2015 Rok
"Jeden jest tylko rodzaj spokoju godny postawienia na czele dążeń – spokój sumienia"
T. KOTARBIŃSKI
Niestety
to był kolejny minusowy rok w Amago, choć tym razem strata była już niewielka.
Poważne cięcia kosztów przynosiły rezultaty. Odradzaliśmy się i dlatego
zaplanowałem dwie ciekawe wyprawy…
Nagle, 6 maja, będąc pod prysznicem, około 7 rano, otrzymałem sms od Jagi, mojej kochanej Siostrzyczki… “Masz prawo do własnych wyborów. Jednak twoje zachowanie a właściwie brak bycia przyzwoitym w stosunku do mnie pozostawia niesmak i wiele do życzenia. Nie idę do teatru, do którego mnie zaprosiłeś”.
To
kolejny SZOK. Jeszcze wczoraj umawialiśmy się na kolację po teatrze, jeszcze wczoraj kochaliśmy się jak zawsze... Co się stało ? Skąd ta moja nagła nieprzyzwoitość ? O co tu chodzi ? Na moich kilkanaście telefonów w ciągu całego dnia by
dowiedzieć się co się dzieje, nie odpowiedziała już NIGDY. Dziś mija
6 długich lat.
Dwa
dni później, będąc w Libiążu, dowiedziałem się od Mamy, że jestem
draniem, bo chcę zwolnić siostrę, osobę chronioną okresem
przedemerytalnym, że mam to cofnąć i ją przeprosić. To jakiś kolejny ŻART
LOSU.
Nie, nie miałem zamiaru zwalniać Cię Droga Siostro. Nie, nie jestem draniem nawet gdybym chciał Cię zwolnić w momencie gdy zagrażały mi problemy finansowe. Przede wszystkim jednak, nawet gdybym miał takie intencje (do czego miałem prawo), to zrobiłbym to po otwartej rozmowie a nie zza węgła z jednej strony podejmując decyzję o Twoim zwolnieniu z drugiej zaś, umawiając się z Tobą do teatru... NIE KOCHANA SIOSTRO... To nie jest mój styl, podobnie jak Twoim, nie powinno być wypisywanie głupstw i obrażanie się na kilka długich lat bez porozmawiania ze mną....
Powiem więcej... Jako dobroczyńca, zatrudniałem Cię przez 10 długich lat, TYLKO i wyłącznie dlatego by Ci pomagać, a nie dlatego, że byłaś potrzebna dla Spółki. Raczej oczekiwałbym podziękowań i wyrazów wdzięczności za tak nietypowy i dobroduszny gest. Czy istnieje jakakolwiek inna, małej/średniej wielkości Spółka, która zatrudnia na etacie grafika ? NIE, NIE, NIE...
Stworzył się klub niezadowolonych i moich osobistych, rodzinnych wrogów. Po moich synach, dołączyła do "klubu" moja siostra.
Trudno… karawana szła dalej i kolejny rejs tuż przed nami :
FRANCJA
Wracam
do korzeni bowiem z jednej strony właśnie tu, w 1997 roku rozpoczynałem
moją wędrówkę po najpiękniejszych akwenach świata, z drugiej zaś, jadę
do mojej drugiej ojczyzny. Jest to tym bardziej ekscytujące, że pokażę
ją moim kochanym wnuczkom Julisi i Emilci.
Wspaniała francuska kuchnia powita nas już w Alzacji wśród okolicznych winnic. Turkusowe wody French Riviera,
piękne plaże, prowansalskie leniwe miasteczka, wszędobylskie białe,
różowe i czerwone wino, „szpan” bananowej młodzieży, faszerowane małże
St. Tropez i historia Hrabiego Monte Christo, w końcu przyrodniczy
dziwoląg – Kalanki Marsylskie, czyli wbijające się w biały wapień,
fiordy turkusowego morza… to wszystko będzie mi dane odkryć po raz
wtóry, tym razem w międzynarodowym towarzystwie.
Na
naszym pokładzie gościć bowiem będziemy naszych kochanych
Nowozelandczyków : zawsze uśmiechniętą i radosną Sherin i wilka
morskiego, żeglarza, który opłynął oceaniczne przestrzenie – Kazika.
To
będzie super, kolejna przygoda… Trzy pokolenia i dwie narodowości
mieszkające od siebie na dwóch różnych biegunach kuli ziemskiej.
Zostało
już niewiele czasu. Czytajcie literaturę o odwiedzanych miejscach, choć
postaram się być jak najlepszym przewodnikiem po mojej „Douce France”.
Okres wyjazdu : 26.06.2015 – 12.07.2015
Samochód : Hyundai Santa Fe
Jacht : OCEANIS 41
Opis trasy (ok. 3800 km / ok. 190 MM) :
BORMES LES MIMOSAS, spacer i kolacja w centrum tego urokliwego miasteczka prowansalskiego – odbiór jachtu.
Zatoka LANGOUSTIER
na wyspie Porquerolles. To największa z Wysp Archipelagu 4-ch Wysp
Hyeres. W V wieku należała do Imperium Rzymskiego by w Średniowieczu
stać się na wiele lat idealnym schronieniem dla piratów, korsarzy i
wszelakiej maści „wyjętych spod prawa”. Dziś kolebka turystów i Park
Narodowy urzekający śródziemnomorską przyrodą i turkusowymi wodami.
Wspaniała załoga
ST-MANDRIER-SUR-MER to mały port rybacki przekształcony w XIX wieku w bardzo popularne centrum turystyczne. Wpłyniemy też do portu Tulon, z którego młody kapitan artylerii, Napoleon Bonaparte, „wymiótł” Anglików swoimi działami i rozpoczął niesłychaną w historii karierę.
Marsylia Aniołki Mareczka KalankiMARSYLIA.
O Marsylii można by napisać kilka książek i zastanawiam się jak ująć to
wyjątkowe miasto i jego historię w ramy tego skromnego, rejsowego
opracowania. Marsylia to zamek - więzienie na pobliskiej wyspie IF, gdzie
Aleksander Dumas umieścił najsłynniejszego więźnia, hrabiego Monte
Christo (Edmont’a Dantes). To słynna zupa rybna Bouillabaise, to
narkotykowa mafia, to słynny francuski hymn Marsylianka, to
algiersko/tunezyjsko/marokańskie, często niebezpieczne przedmieścia... Oto przykłady kilku tylko tytułów artykułów, które można by napisać o tym mieście... A historia? Pierwsi mieszkańcy
grodu Massalia – bo taka była pierwsza nazwa Marsylii – przybyli tu już
600 lat pne. z dalekiej Azji Środkowej. W 122 roku pne. Marsylia
zostaje niezależną Prowincją Cesarstwa Rzymskiego... Wkrótce zagra złą
kartę przeciwstawiając się Cezarowi w sojuszu z Pompejami. Cezar jest
mocniejszy. Wygrywa i skazuje Marsylię na wegetację. Dopiero Wojny
Krzyżowe stawiają port i całe miasto ponownie na nogi. Dziś, drugi
największy port Francji, zadziwia przybyszów beztroskością i
jowialnością swoich mieszkańców. To nie jest miejsce do zwiedzania
obiektów muzealnych i kultury przez duże „K”. To jest miejsce wałęsania
się po wąskich uliczkach starego miasta i chłonięcia tej jakby
pozbawionej poważności atmosfery jego mieszkańców.
CALANQUE D’UN VAU to kolejne ze słynnych Calanque de Marseille, w których pionowe skały dochodzą do 100 m npm.
Zabawy w wodzie i.....
...w mesieCASIS
to prawdziwa perełka ze swymi ściśniętymi domkami wkoło XIV-to
wiecznego zamku. Liczne bary, restauracje i uliczni muzykanci umilają
czas wielotysięcznym tłumom turystów. Malarze, rzeźbiarze i różnego
rodzaju „bohema” wystawia w uliczkach swoje dzieła by zarobić na kolejny
kieliszek młodego wina.
Cała załoga
Wyspa EMBIEZ
prawdopodobnie wykorzystywana była jako kotwicowisko już w okresie
grecko-rzymskim. Resztki rzymskich akweduktów i średniowiecznego fortu
można zobaczyć na pobliskim lądzie.
Dokąd płyniemy Panno Emilio ?
Opowieści różne na dobranoc to MUST
PORQUEROLLES to stolica wyspy o tej samej nazwie. To również „mekka” francuskich i międzynarodowych turystów.
Płyniemy
Anse de CAVALIERE to zatoczka z piękną plażą, ale uwaga... otwarta na S (południe).
ST. TROPEZ.
Najbardziej znany i rozpoznawalny z małych portów prowansalskich – St.
Tropez, słynne stało się jednak stosunkowo późno ze względu na
docierający tu mocny wiatr Mistral. Jest to miejsce (podobno)
najpiękniejszych na Lazurowym Wybrzeżu kobiet i najprzystojniejszych
mężczyzn. To tu najbogatsi i najsłynniejsi tego świata posiadali i
posiadają swoje wille a ich „wypasione” jachty zacumowane są w starym
porcie. Z podziwem oglądają je tłumy przechodniów, z ciekawą dyskrecją
przypatrując się ich polerowaniu przez ubraną w jednakowe uniformy
służbę. St. Tropez, przybliżone nam przez kultowego żandarma, nie ma już
nic z tamtej epoki. Pozostały jednak wspaniałe, faszerowane małże,
wąskie uliczki, wystawiane na każdym kroku dzieła malarzy i
wielkoświatowa atmosfera...
BAIE DE BON PORTEAU to zatoczka o przepięknej plaży.
Zabawom w wodzie nie ma końca
Dobre...
Post Factum :
To
była też wstępna nauka historii dla moich wnuczek ograniczona jak na
razie do „tego żeglarza" (Kolumba), który popłynął tam (pokazywałem na
otwarte morze) bo chciał wypłynąć tam (pokazywałem na ląd). Francja i
Morze Śródziemne, będą na zawsze synonimem wakacji i wspaniałego
wypoczynku.
Tu Julia, tu Julia... czy mnie słyszycie ??
----------------------------------------------------------------------------------------------------- Jakoś we wrześniu tegoż roku, zgłosił się do mnie nieznajomy, który
zaproponował mi kupno Amago. Zaskoczył mnie, bo nie był z naszego
"maszynowego" środowiska i nie miał pojęcia o naszym zawodzie, ale
spodobała mu się nasza siedziba widoczna z obwodnicy Krakowa i profil
naszej firmy. Zawahałem się, bo NIGDY nie widziałem takiej właśnie
przyszłości dla mojego dziecka jakim było Amago. Amago było dla moich
synów, bo życzyłem im tak pełnego i ciekawego życia jakim było moje, ale też,
bo to ONI mają obowiązek dalej uprawiać tę zaoraną już
potem Ojca glebę i pociągnąć dalej tę "dynastię". Sukces tworzy się w
ciągłości, a Amago było dopiero na początku swojej drogi i sukcesu jaki
przewidywałem. Wielkość to kwestia kilku, nie jednego pokolenia.
Niestety, nie byłem pewny, że moi synowie podzielali mój punkt widzenia,
choć wydawał się tak oczywisty. Zanim więc zdecydowałem się na
spotkanie z potencjalnym nabywcą, napisałem do Kuby i Bartka i zaproponowałem im przejęcie Amago. Ich odpowiedzi kolejny już
raz uznane zostały przeze mnie za szalone : owszem chcieli się spotkać i
porozmawiać o ewentualnym przejęciu ALE… w dogodnym DLA NICH terminie i
miejscu. Owszem, niby chcieli, ale nie o tej a o tamtej godzinie (bo
ICH kalendarze były super napięte). Nie w tym, a innym dniu, nie w tym a
innym miejscu… zarzucając równocześnie, że proponuję im „bankrutujące”
Amago, by przerzucić na nich długi i żeby to ONI (!?) ratowali Spółkę od
mojego nieumiejętnego zarządzania i okradania… W zasadzie, kolejny raz
szambo pomyj polało się na mnie wielkim strumieniem. Nie będę cytował tu
fatalnej korespondencji, ale zachowałem ją w archiwum, gdyby wnuki
zechciały to przeczytać.
Nie odpowiedziałem… Zrezygnowałem jednak ze spotkania z potencjalnym nabywcą Amago... może kiedyś jednak się obudzą.
Karawana poszła dalej...
Komentarze