2023/9 - INDONEZJA- Sumatra

 
                                                                                                                         2023/9



„Wiele tracimy wskutek tego, że przedwcześnie uznajemy coś za stracone“

                                                                                                                Goethe



Kiedyś w dzieciństwie przeczytałem książkę o zaciętych walkach amerykańskich żołnierzy z Japończykami na Jawie, Sumatrze i Borneo. Co pozostało mi w pamięci ? Okropność wojny, ludzkie wnętrzności opisane z precyzją chirurga porozrzucane podczas bezlitosnych walk i tajemniczy, egzotyczny opis dżungli. Tak. Na pewno chciałem wówczas zobaczyć ją z bliska. Oto i jestem.



Na podstawie spędzonego tu miesiąca, postaram się opisać Wam Indonezję. Dziś, może niekoniecznie dżunglę, ale na pewno ten fantastyczny i egzotyczny kraj, który składa się z 17 000 wysp i około 700 plemion każdy władający swoim językiem.


Bogaty, a jednocześnie biedny. Niby podobny do Madagaskaru, Afryki i Indii, a jednakowoż zupełnie inny. Inny, bo niesamowicie zróżnicowany.


Zarządzany przez 350 lat przez Holendrów, którzy w swej quasi apardheid’owej polityce nie pozostawili po sobie niczego : ani języka, ani budowli, ani nawet dobrego wspomnienia mieszkańców, podczas gdy hiszpańskim językiem włada połowa świata, gdy połowa świata należy do Wspólnoty Brytyjskiej i gdy Francja posiada Terytoria Zamorskie, to Holandia zachowała kilka małych wysepek na Morzu Karaibskim. Tam, gdzie istniała 350 lat, słuch po niej zaginął. No... może niekoniecznie bo spotkaliśmy grupkę Holendrów w naszym wieku ale widząc ich aktywność raczej przyszły mi do głowy moje trasy z Mamą z cyklu „szanujmy wspomnienia”, gdzie odwiedzaliśmy stare „śmieci” mojej rodziny w obecnej Ukrainie. Przecież jeszcze w 1945 roku mieszkali tu wygodnie biali Holendrzy obsługiwani skwapliwie przez lekceważonych lokalesów.


Dlaczego jednak nie zadbali o szkoły dla tubylczych dzieci ? Dlaczego nie zatrudniali autochtonów w swojej administracji ? Dlaczego nie starali się traktować gospodarzy z minimalnym choćby szacunkiem ? Separacja lub inny sort jak powiedziałby klasyk w naszej Ojczyźnie.


Czy jednak ta idea, która tyle krzywd wyrządziła na świecie była korzystna dla kolonialistów ? Niekoniecznie jak pokazuje przykład Holendrów w Indonezji.


Ale zacznijmy od SUMATRY o powierzchni i ludności 1.5 większej od Polski.



W tradycyjnych strojach Tobo Batak


Wyspa gdzie jeździ się „na żyletkę” i gdzie prawo jazdy "zastępuje" tak jak w Indiach słynne 3 x G : Good brake, Good horn i Good luck.


Wyspa różnorakich małp siedzących na barierkach dróg czekających na rzucone im przez kierowców resztki jedzenia.


Wyspa, gdzie w zgodzie żyją chrześcijanie (głównie protestanci) z muzułmanami i nikomu nie przeszkadzają obciśnięte leginsy uwidaczniające każdy detal kobiecego ciała i zakrywające całe ciało hidżaby pomimo 40-to stopniowych upałów.


Wyspa przydrożnych, brudnych knajp z niezgrabnym, ręcznym napisem B1 i B2. - Cóż to za szyfr ? Zapytałem naszego przewodnika... - Hmm... B1 to psina z grilla, B2 to wieprzowina z grilla.... Jeżeli dodacie do tego mężczyzn, którzy nie pracują a ich czas upływa na piciu kawy z kolegami lub graniu na gitarze, i kobiety, które uprawiają ziemię, zajmują się domem i dziećmi, to macie indonezyjski raj dla naszej Konfederacji. Powinni przypomnieć sobie historię Purytanów i Menonitów i przybyć do tej ziemi obiecanej.


Sumatra to też wyspa przydrożnego brudu i wszelakiego dziadostwa pozbawionego jednak placków krowich odchodów i afrykańskiego kurzu.


Uliczny sklep mięsny

 

Warsztat naprawczy

 

Życie

 

To również wyspa palm cukrowych, olejowych i przebogatej zieleni. Chyba tylko tu sprzedaje się na przydrożnych straganach brązowe paliwo, zielony olej palmowy i biały alkohol tuak, a wszystko w 1,5 litrowych plastikowych butelkach po wodzie mineralnej.


To w końcu wyspa plantacji drzew kauczukowych, rozlatujących się tuk tuków, zapchanych autobusów z pasażerami i towarami na ich dachach a także obiadów po 5 ale również „aż”: po 50 PLN jeżeli traficie na „europejski standard” rzadko jednak tu spotykany.


Sumatra to jednak przede wszystkim wyspa o otwartych sercach jej mieszkańców, którzy wielokrotnie pozdrawiali nas machaniem rąk, życzliwym uśmiechem, dłońmi złożonymi w serce czy prośbą o zrobienie sobie z nami zdjęcia.




Proszą o zdjęcie z nami


Orchidee to must



Indonezyjskie Muzułmanki




Targ z owocami

 

Meksykańska knajpka w Indonezji z kuchni meksykańskiej ma tylko nazwę -😉



Wspaniałe były/są zwyczaje żyjących tu plemion, bo aczkolwiek zostali częściowo schrystianizowani przez niemieckich luteranów i holenderskich kalwinistów to, jak wszędzie, ANIMIZM : the first... 

 

Jakie więc perły wybrałem z tej doskonałej jakości naszyjnika sumatrzańskich zwyczajów ?


Obszar północnej Sumatry to obszar zamieszkany przez lud Batak, który składa się z 7 plemion w tym dwa, które dane nam było poznać : Kara Batak i Toba Batak.


DOKAN – wieś na końcu świata a w niej longhouse, czyli domy, w których żyje 5 do 7 rodzin Batak Karo. Otworzyli przed nami swoje „drzwi”. Weszliśmy do środka. Duszno. Ciemno. Unoszący się lekko dym z 4 palenisk sprawiał wrażenie innego świata. Cienkie dywany na podłogach to miejsca do spania. Niby szafy i prymitywne regały na ubrania. Cóż to zresztą za ubrania ? Kilka rozciągniętych na maksa podkoszulków. Smutek.




Tradycyjny longhouse

Wejście do domu

 

 

Sypialnia i kuchnia


Ci, którzy się „dorobili” wyprowadzają się z longhouse do swojego domu. Do swojego marzenia. Zwiedzamy te ich nowe własności. Małe chatki pokryte rdzewiejącą już blachą. Jedne blisko drugich. Z daleka sprawiające wrażenie jednej wielkiej pogiętej szachownicy blach. Kozy, psy, kury...



Spełnione marzenia


Brudno i biednie, ale szczęśliwie. Irenka robi zdjęcie matki z dzieckiem. Miłość jest taka sama na każdej szerokości geograficznej bez znaczenia na kolor skóry, wielkość portfela, piękniejsze lub brzydsze otoczenie. Jeżeli jest w nas samych piękno i miłość to wszędzie jesteśmy szczęśliwi.


MIŁOŚĆ nie zna kolorów skóry

 

 Do pracy... zawieźć żonę czas


Dzieciaki jak wszędzie : beztroska radość


Jedziemy dalej. Mamy szczęście. Dziś ślub w plemieniu Batak Karo. Impreza zaczyna się już o 9 rano. Najpierw składane są podziękowania dziadkom potem rodzicom. Czas młodych to późne popołudnie.



Dom weselny i pierwsi goście


Nie doczekamy się. Jedziemy dalej. Co jakiś czas widzę jakieś budowle w szczerym polu, ryżowisku lub obok domków. To groby zmarłych. I opowiadanie naszego przewodnika Hermana (muzułmanin pełnej krwi z Sumatry, skąd więc to imię ?) rozpoczyna się od początku.


Istnieją dwie ceremonie pogrzebowe w plemieniu Batak. Zaraz po zgonie ciało wystawia się w domu. Trzy dni to płacz i żałoba a kolejne 2 do 4 (w zależności od zamożności rodziny) to zabawa suto zakrapiana alkoholem. Po ceremonii żalu i radości z pójścia zmarłego do dobrych duchów wywozi się ciało na przeznaczone miejsce, gdzie zakopuje na 5 lat. Po 5 latach zostaje wykopane, resztki ciała oczyszczone do białych kości i następuje ich złożenie w rodzinnym grobie, który znajduje się już na posesji rodziny w sąsiedztwie domu lub w innym miejscu np. gdzieś na środku pola ryżowego.

 

Grobowiec średniej klasy (z tygrysem na górze)


i grobowiec miejscowego notabla


- A jak z kanibalizmem ? Zapytałem przewodnika.    - Aaaa - to już na inną chwilę na wyspie Samosir na jeziorze Toba.


Jedziemy i płyniemy promem.


Miejscowość AMBARITA. To mekka turystów indonezyjskich, ale też must dla białasów. To miejsce rządów jednego z najgroźniejszych regionalnych królów. Ofiarą kanibalizmu padali nie tylko wrogowie. Padali też przestępcy i zwykli złoczyńcy. Po 7 dniach uwięzionego skazańca stawiano przed królem, który decydował o karze : niewolnictwo albo śmierć. Śmierć w tutejszych warunkach była okrucieństwem. Najpierw rozkładano skazańca na wielkim płaskim kamieniu by pociętą nożem klatkę piersiową polewać cytryną lub innymi płynami piekącymi co miało osłabić jego ewentualna obronę. Potem laską-totemem uderzano po jego zakrwawionych piersiach by wyrzucić z niego złe duchy. W końcu tak zmaltretowanego prowadzono na pieniek, gdzie odcinano mu głowę. Biada jednak katowi, który nie dokonał tego jednym ciosem, bo tak wielkie przewinienie jego samego skazywało na podobną śmieć. Odciętą skazańcowi głowę pokazywano ludowi i przystępowano do konsumpcji. Surowe, krwawiące serca i wątroby zjadał król i notable a mięso krojono na kawałki i rozdawano ludowi. Ci, którzy nie zjedli wszystkiego mogli zabrać resztki do domu i zmieszane z kurczakiem podać do kolejnego posiłku...Wszak ludzkie mięso siły dodawało....Da się ???


Jaszczurka : symbol sprytu, 2 piersi dla dzieci a 2 dla męża


 domy Bataków


Z Ambarita to już kilkanaście kilometrów do wsi TOMOK, gdzie pochowano króla Sidbutra i jego potomnych. Tym razem nie było kanibalistycznych opowieści. Tym razem opowiedziano nam historię wodza, który pokonał wroga rozkazując wojownikom pokazać swoje genitalia tuż przed walką. Przerażeni wrogowie uciekli ze strachu za co wódz dostąpił zaszczytu umieszczenia swojego popiersia pod popiersiem króla na królewskim grobowcu...


 

Od prawej : grób pierwszego króla, dwa małe grobowce to wojownicy, potem największy, najgroźniejszego króla z małym wodzem zakrywającym genitalia i trzykolorową harfą symbolizującą piekło, ziemię i niebo. Ostatni grobowiec to pierwszy protestancki król już po przybyciu Holendrów.


  Ostatni potomek króla dziś jako przewodnik.


A na koniec zaproszono nas do tradycyjnego tańca.... I tak, tym wspaniałym akcentem, zakończyliśmy pobyt na wyspie Sumatra. Pobyt wśród gościnnych i życzliwych ludzi.



Tradycyjny taniec plemienia Batak Toba




Kup Pan tą pamiątkę albo tę rzeźbę... Nie, nie kupię, ale porozmawiać chętnie mogę




Bez komentarza

 


Horas to jak hawajskie aloha czyli miłe powitanie


Czas w drogę. Przed nami Borneo...


Dziękujemy Hermanowi i Jimmy’iemy, naszemu przewodnikowi i kierowcy. Good job boys... Thank you very, very much...

Komentarze