicieli restauracji, inteligentnych i pełnych zapału przewodników i artystów - sprzedawców sztuki indiańskiej. Wszyscy w Cherokee są dumnymi Indianami oprócz masy zwiedzających turystów.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Na koniec zaś naszej amerykańskiej podróży, Agnieszka i Boguś zaprosili nas do kawałka Europy, na wybrzeże jachtowe w Saint Petersburg na Florydzie, gdzie podobnie jak na Wybrzeżu Lazurowym, stoliki niezliczonych restauracji wylewały się na ulicę. Przepyszna kolacja w jakże wyśmienitym towarzystwie, zakończyła naszą podróż i otworzyła niezmierzone przestrzenie wdzięczności dla Agnieszki i Bogusia MIŚTAK.
Potem był już tylko mały, ciasny samolot Cessna (zafundowany również przez Agnieszkę i Bogusia), który przerzucił nas do Miami skąd polecieliśmy dalej…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Podsumowanie…
„Witajcie w Europie” powiedziałem dokładnie 20 lat temu na koniec naszej podróży po zachodnim wybrzeżu USA, kiedy zaprosiłem moich towarzyszy do francuskiej restauracji w centrum San Francisco…Tak, były białe obrusy, białe materiałowe serwetki do ust, metalowe sztućce i szklane kieliszki…Tak, był aperitif, czerwone wino, czekadełko i digestif.
Dziś, na zakończenie naszej podróży do USA, mogę napisać to samo… „Witaj Europo” bowiem niewiele zmieniło się od tamtej podróży do USA. Przepraszam…. Zmieniło się. Dziś po drogach USA jeździ około 20% amerykańskich samochodów. Pozostałe to w 50% azjatyckie i w 30 % samochody europejskie… I to był na pewno duży dla mnie szok…
A poza tym ? Te same szerokie, bezpieczne i fantastyczne drogi. Te same śniadania, jajecznica z proszku w proch się rozpadająca, ten sam słodki syrop klonowy lany na smażony boczek i taki sam sok pomarańczowy, smaczny choć podejrzanie utrzymujący równomiernie drobne kawałki miąższu, identycznie jak 20 lat temu. Takie samo masło bardziej przypominające biały krem bez smaku, te same dżemy, które nie widziały nigdy owoców i ta sama kawa lura wypijana litrami z papierowych ohydnych kubków. Tak samo dziesiątki kościołów najróżniejszych wyznań z amerykańskimi flagami, ale i tymi tęczowymi w oknach w uznaniu LGBT, w czasie gdy w Polsce zakuwa się w kajdanki kogoś kto przed katolickim (jedynym i nieomylnym) kościołem, napisze kredą „zostawcie osoby LGTB… (nie dokończone : w spokoju)”. Te same proste knajpy z niesmacznym jedzeniem i oczywiście fast food’y, jako symbol równości i pragmatyzmu (tanio i szybko). Te same też, i tylko policzone na palcach, restauracje dla koneserów typu „La Perle” czy „Founder’s Farmers” w Waszyngtonie, „Compose” w Annapolis Royal, „Stash Cafe” w Montrealu, „Parkshoe Grill’ w Saint Petersburg na Florydzie, czy "JW Steak House" w Los Angeles.
Ale był też ten sam życzliwy, otwarty, bezpośredni i friendly naród amerykański (choć niestety w 70% z dużą nadwagą) i cudowne łóżka z cudownymi materacami i wspaniałą pościelą, w której spaliśmy średnio po 10 godzin dziennie -😊 DZIĘKUJEMY.
America is really great !!! I to jest MUST dla każdego kochającego świat…
Komentarze