„I przyszedł ten dzień, kiedy ryzyko trwania w pąku było bardziej bolesne niż ryzyko zakwitnięcia”
Anais Nin (od Basi)
ESTONIA
Ostatnie państwo bałtyckie podczas naszej podróży to Estonia. Państwo, które przechodziło z rąk do rąk Duńczyków i Niemców aż do 1345 roku, kiedy to sprzedano je zakonowi Kawalerów Mieczowych a ci, znanym nam spod Grunwaldu Krzyżakom. Pod koniec XVI wieku Estonia „trafiła” na 300 lat do Rosji, by w 1918 roku ogłosić w końcu niepodległość.
A stolica Estonii ? Tallin, to po Rydze powrót do ciepłej miejskiej architektury bliższej naszemu sercu. To tysiące kwietników, restauracji, dziesiątki zgrabnych kamieniczek i różnorodnej historii.
Najpierw powitała nas wspaniała, tallińska brama główna, by zaraz potem znaleźć się w małej restauracji, gdzie swobodna, młoda studentka hotelarstwa „zarządzała” naszym stolikiem jako kelnerka. Nienaganny angielski, bystre spojrzenie, otwarte horyzonty, marzenia o dyrektorowaniu w hotelu-resorcie, gdzieś na końcu świata... Na Bora Bora ? Why not. Trudno się dziwić, że od razu pokochałem to dziewczę, bo przypomniał mi się mój paryski, hotelarski zapał...
Nie koniec to jednak moich wysp magicznych. Kiedy około 1450 roku umierał niejaki Otto Johan Touve – pijak, dziwkarz, awanturnik i chuligan, to ufundował płytę ze swoim nazwiskiem prosząc o zamontowanie jej u wejścia do kościoła, by dla pokuty stąpano po jego nazwisku i w ten sposób odpuszczono mu jego grzechy.
Ale perełką jest Tallińska cerkiew. Znowu te cholerne refleksje. Przed cerkwią dałem żebraczkom po dolarze i zgrzyt pomiędzy biedą a manipulacją ludu (jakbym to dziś widział) po raz kolejny podciął mi nogi. Był 1887 rok, kiedy cerkiew przebudowana w XVIII wieku z kościoła luterańskiego, stała się zbyt ciasna dla rosnącej grupy prawosławnych Rosjan. Postanowiono tedy o budowie nowej cerkwi w tym samym miejscu, w ramach kampanii wzmacniania prawosławia i rusyfikacji Estończyków. I kolejne pytanie które zawisło nad moją głową : czyżby rzeczywiście religia służyła do manipulowania ludem? Jak łatwo można zmienić katolicyzm na protestantyzm a protestantyzm na prawosławie ? Ach jak niewiele zależy to od manipulowanego ludu... Edukacja głupcze, edukacja !!! Już to gdzieś kiedyś napisałem...
Na koniec zaś, Ogrody duńskiego Króla i ...Wieża Dziewic. Dziwna to nazwa. Wszak było tu średniowieczne więzienie dla prostytutek i „źle prowadzących się pań”. Cokolwiek by to oznaczało, to na pewno ani jedne, ani drugie nie były dziewicami. Skąd więc ta nazwa ? Otóż jak twierdzi legenda, wieża była początkowo więzieniem dla panien, które nie akceptowały wybranego im małżonka. Odsiadka trwała tak długo aż pogodziły się z przeznaczeniem, a że w większości było to panny z charakterem, to niejednokrotnie więzione tu były aż do końca swoich dni.
Tak... Tallin to niewątpliwie piękne miasto. Warto spędzić tu kilka dni, powałęsać po wspaniałych uliczkach z kamieniczkami z XVI wieku, napawać się widokiem setek beztroskich turystów na głównym placu przed ratuszem, przy lamce aperol spritz... zwłaszcza gdy sprzyja wspaniałe słońce i letnia temperatura...
Jedziemy dalej... Tym razem 2-godzinny prom do Helsinek.
FINLANDIA
Finlandia – kraj wciśnięty między Rosję i Szwecję (300 km do Saint Petersburg, 400 km do Sztokholmu). Kraj tak samo wtłoczony między Szwecję i Rosję jak Polska między Rosję i Niemcy i Korea między Japonię i Chiny.
Nic więc dziwnego, że mając takich sąsiadów, też długo czekała na niepodległość. Kiedy tylko niosący dobrą wiarę dobroduszni Krzyżacy zaczęli tracić na ważności, to natychmiast „puste pole" zajęli Szwedzi. Wszak biznes nie znosi pustki, jak zawsze twierdziłem. I tak Szwedzi zajęli Finlandię ok. 1200 roku, by pozostać w niej ok. 600 lat (do 1807 roku), kiedy to Nabulio (tak matka nazywała małego Napoleona Bonaparte) umoczył paluszki w Tylży dając Finlandię w prezencie carowi Aleksandrowi I, w zamian za wystąpienie Rosji z koalicji anty-napoleońskiej... Kolejny „zachodni” naiwniak liczący na rosyjską rzetelność. Rezultat : wdeptawszy Finów w ich rodzinną glebę, Rosja nie wystąpiła z rzeczonej koalicji a w Finlandii pozostała aż do 1917 roku.
Pierwotną stolicą Finlandii było Turku, dokąd śladami Anny Jagiellonki zmierzaliśmy i my. Bardzo szybko Turku okazało się zbyt małą siedzibą dla Szwedzkich władców i w 1550 roku, Król Gustaw Waza, zwiedzając okolice aktualnych Helsinek, urzeczony licznymi wyspami, zdecydował : tu założym gród na naszą fińską stolicę. Wszak Helsinki położne są na około 300 granitowych wyspach z niezliczoną ilością marin, własnych przystani, setkami domków letniskowych i rajem dla wodniaków.
Naszą pierwszą wyspą magiczną był park wkoło najstarszego kościoła vanha kirkkotego (1824), położonego tuż przy cmentarzu, na którym pochowano ponad 1000 zmarłych podczas epidemii dżumy w 1710 roku... Dziś z cmentarza pozostało jedynie kilkadziesiąt nagrobków wśród idealnie wypielęgnowanego trawnika, na którym Helsińczycy bawią się wesoło, organizując pikniki, spotkania rodzinne, imprezy towarzyskie i wesołe przedstawienia młodych zespołów teatralnych...
Idąc na najświetniejszy Plac Senacki, najpierw „potykałem” się o napisy na chodniku,
na które reagowałem z łezką w oku, a zaraz potem był szok z wielkości katedry helsińskiej zbudowanej w 1850 roku i sfinansowanej przez cara Mikołaja I. Do 1917 roku była to ociekająca złotem cerkiew, a po uzyskaniu niepodległości stała się katedrą luterańską. Złote zdobienia i kapiące bogactwo zastąpiła protestancka skromność. Jakże to inne od barokowego Horror Vacui ("lęk przed pustką"), który przytłoczył nas w katedrze św. Jana na Malcie.
Ale chyba nie to było naszą kolejną wyspą magiczną. Kolejną, była konfrontacja potęgi tej budowli z dwoma żebrakami, których widzieliśmy kilka chwil wcześniej „nurkujących” (dosłownie) w przyulicznych koszach na śmieci...
To zderzenie nędzy i ludzkiej tragedii z niewyobrażanym bogactwem i marnotrawstwem, było obrzydliwe. Nie rozumieliśmy tej przepaści. Nie rozumieliśmy niesprawiedliwości i za marne pocieszenie tłumaczyliśmy sobie, że była to możliwość dawania pracy wielu, wielu, wielu ludziom... Ale czy Plan Marshalla, który ujrzał światło dzienne tuż po II wojnie światowej nie byłby bardziej sprawiedliwy i rozsądniejszy dając możliwość szybkiego rozwoju społeczeństwa, bogacenia się jego mieszkańców i w efekcie ekonomicznego rozwoju kraju ? Czy tylko „dawanie pracy” jest ekonomicznie uzasadnione ? Chyba nie, bo nie tylko ekonomia jest wyznacznikiem ludzkiego życia. Myślę też, że Pan Bóg niekoniecznie cieszy się z takiego marnotrawstwa jako świadectwa wiary swoich wyznawców. Zapewne bardziej cieszyłby się z ich postępowaniem zgodnie z Jego przykazaniami...
Helsinki nie urzekły nas swoim pięknem. Oprócz nadmorskiego bulwaru z pałacem prezydenckim i wspaniałymi łososiami w budkach na nabrzeżu, oprócz setek cudownych wysp, które zobaczyć można płynąc stateczkiem turystycznym, oddalone nieco dalej od głównego nabrzeża ulice, nie powalają swoim wyglądem.
Czas na Rovaniemi, stolicę Laponii leżącą na kole podbiegunowym. Czas na Santa Claus Village ... Wioskę świętego Mikołaja.
Nie byłoby tej legendy i tego miejsca gdyby nie prezydentowa Eleonora Roosvelt, dla której właśnie tu wybudowano Roosvelt Loge, i która nagłośniła to miejsce na całym świecie. Potrzeba było jednak 30 lat by władze Finlandii zdecydowały o powstaniu tu „Disneyland‘u Północy“, ogłaszając oficjalnie Rovaniemi i Santa Claus Village, ojczyzną Świętego Mikołaja…
Warto zobaczyć ten „Disneyland“ choć zapewne jest o wiele atrakcyjniejszy zimową, mroźną i śnieżną porą, niż wiosenną szarugą w opadach deszczu.
A na koniec ? Na koniec szerokie, puste i doskonałe drogi. Na koniec wszędobylskie jeziora i nieprzebrane połacie lasów z rodzynkami brązowych, małych domostw. Na koniec wspaniałe i niespotykanie nigdzie indziej parkingi.
Przydrożny parking nad jeziorem
Na koniec też, cisza i wolne renifery spokojnie pasące się w przydrożnych rowach i leniwie przechodzące przez „asfaltowe saloony“. Są jak święte krowy w Indiach : każdy ma swojego właściciela choć wydaje się, że są kompletnie dzikie, samodzielne i nie znają ludzkiej opieki… Znają. Finowie dbają o nie tak samo, jak „dbają“ prawdopodobnie o każdego łososia…-😉
Tak... z pewnością Finlandia jest synonimem SPOKOJU, ciszy, przyrody i piękna nieprzebranej natury... Warto spędzić tu kilka dni...i koniecznie święta Bożego Narodzenia w wiosce Świętego Mikołaja...
Komentarze