2017 Rok
"Pozytywne myślenie jest drogą do szczęścia" Chung Ju-yung (Hyundai)
A za cztery miesiące ponownie pakowaliśmy walizy by tym razem polecieć na :
WYSPY DZIEWICZE i PORTORYKO.
Był rok 367, kiedy pielgrzymująca z Londynu do Ziemi Świętej grupa 11 000 dziewic, pod kierownictwem Świętej Urszuli, doszła do Kolonii. Zamiast przyjaznych Rzymian, którzy wybudowali to miasto w 50 roku z inicjatywy Agrypiny, żony cesarza Klaudiusza, napotkali na otaczających miasto Hunów, którzy nota bene wypierali właśnie Rzymian z całej Europy. Hunowie to mało cywilizowany, koczowniczy lud ze wschodnich, dalekich rubieży dzisiejszej Ukrainy. Nic więc dziwnego, że 11 000 dziewic wraz ze Świętą Urszulą dostawszy się w ręce Hunów, nie przeżyło apetytów wyposzczonych dzikusów. Do dziś w kościele Św. Urszuli w Kolonii znajduje się Złota Kaplica z relikwiami po pomordowanych…
Pamięć o nich nie zginęła jednak nigdy. Potrzeba było kolejnych 1126 lat, by w roku 1493, niejaki Krzysztof KOLUMB, odkrył na Morzu Karaibskim archipelag małych, średnich i większych wysp, o plażach z białego piasku i palmach kokosowych, otoczonych kryształową wodą i rafami koralowymi. Zauroczony tym archipelagiem, właśnie na cześć 11 000 owych nieszczęsnych dziewic, nadał mu imię WYSPY DZIEWICZE.
Zamieszkane przez Indian południowo-amerykańskich (spokojni Arawakowie zjedzeni później przez kanibali Karibów) i pozbawione złota, znalazły się na ostatnim miejscu zainteresowania Hiszpanów, którzy już od 1515 roku, czyli lądowania Korteza w Meksyku, grabili złoto i srebro Azteków, Majów, Inków i innych rozwiniętych wówczas ludów Ameryki Środkowej i Południowej.
Zainteresowanie tym archipelagiem wykazali dopiero piraci i korsarze typu John Hawkins czy Francis Drake, którzy w labiryncie Wysp Dziewiczych znaleźli doskonałe schronienie do atakowania obładowanych złotem hiszpańskich statków.
Te schronienia angielskich piratów i korsarzy doprowadziły do powstania w latach 1620 - 1690, pierwszych angielskich osad (z początkiem Białych mieszanych z Indiankami), w których przy pomocy czarnych niewolników uprawiano trzcinę cukrową i bawełnę a także, jakże by inaczej, pędzono rum.
Do dnia dzisiejszego Anglicy są właścicielami Brytyjskich Wysp Dziewiczych podczas gdy Amerykańskie i Hiszpańskie przechodziły przez lata z rąk do rąk Duńczyków, Hiszpanów, Holendrów i Francuzów na skutek sprzedaży i układów państwowych by zakończyć jako terytorium USA lub państwo podległe pod USA ze względną autonomią (jak Portoryko z okolicznymi wyspami).
Dziś, wszystkie wyspy zamieszkane są głównie przez ciemnoskórych potomków Czarnych niewolników i Białasów (o Arawakach i Karibach ślad zaginął choć… ale to opowiem przy innej okazji) i żyją głównie z turystyki.
Przed nami kolejny rejs, kolejna ciekawa wyprawa. Huragany IRMA i MARIA kompletnie zniszczyły miejsca naszej żeglugi. Zatopiły też nasz własny jacht JULIA, który cumowaliśmy w Road Town na Tortoli. I choć istnieją alternatywne, niezniszczone akweny rejsowe w obrębie Morza Karaibskiego to nie kryję, że lecimy tam celowo, by każdy dolar wydany na nasze wakacje przydał się tym, którzy muszą odbudować dziś swoje domy, sklepiki, restauracyjki i całą turystyczną infrastrukturę. Podstawę ich życia. Nasz jacht był zbytkiem w porównaniu z tragedią ich wielu.
Okres wyjazdu : 23.11.2017 – 14.12.2017
Jacht : SUNSAIL 42
Opis trasy (ok. 320 MM) :
Fotoreporterka
ROAD TOWN to stolica wyspy Tortola i całych – Brytyjskich Wysp Dziewiczych (BVI). Zobaczymy muzeum „Her Majesty’s Prison” na Main Street w najstarszym zachowanym budynku wyspy (1840 rok), pojedziemy na wycieczkę samochodową po wyspie Tortola, i zobaczymy bar na plaży „Sex on the Beach” na północno-zachodnim wybrzeżu wyspy, gdzie przy muzyce reggae goście oddają się zapomnieniu a atrybuty w postaci damskich majtek i staników a także zdjęcia golasów wiszą na ścianach trzcinowych ścian. Kolację zjemy w „Quito’s Gazebo Bar” gdzie sam Quito prowadzi swój jazzowy zespół, chyba że poprzednia knajpa zatrzyma nas na „kolację” – bo tam też można dobrze zjeść i zapalić „maryśkę”. Bob Marlin i „no woomen no cry” są gwarantowane.
Wspaniała załoga
PELICAN Island, gdzie jak głosi legenda ukryte są skarby piratów, a tam : obiad, plaża, pierwsze rafy, pływanie, zatoczka PRIVATEER i poszukiwanie skarbów pontonem.
Zatoczka THE BIGHT. Norman Island to również wyspa zakopanych skarbów piratów. A w zatoczce… słynny na Karaibach Wiliam Thornton Bar na zaadoptowanym statku, gdzie żeglarze jedzą, piją i tańczą całą noc. Wycieczka pontonem do jaskiń na Treasure Point is a MUST.
Wyspa St. John
CRUZ BAY to stolica wyspy St. John. Odkryta przez Kolumba w 1493 roku, dopiero po ponad dwustu latach, bo w 1717 roku, została zaanektowana przez Duńczyków przybyłych z wyspy St. Thomas. Żyjąc dostatnio z wyciskanych jak cytryna niewolników, „doczekali się” już w 1733 roku zbrojnej rewolty i wyrzucenia z wyspy. Dopiero wezwani na pomoc francuscy żołnierze z Martyniki wyrżnęli zbuntowanych Murzynów i zaprowadzili „chwalebny pokój”. To nie koniec jednak ciekawej historii tej wyspy. Przyszedł 1954 rok, kiedy ówczesny milioner, L.S. Rockefeller, zauroczony wyspą, zakupił ją od Stanów Zjednoczonych by podarować ją… Stanom Zjednoczonym, pod warunkiem jednak, zrobienia z niej Parku Narodowego i Rezerwatu. Tak się też stało. Dziś uznawana za „perłę Wysp Dziewiczych” przez międzynarodowych ekologów, jest ostoją dzikości, natury, braku masowej turystyki i tłumów turystów. Jedynie zabudowane malutkimi kolorowymi domkami miasteczko CRUZ BAY, przyciągnie naszą uwagę pamiątkami, knajpkami i spokojem.
Wysuszone wachlarze z raf koralowych
SALT POND BAY (wyspa St. John). Jedna z najładniejszych dzikich zatoczek na St. John, o trudnym dojściu, zakazie rzucania kotwicy i tylko cumowaniu do nielicznych boi. Piękna malutka plaża i kilka małych domków tubylców ukrytych na okolicznych wzgórzach dodaje uroku tej małej zatoczce. W programie nurkowanie i kolacja na plaży.
CRISTIANSTED HARBOR
(wyspa St. Croix). Ta stolica wyspy otoczona szeroką rafą koralową z
trudnym podejściem do małego portu wydaje się żywcem przeniesiona z
XVIII wieku : autentyczne stare duńskie domki w pastelowych kolorach
zbudowanych w siatce prostopadłych uliczek, podcienia wielu arkad, które kryją
niezliczone małe bary i sklepiki i restauracje czekające leniwie na
amerykańskich głównie turystów. Nad miastem góruje Fort Christansvaern z 1749
roku z baterią ówczesnych dział… Przeniesiemy się w zupełnie inny świat.
Dla niektórych jest to najładniejsze miasto na Karaibach. Krzysztof
Kolumb odkrył tą wyspę 15 listopada 1494 roku podczas swojej trzeciej
wyprawy za ocean. Dopiero jednak w 1620 roku, Holendrzy i Anglicy
przybyli tu prawie jednocześnie i spróbowali „kohabitacji”. Jak to z
kohabitacją bywa, przyjaźń krótko trwała a walki pomiędzy Anglikami i
Holendrami rozstrzygnął francuski Markiz de Poncy, który przybywszy w
1649 roku wraz z 200-ma „zbrojnymi”, wziął wyspę w posiadanie króla
Francji. Pod koniec wieku Zakon Maltański (tak, ten sam który dorobił
się na Wojnach Krzyżowych) starał się odebrać wyspę Francuzom, ale ci
sprzedali ją w ostatniej chwili Duńczykom za kwotę 750 000 liwrów. To
początek rozkwitu wyspy, który osiągnął swoje apogeum około 1800 roku.
Powstania niewolników, abolicja niewolnictwa w 1848 roku, kontynuacja
feudalnego systemu pracy i koniec produkcji trzciny cukrowej i
rumu doprowadzały do powolnego upadku wyspy. Zakupiona przez USA w 1917
roku, wyspa St. Croix, stała się z jednej strony miejscem magazynowania
ropy i gazu z drugiej zaś, miejscem rozwoju turystyki dla amerykańskich
milionerów.
ST. JAMES BAY - wysepka Great St. James przy wyspie St. Thomas.
CHARLOTTE AMELIE nazwana od imion ówczesnej królowej Danii, to stolica wyspy St. Thomas i całych Amerykańskich Wysp Dziewiczych (USVI). Wyspa St. Thomas już od 1672 roku była okupowana przez Duńczyków. Niezbyt chętni do upraw trzciny cukrowej postawili na handel ustanawiając stolicę wyspy strefą bezcłową. To centrum szmuglu i czarnych interesów ściągnęło piratów, handlarzy i przemytników z całego świata. Koniec wojen europejskich w 1815 roku zamknął złoty wiek tej wyspy. Ludność zmniejszała się z każdym rokiem. W 1868 roku, Duńczycy zaproponowali sprzedaż wyspy Amerykanom. Transakcja dopinana była bardzo długo, bo dopiero w 1917 roku nastąpił jej finał. Od 1950 roku, wyspa St. Thomas rozwija się już tylko dzięki bogatym amerykańskim i zagranicznym turystom. Do dziś wyspa jest wolnocłowa, a więc być może zrobimy tanie i dobre zakupy. Zwiedzimy Main Street, Fort Christian, Frederick Lutheran Church, Governement House, Legistrature Building, francuskie kolonie Mafolie i Frenchtown gdzie schronili się francuscy Hugenoci zbiegli z wyspy St. Barth.
Wśród przyjaciół
PUERTO FERRO na wyspie Vieques w archipelagu Hiszpańskich Wysp Dziewiczych (SVI). Nazywana również La Isla Nina, czyli Siostrzana Wyspa (do Portoryko) zawdzięcza swoją nazwę jej pierwszym mieszkańcom, Arawakom. W ich języku oznacza to Mała Wyspa. Pierwsi Hiszpanie nazywali ją La Isla Inutile czyli Zbędna/Niepotrzebna Wyspa, zaś piraci, Wyspą Krabów ze względu na ich duże tu ilości. Historia wyspy jest typowa dla innych wysp tego regionu : rolniczy lud Arawaków (zwanych czasem Taino) przybywa tu z Wenezueli około 1000 roku pne. Oszczędzili ich ludożerczy Karibowie, którzy tu nie dotarli, ale już Hiszpanie w imię nawracania na „dobrą wiarę”, szybko zamienia ich w niewolników i sprzedaje na targu w Portoryko. W zatoczce Ferro spotkamy się ze zjawiskiem bioluminosencji.
FAJARDO / SUN BAY MARINA (wyspa Portoryko). Był 19.11.1493, kiedy Admirał Oceanów, Krzysztof Kolumb, przybył na wyspę, którą nazwał San Juan Baptista na cześć Świętego Jana Chrzciciela. Podobają mi się bardzo ci święci w kontekście późniejszych, krwawych działań ich wyznawców. Już bowiem 15 lat później, pierwsi hiszpańscy osadnicy spotkali tu około 50 000 tubylców, Arawaków (Taino), których w „naturalny” dla siebie sposób, przekształcili w niewolników. Zdziesiątkowani głodem, chorobami, ciężką pracą i nawracaniem na „właściwą wiarę”, w ciągu kilkunastu następnych lat zredukowani do kilku tysięcy, umieli jednak się zrewanżować : zarazili Hiszpanów nieznaną im chorobą: syfilisem. Ponce de Leon, już w 1510 roku, zmienił nazwę wyspy na PUERTO RICO, czyli Bogaty Port a nazwę San Juan pozostawił dla jej stolicy. W 1898 roku, Amerykanie zajęli wyspę podczas wojny hiszpańsko - amerykańskiej i ostatecznie wyparli Hiszpanów. Dziś, nie ma tu ani jednego czystej krwi Arawaka. Ich krew zmieszała się z hiszpańską, amerykańską i głównie niewolniczych Afrykanów. Pozostało kilka śladów autochtonów w postaci nazw miasteczek jak Caguas, Orocivis, Morovis i Guajataca (gdzie dojedziemy samochodem). Pochodzą one od Taino, czyli Arawaków.
Plantator kawy
Opowiedział nam wszystko
SAN JUAN.
Portowe miasteczko San Juan założone było przez Ponce de Leon już w
1510 roku. El Viejo San Juan (czyli starówka wpisana jako World Heritage
Site przez ONZ) ze swymi kolorowymi domkami, kwadratowymi placami i
pomnikami Kolumba i hiszpańskich Konkwistadorów to MUST. Zwiedzimy wyspę
PORTORYKO samochodem : The Panoramic Route of Cordillera Central jest
również „the MAST”. Nie zapomnimy po drodze o przysmakach tutejszej
kuchni na bazie ryżu, czarnej fasoli i jarzyn. Spróbujemy Sofrito,
Frijoles Negros, Asopao, Sancochio i przydrożnych kurczaków Lechon.
Powiało nieźle i lunął niespodziewany deszcz
ISLA DE CULEBRITA to przepiękna wysepka z naturalnym jacuzzi, starą latarnią morską z 1880 r. i ostoją dzikiej fauny. Tu zjemy obiad, zaliczymy kąpiel i wyjdziemy na latarnię.
ENSENADA HONDA (wyspa Culebra). Od hiszpańskiego słowa WĄŻ, wyspa Culebra była ostatnim schronieniem dla Arawaków uciekających przed Hiszpanami z Portoryko. Jak wiemy, niedługo cieszyli się wolnością. Pierwszym Białym, który postawił tu swoją stopę był sam Krzysztof Kolumb w 1493 roku podczas jego drugiej wyprawy za ocean. Najgłośniejszym jednak „mieszkańcem” tej wyspy był Sir Henry Morgan, korsarz Jego Królewskiej Mości, który używał tej wyspy (i zatoczki, w której i my zakotwiczymy) jako kryjówki. Jak głosi legenda, do dziś dnia zakopane są tu jego łupy. W 1989 roku, wyspa została kupiona przez USA na „higest and best use” jak głosił komunikat. Faktycznie chodziło o stworzenie chronionego obszaru dla dzikiego ptactwa i tutejszej fauny.
PETER ISLAND (BVI) – marina
THE BATH (na wyspie Virgin Gorda z hiszpańskiego „gruba dziewica”). The Bath to zjawisko rzadko spotykane na świecie choć częściowo podobne do wysp Lavezzi na Korsyce i La Digue na Seszelach. To labirynt obłych granitowych skał „leżących” na białym piasku i zatopionych w idealnie czystej, przeźroczystej wodzie.
GREAT DOG ISLAND - rafy koralowe i obiad.
SPANISH TOWN (wyspa Virgin Gorda). Zamieszkana najpierw przez Cibonów potem Arawaków i Karibów, odkryta została przez Kolumba w 1493 roku i nazwana przez niego Gruba Dziewica bo przypominająca mu kształt kobiety z dużym brzuchem. Choć okrzyknięta hiszpańską, przez prawie 200 lat pozbawiona była administracji hiszpańskiej i stanowiła kryjówkę dla wszelakiej maści piractwa. Ostatecznie Anglicy zajęli ją w 1870 roku i na zawsze pozostała już w brytyjskich rękach. Oczywiście były tu plantacje trzciny cukrowej a nawet jakaś kopalnia (nie znalazłem czego) ale Gruba Dziewica znana jest głównie z zatoczki The Bath.
SETTING POINT na wyspie Anegada, to z hiszpańskiego „utopiona wyspa” ze względu na jej płaskość. Rafa koralowa, dwa razy większa niż sama wyspa, zdradliwa, bo niewidoczna, była powodem wielu tragedii. Zatopionych jest tu około 300 wraków statków. W latach pirackiej prosperity, lokalna ludność trudniła się odzyskiwaniem skarbów z rozbitych o rafy statków. Dziś jest to raj dla nurków, którzy oprócz fauny i flory oglądać mogą liczne wraki rozbitych statków. Płytkie wody wokół wyspy to również raj dla wędkarzy. Tubylcze zaś knajpy prześcigają się w serwowaniu świeżych, prosto z wody i z grilla homarów.
MARINA CAY by nabrać wodę lub zatrzymać się na obiad na „szczycie” tej maleńkiej i idyllicznej wysepki.
Zatoczka WHITE BAY (wyspa Guana).
SANDY SPIT (obiad, nurkowanie).
GREAT HARBOUR (wyspa Jost Van Dyke). Nazwana swoim nazwiskiem przez holenderskiego korsarza, zasiedlona została przez Holendrów w latach 1590 -1650. Wyparli ich Anglicy, którzy pozostają tu formalnie do dziś. Wyspa ta, słynna była jako miejsce kontrabandy podczas prohibicji amerykańskiej. Dziś zamieszkana przez około 200 dumnych potomków niewolników, uwodzi turystów muzyką reagge, kilkoma restauracjami na plaży i imprezami żeglarzy do późnych godzin nocnych. Pójdziemy do „Booble Pool”, zaliczymy kąpiel w kipieli a wieczór kapitański zrealizujemy w FOXY’s Bar.
Czas do domu
Post factum :
Żaden wariat by tego nie wymyślił. Wszystko było zniszczone, brak wody i infrastruktur. Kompletnie zniszczone mariny. Brak knajp a na Tortoli TYLKO jeden hotel ! A jednak odważyłem się… Podobnie było na Grenadzie… Odradzali nam, ale jednak popłynęliśmy.
20-to tonowe jachty fruwały w powietrzu
Wiatr osiągał 400 km/godzinę
I
tak, po raz drugi postawiłem stopę na Wyspach Dziewiczych. Warto było,
choć przeraził nas widok kompletnie zniszczonych marin i setek
zatopionych jachtów. To był smutek i radość. Smutek z powodu zniszczeń.
Na każdej wyspie słyszeliśmy stukot młotków właścicieli odbudowujących
swe drewniane domostwa. Ten stukot to jakby wołanie o pomoc, to jakby
krzyk w stronę oceanu, to jakby płacz i wezwanie do odrodzenia. A jednak
biologia jest niezwyciężona, a jednak tu i ówdzie spotykaliśmy już małe
stragany z dachami pokrytymi liśćmi powalonych palm kokosowych. A
jednak spotykaliśmy uśmiechniętych już ludzi, a jednak piliśmy już zimne
piwo i kupowaliśmy pierwsze pamiątki mając poczucie, że cokolwiek
pomagamy autochtonom.
Biologii nie zatrzymasz. Wszystko natychmiast się odbudowuje
Piękne San Juan
Po raz pierwszy byłem też na Hiszpańskich Wyspach Dziewiczych i drugiej po Kubie wyspie Dużych Antyli – Puerto Rico. Wspaniała jest historia i jeszcze lepsza kawa bezpośrednio na plantacji tutejszego mieszkańca.
Odlotowa Culebrina
Ten wyjazd, to odkrycie odlotowej Culebriny i jedna głęboka refleksja… Widzieliśmy brytyjskich żołnierzy rozwożących „dary”: herbatniki i wodę pitną, a przecież zaledwie kilkadziesiąt tysięcy funtów Korony Brytyjskiej, odbudowałoby całą wieś na niewielkiej wyspie. Wszak kolorowe, drewniane domki ich mieszkańców, to koszt naprawdę niewielki. Niestety po naszej Julii nie znaleźliśmy ani śladu. Władze Road Town, stolicy Tortoli, przeznaczyły kilka hektarów gruntu na wraki jachtów. Wyławiano je ze zniszczonych marin by składować i utylizować setki ton plastiku, aluminium, lin i wyposażenia…
Po naszej Julii nie znaleźliśmy śladu
Komentarze