2011/3 - BRUKSELA, Zjazd Rodziny Małczyńskich, Księga IRMA, GRECJA (Sporady), KOREA POŁUDNIOWA

 

                                                                                                                   2011 rok

 "Życie jest śmiała przygodą lub niczym." 

                                                                     Hellen Keller

Naszą drugą rocznicę ślubu spędziliśmy w Brukseli. Postanowiliśmy spędzać nasze rocznice w stolicach zawsze innego kraju. Zaczynamy od Belgii.                                                      

                                        Przed Pałacem Królewskim       

A potem życie toczyło się dalej. W Polsce zawirowało od „gazu łupkowego”. Już wydawano koncesje, już liczono pieniądze, już byliśmy drugą Arabią Saudyjską. Tak, mamy duże pokłady łupków, a więc jest potencjał. Poleciałem do Kanady do mojego partnera w Calgary by wywąchać „czym to się je”. Z nim pojechałem do Edmonton (na bezludnej Północy) by zobaczyć, jak wygląda taka eksploatacja i… nie uwierzyłem, że to uda się w Polsce. Na to potrzeba przestrzeni… Przestrzeni, bo te budowy to powierzchnie 3 x 3 km. Gdzie na naszych szachownicach pól uprawnych znaleźć jednego właściciela? Jak zgromadzić wielu właścicieli by scalić grunty i taką powierzchnię? Jakie odszkodowania zapewnić naszym roszczeniowym rodakom ? Jak oprzeć się stereotypowemu NIE BO NIE ? Skąd wziąć duże ilości wody niezbędnej do szczelinowania złoża, którą Kanadyjczycy czerpią z wszędobylskich jezior ?  Nie wierzyłem w możliwość tego przedsięwzięcia w Polsce, ale wróciłem do kraju bogatszy o znajomość tej technologii wierceń i mając do zaoferowania maszyny do eksploatacji złóż gazu łupkowego.

------------------------------------------------------------------------------------

W maju tegoż 2011 roku, zakończyliśmy budowę Willi Irma a już w lipcu gościliśmy Rodzinę Małczyńskich (rodzina Irenki od strony Mamy). 

 

                                                          Kuzynki

                                                Prezenty dla gospodarzy

To pierwszy i chyba ostatni zjazd tego Rodu. Przybyło 16 osób z Kanady, 12 z Polski i 2 z Londynu.  To był bardzo wzruszający zjazd i wspomnienie nieprawdopodobnej historii Wacława Małczyńskiego. Wywieziony z Wilna na Syberię dostał się do Armii Andersa i przeszedł cały szlak przez Irak, Iran, Monte Cassino aż do Londynu.  "Za karę", wyklęty przez Komunę, nie mógł wrócić do Polski i nieswojego już Wilna. Postanowił więc poszukać szczęścia w Kanadzie. Vancouver przyjęło go z otwartymi rękami jak wielu innych polskich żołnierzy po II-ej wojnie światowej. I właśnie tam, na obczyźnie, stworzył swoją małą Polskę płodząc 11 dzieci. W różnym stopniu zachowały one w pamięci język Ojców swoich. Im młodsze tym słabiej. Niestety, nic z historii ich własnej Rodziny nie zostało im przekazane. W Kościelisku znaleźli się jednak w dobrych rękach. Zapoznałem się dogłębnie z historią tej Rodziny, kupiłem mapę świata i narysowałem na niej grubą kreską marszrutę ich Ojca : od Wilna po Syberię i całą drogę Armii Andersa. Drugiego dnia Zjazdu zebrałem wszystkich w dużej Sali Jadalnej z zawieszoną na ścianie mapą i opowiedziałem o ich własnej historii, na tle historii Polski i historii świata. Były łzy, była wdzięczność i była radość. 

 


Na koniec zjazdu, Neil, Kanadyjczyk z krwi i kości, mąż Izabeli z Małczyńskich, wzniósł toast: „- Marek, powiedziano mi, że jadę do Europy. – Jakiej Europy zapytałem ? - A oni, że do Polski. - Jakiej Polski ? - A oni, że do Krakowa i Kosielisa… - Coo? Gdzie? A cóż to jest? Nooo… The best place for vacation is North America… - Marek : przybyłem, zobaczyłem i wznoszę toast : I’m in the paradise… Thank you so much…”. Zalałem się łzami…

 

                                  Olbrzymi tort dla wszystkich Małczyńskich

Warto było. Warto kochać ludzi i coś dla nich robić. Warto być dumnym ze swojego kraju. Warto być simply przyzwoitym i być OK.

                                                    Rodzinne zdjęcie

 

                  To już trzecie pokolenie... Małgosia z Pawłem i Kanadyjkami

 

                                            To były wzruszające chwile

                                                I niezła zabawa...

-------------------------------------------------------------------------------------------------

    2011 rok, to również czas napisania Księgi Willa Irma na każde biurko, w każdym pokoju (teoretycznie) do wynajęcia… Wszak od dawna o tym marzyłem.  To było kolejne spełnienie moich nieśmiałych kiedyś marzeń... Nie, nie potrzebowałem dodatkowego źródła dochodów ale tym razem oboje z Irenką zabawiliśmy się w hotelarzy-restauratorów. Moja Kochana Mama napracowała się niesamowicie. Na każdy stół, wyszyła kilkadziesiąt obrusów i serwetek do ust, a na grubym płótnie wyszyła góralską parzenicę na każdą Księgę.

 


Treść Księgi Irma znajdziecie na naszej stronie internetowej www.irenkaimarek.pl.

-------------------------------------------------------------------------------------------------


Kochaliśmy naszych sąsiadów Górali, dobrze czuliśmy się w tym środowisku i  bywali na wszystkich ich  rodzinnych uroczystościach.

                                       Ania z Bartkiem na naszym Amfiteatrze


Nasi przyjaciele z Puław, tańczący Dziadek z Karolinką i Irenka z borowikiem znalezionym w naszym ogrodzie.

 

 ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    2011 rok, to w końcu nasz kolejny rejs, tym razem na mało uczęszczanym, greckim archipelagu na Morzu Egejskim – SPORADY.


GRECJA (Sporady).

    Jak zwykle przygotowując kolejną wyprawę odczuwam dreszcz emocji i woni przygody. Cieszę się, że znowu wypadło nam „odkrywać” stare europejskie lądy i wyspy nasycone historią, kulturą i tradycjami. Jakże to różne od egzotycznych, odległych światów, gdzie przyroda jest inna, temperatury łaskawsze i owoce słodsze. Ale nic nie zastąpi pobielonych ścian greckich domostw z niebieskimi dachami na Santorini, wiatraków Mykonos dumnie stojących na tle błękitnego nieba, greckich bogów, wąskich uliczek korsykańskiego Bonifaccio, młodych win wysp Toskanii, sardyńskich chłopów drzemiących na ulicznych ławkach w niedzielne popołudnie i francuskiego stołu na wyspach Porquerolles.

    Tym razem dorzucimy do worka przygody starodawne ziemie Europy Wschodniej zwanych onegdaj Obozem Kwitnącego Socjalizmu. Zaczynamy w Krakowie by przez Słowację (Bańska Bystrzyca) dotrzeć na południowy kraniec Węgier (Budapeszt ominiemy obwodnicą) do miejscowości SZEGED. Tu, już tylko dobry, węgierski Tokaj ukoi zmęczone ciała kierowców i ich pilotów. Dalej, to wyzwolona w końcu po wielu wiekach niepodległa Macedonia z jej stolicą SKOPIE, by na koniec samochodowej podróży, znaleźć się w ojczyźnie Zeusa, Achillesa i Centaurów.

    Trzeci nie zdobyty jeszcze przez nas archipelag grecki to SPORADY. Najmniej turystyczny, najbardziej na północ leżący na „białym” morzu Egejskim, ale przez to najbardziej NATURALNY i prawdziwy. To nie będą „internacjonalne” Ateny, Poros’y i Korynty. To będzie najprawdziwsza Grecja z jej własnej produkcji winem z winorośli porastających stoki wysp, jej kozim serem robionym w wiejskich chałupach i jej dziką czasami naturą... To być może ostatni bastion prawdziwych greckich chłopów noszących na co dzień tradycyjne, białe, lniane koszule, czarne spodnie i długie wąsy. Pakujcie walizy... wyruszamy już naprawdę WKRÓTCE !

 

Okres wyjazdu : 10.08.2011 – 28.08.2011

Samochód : HYUNDAI Santa Fe

Jacht : SUNSAIL 42i


Opis trasy (ok. 4200 km / ok. 260 MM) :


SZEGED (Węgry), Hotel „Novotel”.

SKOPIE to stolica Macedonii, gdzie zobaczymy akwedukt rzymski z I-go wieku naszej ery.  


                                             Wspaniała załoga

Półwysep PILION to mityczna kraina centaurów. Porośnięty lasami kasztanowymi, bukowymi i dębowymi, półwysep Pilion jest jednym z najładniejszych skrawków kontynentalnej Grecji. To również jeden z niewielu obszarów o wyraźnie odrębnej tradycji kulinarnej i właśnie dlatego, w miejscowości ARGALASTI, zjemy lokalny obiad zakrapiany lokalnym, białym winem (wszak baza jachtowa już blisko...).

MILINA  odbiór jachtu.

ORMOS PTELOU to dzika zatoczka, skąd Achilles wyruszył na wojnę z Troją. Piesza wycieczka na basztę Achillesa .

                                       Jak zwykle Biało-Czerwona

SKIATOS (wyspa) - obiad i kąpiel przy plaży Kukunaries (podobno najpiękniejszej w tym regionie) lub przy mini plaży Kalamaki,

                                                                      Dyżurni

SKIATOS (miasto). To tu, bogaci i sławni, po raz pierwszy zakotwiczyli swe jachty przy pustych jeszcze plażach lat 70-tych zeszłego stulecia. Ta stolica wyspy o tej samej nazwie, rozwinięta została stosunkowo niedawno na modłę wyspy Mykonos w archipelagu greckich wysp Cyklady. Piękne plaże, ale przede wszystkim bary, dyskoteki, towarzystwo o wielorakiej orientacji seksualnej i nocne życie przyciąga tłumy „imprezowiczów” z całego świata. Mimo wszystko, mieszkańcy pozostali ciepli i sympatyczni o czym na pewno przekonamy się sami. Skuterami zwiedzimy wyspę. W głębi jej północnej części, wśród zieleni sosen i oliwek, napotkamy opuszczone klasztory, kościoły i senne tawerny, gdzie mam nadzieję zjeść typową grecką kolację zakrapianą greckim winem. Uwaga! Powrót skuterem.


ORMOS STAFILOS (zatoczka na wyspie Skopelos. W zatoczce tej, znaleziono najdalej na północ wysunięte takie przedmioty z epoki Minejskiej jak pozłacaną rękojeść szpady i złoty diadem. Nazwa zatoczki pochodzi od imienia księcia minojskiego Staphylos’a.


PATITIRI to stolica wyspy Alonisos. Miasto typowo greckie z coraz większą ilością turystów, pozostające wciąż jeszcze miejscem do spokojnego wypoczynku. Na skuterach zwiedzimy wyspę i zjemy obiad w jakiejś wiejskiej tawernie.


                Wspaniała Załoga

ORMOS PLANITIS to piękna, dzika zatoczka na wyspie Pelagos. Bardzo trudne wejście i wyjście w przypadku dużego wiatru i dużej fali, ale wewnątrz zatoczki zawsze spokojnie i bezpiecznie. Kilka dzikich kóz i miliony cykad będą jedynymi naszymi towarzyszami – chyba, że jakaś inna załoga dopłynie tam w tym samym momencie.

SKOPELOS to stolica wyspy o tej samej nazwie. Podobno na 5000 mieszkańców istnieje tu ponad 120 kościołów zbudowanych „piętrowo” na otaczającym port wzgórzu. To piękne miasteczko charakteryzuje się plątaniną wąskich uliczek dostępnych dla pieszych, wszędobylskich osłów i odważnych motorowerzystów. Zwiedzimy tą uroczą wyspę na skuterach.

SKANTZOURA to bezludna wyspa w drodze do Skiros. 

 

                                    Cumowanie z lądem to nie lada wyzwanie...

LINARA to port wyspy Skiros, najdalej na wschód wysuniętej wyspy archipelagu Sporady. Ze swymi kwadratowymi, białymi domami o płaskich dachach, bardziej przypomina miasta na Cykladach niż na Sporadach. To tu, matka wysłała Achillesa by uchronić go przed wojną trojańską, w której miał zginąć, jak głosiła przepowiednia. Niestety chytry Ulisses znalazł sposób by namówić Achillesa i wprowadzić go do wojny, która rzeczywiście okazała się dla niego śmiertelną. Leżąca na szlaku handlowym wyspa Skiros, zawsze była ponętnym kąskiem dla antycznych przywódców. I tak, między innymi należała do Wenecjan, którzy wybudowali tu zamek obronny. Dziś, wyspa została w dużym stopniu „oszczędzona” przez turystów. Wielu ludzi nosi tu jeszcze tradycyjne stroje, lniane koszule i czarne spodnie a mężczyźni duże wąsy. Wyspę koniecznie trzeba zobaczyć pomimo trudnych warunków nawigacyjnych w tym rejonie. Mocny wiatr Meltem i stosunkowo duże fale, skutecznie bronią dostępu do tej jednej z ostatnich ostoi neutralności i braku turystycznego blichtru. LINARA to największy port wyspy i dopiero stąd należy wybrać się na zwiedzanie stolicy SKIROS i całej wyspy. 

 

                              Przyjaźń grecko-polska po butelce białego wina

SKANTZOURA to bezludna wyspa już w powrotnej drodze.


AGNONDAS to mały port na wyspie Skopelos z trudnym wejściem w przypadku silnego, północnego wiatru zwanego Meltem. Kilka tawern i barów umili nam życie po ewentualnej adrenalinie silnego wiatru.


                       Fatalna to była jazda po białym, greckim winie...

ANDRIAMI lub ARYRONISOS to ostatni nocleg „na dziko”.


 Luz

MILINA (baza).


METEORA (już samochodem) to piaskowcowe, „zawieszone w powietrzu” występy skalne, które od 985 roku stały się miejscem religijnego odosobnienia zapoczątkowanego przez mnicha Barnabę, zamieszkałego w jednej z jaskiń na szczycie Meteory. W XIV wieku zbudowano 23 takich klasztorów, z których 6 pozostało do dziś do zwiedzania. Po morskiej zaprawie, prawie pionowe podejście na wysokość około 620 metrów po wykutych w skale stopniach, będzie dla nas łagodnym spacerem wynagrodzonym jednak wspaniałym widokiem na całą okolicę.

SALONIKI. Zwiedzanie starego miasta założonego w 315 roku p.n.e przez greckiego króla Kassandrosa. Włóczęga po nabrzeżu przy słynnej Białej Wieży, ostatnia już grecka kolacja w greckiej tawernie.

Post Factum :

To był fascynujący akwen do pływania i jeden z naszych najlepszych rejsów. Stosunkowo mało turystów, wspaniała pogoda, spotkanie z grekokatolickim mnichem na wyspie Pelagos, który uświadomił mi istotę kościoła chrześcijańskiego i wyśmienite, rozśpiewane towarzystwo. Jeszcze nigdy tak często nie śpiewaliśmy. Przygoda na Wyspie Skiros i spotkanie z lokalnymi Grekami zapamiętamy na zawsze, podobnie jak naszą skuterową, zwariowaną wycieczkę po wyspie… Warto by to powtórzyć…


I oczywiście poemat Irenki :

Lat przyjaźni tyle a wakacji wcale, nie myśleli o tym przy pracy nawale,

Wyjątkowo zdolni i ciekawi przygód, na zew Kapitana pozbyli się wygód.

Wyciągnęli grosze z kącików domowych, by opychać się jadłem w krajach południowych.

Kapitan postawił wyzwanie załodze, bezwzględna posłuszność tuż przy jego nodze.

Chodził pewnie po jachcie, brwi lekko unosił, dyscyplinę wprowadzał i reguły głosił.

Nowy skład załogi w osłupieniu słuchał, brał zasady do serca, entuzjazmem buchał.

Zosia na szkoleniu cichutko siedziała, buzię otworzyła, czasem coś spytała.

Zosi mąż, Januszek, o dużej odwadze, rzucał pytaniami o wysokiej wadze.

Andrzejek z Gabrysią cierpliwie słuchali, byli już myślami na egejskiej fali.

Reszta załogantów była doświadczona, z grzeczności słuchała, a szczególnie żona.

Kapitan rozdawał zadania załodze, trochę łatwych było część wręcz trudnych srodze.

Andrzej i Januszek wybrani zostali, rzucali kotwicę do bezkresnej fali.

Kotwica często ich się nie słuchała, w momentach napiętych kontakty zrywała.

Piękne usta przywódcy gromy wyrzucały, ciągnąć, ciągnąć do diabła, czy łańcuch za mały?

Czerwone spodenki na kolanach klęcząc w pocie czoła ciągnęły cichuteńko jęcząc.

Kiedy już kotwica grzeczniejsza się stała, woda z dwóch zbiorników całkiem uleciała.

Załogantki wtedy panikę podniosły, żeby nasze ciała brudem nie zarosły !

Kapitan w rozpaczy ręce w niebo wznosi, i krzyczy: naprawiać wąż w kabinie Zosi !

Wkrótce woda płynęła i wszyscy się myli, załoganci radośnie toasty wznosili.

Niech żyje Kapitan, wiwat męskie stany, niech się nic już nie psuje o Boże kochany !

Cztery nimfy jachtowe bardzo dzielne były, gdy jacht burtą ciął fale, w szelki się stroiły.

Zosia pieśni śpiewała w czole chóru stojąc, reszta wtórowała o gardła się bojąc.

By gardła oszczędzać i sprawność zachować, alkoholem wszystkich raczyła częstować.

Żeby wszystkie trunki działały ogólnie, do mnicha zajrzyjmy, pomódlmy się wspólnie.

Zosieńka do mnicha tak szybko pędziła, że całą kotwicę w głębiach utopiła.

Kapitan dla Zosi słów brzydkich oszczędził, na pomoc do Madzi w otchłanie popędził.

Płetwy jego znikły, to nie otchłań rzeczna, Zosia wykrzyknęła: zawsze będę grzeczna.

Pani doktor Madzia u mnicha nie była, gdy rakiję pito placuszki smażyła.

Teraz wyspa Skiros marzeniem się stała, lej z wiatru zrobiła, tak nas powitała.

A boski Kapitan w wodach zaprawiony sunął jachtem po falach w żagle zapatrzony.

Damska część załogi na piętrze siedziała, wcale się nie bała, uwag udzielała.

Madzia, że jest chyba rybą urodzona, siedziała bez szelek bardzo rozmarzona.

Andrzej i Januszek wiatr w płuca łapali, gdy Kapitan wrzeszczał do cum się rzucali.

Biedna Myszka tylko w kąt jachtu się skryła, nie śmiała nóżką ruszyć, bo karcona była.

W atmosferze sportu i pięknych wakacji, cumowanie było splotem różnych akcji.

Madzia na ląd stały rzucona została, cumę miała w swych rękach, jacht na niej trzymała.

Janusz na jacht obok sprytnie się przedostał, dzięki słowom żony wiatru w skrzydła dostał.

Madzia do pomocy też tam podążyła, żeby szybciej było szpagatem skoczyła.

Nie było to końca na tej wyspie przygód, załoganci na skutery wsiedli, wyzbyli się wygód.

Mknęli po bezdrożach przez greckie doliny, aż na samych gór szczytach zabrakło benzyny.

Wstąpili do tawerny by im obiad dała i Zosia bezpłatny koncercik wydała.

Chciała tam Zosieńka pozostać dzień jeszcze, po jej mężu Januszku przeszły zimne dreszcze.

Zostaw Zosiu stół grecki, pomyśl o rodzinie, jak wrócimy na jachcik zamknę Cię w kabinie.

Dobrze nam tu bardzo, ale płynąć trzeba, załoganci strwożeni wznieśli oczy do nieba.

Modlili się już wszyscy o brak wiatru prędki i niech ryby przypłyną na rzucone wędki.

Andrzej prosił kotwicę by posłuszna była, w najważniejszym momencie jednak odmówiła.

Gabrysia na dziób jachtu szybko się udała, była przy kochanym korbę podawała.

Załoga "Nocturna" jest już bardzo zgrana, chce o inne rejsy prosić Kapitana.

Kapitan szczęśliwy dopił kielich z trunkiem : możecie popłynąć pod jednym warunkiem.

Macie zabrać ze sobą błękitną „fusteczkę” oraz pieśni szantowych pełną walizeczkę.

Pieniążki zbierajcie na cel teraz znany, rzućcie się w wir pracy narodzie kochany.

I otarł pot z czoła po takim wysiłku i podjął decyzję o wspólnym posiłku.

Załoganci chętnie hasło podchwycili, poszli pod prysznice mundurki włożyli.

Niech żyje Kapitan w morskim świecie znany, bo to jest Kapitan ponad Kapitany.

 

Grecja-Sporady’2011-09-03                                                Załogantka Myszka


---------------------------------------------------------------------------------------------------

Październik tego roku powitał nas w Korei Południowej, gdzie firma HYUNDAI zaprosiła nas na tygodniowy pobyt jako nagrodę za dotychczasową, wzorową współpracę.  Oprócz zwiedzania kraju, zwiedzaliśmy też fabryki koncernu Hyundai, gdzie największe wrażenie zrobił na nas porządek, czystość i wzorowa organizacja.  


 Podziwialiśmy stocznię i silniki okrętowe sięgające 10 metrów wysokości. Koncern Hyundai położony jest na półwyspie Ulsan, gdzie w mieście o tej samej nazwie mieszka 1.2 mln osób, z których 70% pracuje dla koncernu Hyundai. W Ulsan wszystko jest HYUNDAI. Samochody osobowe i ciężarowe. Statki spacerowe i rowery. Hotele, radioodbiorniki i telewizory… Gdzie nie spojrzysz, zobaczysz nazwę HYUNDAI.

             AMAGO – sprawdzony partner

                                            Why not ???

Zwiedzaliśmy muzeum założyciela koncernu, Chung Ju-Yung’a.  Jego buty, pantofle i biurko. Otrzymałem też jego książkę - pamiętnik, którą szybko połknąłem i z której cytaty na trwałe zapisałem w mojej Księdze Cytatów. Czy bowiem można nie zgodzić się z tym, że „pozytywne myślenie jest drogą do szczęścia” lub „rób tak aby nic więcej nie dało się zrobić. Daj z siebie wszystko do samego końca…” ?

                   Oni



                                 Jak zostać gospodarczym tygrysem ?

                                                Oczywiście zwiedzanie



                                                        I wspaniały spektakl narodowy

---------------------------------------------------------------------------------------------------

A AMAGO dalej utrzymywało swój poziom. Zatrudnialiśmy 60 osób realizowaliśmy ponad 60 mln PLN sprzedaży, dzięki czemu nasza pomoc społeczna wciąż rosła.

 

Brakowało już ściany na podziękowania za pomoc finansową do różnych instytucji
 

Podobnie jak nagrody i gratulacje za dobre wyniki i wzorową współpracę
 

 Kochałem tą robotę, która dając mi cholerną satysfakcję pozwalała jednocześnie zaglądać w najmniejsze, najdalsze i najbardziej egzotyczne zakamarki naszego globu… Podróżować i poznawać… Czyż nie jest to esencją życia ?

-------------------------------------------------------------------------------------- 

Moja Mama w swoim ukochanym ogrodzie, wśród swoich ukochanych kwiatów.....

Komentarze