2013/1 - AFRYKA, WYSPY ZIELONEGO PRZYLĄDKA

 

                                                                                                             2013 Rok

"Czasem niesłusznie narzekamy na los, trafiliśmy szczęśliwie, ale nie zgłosiliśmy się po wygraną"
                                                                                                     F. CHWALIBÓG



    Przez rok korespondowałem z Adamem, moim byłym kierowcą w Beninie i pytałem, jak mogę pomóc mu finansowo. Jego pomysły powalały mnie za każdym razem ale najbardziej kuriozalny był pomysł, by za 200 Euro sfinansować mu dwie klatki metalowe : jedną dla 10 kur i koguta, drugą dla 10 perliczek i „perliczka”. - Adam – napisałem. - Przecież Ty jesteś wspaniałym kierowcą i mechanikiem. Dlaczego nie myślisz o swoim warsztacie i komplecie unikalnych narzędzi ? zapytałem - Bo to jest za drogie Patron…OK… Ujął mnie swoją skromnością i napisałem do niego : - Nie, nie kupię Ci ani klatek, ani kur, ani koguta, ani perliczek,  ani narzędzi. Kupię Ci używanego mikrobusa, którym zawieziesz nas z Beninu aż do Senegalu. Potem będziesz używał go do transportu ludzi i towarów. Zaniemówił z radości.... Moim towarzyszom podróży zaproponowałem by zapłacili tyle ile kosztowałby taki samochód w wypożyczalni Avis, co wyszło po 200 Euro/osobę, czyli 1200 euro. Kolejne 1000 Euro dopłaciłem sam i za 2200 kazałem mu znaleźć jakiś samochód… Wyszedł z tego Mitsubishi model L300 z 1989 roku. 30 lat, pomyślałem… będzie zabawa…. I tak się to zaczęło…


AFRYKA ZACHODNIA -  WYSPY ZIELONEGO PRZYLĄDKA.

    W 2008 roku, w przededniu mojej wizyty w Beninie napisałem cytując fragment  mojego listu do Mamy z dnia 25.04.1986 :

    Niecałe 22 lata temu, bo w 1986 roku, los uśmiechnął się do mnie kolejny już raz. Na lotnisku w Paryżu, wsiadłem do samolotu odlatującego do Czadu, a konkretnie do jego stolicy o egzotycznej nazwie N’Djamena.

    (...) I tak zakochałem się w Afryce. Z perspektywy tych 26 lat mogę śmiało powiedzieć, że 4 lata pracy na tym kontynencie to najpiękniejszy okres w moim życiu zawodowym. Okres „dawania”. Dawania wody i przyjaźni. Robienia czegoś co ma sens, co służyło komuś, co dawało drugiemu radość, zdrowie i wygodę – nadzorowałem wiercenia studzienne dla murzyńskich wsi.   (...)     

    Napisałem to 4 lata temu lecąc w „sentymentalną podróż” na 5 dni do Cotonou by pokazać Irence i Mamie miejsca mojej zawodowej młodości. Z trudem odszukałem Adama. Życie go nie rozpieściło. Ma ośmioro dzieci i mały warsztat samochodowy pod gołym niebem. To wtedy wpadła mi do głowy ta wspaniała myśl : pomogę mu finansowo – kupię mu stary, używany samochód. Będzie ponownie kierowcą, a przy okazji... zawiezie nas do Senegalu, przez „moją” Burkina Faso i ciekawe Mali podobne do „mojego” Czadu. Bagatela. To tylko 3500 kilometrów.

    I tak dziś, zbliżam się do chwili, która będzie dla mnie prawdziwym „pożegnaniem z Afryką”. Afryką kontrastów, miłości i nienawiści. Afryką wyrazistych kolorów i świata widzianego często w czarno-białych kolorach. Afryką, gdzie jak pisał Szkocki podróżnik Mungo Park przemierzający Afrykę Zachodnią w latach 1800-ch, na 3 Afrykanów, 2 jest (było) niewolnikami. Ocenia się, że pomiędzy VII i XIX wiekiem, 20 mln Czarnych Afrykańczyków padło ofiarą handlu, bądź to między plemiennego, bądź wywiezionych przez Arabów na Wschód do Indii i Azji Mniejszej, bądź wywiezionych przez Białych do tzw. Nowego Świata. To nie Biali wymyślili niewolnictwo. Największy Afrykański targ niewolników w Zanzibarze powstał o wiele lat wcześniej niż targi w Cotonou i Goree. Problemem Białych była jednak i jest, cholerna hipokryzja... Podczas kiedy proceder ten przyjęty był w Afryce jako swojego rodzaju „normalność” i wielu niewolników było „szczęśliwych”, Biali z jednej strony korzystali z niego w nieludzki wprost sposób, z drugiej zaś, nieśli na sztandarach hasła wolności, religii, równości i demokracji... Dziś wielu Czarnych z Sudanu, Ugandy, Zairu i innych afrykańskich państw rządzonych „demokratycznie”, z ochotą sprzedaliby swoje jestestwa w zamian za godne warunki pracy, pewny dach nad głową i pełną miskę manioku.

    Dziękuję Wam z góry za tę wspólną podróż. Mam nadzieję, że pomimo trudu wyprawy, samochodu bez klimatyzacji, kurzu i dziur afrykańskich dróg, a w końcu żeglarstwa w spartańskich warunkach na Wyspach Zielonego Przylądka (to nie dla „Party-Sailors” jak mówią przewodniki), odkryjecie zupełnie nieznane obszary człowieczeństwa i pomimo ogromnej odrębności od Europy pokochacie Afrykę tak jak ja ją pkochałem 26 lat temu.


                  


Okres wyjazdu : 02.01.2013 – 28.01.2013
Samochód : MITSUBISHI L 300
Jacht : DUFOUR 455

Opis trasy (ok. 3500 km / ok. 320 MM) :

COTONOU (Benin). Choć nie jest stolicą Beninu, jest to największe miasto tego kraju i w zasadzie centrum ekonomiczno-administracyjne. Miasto mocno naznaczone jest niewolnictwem bowiem to tu znajdował się największy targ niewolników w Zatoce Gwinejskiej w okresie panowania ostatniego króla Guezo. Nazwa miasta pochodzi od lokalnego „kutonu” co oznacza „delta rzeki śmierci”. Cotonou to jeden wielki chaos komunikacyjny i nic ciekawego do oglądania.



                                        Nasz wspaniały rumak


GANVIE to tzw. „Wenecja Afryki”, z Wenecją mająca tyle wspólnego, że chaty z kawałków blach i palm kokosowych stoją w wodzie na drewnianych palach. Ale warto to zobaczyć, bo to największa taka wieś w całej Afryce.


                                         Ganvie - "Wenecja" Afryki

 

ABOMEY. Trudno nie zatrzymać się w jednym z kilku nielicznych zabytków w Beninie wpisanych na listę UNESCO. Abomey to stolica dawnego królestwa o tej samej nazwie. Podczas krótkiej wizyty zobaczymy Pałac Królewski „a la africaine”, gdzie zaprawa murarska mieszana była z krwią niewolników i gdzie poznamy życie królów, którzy nigdy nie stąpali po ziemi a jedynie po plecach niewolników. Zapoznamy się również z ceremoniałem pogrzebowym ostatniego króla Abomey, którego ciało zakopano z jego 40-ma żywymi żonami po czym tą wspólną mogiłę polano krwią zarzynanych nad grobem niewolników... Tak, podróże kształcą i na pewno poznacie odmienną Afrykę od tej pokazującej piękne afrykańskie zwierzęta.


NATITANGOU. Wjedziemy na tereny ludów Somba i Betamerribe. Ich domostwa zwane Tatasomba, zbudowane są z kilku połączonych, okrągłych, glinianych, bezokiennych chat krytych trzciną cukrową i otoczonych glinianym murem. W trzech lub czterech chatach mieszkają razem rodzice (kilka żon), dzieci, zwierzęta domowe i goście. Całe umeblowanie to maty na klepisku. Wejście na „posesję” (podobnie jak do chat) odbywa się przez półokrągły otwór o wysokości ok. 1 m... Uwaga na czoło !! Wątpię by udało Wam się wejść do środka. Mnie się udało. 



                                            Myszka w Tatasomba


PARK DE LA PANDJERIE to największa atrakcja turystyczna Beninu i największy w Afryce Zachodniej Park Narodowy.  Zamieszkuje go około 45 000 dzikich ssaków, w tym około 800 słoni, 1200 hipopotamów, 450 lwów, najróżniejsze małpy, antylopy, pantery, hieny, krokodyle i niezliczone ptactwo egzotyczne. 

 


                                                Prawdziwe safari

 

OUAGADOUGOU to stolica Burkina Faso. Założona w XI wieku nazywała się Kombemtinga co w lokalnym języku oznacza Ziemia Wojowników. Autochtoni uważają Ouagadougou za „Latarnię Kulturalną” Afryki Zachodniej. Miasto znane jest z festiwalu filmowego FESPACO i centrum rzemiosła SIAO. Najbardziej jednak typowy dla tego miasta jest rozgardiasz komunikacyjny i całkiem niezłe spagetti w blaszanej budzie wypełnionej po brzegi latającymi muchami tuż obok hotelu „Independance".

 

DJENNE (Mali). Jako zabytek UNESCO, Djenne, to na pewno najładniejsze miasto tego kraju. Zbudowane w IX wieku powołało do życia „bliźniacze” miasto Tombouctou w górnym biegu rzeki Niger (również zabytek UNESCO) w celu sprawniejszej wymiany (handlu) kości słoniowej i niewolników na europejskie i arabskie tkaniny, konie i sól. W XII wieku, Djenne było wybitnym centrum nauk medycznych, kiedy Tombouctou specjalizowało się w prawie i teologii. Oprócz najwspanialszego w Afryce Zachodniej meczetu całego z gliny, można tam zobaczyć liczne wykopaliska archeologiczne znajdujące się w promieniu 4 kilometrów od Djenne. Zwiedzimy bajeczne, „gliniane” miasto, targ, meczet i pracownie lokalnych rzemieślników.


BAMAKO (stolica Mali) swą nazwę zawdzięcza dwóm tubylczym słowom bama i ko co oznacza bagno i krokodyle. Położone nad błotnistą i leniwie płynącą rzeką Niger, założone zostało w 1640 roku przez plemię Sarakoles. Francuscy kolonizatorzy próbowali zrobić z tego miejsca „przyjemne do życia miasto”, stąd do dziś podziwiać można aleje obsadzone drzewami i piękne neoklasyczne budynki byłej administracji francuskiej z lat 1890 – 1914. Dziś, jest to wielgachne miasto z tysiącami skuterów, motorów i często nadciągającym znad Sahary wiatrem Harmatan, niosącym pył pustynny na przestrzeni setek kilometrów. 


                                                   Moja Afryka

 

KAYES (Mali) to ważne centrum handlowe z okresu kolonizacji francuskiej. Był stolicą państwa HAUT-SENEGAL-NIGER pomiędzy 1880 i 1904 rokiem. Do dziś zachowane są kolonialne budowle wzdłuż rzeki Senegal. Na uwagę zasługuje Targ, na który przybywają wieśniacy z odległych prowincji zarówno Mali jak i Senegalu.  Zwiedzimy Fort Medine wybudowany w 1855 roku, który był awangardą wojsk francuskich w kolonizującym marszu na Wschód (Niger, Burkina Faso). Podobnych fortów Francuzi wybudowali o wiele więcej nad rzekami Senegal i Niger. W 2001 roku wpisany na listę UNESCO, dziś po gruntownej restauracji, przeżywa „drugą młodość”. 


SALY/PORTUDAL (Senegal) to znana, również w Europie, miejscowość wypoczynkowa nad brzegiem Atlantyku. Niewiele tu do zrobienia dla takich jak my traperów oprócz opalania na plaży czy przy hotelowym basenie. Jest jednak jedna ciekawostka : to miejsce tzw. turystyki „sexu” czyli cel podróży dla podstarzałych pań i panów, którzy przybywają tu by zasmakować uroków młodych (często nieletnich) Senegalczyków i Senegalek. 


N’DANGANE - LE SINE SALOUM, czyli delta rzeki Saloum wpisana w 2011 roku na listę dziedzictwa światowego UNESCO, to prawdopodobnie najbardziej zaskakujący i najwspanialszy z senegalskich regionów. To kraina tysiąca wysepek, kanałów i piaszczystych plaż. To również jeden z 3 największych rezerwatów ornitologicznych na świecie, gdzie mieszka około 200 różnych gatunków ptaków. Le Sine Saloum nazywane Amazonią Afryki, zawiera również kilkadziesiąt zapomnianych wiosek, gdzie rybacy suszą lub wędzą swoje morskie zdobycze a lokalni rzeźbiarze fabrykują przedmioty z drewna. 


                                            Kwiat wśród kwiatów

 

DAKAR to stolica Senegalu zbudowana na Zielonym Przylądku, najdalej wysuniętym punkcie zachodnim Afryki. Nazwa Dakar pojawia się w 1750 roku od lokalnego słowa „tamaryszek”. Dakar to doskonały naturalny port, gdzie króluje nowoczesne budownictwo. Jedynie Wyspa Goree i tzw. Plateau w samym centrum miasta, zachowały kolonialny charakter i szczyptę historii.

 

                                             Pałac Prezydencki

-------------------------------------------------------------------------------------------------

I lecimy na Wyspy Zielonego Przylądka :

 

                                    Marina - nasz "drugi" dom...


MINDALO – wyspa SANTA LUZIA przez niektórych żeglarzy nazywana Wyspą Robinsona ze względu na zupełne pustkowie.


                                            Biało kolorowy miks

 

Baia do CARRACAL (wyspa Sao Nicolau) to niewielka zatoczka, „akuratna” na nocleg przed przeprawą na wyspę Sal.

 

                                                Wspaniała załoga

 

SANTA MARIA (wyspa Sal), to najbardziej turystyczna z wysp archipelagu, z pięknymi plażami i najgłośniejszym życiem nocnym. Podobno jest najbrzydszą z wysp. Niektórzy twierdzą, że to wiatr, sól, piach i skały. Na pewno jest najbardziej „wietrzną” wyspą archipelagu, gdzie od średniowiecza wydobywano sól.


                         Kolacja w prywatnym  domu... lubimy takie klimaty..

 

                                                         Bliźniaki

                                                                                                                                                                      

                                    Wszystkie dzieci są nasze...

 

PORTO SAL REI (wyspa Boavista) to najgorsze miejsce do nawigacji, gdzie leży około 200 wraków statków na 600 na całych Wyspach Zielonego Przylądka. Najmniej rozwinięta, z gigantycznymi wydmami i palmami daktylowymi, określana była jako kawałek Sahary dryfujący po Oceanie Atlantyckim. W 1498 roku, podczas swojej drugiej wyprawy za ocean, zatrzymał się tu Krzysztof Kolumb, który napisał : „ Wyspa jałowa a ludzie niedołężni. Nie odważę się tu zostać dłużej niż 3 dni”. Inni twierdzili, że głównym zajęciem mieszkańców jest „łowienie ryb, produkowanie soli i chodzenie na pogrzeby”. 

 

                                            Na kotwicowisku..

 

Boavista to na pewno najbardziej „smutna i nieszczęśliwa wyspa o wspaniałych plażach” i może właśnie to coraz bardziej przyciąga szukających wrażeń europejskich turystów. Pojedziemy aluguer’em (tamtejszą taksówką), w poprzek piaszczystej pustyni do wraków Santa Maria, Rabil i Nort. Spróbujemy świeżych homarów a bezgraniczne plaże i nurkowania dopełnią radości przed nocnym rejsem.


                                    Prawda... to nie było dla Party Sailors

 

PORTO DO TERRAFAL (wyspa Sao Nicolau) to najprzyjemniejszy port dla żeglarzy. Dzięki stosunkowo wysokim górom wyspa należy do najbardziej urodzajnych i zielonych. Kiedyś uprawiano tu winorośl i produkowano wino. Dziś ograniczymy się do rumu wytwarzanego z miejscowej trzciny cukrowej. Zwiedzimy wyspę i zdobędziemy szczyt Monte Gordo (1304 m npm). 

 

                                    Bardzo nieprzyjazne brzegi


                                                                                                       Kamienne domki           


                                                                                                                                                                                                            Kryte słomą


   Właziliśmy wszędzie by wszystko poznać


PORTO NOVO (wyspa Santo Antao). To najbardziej zielona i „owocowa” wyspa uważana też przez niektórych za najpiękniejszą i najbardziej spektakularną ze swoimi lasami eukaliptusów, cyprysów i drzew iglastych.

Jej strome wąwozy i skaliste góry dochodzące do 1979 m npm, w wielu przypadkach niedostępne są dla zwiedzających choć warto byłoby zobaczyć ukryte wewnątrz dolin wsie, dla których często świat ograniczył się do kultywowania na półkach skalnych bananowców i manioku. 

 

                                                Aluguer

 

Zwiedzimy wyspę Antao „aluguerem”. Pojedziemy do Ribeira Grande i Ponta do Sol a potem pieszo, dnem jakiejś „ribeiry” (doliny).


                                        Pogoda nas nie rozpieszczała

 

MINDAO (wyspa Sao Vincente) to najbardziej „kulturalna” z wysp. Podobno zakochamy się w Morna, czyli tutejszej, tradycyjnej muzyce. Miasto Mindao, drugie największe miasto Republiki Zielonego Przylądka, to najprzyjemniejsze miasto Afryki Zachodniej. Tu koncentruje się całe życie wyspy. Wyjeżdżając dalej to „sterta popiołu” jak nazwali ją Brytyjczycy. 

 

    Idealne drogi z kostki granitowej zbudowane jeszcze przez Portugalczyków                                                                                   

                                        "szóstka" wiała bez przerwy


To chyba też najtragiczniejsza z wysp. Jak pisał w 1941 roku (roku suszy i głodu) Konsul Brytyjski : „większość mieszkańców jest wychudła i wyniszczona, bez serca i nadziei. Umierający z głodu wydają się akceptować swoją sytuację. Nie domagają się prawa do życia, ledwie żebrzą, czasem domagają się o jałmużnę a potem tylko przyglądają ci się jakby poddali się w obliczu nieuchronnego...”. Zwiedzimy miasto Mindao i wyspę Sao Vincente quadem lub samochodem.


                                    Tak wyglądała nasz flaga po rejsie... wiało nieźle

-------------------------------------------------------------------------------------------------      A potem był powrót samolotem na kontynent afrykański :

DAKAR. Cd. zwiedzania Dakaru : centrum miasta „Le Plateau”, Ile Goree. Wyspa Goree, zabytek UNESCO, wplątana w głęboki lazur oceanu Atlantyckiego zaledwie kilka mil od Dakaru, to symbol wywózki afrykańskich niewolników do Nowego Świata. Po londyńskiej Tamizie, to tu ponownie spotkamy się pojęciem „Trade Trangle”. Choć Ile Goree na pewno nie była największym targiem niewolników jak np. Cotonou, to na wyspie pozostało najwięcej pamiątek po tym smutnym, historycznym wybryku ludzkości. Stąd, wizyty na tej wyspie tak znakomitych gości jak prezydenci USA, koronowane głowy świata, nasz ukochany papież i wielu innych. 

 

                                   Chcesz plecione warkoczyki ?

 

Wyspa Goree, to wąski pas ziemi (900 x 300 m.) zabudowany kolonialnymi budynkami i ukwiecony kolorowym bougenvillas. Odkryta została przez Portugalczyków w 1444 roku i od razu przyłączona do Portugalii jako wspaniałe miejsce portowe w bliskiej odległości od Zielonego Przylądka (skąd nazwa wysp, które zwiedziliśmy). Jako strategiczny punkt przy kolonizacji i podbojach, wyspa przechodziła z rąk do rąk : po Portugalczykach była holenderska, potem francuska, dalej angielska, by na stałe powrócić do Francji. Ciekawostką jest, że rozwój wyspy w latach 1800 – 1900 zawdzięcza się kobietom, metyskom/czarnym żonom białych kolonizatorów, tzw. „signares”, które rozwijały handel orzeszków arachidowych, skór, złota i niestety niewolników też. Spędzimy tu cały dzień, bo to unikalne miejsce na świecie. Zwiedzimy też Dakar : muzeum Theodora Monda – czyli historii, etnologii, etnografii i archeologii Afryki Zachodniej. 


                                            Wszyscy ją kochają

 

Post Factum :

    Przemierzyliśmy stare ziemie murzyńskich rodów, szczepów, królestw i społeczeństw o doskonale zorganizowanej hierarchii społecznej, w której szlachta i „błękitna krew” istniały w takim samym stopniu jak w starej Europie, pomimo iż dla Białego przybysza i odkrywcy, wszyscy Czarni byli brudnymi, spoconymi i jednakowymi dzikusami.

 

                                                    Z Adamem

    

 Niewolnictwo, animizm, czyli wierzenia w przedmioty materialne i duchy, obrzezywanie kobiet poprzez wycinanie łechtaczek i warg sromowych i wiele innych zwyczajów „nie z naszej planety” (a jednak) istnieją do dziś. To silniejsze niż niesiona przez Białych katolicka wiara, czysta woda płynąca ze studni wierconych, nauka pracy, porządku i organizacji. Jest ciepło, jest gorąco, jest przyjemnie.... a to nie sprzyja dyscyplinie.

 

                                            Pomożemy pani....

    

     Dziś Afryka to konglomerat odwiecznych zwyczajów zalany małym potokiem wielkiej cywilizacji. To jak płytki strumień czystej wody z wciąż wystającymi wieloma kamieniami. A Biali w oczach tej czarnej społeczności? To z jednej strony podziw i respekt, z drugiej zaś zawiść i nieufność. Afryka to łatwy sex, łatwe często pieniądze i kojący alkohol. To wciąż przepaść, którą niektórzy starają się zasypać, ale która wydaje się wciąż jeszcze głębsza niż w kolorowych czasopismach, niektórych książkach i filmowych reportażach. Jaki obraz my wynieśliśmy z tej podróży? Czego my się dowiedzieliśmy? Zacznijmy, więc od początku.


                                        Czas na korespondencję z rodziną

 

BENIN

 

    Od byłego królestwa Danxome, nazwane po przybyciu Białych „DAHOMEY”, swoją obecną nazwę Benin uzyskał w 1972 roku jako chęć odcięcia się od ponad dwustuletniej obecności Białych i oficjalnej francuskiej przeszłości kolonialnej od 1851 roku. Benin zamieszkany jest przez około 40-ci różnych murzyńskich szczepów, stąd różnorodność kulturowa i zwyczajowa. Nad wszystkimi góruje jednak VODOUN, czyli kult bogów/duchów istniejących wszędzie i we wszystkim. Istnieje około 250 różnych bogów, którzy chcąc nie chcąc przenikają do religii przybyłych z zewnątrz jak chrześcijaństwo, judaizm czy islam. Wielu lokalnych powie wam wprost: „do kościoła idę by pójść do nieba, a bożki pod moim łóżkiem chronią mnie na ziemi.”

 

                                                    Ganvie

 

    JOVO, czyli Biały w lokalnym języku, musi wiedzieć, kiedy interweniować, kiedy pomagać rannemu w wypadku, kiedy proponować pomoc, bo być może duchy nie życzą sobie pomocy JOVO w jakimś konkretnym przypadku. Pozostanie Wam przyglądać się dogorywającym...


                                                    Tatasomba

 


    Benin to również jedno z ważniejszych w Afryce miejsc handlu niewolnikami. Stąd transporty szły głownie do Brazylii i na Haiti. W muzeum w Porto Novo znajdziecie zdjęcie Białego, który posiadał 140 dzieci. Wszystkie spłodzone z ofiarowanymi mu od króla Abomay kobietami, za pośrednictwo w handlu niewolnikami. Benin to miejsce w Afryce najczęściej odwiedzane przez potomków niegdysiejszych niewolników. Z łatwością więc spotkacie w tamtejszych hotelach bogatych Czarnych Amerykanów czy Czarnych turystów z tzw. Nowego Świata.

    Benin to jednak też jedno z najbardziej kulturowo i turystycznie interesujących krajów Afryki. Nazywany często Dzielnicą Łacińską Afryki, posiada Wenecję Afryki (laguna Ganvie) i Park Narodowy z dzikimi zwierzętami (de la Pendjeri), które pozostawią po sobie na pewno niezapomniane wrażenia, choć nie nastawiajcie się na czystość Nowej Zelandii, uśmiech Polinezji Francuskiej, różnorodność Seszeli i kulturę Tajlandi...


BURKINA FASO

    Burkina Faso to dawna Górna Volta. Częściowo pochodzący z Czadu lud, stworzył trwające kilka wieków, dobrze zorganizowane i stabilne Cesarstwo Mossi (szczep, który do dziś posiada największą liczebność w tym kraju) aż do końca XVIII wieku opierające się wpływom islamu. Ze względu na swe odległe od morskich portów położenie, Burkina Faso została stosunkowo późno, bo dopiero w 1894 roku, skolonizowana (czytaj spacyfikowana) przez wojska francuskie. 

 

                                        Moja studnia jeszcze działa...

     

    Kraj bez dostępu do morza, mało atrakcyjny turystycznie, o najbardziej pogodnych, czarnych obywatelach choć nieufnych w stosunku do Białych. Górna Volta położona w dorzeczu rzek Białej i Czarnej Wolty, zmieniła nazwę na Burkina Faso (co lokalnym języku oznacza „Kraj Ludzi Zintegrowanych”) w 1984 pod przywództwem młodego marksistowskiego Prezydenta Thomasa Sankara. Jego przyjaciel, Blaise Comparoe, który doprowadził go do władzy poprzez zamach stanu, sam nie ugiął się pod presją swych ambicji i braku zasad. Już w 1986 roku zamordował Thomasa Sankara i do dziś rządzi niepodzielnie tym krajem... Wszak to właśnie jest demokracja Afryki.


                                        Moje klimaty

 

    Burkina Faso to jedyny afrykański kraj na naszej drodze pozbawiony zabytków UNESCO i jakichkolwiek zabytków. Kraj, który odcisnął jednak silne piętno na pewnym koledze piszącego te słowa. To kraj, gdzie w jego stolicy, Ouagadougou, otrzymał on w prezencie od swojego belgijskiego przyjaciela Philipe’a czarnoskórą, piękną, 18-to letnią Angel i gdzie wraz z książęcej krwi Wietnamką Titane postawił na nogi hotel – restaurację w mieście Banfora, niedaleko granicy z Wybrzeżem Kości Słoniowej. I ja tam byłem i piwo z nimi piłem...


MALI.

    Mali, to najciekawszy i najbogatszy historycznie z odwiedzanych krajów. Posiada aż 5 zabytków wpisanych na listę dziedzictwa ludzkości UNESCO, z których powinniście koniecznie zwiedzić najsłynniejszy – miasto Djenne. 

 

                                    Ekipa wspaniałych podróżników

 

    Murzyni, których spotkaliśmy w Mali, dumni i wyniośli, to potomkowie największych imperiów afrykańskich. Być może właśnie dlatego, niezbyt przyjaznym okiem byliśmy przez nich postrzegani.

    Mali, to jedno z największych i najbardziej zróżnicowanych państw afrykańskich. Rozciąga się od piaszczystych wydm Północy (południowej Sahary) po obfitujące w zwierzynę sawanny Południa. Mali, to ulubiony kraj Białych turystów, kraj święta muzyki afrykańskiej (Festival du Desert) na piaskach Sahary i kraj ok. 90% obrzezanych kobiet. Dariusz Rosal w swojej książce „ŻAR – Oddech Afryki”, opisuje obrzezanie jako barbarzyńską metodę kontrolowania seksualności kobiet.  Ja też już kiedyś o tym pisałem pracując jeszcze w Czadzie.

 

                                        Nasz rumak z naszym kierowcą Adamem

    

   Mali, to konglomerat Islamskich Arabów napływających z Północy i potomków niewolników z Południa nawracanych z lokalnych wierzeń przez misjonarzy. Do dziś międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka twierdzą, że istnieje tam system kastowy, gdzie czarni Tuaregowie na Północy posiadają czarnych niewolników z Południa kraju.

    Mali, to 3000 lat historii i kolebka cywilizacji Afryki Zachodniej, gdzie pierwsze wzmianki pochodzą z VI-go wieku naszej ery, tj. pierwszego wielkiego imperium kraju GHANA co w tłumaczeniu z lokalnego języka oznacza „Kraj Złota”. Już w XIII wieku do Wenecji docierały informacje o niezwykłym bogactwie tego kraju. Jak opisuje cytowany uprzednio Dariusz Rosal, „W 1324 roku, król Mali, Mansa Musy, przybył do Kairu w karawanie złożonej z 60 000 ludzi w tym 12 000 niewolników ubranych w stroje z perskiego jedwabiu. Samego władcę eskortowało 500 niewolników, z których każdy niósł skrzynię ze złotem. Każdy z jego 80 wielbłądów dźwigał 150 kg złota... Podobno jeszcze wiele lat później, na ulicach Kairu śpiewano pieśni na jego cześć”.

    Francuska kolonizacja Mali rozpoczęła się w 1854 roku, ale po złocie pozostały tylko wspomnienia. Dziś coraz większe wpływy w islamskim społeczeństwie ma Al Kaida docierająca tam z północnych, pustynnych, arabskich obszarów. Dla nas Mali – to najbliższy pustynnej Saharze kraj, gdzie egzotyka osiągnęła prawdopodobnie najwyższy poziom podczas całej naszej wyprawy.


                                           Do widzenia Adam...


SENEGAL

    Senegal to najbardziej demokratycznie rozwinięty kraj w Afryce Zachodniej. To, jak mawiają niektórzy, skrzyżowanie Afryki z Europą, gdzie wolny rynek i proste ekonomiczne reguły postawiły społeczeństwo na najwyższym poziomie wśród afrykańskiej społeczności. 

 


    Właściwie historia nie pozwoliła mu na państwową odrębność aż do czasów „francuskich”. Obecne terytorium Senegalu to część niegdysiejszego imperium Ghany potem, już w średniowieczu, imperium Mali. Odkryty około 1457 roku i szybko skolonizowany najpierw przez Portugalczyków, potem Holendrów i Anglików wylądował w końcu we francuskich rękach. Początkowo interesujący dla Europejczyków ze względu na złoto, kość słoniową, skóry i przyprawy, bardzo szybko okazał się kurą znoszącą złote jaja w postaci niewolników. Handel niewolnikami trwał już na tych ziemiach od VI wielu zasilając islamskich Imamów i Arabów Afryki Północnej i Azji. Biali szybko docenili wartość „hebanu”, jak nazwali niewolników i Senegal rozpoczął okres prosperity. 

 

                                        Tradycyjny senegalski transport

     

    W latach 1600 – 1800, a więc podczas 200 lat, to tu również realizowało się pojęcie „handlowego trójkąta” (Trade Triangle), o którym tak często już pisałem. Znad londyńskiej Tamizy przypływała tu broń dla Murzyńskich wojowników, stąd zabierano niewolników do „nowego świata”, a tam (np. na największym targu niewolników na Karaibach - na wyspie Saba) wymieniano ich na cukier dla londyńskich cukierników. Co ciekawe, statki tego okresu były tak konstruowane by wielkość skrzyń z bronią i cukrem była wielkości leżącego człowieka. Wszak żaden centymetr nie powinien być zmarnowany...

 


    Dziś Senegal jest orbitą Francji na czarnym kontynencie. Jego zaawansowany rozwój to zasługa mądrych rządów po odzyskaniu niepodległości. Nikt tu nie budował marksizmu, nikt nie wprowadzał socjalizmu, nikt nie pytał o porady ZSRR. Oparto się o zdrowy, ekonomiczny system Francji, kultywując jednocześnie swoją odrębność, kulturę, zwyczaje i wierzenia. 

 

                                        Hotel to często oaza piękna


REPUBLIKA  ZIELONEGO PRZYLĄDKA


    Przyznam, że wybierając rejs po wyspach Zielonego Przylądka nie spodziewałem się egzotyki, historii i tamtejszej rzeczywistości tak kontrowersyjnych jakie spotkałem czytając literaturę na temat tego kraju. Piękny a jednocześnie brzydki, gorący i zapylony saharyjskim piaskiem Harmatan’u, niby pustynny a jednak zielony, niby bogaty a jednak cholernie biedny... niby szczęśliwie położony a jednak tragiczny w swych losach...

 

                                    Szare po wulkaniczne ziemie, bieda i smutek

    

     10 stosunkowo dużych wysp i 4 małe, z czego 9 niezamieszkanych, okresy suszy i głodu wyludniające ten kraj, okresy prosperity i upadków, połowa ludności mieszkająca na emigracji i z nostalgią odwiedzająca rok rocznie „stare śmieci”, oto Wyspy Zielonego Przylądka w pigułce. 

 

                                        Mulatka w lokalnej knajpie

 

    Nie ma tam wiele do kupienia, ale jest wiele do zrozumienia. A zaczęło się już w XII wieku, kiedy Rzymianie i Arabscy żeglarze docierali tu z Wysp Kanaryjskich. Jednak za przybliżoną datę ich oficjalnego odkrycia przez Portugalczyka Diego Gomes uważa się lata 1451-1460. Faktem jest, że pierwsi portugalscy i hiszpańscy kolonizatorzy pojawili się na Wyspach Zielonego Przylądka w 1462 roku.

 

                                        Jak tu zatankować wodę ?

     

    Okres prosperity rozpoczął się oczywiście wraz z okresem handlu niewolnikami. Ocenia się, że już w 1582 roku, 100 Białych plantatorów kontrolowało pracę 13 700 Czarnych niewolników. Wszystkie statki płynące z Ameryki do Europy i z Europy do Ameryki zatrzymywały się tu w celu nabrania wody i wyżywienia. Toteż handel nie tylko niewolnikami był głównym zajęciem tutejszej ludności.

 

                                    Co zobaczymy na tym szarym brzegu ??

     

    XVIII wiek rozpoczął konflikty o dominację wysp pomiędzy Hiszpanią, Wielką Brytanią, Francją i Portugalią. Walki, brak stabilnej polityki rolnej, niepewność i zaniedbania gospodarcze doprowadziły do sytuacji, w której w latach 1773-1776 zmarło z głodu aż 44% ludności. Jeżeli dorzucicie do tego długotrwałe susze wyniszczające kraj, z których najdłuższa trwała 18 (!!!) lat a ostatnia, już całkiem niedawno, bo w latach 1968 – 1980, 12 lat, to zrozumiecie, że wybierzecie się do kraju o naprawdę wielu kontrastach.

 

                                                Tarasowe uprawy

    

     Pustynne, niespotykane gdzie indziej wydmy, około 600 wraków rozbitych na przestrzeni 600 lat różnorakich statków, żydowski akcent uciekających tu przed prześladowaniami Żydów (a gdzież oni nie uciekali i dlaczego ?), lokalny rum, wspaniała, sentymentalna muzyka, oto co również czeka Was podczas Waszego rejsu. 

 

                                Portugalskie drogi i wspaniałe krajobrazy

                                        Nieprzyjazne wybrzeże

 

    Dodajmy do tego bogate życie podwodne, żółwie morskie, rzadko spotykane czarne rafy koralowe, rekiny wielorybie, 17 gatunków wielorybów, które mogą towarzyszyć Wam podczas rejsu, a będzie to ta kolorowa strona Waszej ewentualnej wyprawy. 

 

                                             Lubię egzotykę

     

    A na wyspach, spotka Was w 95% katolicka, w 90% kolorowa, Biało-Niewolniczego pochodzenia, w 70% młoda (w wieku poniżej 30 lat), o wskaźniku analfabetyzmu jednym z największych na świecie, wynoszącym 77% (!!!!), przyjaźnie nastawiona ludność, coraz bardziej zdająca sobie sprawę z dobroci turystyki... 

 

                                            Uczniowie w mundurkach

 

                                                    ...i nastolaty

 

    To może właśnie dzięki niej, ale też dzięki pomocy finansowej ich ziomali z zagranicy, Republika Zielonego Przylądka (bo taka jest oficjalna nazwa niepodległych dziś wysp) znajduje się w czołówce państw Afrykańskich o najwyższym poziomie życia pomimo tradycyjnych kamiennych chat, które zobaczycie.


                                     Pamiątki - charakterystyczne

----------------------------------------------------

    Wdzięczny Adam przysyła mi do dziś (2022) życzenia na każde święta, a co jakiś czas pyta o moje zdrowie, ciągle zapewniając o modlitwie za moje długie i szczęśliwe życie, a czasem nazywając mnie "jego drugim Bogiem" (sic!). Wciąż jeszcze używa ten samochód do transportu ludzi i towarów… A ja co jakiś czas posyłam mu 1000 Euro, co jest równowartością jego wielomiesięcznego  wynagrodzenia. Warto pomagać…


Komentarze