2024/8
„Podróżnik, który nie potrafi obserwować, jest jak ptak pozbawiony skrzydeł”
Nicolas Sparks
Z niecierpliwością czekałem na ten rejs. Ponownie zapragnąłem „złapać byka za rogi” jak zawsze mówię żeglując bajdewindem na pełnych żaglach przy wiejącej mocnej „piątce” (5Bfs = ok 40 km/godz). Ciąć 3 metrowe fale, „ostrzyć” na wiatr i „odpadać” z linii wiatru. Kontrolować przechyły jachtu, bawić się i czuć w sterze drganie płetw sterowych. Walczyć z tendencją jachtu pójścia „na skróty”, pójścia prosto na wiatr, mocno trzymać ster w dłoniach i panować nad jachtem...Czuć na sobie słoną wodę rozbryzgiwaną przez fale uderzeniem spadającego dziobu jachtu dolatującą aż do kokpitu 14-o metrowego jachtu... Czuć kierunek wiatru na swych policzkach i oceniać stan morza i siłę wiatru ilością białych grzywek na bezkresnym morzu... Nie, nie potrzebuję już instrumentów. Kocham zgadywać to organoleptycznie i tyko potwierdzać to wszędobylską elektroniką.
Tak, doczekałem się. Po silnikowym pływaniu katamaranem na Wyspach Bahamas udało się. Grecja nigdy jeszcze mnie nie zawiodła. Zarówno, jeżeli chodzi o wiar, jak i krajobrazy, porty, dzikie zatoczki i bezludne wysepki.
Tak, kocham Grecję, jej zapach, ludzi, tzatzyki i lekkie słomkowe wino. Tak, kocham Grecję za jej słońce i jej wiatry. Tak, mieliśmy wspaniałe żeglowanie bejdewindem tnąc białe grzywki fal ale też kolebanie przy tylnym wietrze i „naoliwioną” taflę morza przy ogłuszającej ciszy i beznadziejnej flaucie...
Stolica Vathi na wyspie Itaka
Tak, po raz drugi zacumowałem w perełce Morza Śródziemnego, małym porciku Navpaktos i ponownie przepłynąłem magicznym Kanałem Korynckim, w którym czuję się zdominowany światem, jak mrówka wciśnięta w szczelinę wysokich na 80 metrów ścian skalnych. Tak, ponowne zakochałem się w zatoce Nicolas na wyspie Zakynthos i odnowiłem moją znajomość ze stolicą wyspy Itaka. Spenetrowałem też cudowne, poszarpane, głębokie, wschodnie zatoczki tej wyspy ze swoimi małymi plażami z drobnych otoczaków, kryształowej wodzie i towarzystwie wrzeszczących cykad.
Dzika zatoka na wyspie Itaka
... i zatoka Nicolas na wyspie Zakynthos
Tak, ponownie „zderzyliśmy się” z delfinami, które kochają bawić się z jachtem przepływając tuż pod burtą, pod kilem, dziobem i rufą. Tak, przy pełnej flaucie zatrzymałem jacht, wskoczyliśmy do wody by pod taflą nieruchomej wody fotografować te wspaniałe zwierzęta... Życie naprawdę może być piękne... Wystarczy chcieć by takie było i podąć wyzwania, które drzemią w każdym z nas. Podjąć wezwania tak, jak podjęły je dwie Damy na moim pokładzie.
Obie dzielne dziewczyny : 70 i 4 lata... Szacun od Kapitana
Ale może coś bardziej konkretnego ? A może choć 3 (tym razem) moje Wyspy Wydumane z ostatniego rejsu ? Tak "wydumane" bo jednak "zaczarowane" muszę pozostawić panu Waldemarowi -:)
Tak więc, przede wszystkim wspomniany Navpaktos...
NAVPAKTOS to jeden z najpiękniejszy małych portów morza Śródziemnego. To średniowieczne miasteczko, nad którym króluje wybudowany przez Wenicjan w XV wieku zamek. To wewnętrzny, otoczony wysokimi murami (ok 20 m) port w kształcie koła o średnicy ok 50 m, do którego „wchodzi się” (wpływa) pomiędzy dwoma basztami stanowiącymi niegdyś niezłe zabezpieczenie przed wieloma intruzami. To port, w którym oprócz wielu kolorowych łódek rybackich znajdziecie miejsce TYLKO na 5 jachtów pełnomorskich. Trzeba nie lada cierpliwości i zgrania załogi by w tym małym „bajorku” manewrować 14 metrowym jachtem, rzucić odpowiednio kotwicę i dobrze zacumować. Nam udało się nieźle. Byłem z siebie dumny i zadowolony (wszak „skromny” to moja ksywa) bo uwielbiam jeść kolację w tym mikroskopijnym porcie patrząc z wysokości ok. 20 metrów na jego stare, otaczające mury, nasz lekko kołyszący się, wielki i biały jacht otoczony małymi kolorowymi łódkami rybackimi. Nie przez przypadek wszyscy lokalni restauratorzy tak ustawiają swoje stoliki by konsumując można było zerkać i podziwiać ten fascynujący całokształt.
Navpaktos
W średniowieczu miasto Navpaktos znane było jako Lepante i to właśnie tu, 7 października 1571 roku, rozegrała się jedna z morskich bitew „świętej wojny” pomiędzy chrześcijanami i tureckimi muzułmanami. Połączone wojska Wenicjan, Maltańczyków, Hiszpanów, Genueńczyków i Neapolitańczyków atakując na galerach, wznosząc ku niebu święte krzyże, rozgromili Turków już na redzie nie dopuszczając ich do tego perełkowatego portu.
Potem, po raz kolejny był Kanał Koryncki.
KANAŁ KORYNCKI. Hmmm... cisza, zaduma, refleksja i pokora. 6-cio kilometrowa szczelinka o szerokości ok. 25 m w olbrzymim masywie skalnym. Szczelinka wysoka (lub głęboka) na 80 metrów, gdzie poczujecie się jak mrówki na Manhattanie. Czas przepływu to około pół godziny od radiowego zezwolenia na przepłynięcie. Około pół godziny na refleksję, zadumę i pokorę. Pół godziny by wyobrazić sobie 7000 tysięcy ludzkich, niewinnych istnień drążących kilofami, łomami i łopatami twardą skałę. Pół godziny by wyobrazić sobie organizację tej pracy, lejący się z nieba żar, ilość koniecznej słodkiej wody i wyżywienia dla ludzkich stworzeń wykonujących tą nieludzką pracę... Ta refleksja, ta zaduma, ta kąpiel w historii jest niezapomniana.
Kanał Koryncki
A pomysł połączenia dwóch mórz kanałem korynckim pojawił się już w XIII w p.n.e. Przytargani z Judei żydowscy niewolnicy nie ukończyli dzieła Nerona i ostatecznie dzięki zastosowaniu nowoczesnych technologii kanał oddano do użytku w 1893 roku.
I w końcu wysepki Nisoi Alkonidhes :
NISOI ALKONIDHES to grupa 3 małych wysepek, niegdyś dość zamożnych a dziś z jednym starym klasztorem. Nieco odsunięte od tradycyjnego szlaku Wschód-Zachód Zatoki Korynckiej, nieco wycofane, ale jakież piękne, suche, spalone słońcem i ciekawe resztkami ludzkiego życia. Dzikie kozy, ruiny klasztoru, jakiś na wpół wyburzony dom mieszkalny... Cisza i spokój. Cudowny zachód słońca i wschód księżyca. Nirvana wieczorową porą i dogłębnie ogarniający Was spokój świtu przerywany tyko skrzypiącym śpiewem wszędobylskich mew, które w dzień przesiadują na wodzie posiłkując się rybami a na nocleg przenoszą się na ląd. Polecam... To obowiązkowy punkt noclegowy na trasie Waszego ewentualnego rejsu z Zatoki Korynckiej do Zatoki Sarońskiej przez Kanał Koryncki (lub na odwrót).
Zachód słońca i wschód księżyca... Bogowie są z nami...
I co jeszcze dla nich wymyślić na ten kolejny piękny dzień ???
Jak już uprzednio wspomniałem, tym razem na pokładzie mojego jachtu miałem dwie nowicjuszki bojące się jachtu i wody, nieumiejące pływać i bojące się tego rejsu : 4 – letnią Alicję i 70 - cio letnią Alinę. Wiedziałem, że będą zadowolone, jeżeli zechcą się przełamać, ale nie podejrzewałem, że aż w takim stopniu. Brawo dziewczyny : byłyście wspaniałe. Wspaniałe Waszą odwagą, Waszym zaufaniem do skippera, Waszym zainteresowaniem wszystkiego co widziałyście po raz pierwszy w życiu i Waszą gotowością do uczestniczenia w pracach na pokładzie. Byłyście wspaniałe inicjując kąpiele i pływanie w słonej, morskiej wodzie... Jakże to miłe widzieć w „dziewiczych”, przestraszonych i niepewnych załogantkach stopniową przemianę i realizować ich zachowanie wraz z upływem czasu. Jak to miło dostrzegać ich oswajanie się z nowym, morskim środowiskiem. Raz jeszcze dziękuję i gratuluję obu dziewczynom radości życia i ciekawości świata, oczywiście na swoim szczeblu jego postrzegania. GRATULUJĘ i cieszę się, że już wkrótce ponownie zagościcie na pokładzie naszego jachtu tym razem w dalekiej Nowej Kaledonii... To już wkrótce choć to jeszcze 4 długie miesiące... Do zobaczenia więc i raz jeszcze szacun kapitana.
Dziękuję Ci Życie
Komentarze
“We rise by lifting others” (R. Ingersoll) – to o Marku.
Jeszcze raz pięknie dziękuję 😊 Alina