2024/12
„Nie należy bać się kogoś kto ma bibliotekę i czyta wiele książek. Należy bać się kogoś kto ma tylko jedną książkę i uważa ją za świętą, ale nigdy jej nie przeczytał.”
Autor nieznany
- Ty to masz szczęście – powiedziała Irenka. Ledwo wsiedliśmy do taksówki, kiedy na pytanie skąd jesteśmy mały chiński taksówkarz rozpoczął rozwodzić się na temat globalnej polityki. Tak, przeżyłem już na wyspie Sulawesi (Indonezja) nauki kierowcy o Napoleonie. Tak, milczałem a ślady po kopnięciach Irenki by go nie zabić albo „wyprostować” mam do dziś. Tak, męczyłem się, kiedy nauczał mnie, że Napoleon właśnie tu się urodził i stąd wygnany udał się do Europy by ją podbić. Tak, tak, tak... Wiele bzdur i wielu ignorantów w milczeniu wysłuchiwałem, ale tym razem nie wytrzymałem, kiedy wspomniany, chiński taksówkarz nauczał mnie, że mamy szczęście, że wybory w USA wygrał Trump bo on dogada się z Putinem i wcieli Ukrainę do Rosji. I choć Polska jest niezależna to jako Słowianie (tu podziwiałem jego wiedzę) też powinniśmy należeć do rosyjskiej strefy wpływu... Hmmm.... Chrząknąłem przerywając mu. A Singapur to niezależne państwo czy strefa wpływu Chin ? A skoro niezależne to może zechciałbyś pozwolić innym narodom by podążali swoją własną drogą niekoniecznie ulegając wpływom dużego sąsiada ??
I w dalszym milczeniu dojechaliśmy do hotelu by rozpocząć 3 dni zwiedzania tego miasta/państwa. To już trzeci raz, kiedy tu byliśmy, ale chyba po raz pierwszy z konkretnym planem zwiedzania.
A więc przede wszystkim miłość Irenki, czyli Ogród Botaniczny z jego orchideowym (storczykowym) wnętrzem.
Położony jest na 82 hektarach a w jego sercu znajduje się Orchidea Garden z około 3000 odmian tych kwiatów. Już 3 lata po przybyciu Anglików (1819) Sir Stamford Raffles założył pierwszy ogród botaniczny w centrum Singapuru, a ten obecny przeniesiono na jego przedmieścia i zagospodarowano w 1859 roku. To zjawiskowe kwiatowe piękno uznane zostało w 2015 roku za światowe dziedzictwo UNESCO.
Jestem mężczyzną i kwiaty nie są czymś, co jest dla mnie uosobieniem piękna. Owszem lubię je, ale zwłaszcza cenię kobiety, które kochają kwiaty i je podziwiają. Bo kobieta z natury jest delikatna jak płatek kwiatu a jej uśmiech, miękkość, urok i makijaż upodabniają ją do kwiatu. Taka była moja kochana Mama i taka jest moja kochana Irenka. Kwiaty to ich miłość. Logicznym więc jest, że ogrody botaniczne są dla nas obowiązkowym punktem każdej podróży, i że ja też zacząłem je podziwiać.
Widziałem więc w moim życiu wiele ogrodów, ale ten to zupełne szaleństwo. Te zielone płuca Singapuru są w zasadzie podobne do wielu innych, ale żaden nie ma wewnątrz takiej histerii kolorów, takiej palety kolorów, tylu odcieni wszystkich istniejących kolorów świata. W żadnym innym nie zachwycicie się tak jak w tym singapurskim, gdzie, godzinny spacer przeniesie was w nieznany świat kolorów, delikatnych płatków, kolorowych obrazów i niezapomnianych kształtów.
Czas na krótki odpoczynek
Jeżeli posiadacie jakąkolwiek wrażliwość to pamiętajcie, że singapurski Orchidea Garden inspiruje do wyznania miłości, inspiruje do zrozumienia Boga, inspiruje do bycia po prostu lepszym w kontakcie z tą cudowną przyrodą. Bo jak często mawiamy spacerując wśród naszych wspaniałych kościeliskich świerków : jeżeli jest piękno i jest miłość to musi być BÓG.
Ten długi dzień zakończyliśmy w ulewnym deszczu w przyhotelowym basenie, bo nic tak nie uspakaja jak miarodajne werble deszczu bijącego o taflę błękitnej wody.
A potem był długi spacer po Singapurze by odkryć kolejne po Paryżu i Sydney przemyślane, piękne i zadbane miasto.
Hmm... Wiele stolic świata i wiele dużych miast widzieliśmy na trasach naszych niezliczonych podróży. Do tej pory zawsze królował mój ulubiony Paryż, choć od 2010 Sydney zbliżył się do niego na niebezpieczną odległość. I dziś... ku mojemu zdumieniu, Sydney ma poważnego konkurenta, bo choć Paryż wciąż wydaje się nie do pobicia to Singapur zdecydowanie wysunął się na drugie miejsce.
Nowoczesne wieżowce w iście „dubajskich” najróżniejszych kształtach, małe, ukryte, jakby zawstydzone dzielnice willowe, kolorowa Chinatown i ulice zabudowane jedno lub dwupiętrowymi domami z kolonialnych czasów to ogólny obraz tego miasta. Nabrzeża rzeki o tej samej nazwie wypełnione są co do centymetra w najróżniejszego typu, rodzaju i narodowości restauracje i bary, gdzie możecie smacznie zjeść i odpocząć a gościnna ludność przedłuży zamknięcie restauracji, jeżeli zjawicie się „za pięć dwunasta” by was nakarmić i umilić wam czas.
No i... No i ZIELEŃ. Wszędobylskie trawniki, kępy krzewów i palm. Drogi udekorowane najróżniejszą zielenią. Sam dojazd z/do lotniska otwiera oczy z zachwytu nad pióropuszami palm tworzących zielony tunel nad sunącymi samochodami. Wszystko jest tu zadbane i przemyślane. To właśnie ten porządek, ta rozbudowa w imię czegoś, w imię jakiegoś planu, ta wizja miasta i konsekwencja w jej realizacji tak podobają mi się w Paryżu i tak też zaimponowały mi w Singapurze. Choć nogi odmawiały nam posłuszeństwa dobrnęliśmy do końca by po krótkim odpoczynku wyruszyć ponownie na Singapur by night.
Tak - Zachwyciliśmy się Singapurem... I choć zabrzmi to dziwaczne to zachwyciliśmy się też jego lotniskiem, które istnieje w przewodnikach turystycznych jako jedno z najciekawszym miejsc do zwiedzania.
Jeżeli więc zamierzacie przypłynąć tu statkiem a nie przylecieć samolotem, to koniecznie zobaczcie międzynarodowe lotnisko Changi w Singapurze.
A na zakończenie naszego pobytu, przyszedł czas na Muzeum Historyczne (National Museum of Singapore), które zrobiło na nas ogromne wrażenie. Muzeum i historia Singapuru, którego rozwój był równie imponujący jak Chicago i Emiratów Arabskich.
Muzeum Historyczne
Po malajsku „singapura” oznacza miasto lwa choć to raczej o tygrysa chodziło, bo lwy to mieszkańcy Afryki i Indii.
Nie licząc stuleci pod panowaniem sułtanów malezyjskich, bez szczególnych fajerwerków i jakiegokolwiek rozwoju, to tak naprawdę wszystko zaczęło się w 1819 roku, kiedy Sir Stamford Raffles i major William Farquhar (zwany ojcem Singapuru) przybyli na tę wyspę by z lokalnym sułtanem malajskim dobić targu na wynajem wyspy. Singapur miał być przyszłą bezcłową placówką handlową „otwartą na statki z całego świata bez względu na narodowość i przewożone towary”, jak głosiło hasło przewodnie. Ach jak ja kocham ten brytyjski pragmatyzm. Kapitan James Cook też nigdy nie okradał autochtonów, w przeciwieństwie do barbarzyńskich konkwistadorów wspieranych przez kościół katolicki, a wręcz rozdawał im szklane paciorki i szklane świecidełka „biorąc jednakowoż kolejne napotykane wyspy w posiadanie Korony Brytyjskiej”.
Już 5 lat później, bo w 1824 roku, Brytyjczycy kupili od sułtana Singapur, który w ten sposób stał się kolonią brytyjską podobnie jak pobliska Malaka i Penang.
Zapewne ani Raffles ani Farquhar, nie zdawali sobie sprawy, że już 30 lat później Singapur stanie się handlowym centrum południowo-wschodniej Azji. A było czym handlować, co uprawiać i co wydobywać. Malajski kauczuk ukradziony z Brazylii (pamiętamy zakaz wywozu jego nasion i przeszmuglowanie ich przez brytyjskich botaników) i cyna z malajskich kopalń transportowane były właśnie z Singapuru.
W latach 1825-1873 brytyjska administracja przywiozła tu około 3000 więźniów z Indii jako tanią siłę roboczą do budowy portu i miasta. Pod nadzorem brytyjskich inżynierów budowali oni drogi, domy, nabrzeża, fort Canning, katedrę św. Andrzeja i budynki rządowe. W ciągu 5 lat od założenia portu populacja Singapuru wzrosła z 1 000 do 10 000 ludzi. Przyjmowano tu statki z Azji i z Europy. Handlowano też ubraniami, opium, herbatą, jedwabiem, ceramiką chińską, perłami, przyprawami i skorupami żółwi.
Statki przywoziły imigrantów z Indii i gównie z Chin do najcięższych prac, choć szybko Chińczycy przekształcali się w handlarzy. Już w 1830 Chińczycy stanowili największą grupę etniczną. W ciągu 30 lat (1870-1900) Singapur zwiększył liczbę mieszkańców do 225 000. Powstawały fortuny jak to bywa przy tak szybkim rozwoju. Przypomnijcie sobie rozwój Chicago jako przykład nieprawdopodobnego popytu na jedzenie, mieszkania, domy i wszystko co potrzebne napływającym imigrantom.
Kiedy w 1919 Singapur celebrował swoje 100 lat był już dużym, światowym centrum nie tylko handlowym, ale przede wszystkim finansowym a poza tym jedynym na świecie całkowicie oświetlonym elektrycznością i miastem posiadającym połączenia telefoniczne.
Druga wojna światowa i okupacja japońska była krótka. Brawurowa i wspaniała akcja 6 brytyjskich komandosów, którzy wysadzili 6 japońskich okrętów, przywróciła Singapur do Wielkiej Brytanii i pomijając krótką przygodę z Malezją w 1965 roku Singapur ogłosił NIEPODLEGŁOŚĆ. Zaraz jednak potem musiał zmierzyć się z ogromnym bezrobociem wynikłym z dużego napływu emigrantów i upadkiem handlu istniejącego za brytyjskich czasów.
Nowi emigranci nie mający jeszcze pracy żyli po 20 w jednym małych „pokojach”, spali na matach i często raczyli się opium by zapomnieć o swoim tragicznym losie. Czy człowiek nie jest architektem swojego własnego życia ? Czy jak sobie pościelisz tak się wyśpisz nie jest życiową prawdą ? Czy ktoś zmuszał ich by szukali tu łatwego życia ?
Ale... Właśnie - nie znajdując pracy w określonym czasie byli odsyłani do Chin przez mieszkającą i urządzoną już tu społeczność. Samo-odruch ? Samoistna regulacja ? Oddolne rozwiązanie problemu imigracji ??
Długo zastanawiałem się na problemem imigracji, który w tak ewidentny sposób nurtuje dziś cały nasz świat. Dobro czy zło ? Pracownicy do brudnych robót i katolickie miłosierdzie czy też bakterie i zagrożenie dla „naszej zachodniej chrześcijańskiej cywilizacji” ?
A może właśnie otwarcie granic, pomoc bliźniemu i uruchomienie podobnej „samoregulacji” wśród przybywających jest rozwiązaniem ? Czy widok bezrobotnych imigrantów na poniższym zdjęciu zrobionym właśnie w muzeum w Singapurze może być obojętnym dla każdej ludzkiej istoty ????
Singapur poradził sobie z problemem imigracji wcale nie budując murów na swoich granicach i nie pozwalając umierać potrzebującym pomocy.
Pod wodzą ministra Finansów, Goh Keng Swee’sa, uprzemysłowiono kraj ściągając zagraniczny kapitał, czytaj fabryki (tak, nie bali się o swoje „perły narodowe” i nie bali się konkurencji) i już po 10 latach zlikwidował bezrobocie a jego ekonomia rozwijała się w nie spotykanej skale.
Od 1960 do 1970, w ciągu zaledwie 10 lat :
- zatrudnienie mężczyzn wzrosło o 86 %
- zatrudnienie kobiet wzrosło o 195%
- zagraniczne inwestycje wrosły o 20 razy z 157 mln do 3 380 mln
- ilość absolwentów wyższych uczelni podwoiła się z 3400 do 7500
Czy zawsze u nas polityka musi górować nad ekonomią ? Czy u nas zawsze muszą rodzić się potworki intelektualne manipulujące ludem, grające na jego emocjach i jego nieświadomości ? Czy musimy zawsze robić coś pod czyjś interes polityczny zamiast wznieść się na wyżyny idealizmu i wziąć przykłady podane już na tacy ? Przykłady z Emiratów Arabskich, młodych Stanów Zjednoczonych czy właśnie z Singapuru. Czy istotą naszych podróży musi zawsze być porównywanie do Polski i wciąż obijające się po moim kondensatorze świadomości pytanie o nasze polskie dobro ?
Ale może nie jest tak źle, bo nasz pobyt w Singapurze zakończyła kolacja na żaglowcu, który pokazał nam wspaniałości tego państwa-miasta by night.
Czas w dalszą drogę. To już „tylko” 9 godzin lotu i powita nas NOWA KALEDONIA na antypodach – ostateczny cel naszej podróży.
W drogę, w drogę miły bracie.... tam przygoda czeka na cię....-😊
Komentarze