2017/1 - INDIE


                                                                                                           2017 Rok

 

"Nasza mądrość wywodzi się z naszego doświadczenia, a nasze doświadczenie z naszych głupstw…"

                                                                                              Sacha Guitry

 

        A jednak firma ponownie zakwitła… I ponownie otrzymaliśmy nagrodę od koncernu Hyundai. Tym razem Best Grow Awards. Oni ciągle nas doceniają… DZIĘKUJEMY. Nagrodę w Belgii odebrał nasz Piotr pełniący obowiązki Dyrektora Zarządzającego.


Dobre wyniki odbijały się też na naszych wynagrodzeniach w związku z czym wpadła mi do głowy genialna myśl: kupimy jacht pełnomorski i na emeryturze opłyniemy we dwoje Morze Karaibskie. Znamy go już w około 50%, z siedmiu różnych wakacyjnych rejsów. Wciąż nie znamy holenderskich wysp u wybrzeży Wenezueli, niektórych wysp Ameryki Środkowej i kilku dużych Antyli. Od pomysłu do realizacji krótka droga. Podpisałem umowę, tzw. ownership, z firmą Sunsail. Kupiliśmy dwu kabinowy, komfortowy, 12-to metrowy jacht. Przekazałem go pod wynajmem, rezerwując sobie możliwość korzystania z innych jachtów tej firmy i na innych akwenach podczas 12-tu tygodni rocznie. „Julia”, bo tak go nazwałem, zakotwiczona była na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych a konkretnie w Road Town na Tortoli.

Po czterech latach, a więc w 2021 roku, mieliśmy ją przejąć na 6 miesięcy, a po okrążeniu Morza Karaibskiego, sprzedać. So good deal, so good plan… 

Julia zarejestrowana była w stanie Delaware w USA

Niestety, życie płata figle i jest nieprzewidywalne. Zaledwie Julia rozpoczęła swoją „służbę” w lipcu, kiedy we wrześniu przyszły ogromne huragany Irma i Maria, które kompletnie zniszczyły północno-wschodnie wyspy Małych Antyli. Wiatr wiejący z prędkością 400 km/ godz. zniszczył większość marin, 80% wsi i miast i zatopił 90% jachtów. Zatonęła też nasza Julia… Smutne. Nie mogłem się z tym pogodzić i już na listopad przygotowałem wyprawę na Tortolę, a przy okazji na amerykańskie i hiszpańskie Wyspy Dziewicze by zobaczyć krajobraz po huraganach i znaleźć choć ślad po naszej Julii.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Wcześniej jednak były trzy wyprawy : Indie, Malediwy i ponownie Baleary… Zacznijmy od tej pierwszej : 


INDIE.

Jakiż świat jest mały. Kiedy przygotowywałem wyprawę do Brazylii, natrafiłem na informację o Polaku, Gasparze da Gama, który płynąc do Indii w 1500 roku jako sternik portugalskiego kapitana Pedro Alwarez Cabral’a, na skutek sztormu zboczył z kursu i wylądował w Brazylii odkrywając w przypadkowy sposób ten nowy ląd.

Teraz, planując podróż po Indiach, Gaspar da Gama ponownie ukazał się na moim horyzoncie i dowiedziałem się więcej na temat tego polskiego podróżnika, awanturnika i obieżyświata. Żydowskiego pochodzenia, urodzony w Poznaniu, na skutek prześladowań w Polsce (o co tu wciąż k…wa chodzi?), uciekł wraz z całą rodziną do Palestyny i dalej do Aleksandrii. Przez wiele krajów, przypadkowo dotarł do Indii, gdzie jako doskonały i inteligentny organizator, zyskał sobie zaufanie i został doradcą Króla Goa na zachodnim wybrzeżu Indii.

Kiedy w 1498 roku Vasco da Gama odkrył drogę morską do Indii i rzucił kotwicę w pobliżu Kalikutu, obecnie Kerala (gdzie będziemy „zbierać” herbatę), podpłynął do jego okrętu na małej łodzi pewien mężczyzna i łamanym portugalskim zaprosił go do pałacu Króla Goa. Dziwne panowały w owych czasach zwyczaje na odkrywczych wyprawach. Vasco da Gama natychmiast poddał gościa torturom by dzięki nim dowiedzieć się, że właśnie oto Król Goa przygotował na przybyszów z dalekiego morza zasadzkę zamiast uczty.

Doświadczony Vasco da Gama nie pozbył się jednak przybysza, którym okazał się nasz polski bohater stwierdzając, że ten obieżyświat i znawca Oceanu Indyjskiego będzie mu bardzo potrzebny. Zabierając swój poturbowany, człowieczy łup do Lizbony, ochrzcił Żyda dając mu imię Gaspar i swoje nazwisko da Gama. Vasco da Gama nie pomylił się : w latach 1505-1510, Gaspar da Gama przebywał ponownie w Indiach i za wielkie zasługi dla portugalskiej (tym razem) korony został odznaczony zaszczytnym tytułem Kawalera Domu Królewskiego. Dlaczego musiał więc uciekać z Polski ? Czy często jeszcze będę musiał zdawać  podobne pytania na temat naszej Ojczyzny ???

A jak napisał w 1858 roku Joachim Lelewel : „Bez polskiego Żydka z Poznania, po Indiach krążącego, a chrztem Gasparem da Gama zwanego, Vasco da Gama i Cabral nie mieliby tego powodzenia w swych wyprawach jakie on im zjednał”.

I my pojedziemy śladami Gaspara da Gama. Będziemy w Goa i Kerala. A może dobry Bóg pozwoli, że w przyszłym roku staniemy na lądzie w Brazylii, w miejscu odkrytym przez przypadek przez naszego Krajana?

Po Maurycym Beniowskim, o którym tyle dowiedzieliśmy się na Madagaskarze napotykamy na ślady innego, nieznanego, lecz jakże barwnego Ziomala.

Wyprawa, która przed nami, jawi się najbardziej egzotyczną ze wszystkich dotychczasowych: nieprzebrana różnorodność ponad miliardowej ludności (drugi kraj na świecie) mówiącej 21 językami, skrajne bieguny zamożności, bogactwo zwyczajów i historii, niecodzienna kuchnia oparta w dużej mierze na przyprawie curry, olbrzymi, zróżnicowany geograficznie kraj zwany często subkontynentem i kraj o konglomeracie najróżniejszych religii z dominacją hinduizmu. W 25 dni zwiedzimy zaledwie czubek tej góry lodowej i powąchamy jej atmosfery by w końcu… po uczcie intelektualnych przeżyć (które polecam uprzedzić lekturą SHANTARAM, G.D. Roberts’a), rzucić swoje ciała na siatkę katamaranu „White Sand” w Maledives Paradise i w błogości zażywać kąpieli słonecznych, morskich przygód i podziwiać rafy koralowe. To już naprawdę wkrótce…. 

 

Okres wyjazdu : 17.03.2017 – 08.04.2017

Samochód : rożne + pociąg i samolot

Opis trasy (ok. 7000 km) : 

 

VARANASI. Naszą podróż zaczynamy od górnego „C”, bowiem VARANASI w stanie Uttar Pradeś to prawdopodobnie jedno z najbardziej niesamowitych miast na świecie. Jako Kasi, czyli Miasto Światła, powstało około 4000 lat temu a od 3000 lat jest jednym z najświętszych miast w Indiach. Poświęcone Sziwie, jest najważniejszym miejscem, gdzie ten Bóg się ukrywał i skąd uleciał do nieba na świetlistym słupie ognia. Położone TYLKO na Zachodnim brzegu świętej rzeki Ganges, Waranasi jest – jak pisał zachwycony Mark Twain – "starsze niż historia, starsze niż tradycja, starsze nawet niż legenda i zdaje się dwakroć starsze niż wszystkie one razem wzięte". Dla wyznawców hinduizmu, Ganges to AMRITA, czyli nektar nieśmiertelności, który oczyszcza duszę i uwalnia od grzechu. Z naukowego punktu widzenia, rzeka ma jakąś niemal cudowną moc. Jeszcze sto lat temu bakterie cholery nie miały szans na przetrwanie w tych wodach a dziś nie odnotowuje się zbyt wielu chorób jak na tak intensywne zanieczyszczanie rzeki, gdzie zawartość bakterii coli przekracza 20 000 razy dopuszczalne normy. Życie w Waranasi (nazwę swą miasto bierze od dwóch rzek Waruny i Assi, które w tym miejscu wpadają do Gangesu) nierozerwalnie związane jest z 90-ma ghatami czyli nabrzeżami/kamiennymi schodami schodzącymi do rzeki. Wierni zanurzają się w jej świętych wodach, bo tylko tu śmiertelnicy mogą przejść na stronę boską a bóstwa właśnie tu schodzą na ziemię by zażyć kąpieli. Tylko 2, centralne i najstarsze ghaty, służą do palenia zwłok.

Pierwsze błogosławieństwa

I pierwsze krowy

Pierwsze też, kolorowe Hinduski i święta rzeka Ganges


Pierwsi też, hinduscy pielgrzymi

Ceremonie pogrzebowe odbywają się właściwie bez przerwy. Wykonuje się tu około 300 stosów kremacyjnych dziennie. Każdy Hindus marzy o tym, by właśnie tu dokonać żywota, tu zostać spalonym i w formie popiołu znaleźć się w świętych wodach Gangesu. O każdej porze dnia i nocy pielgrzymi kąpią się i piorą swoje kolorowe szaty, które zmieszane z ludzkimi resztkami i ciemnym popiołem po kremacji suszą się na słońcu. Niedopalone części ludzkie rozgrzebane przez wszędobylskie święte krowy i bezdomne psy, wrzuca się do rzeki. Szacuje się, że każdego roku, do Gangesu trafia około 45 000 niedokremowanych zwłok.

                                         Warto popłynąć Gangesem o świcie, kiedy tłumy pielgrzymów obmywają swoje ciała w Gangesie                                           



Dla nieumiejących pływać... sznurki bezpieczeństwa

Zobaczymy je płynąc łodzią. Zwiedzanie rozpoczniemy bladym świtem od przejażdżki łodzią po wodach Gangesu wzdłuż budzącego się do życia miasta. Zobaczymy kilkadziesiąt ghatów, XVIII i XIX-wieczne świątynie i pałace, zobaczymy pielgrzymów zanurzonych do pasa i wznoszących ręce do słońca w błagalnych modłach, zobaczymy kapłanów podczas medytacji, joggistów w zastygłych pozycjach i zapaśników rozgrzewających się do walki. Zobaczymy dopalające się ludzkie zwłoki na stosach i nowe stosy z drzewa sandałowego na kolejne kremacje.  

Uczestniczyliśmy w ceremonii religijnej. One były pośród nas

Recepcjonista w naszym hotelu

Uliczka w Varanesi

Waranasi zawirowało w naszych głowach egzotyką

 

AGRA. W czasie, kiedy kwitnąca Polska Jagiellonów zaczęła chylić się ku upadkowi, kiedy Sicz Zaporoska, Chmielnicki i Chan Krymski atakowali Zbaraż, panowanie Wielkich Mogołów w Północnych Indiach rozkwitało. Rzemieślnicy i artyści przybywający do tej płynącej mlekiem i miodem ziemi, tworzyli piękne pałace, budowle, twierdze, ogrody i mauzolea. Do najwspanialszych dzieł i jednym z najwspanialszych na świecie zalicza się TADŻ MAHAL - mauzoleum wzniesione z miłości do kobiety. To bowiem tu, Mumtaz Mahal, ówczesny władca Mogołów Szahdżahana, umieścił ciało swojej 36-cio letniej, ukochanej żony. Kiedy Zbarażu broniło 9 000 rycerzy Księcia Wiśniowieckiego, 20 000 robotników z Azji i Europy budowało Tadż Mahal z białego marmuru inkrustowanego tysiącami szlachetnych i półszlachetnych kamieni. 

 

Tadż Mahal



Pocztówkowe ujęcie

JAIPUR zwany też Różowym Miastem, to stolica stanu Radżastan o powierzchni całej Polski. Miasto założone w 1728 roku, słynie w świecie z zaprojektowanej od początku starannej architekturze (siedem symetrycznych kwartałów, pałac w centrum, mur obronny i siedem bram) i różowemu kolorowi, na które pomalowano to miasto w 1883 roku dla uczczenia wizyty księcia Alberta. Różowe pozostało do dziś. Jaipur (pisany też Dżajpur) to labirynt bazarów, pałaców, okazałych budowli i oddzielnych sektorów dla przedstawicieli poszczególnych cechów i zawodów, od jubilerów przez farbiarzy tkanin do emalierów (minakari), z których Jaipur słynie do dziś. Jaipur, to także miasto, gdzie turyści znajdują legendarną atmosferę Orientu. To mieszanka tradycji i nowoczesności, gdzie spotkamy skutery i wielbłądy, wieśniaków w turbanach i młodzież w dżinsach, wypasione Toyoty i słonie przystrojone w barwny czarpak. To tu, w najstarszej i najbardziej egzotycznej części miasta (Pink City) spędzimy pierwsze popołudnie. Kolacja w Choki Dhani to MUST. Zwiedzimy Amer Fort, City Palace i Hava Mahal, czyli Pałac Wiatrów, z którego przez skomplikowanej architektury okna, niewidoczne dla świata „haremowe” kobiety, mogły oglądać miejski ruch. Kolacja w Nahargarh Fort. 

Pałac Wiatrów

 
Królowa życia

UDAIPUR. Po krótkiej nocy i „przygodzie” w hinduskim pociągu, czekał na nas będzie Udajpur, tzw. Bajkowe Miasto uważane za najpiękniejsze i najbardziej romantyczne w całym Radżastanie. Założone w kotlinie wśród gór przez Maharadżę Udaj Singh II (stąd nazwa miasta) rozkwitło w latach 1600 – 1700, kiedy to przybywający tu maharadżowie ważyli się u bram miasta i rozdawali tyle złota i srebra jego mieszkańcom, ile sami ważyli. Warto było się odchudzić przed taką wizytą. Połazimy po starym mieście z jego gwarnym bazarem. Kolację zjemy w Jagwat Niwas Palace. Zwiedzać będziemy zgodnie z programem naszego przewodnika, ale mam nadzieję, że zobaczymy Monsoon Palace, City Palace i popłyniemy łodzią po Lake Pichola. Kolacja w Lake Pichola. 


Więcej się już nie zmieści

Uliczka

Toalety publiczne

MUMBAI. Już od 1534 roku, siedem bagnistych wysepek, na których leży to miasto należało do Portugalii. Stąd pierwsza nazwa Bombaj od portugalskiego Bom Bahia, czyli Dobra Zatoka. Bombaj szybko przechodzi w angielskie ręce i tkwi w nich aż do 1947 roku, kiedy Indie uzyskują niepodległość choć do dziś należą do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Obecną nazwę MUMBAI od Mumba Devi, tzn. miejscowego wcielenia hinduskiej bogini Parwati, nadano w 1995 roku, powoli wymazując kolonialne czasy. Od zamierzchłych czasów zamieszkany przez plemię Koli, Mumbai, dziś jest 20-to milionową stolicą stanu Maharasztra, handlową stolicą Indii i oazą dobrobytu w Indiach. Nie przez przypadek przybywa tu dziennie około 100 zarobkowych imigrantów. Mumbai, to najbardziej zaludnione miasto świata, z 4-ro krotnie wyższą gęstością zaludnienia niż Nowy Jork. To właśnie tu, jak nigdzie indziej, zobaczymy z jednej strony skrajne ubóstwo bezdomnych, obdartych i krzykliwych postaci, półnagich fiakrów, brodatych starców i uliczne prostytutki, z drugiej zaś magnatów filmowych, wschodzące gwiazdki kina i bogatych przedsiębiorców. Tylko podobno tutaj, turysta opuszcza miasto zbulwersowany budzącymi litość nędzarzami i paradoksem współistnienia skrajnej biedy z zamożnością. A jak my to odczujemy? Zwiedzimy Crawford Market, jeden z najbardziej fascynujących miejsc w Mumbaju. Ten kryty targ wybrukowany kamieniem pochodzącym ze Szkocji (zachowuje chłód) wybudowany w 1869 roku zawiera nieskończoną ilość drewnianych kramów, w których każdego dnia sprzedaje się niemal 3 000 000 kg świeżych produktów, Zower Bazar (gdzie setki jubilerów handluje wyrobami ze srebra, złota i diamentów), Cor Bazar (gdzie można nabyć starocie i bibeloty), Ballard Estate (elegancką i cichą dzielnicę), Singh Marg (gwarną ulicę – centrum handlowe rejonu FORT), Kala Ghota (Czarny Koń - czyli dzielnica galerii, eleganckich sklepów, butików, restauracji i kawiarni), Wrota Indii (najsłynniejszy obiekt Mumbaju, o którym opowiem później), Hotel Taj Mahal, (pierwszy hotel hinduski wybudowany przez Dzamsedzi TATA, jako rewanż za nie wpuszczenie go do hotelu Anglików), Malabar Hill (dzielnicę apartamentowców, wśród których znajduje się Banganga Tank – staw mętnej wody, w której tysiące pielgrzymów dokonuje rytualnych oblucji).  

                                                                                   

  Crawfort Market

 
         

                                     Spokojnie czekam na Rodziców                                       

Wrota Indii

Brud wywala się oknami na ulicę

Który to nasz peron ?

Jesteśmy

I jedziemy I-szą klasą

GOA. Kiedy w 1498 roku Vasco Da Gama dotarł do wybrzeży tego najmniejszego stanu Indii, nazwał go „Perłą Orientu”. Przepiękne długie plaże powodują również dziś, że GOA nazywana jest „Indie Light” jako synonim wypoczynku, swobody i relaksu. Przez 500 lat obecności Portugalczyków (jako ostatni Europejczycy opuścili ten kraj w 1961 roku), Goa nabrała iście europejskiego wyglądu. Krajobrazowi pomogli europejscy architekci a religii wszechobecna Inkwizycja, która w ciągu 200 lat, podczas 16 000 procesów przeciw innowiercom, zgładziła (głównie paląc na stosie) tysiące opornych w nawracaniu. Na wyburzanych zaś świątyniach hinduskich wybudowano dziesiątki kościołów (oj, znamy to, znamy z Meksyku…). W latach 60-tych ubiegłego stulecia, GOA to ziemia obiecana "dzieci-kwiatów" i wyznawców New Age a plaża Anjuna stała się rajem dla hippisów, którzy na miejscowym pchlim targu sprzedawali ostatnie koszule dla kolejnej dawki „trawki” lub butelki piwa. Może w końcu i nam przydarzy się taka przygoda. Może nadrobimy zaległy czas ? Naszą bazę umieściłem w hotelu jak z bajki Yab Yum Resort, wśród kokosowych palm, tuż nad brzegiem Oceanu i skuterami zwiedzimy całą okolicę czyli : ARAMBOL - ostatnie miasteczko Hippisów, VELHA (stara) GOA czyli stara stolica, PANADJI czyli kolorowe portugalskie miasteczko i aktualna stolica GOA, MAPUSA – miasto targowe, MARMAGOA – naturalny port i miasteczko VASCO DA GAMA. Poza tym, to leżenie bykiem na plaży i masaże ajurwedyjskie. 

Nagle... raj w Goa

Dla Walerii

Nirvana ? Róbta co chceta...

Śniadanie do łóżka

Nasz bungalow

Stara Goa. Pozostały tylko kościoły

HAMPI. Jesteśmy w stanie Karnataka. „Bajeczne Miasto Królów”, Hampi było stolicą królestwa Widźajangar co znaczy „Gród Zwycięstwa”. Miasto Hampi wzbogacone na handlu przyprawami i jedwabiem było niegdyś tak bogate, że uprzęż koni zdobiły szlachetne kamienie. Rozkwit miasta datuje się na 1510 – 1530 po czym przyszedł gwałtowny kres na skutek jego oblężenia, zdobycia i wyrżnięcia mieszkańców przez armie 5-ciu sprzymierzonych sułtanów. Zawiść i zazdrość jest taka sama na każdej szerokości geograficznej i w każdym momencie człowieczeństwa… Ruiny miasta Hampi zwiedzimy pieszo lub rowerem w ciągu jednego dnia. I tak zobaczymy: Świątynię Krishny, Świątynię Wirupakszy, Stajnie dla słoni, Lotus Mahal, Łaźnię Królowej, Sadzawkę, Mathanga Hill a posiłek zjemy oczywiście w „Mango Tree”. 

                                                                                  

Polecamy                


Hindusi kochają się fotografować z Białymi. To dla nas była nowość.                                                      

                                                                          

KOCHIN to stolica stanu Kerala, który zwiedzimy na końcu naszej wyprawy. To tu po raz pierwszy wylądował Vasco da Gama i tu spotkał swojego późniejszego chrześniaka z Poznania. Ten „zielony stan” to także jedna z 50 najciekawszych atrakcji turystycznych świata według National Geographic Traveler. Masaże ajurwedyjskie są tu równie obowiązkowe jak leniwe popołudnia z sączeniem mleczka kokosowego na wolno pływającym housboat. Kerala, zarządzana przez światłych Maharadżów, to także najbardziej wykształcone, rozwinięte i zamożne (m.in. dzięki plantacjom herbaty, nerkowców, imbiru, bananów, kauczuku i orzechów kokosowych) społeczeństwo Indii. Główny turystyczny slogan Kerali to : Oto mieszkanie Boga… i jak twierdzą przewodniki turystyczne : nie bez powodu. A miasto Kochin ? Otóż w 1341 roku, na skutek wielkiej powodzi i zmian ukształtowania terenu, Kochin stał się główną przystanią dla arabskich, chińskich a później europejskich kupców przybywających tu głównie dla pieprzu i zasłynął jako „Królowa Morza Arabskiego”. Jak już wiemy, w roku 1498 przypłynął tu Vasco da Gama. W 1662 roku Kochin zagarnęli Holendrzy a 130 lat później Brytyjczycy. Fort Kochin to najstarsze europejskie osiedle w Indiach, które zachowało swój charakter jakby wprost ze starego Kontynentu. Zwiedzanie rozpoczniemy spacerem w porcie niedaleko Placu Vasco da Gama. Dalej zobaczymy Church Road z kościołem Św. Franciszka, Dom Thakura i cmentarz, Fort Immanuel, Bazylikę Santa Kruz, synagogę Paradesi i dzielnicę żydowską powstałą około 1000 lat temu (gdzież ich nie było) i Pałac Holenderski. Jeśli czas pozwoli to dodatkowo Spice Market i Chinese Fishing Nets. Kolacja w „Teapot Cafe”.  

Tradycja i nowoczesność

I znowu proszą nas o wspólne zdjęcie


KUMARAKOM to słynny kurort z równie słynnym rezerwatem ptaków nad jeziorem Wembanad. Zobaczymy rezerwat ptaków. Dalej w programie to pływanie łódką z wiosłami po tutejszych kanałach i odpoczynek w hamakach. 

Zaokrętowanie na two bedroom’s Housboat, czyli 22 godziny na zupełnie innym, ale typu dżonka na Mekongu, stateczku, z dwoma kajutami/sypialniami, na wielkim rozlewisku Kerelskim, które tworzy sieć kanałów i jezior, z których największe to jezioro Wembanad. W programie, spotkania z rybakami i wizyta na odludnej wsi (to ostatnie TYLKO na moje specjalne życzenie, bo program tego nie przewiduje).

Nie odmawiamy...Lubimy egzotykę i różność


Nasza nieszczęsna, a tak egzotyczna łódź

A zaczęło się tak dobrze...

Potem już była tragedia. Bród, robactwo i małe jaszczurki chciały zjeść nas żywcem i cudem umknęliśmy przed zabiciem nas chybotliwym wiatrakiem wiszącym na jednym gwoździu nad naszymi głowami lub przed uduszeniem mocnym środkiem chemicznym rozpylonym przeciw robactwu...

Mistrzostwo świata w transporcie    

Sklep z przyprawami

MUNNAR. To malownicze miasteczko położone na wysokości 1800 m npm, pozwoli nam na oddech świeżego, chłodnego powietrza po upałach pozostałych Indii. Leżące u zbiegu trzech rzek, otoczone jest 24 hektarami plantacji herbaty założonej jeszcze przez Brytyjczyków i przejętych przez hinduską rodzinę TATA. Zwiedzimy fabrykę herbaty, muzeum herbaty i może uda nam się wpaść na five o’clock British tea w sercu byłej brytyjskiej kolonii, do typowego angielskiego High Range Club dla British Gentleman. 

Sklep z herbatą

Plantacje herbaty



Post Factum :

Samolot do Waranesi przyleciał punktualnie a na lotnisku jak zwykle wypatrzyliśmy tabliczkę Mr. WIASEK…. Idziemy na parking i tu pierwszy szok. Nasza taksówka to Hyundai i-10 (!!!!). To jak Fiat 126p a my troje wielgachnych ludzi z wielkimi bagażami…. I nagle, zanim zastanowiłem się jak to zapakujemy, wszystkie nasze bagaże wylądowały przymocowane sznurkami na dachu i-10-ki… 

 Przed naszym hotelem. Poniżej ten zielony, to nasz hotel.       

Suszarnia

                                                                                    

     Hinduska uroczystość religijna  

 

Mnisi

Wjeżdżamy do miasta…Tłum gęstnieje, riksze, rowery i przechodnie ocierają się o nasz samochód. Stop… Dalej nie możemy jechać. Do hotelu położonego na jednym z ghatów tuż nad Gangesem, pozostało jeszcze około 100 metrów wąskimi uliczkami. Nasi opiekunowie biorą nasze bagaże na kółkach. Kolorowy tłum sari gęstnieje. Gdzieniegdzie wałęsa się beznamiętnie jakaś wyraźnie znudzona krowa lub chudy pies. Wkoło potworny bród. Walające się resztki jarzyn, owoców i jedzenia mieszają się z kawałkami betonu, rur, blach i Bóg wie czego jeszcze. Z przerażeniem patrzę jak nasi tragarze ciągną nasze torby slalomując pomiędzy plackami krowich gówien. Niestety, choć starają się uważać, to zawsze choć jednym kółkiem wjeżdżają w tą brązową, śmierdzącą maź… - Jak ja domyję te małe, osrane kółeczka ? myślę sobie… WITAJCIE Indie. Od znajomych w Polsce już wiedzieliśmy : Indie się kocha albo nienawidzi. My jesteśmy blisko tego pierwszego, bo ta egzotyka i ta inność odurza nas jak narkotyk.

Symbol szczęśliwości przywłaszczony przez hitlerowców

Nie pomyliliśmy się. Pokochaliśmy Indie. W pobliżu Hampi zamieszkaliśmy w ciekawym hotelu. Wieczorem właściciele zrobili ognisko dla wszystkich klientów. Było około 20 osób z całego świata. Usiedliśmy obok małżeństwa Kanadyjczyków, lekarzy na emeryturze, podróżujących po świecie. Szybko znaleźliśmy wspólny język, choć jak się okazało, dla nas ten świat był jeszcze mniejszy niż dla nich. W pewnym momencie rozmowy, Ona powiedziała : - Wiecie, tak podróżując po świecie, stwierdziliśmy, że Ameryka to jest Baby, Europa to Children a Indie to Mather…  Zgodziłem się z nią całkowicie. Brahma, Shiva i Vishnu. Ich dzieci i całe rodziny, z których każdy jest bóstwem, jest świętym. Mantra, czyli ich różaniec i procesje ku ich czci.  Już gdzieś o tym słyszeliśmy… Przecież to jakoś dziwnie przypomina nam chrześcijaństwo z różańcami i procesjami. 

Przypadkowo dyskutując kiedyś z Anią Mionc (moją "przyszywaną chrzestną córką"),  dowiedziałem się o  pojęciu "zaginione lata". Zaginione lata Jezusa Chrystusa, czyli okres kilkunastu lat kiedy nie znajdziecie śladu z jego życia. Pogrzebałem głębiej i dotarłem do Rosjanina Nikolaja Notowicza, który pod koniec XIX wieku poszukiwał śladów Jezusa Chrystusa w wielu klasztorach tybetańskich. Choć świadectwo jego pobytu w Indiach jest bardzo ukrywane przez braminów to wg. Notowicza, Jezus pobierał nauki w tamtejszych świątyniach studiując nauki Wielkiego Buddy. Krytykował jednak system kastowy co zyskało rozgłos wśród najniższych kast  i negował politeizm (wiarę w wielu bogów) głosząc wiarę w jednego Boga (monoteizm), za co został wygnany z Indii. Wcale nie wydaje mi to niemożliwe i wymyślone zwłaszcza, że osobiście podzielam pogląd o równości wszystkich ludzi i monoteizm. Czyżby więc różaniec i procesje wzięły się z hinduizmu ?


Nad brzegiem Gangesu...

    
Czy wiecie dlaczego krowy są święte ? Ja nie wiedziałem. Świętość krów bierze się z dawania mleka a co za tym idzie ŻYCIA. To mleko, symbol życia (i nie tylko symbol) sprawia, że choć krowy nie są przedmiotem kultu religijnego to uważa się je za święte i jako nosicielkom życia pozwala na wszystko. Krowy, choć wałęsają się dowolnie całymi dniami, nie są jednak bezpańskie. Każda ma swojego właściciela, który nie pozwoli na jej zaginięcie, a także dokarmia kiedy wszędobylskie odpady na ulicach okażą się nie wystarczające.

Prawda ?

Zupełnie inny świat

Przygotowanie wozów do procesji


Nie zapomnimy oczywiście starej Goa z jedynymi pozostałymi po epidemii i pożarach, olbrzymimi kościołami, jakby głazami rozrzuconymi na łące. I ponownie pojawiła się historia Inkwizycji i więzionych i palonych tu innowierców (cokolwiek by oznaczało to słowo). Ponowne zapukała do mej świadomości historia Gaspara da Gama, która wywołała dreszcz emocji, bo oto chodziłem śladami słynnego rodaka sprzed 500 lat. 

Chińskie sieci do połowy ryb

Sprzątaczki, ubrane na żółto, to najniższa kasta. Nie mają jednak o to pretensji do całego świata... Nie myślą o rewolucji. Nie zazdroszczą. Tak chciał Brahma. W kolejnym życiu będzie inaczej jeżeli tu będziemy dobre.

W Mumbaju, zjedliśmy oczywiście obiad w restauracji Leopold, gdzie Lin spotykał się ukochaną Carlą i swoimi przyjaciółmi (z książki Shantaram, David’a Roberts’a).

Jeżeli interesuje Was świat – MUSICIE ZOBACZYĆ INDIE… byle nie zza szyb hoteli sieci Hilton lub Mariott. Byle stykając się z hinduską codziennością, często odległą od pachnących perfum Coco Chanel. 

A na koniec kilka wybranych zdjęć uznanych za ciekawe... Powyżej z przewodnikiem po Hampi.
 

Apteka, gdzie pani doktor kupiła jedyny środek działający na rozwolnienie. Nasze nie działały.

Łaźnie Księżniczki

W świątyni w Hampi


Też tak podróżowaliśmy

Ghaty w Varanesi

Podróżnicy 😎

Grobowiec finansisty


Dzieci są wszędzie tak samo ufne

Kobiety wszędzie tak samo piękne

A faceci nieufni

Nowa stolica Goa

...i do zobaczenia na tamtym świecie...w kolejnym wcieleniu

 

Komentarze