POST SCRIPTUM - Koniec części II-giej

 

POST SCRIPTUM



„Za dużo nigdy o sobie nie mów, bo w zazdrości ślepy zaczyna widzieć a głuchy zaczyna słyszeć"                                                                      
                    Autor nieznany

(... a jednak poszedłem pod prąd... a jednak powiedziałem o sobie wszystko, obnażyłem się, poddałem pod osąd ślepych i głuchych, a jednak nie mam się czego wstydzić ...)


Za oknem biały, zimowy szal pokrył wspaniałe świerki, nasze góralskie ogrodzenie i nasz piękny ogród. Głęboka, fantastyczna, głucha cisza aż drażni moje uszy. W oddali, z nagrania, leci mój ulubiony Joe Dassin, a z mojego wnętrza, jak często w moim życiu, wyrywa się jakaś olbrzymia siła radości i energii… Szuka ujścia. Chwytam więc „za pióro” i piszę Post Scriptum na zakończenie moich wspomnień.


     Na biegówkach na "naszej" Palenicy


Na moim kościeliskim biurku leżą dwie książki. Z lewej, Histoire de la I-re Division Blindee Polonaise 1939-1945 autora Jacques WIACEK, mojego Syna. Z prawej, Wiosna, Lato Jesień, autorki Ewa W.D. JAZIENICKA, mojej Mamy. W środku ja, z moimi wspomnieniami, które zatytułowałem Jestem bezwstydnie szczęśliwy. Trzy pokolenia. Trzy osobowości. Co ich łączy ? Pasja historii. Nie wszyscy utrzymują jednak ze sobą kontakt. Niektórzy nie chcą znać siebie nawzajem. Co ich dzieli : wykształcenie (lekarz, inżynier i ekonomista), wiek (trzy pokolenia) i EMOCJE.


Książka mojego Syna, Jakuba



Książka mojej Mamy


Nie, nie przeczytałem tych leżących obok mnie książek zaraz po ich otrzymaniu. Tak, zacząłem je czytać, ale EMOCJE zatrzymały mnie na pierwszej, drugiej lub kilkunastej stronie.

Z lewej, leży książka napisana z pełnym profesjonalizmem, z pełną biografią, nagrodzona wieloma nagrodami, w tym nagrodą polskiego Ministra Spraw Zagranicznych za najlepszą książkę o Polsce napisaną za granicą. Nazwał bym ją FAKTOGRAFICZNĄ.

Z prawej, spogląda na mnie książka wspomnieniowa, napisana po amatorsku, pięknym stylem, wspaniale wydana z jakże pełnym podkładem historycznym, którego znajomości można tylko pozazdrościć i podziwiać. To typowe PAMIĘTNIKARSTWO.

Tą z lewej odrzuciłem gdy w otoczeniu zdjęć Sikorskiego, Dworaka, Rydza Śmigłego i wielu innych znakomitych postaci, zobaczyłem zdjęcie mojego teścia, dziadka mojego syna, jako świadka historii I-szej Brygady Pancernej. TAK. To był bardzo uczciwy, pracowity człowiek, którego zawsze szczerze podziwiałem. Emanował dobrocią i rozsądkiem. We wrześniu 1939 roku, jako wiejski, kilkuletni wyrostek dobiegł z kilkoma kolegami do odległej o 2 kilometry szosy, by zobaczyć przejeżdżające wojsko niemieckie. Czy to rzeczywiście jest świadectwo historii I-szej Brygady Pancernej i czy rzeczywiście należało mu się to miejsce obok tak znakomitych nazwisk ??

Tą z prawej, odrzuciłem gdy zobaczyłem nazwisko autora : Ewa W.D. JAZIENICKA. Dlaczego nie WIĄCEK, czy WIĄCKOWA jak zawsze się podpisywała ? Dlaczego użyła nazwiska panieńskiego by zamarkować tyko przez „W” moje nazwisko rodowe i postawić je na tym samym poziomie co „D” od nazwiska z drugiego małżeństwa trwającego niecałe dwa lata, i które choć niesłusznie, tkwi jak drzazga w moim jestestwie…?

EMOCJE, przed którymi ani Oni ani ja nie potrafiliśmy się ustrzec. Emocje, które odsunęły nas od siebie na jakiś czas. Po wielu miesiącach, ba wielu latach, wróciłem jednak do obu tych książek. Wróciłem, kiedy zrozumiałem w jak negatywny sposób EMOCJE wpływają na nasze zachowanie. Bo emocje zasłaniają rozum, bo emocje kładą się ciężką chmurą na przejrzystość myślenia, bo choć dobre emocje mogą ponieść nas jak na skrzydłach to te złe, mogą zrujnować nam życie i niepotrzebnie zamknąć się na siebie nawzajem. 
 

Już więc na spokojnie, pozwalam sobie skomentować obie te książki wyrzucając najmniejsze chociażby pokłady EMOCJI.

 
Tak, Kuba – GRATULUJĘ Ci cholernie. Tyle szczegółów, tyle pracy, tyle czasu poświęconego w wielu muzeach Polski, Francji i Wielkiej Brytanii, by z dokładnością zegarmistrza odtworzyć każdą minutę walk.
Tyle nazwisk na trwałe zapisanych w historii, tylu bohaterów wygrzebanych gdzieś z archiwów na światło dzienne i udostępnionych szerokiej publiczności. Tyle map, szkiców fotografii i precyzyjnych FAKTÓW. Nie jest to książka dla każdego. Ta zegarmistrzowska precyzja cyfr może być męcząca, ale tym znużonym zaoferowałeś na koniec dużą dawkę humanizmu. Pokazałeś co czuli POLSCY ŻOŁNIERZE wciąż jeszcze walcząc o wolną Polskę, kiedy dowiedzieli się o upadku Powstania Warszawskiego, o Jałcie, o zapomnieniu ich przez Aliantów, o wyższości pragmatyzmu politycznego nad emocjami. 

I chyba to co było dla mnie najważniejsze w Twojej książce : pokazałeś tę miękką, humanistyczną, ciepłą twarz. Dotknąłeś też wnętrza a nie tylko suchych, zimnych cyfr. Doceniłeś tragedię poszczególnych żołnierzy. Wspaniałe są wspomnienia podpułkownika Koszutskiego, po wojnie pracownika fizycznego jakiejś restauracji. Wspaniała jest refleksja o wysokich rangą oficerach, którzy po wojnie zostali wyrzuceni na margines życia. Wspaniałym jest pokazanie powojennej drogi życiowej dwóch generałów : Maczka, który został portierem i Eisenhower'a, który został prezydentem USA. 

Jak napisał kpt. Proszek : Niemcy przegrali. Ale my, czy naprawdę wygraliśmy ? 

Nie oczekujmy sprawiedliwości od życia. Umiejmy odnaleźć się w pokładach  niesprawiedliwości...  Bo w życiu nie chodzi o to by przeczekać deszcz ale by nauczyć się w nim tańczyć...  Może to też jest recepta na szczęście...
 

Tak, Mamo – GRATULUJĘ Ci cholernie. Miałaś niecałe  10 lat kiedy wybuchła II-ga wojna światowa. Twojego ukochanego Ojca Sowieci wywieźli na bestialskie rozstrzelanie do Starobielska, a Ty z bratem i swoją mamą przeszłaś grozę ucieczki do Rumunii. Widziałaś zabitych, bezdomnych i uciekających. I jako dziewczynka, prowadziłaś pamiętnik. Pamiętnik, który nie zaginął podczas zawieruchy wojennej, który doczekał do dziś. Czytając go, nie sposób nie podziwiać Twoich obserwacji, Twojego dojrzałego spojrzenia na ludzki tragizm przez pryzmat dziecinnego, nieświadomego pisma. Podziwiam jak podczas ucieczki zapamiętywałaś nazwy obcych Ci, nieznanych wsi, miast i miasteczek i malowane Twoim słowem spotkania z Ukraińcami, Hucułami i Rumunami. A potem była wolna/niewolna Polska, w której jakoś musieliście się odnaleźć, Twoje dwa małżeństwa i nasze dzieciństwo. A wszystko podlane sosem polityki i historii bowiem kochałaś to tak, jak my z Kubą kochamy to teraz. Gratuluję znajomości historii. Nie zapomnę, że książki wojenne stanowiły podstawę naszych domowych księgozbiorów... Podziwiam ilość szczegółów które zapamiętałaś ze swojego "Lata" ale też... Twoje dążenie do  obiektywizmu. Kolejny raz łzy zalewały mi twarz kiedy tak pięknie opisałaś  ostanie dni mojego Taty i co chyba najważniejsze,  z radością łowiłem Twoje słowa o Waszym Partnerstwie i pięknych, wspólnie przeżytych latach. Jako wyrostek, postrzegałem Was jako szczęśliwych i dobranych, pomimo nocy, które są nieodłącznym elementem naszego życia i każdego  małżeństwa. Twoje pisanie jest wartkie i przetykane wieloma cytatami. Jakże blisko znowu upadło jabłko obok jabłoni...
Na koniec powtórzę słowa profesora Matczaka : Dziękuję, że zdecydowałaś podzielić się ze światem swoimi wspomnieniami. To jest pewnego rodzaju hojność, na którą nie wszystkich stać.


Nauczony powyższym, tak bardzo starałem się pozbyć EMOCJI, być obiektywnym, nie wpaść w sieci z jednej strony ekshibicjonizmu, z drugiej zaś, własnej cenzury. Pisać prawdę i tylko prawdę, obnażyć się do nagości i napisać WSZYSTKIE pozytywy i negatywy mojego życia, bez ubarwiania i pudrowania. Wszystkie fakty z mojego życia, które jednak w całościowym bilansie uważam za bardzo szczęśliwe. Czy ten karkołomny cel udało mi się osiągnąć ?

Czas więc, na osobisty komentarz do moich wspomnień. Czas na podsumowanie. Czas na prawdziwy Post Scriptum.
 

Moich 70 prawie lat przeżyłem ponownie w ciągu zaledwie 10 miesięcy. Tak, chciałem tego. Tak, spodziewałem się tego. Tak, nie żałuję tego. Tak podtrzymuję, że warto było. Warto było tym bardziej, że z perspektywy czasu stać mnie na syntezę i wyciągnięcie wniosków z tego ŻYCIA, mojego życia, życia jednego człowieka, bo właśnie JEDNO ŻYCIE było moim pierwszym pomysłem na zatytułowanie tych wspomnień.

    

Co wyziera z tych kilkuset kartek  mojego maszynopisu ?  Czy tytuł moich wspomnień świadczy o mojej daleko posuniętej nieskromności ?  Czy ogłaszanie siebie szczęśliwym jest czymś nagannym ? Czy musimy milczeć gdy odczuwamy ten wyjątkowy stan ?  

A może tylko cierpienie powinno być głoszone i podziwiane ? Może fałszywie, może z nutką satysfakcji ? Bo człowiek ma tendencję radowania się z nieszczęścia innych i nie zawsze kocha ich szczęście...


Przede wszystkim zaskoczył mnie fakt pisania tak wielu listów do Mamy. To chyba ta nieograniczona i biologiczna miłość do Matki pchała mnie do dzielenia się właśnie z nią moimi przeżyciami, moimi porażkami i moimi sukcesami. Nie zawsze zgadzałem się z jej postępowaniem, NIGDY mnie nie rozpieszczała, wiele nauczyła i choć czasem nazywałem Ją heterą, to zawsze wiedziałem, że mnie kocha.  A kochać i być kochanym to być szczęśliwym.


Niewątpliwie moje życie potwierdziło,  że marzenia się spełniają. Marzenie, to jakaś podświadoma, niewidzialna siła, jakiś drogowskaz, który pcha nasze postępowanie w kierunku jego realizacji. Po latach, sam zastanawiam się jak to wszystko się stało, jak to było możliwe, że nie mając NIC, będąc wyrzuconym jak ryba na emigracyjną plażę,  osiągnąłem to o czym cicho marzyłem... Spełnienie swoich marzeń czyż nie jest również odrobiną szczęścia ?


Niewątpliwie, zawsze byłem kowalem swojego losu. Nikt, nigdy mi nie pomagał i mną nie kierował. Zawsze sam wyznaczałem sobie kolejne etapy i choć nie najprostszą drogą, to jednak udawało się je osiągać. Nie poddawać się, nie być biernym, nie dawać unosić się beznadziei i frustracji a mocno trzymać ster swojego życia jest niewątpliwą satysfakcją i szczęściem. To ty sam decyduj, jak prowadzić jacht twojego życia.

  

Dewiza Dawać by Brać zawsze podświadomie mi towarzyszyła odkąd wypowiedział ją mój Tato. Podobnie jak On, nigdy nie byłem sknerą ani skąpcem. Zawsze miałem szeroki gest. Ściany sekretariatu Amago pokryte są podziękowaniami za pomoc finansową. Nigdy nie pozostaję obojętny na biedę i ludzkie tragedie nie tylko w Polsce ale też w Beninie i na Madagaskarze, gdzie co roku posyłam pieniądze dla potrzebujących. Bo więcej radości (szczęścia) daje dawanie niż branie.

Zwulgaryzowane przez hitlerowców zdanie umieszczone na oświęcimskiej bramie „Praca czyni wolnym”, nie jest li tylko cynizmem. Jest prawdą i nosi w sobie głębokie przesłanie. Zawsze ciężko pracowałem i zawsze w pracy znajdowałem odskocznię od codziennych problemów. Praca była moją pasją i jestem przekonany, że jej brak rodzi frustrację, problemy psychiczne i niezadowolenie. Tak : praca czyni wolnym i szczęśliwym zwłaszcza tego, kto oglądając się wstecz dostrzega jej rezultaty.

Pomimo pracy, która towarzyszyła mi w dużym stopniu, zawsze uważałem, że nie żyję po to by pracować, ale pracuję po to by żyć. Tym lepiej i intensywniej żyć, im intensywniej pracuję... Niewątpliwym szczęściem jest również i to, że żyję w okresie pokoju, bez zaznania tragizmu wojen, rewolucji, skrajnej ludzkiej podłości i NIESPRAWIEDLIWOŚCI. 
 
Niestety, na mej drodze były również bezsenne NOCE. Na pewno moją przegraną jest rozpad mojego pierwszego małżeństwa i utrata bliskich kontaktów z moimi synami. Tak, być może moje trzecie dziecko Amago zepchnęło na drugi plan Halinkę, Kubę i Bartka. Być może moja zabawka Amago była zbyt kosztowna. Tak, powinienem bardziej zadbać o swoje życie rodzinne, bo nie zauważyłem, kiedy nagle wyślizgnęło mi się ono z ręki, kiedy straciłem nad nim kontrolę. Ale czy rzeczywiście była w tym tylko moja wina ? Czy szczęście w "drugim wcieleniu", którego nie szukałem, a które samo się odnalazło jest moim przewinieniem ? Nigdy nie powinniśmy rozstawać się z rodziną ani ze względów zawodowych ani rozrywkowych. Powinniśmy jednak tak dobierać partnerów życiowych,  by mieć jednakowe plany i jednakowe pragnienia i by patrzeć zawsze w tym samym kierunku...


 
Czy więc tytuł moich wspomnień naprawdę świadczy o mojej daleko posuniętej nieskromności ? Czy naprawdę nie mogę czuć się Bezwstydnie Szczęśliwym ??? 

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Chilijski poeta Pablo Neruda, napisał kiedyś coś, z czym zgadzam się w 100% i co być może jako pewna filozofia życia charakteryzowało moją osobowość na przestrzeni tych kilkuset stron wspomnień :

Powoli umiera ten, kto nie podróżuje,
Kto nie czyta, nie słucha muzyki, kto nie obserwuje.
Powoli umiera ten, kto niszczy swoją miłość własną,
Kto znikąd nie chce przyjąć pomocy.
Powoli umiera ten, kto staje się niewolnikiem przyzwyczajenia,
Kto codziennie odtwarza te same ścieżki,
Kto nie zmienia punktów odniesienia, kto nie zmienia koloru swojego ubioru,
Kto nigdy nie porozmawia z nieznajomym.
Powoli umiera ten, kto unika pasji i wiru emocji,
Kto nie opuszcza swojego przylądka, gdy jest nieszczęśliwy w miłości lub pracy,
Ten, kto nie podejmuje ryzyka spełnienia swych marzeń,
Ten, kto choć raz w życiu nie odłożył racjonalności.
Zaryzykuj siebie dziś ! Zacznij działać od zaraz !
Nie pozwól sobie na powolne umieranie ! 

 

Nie zabraniaj sobie być szczęśliwym.


...o NIEJ nie muszę już pisać 💕

 

A jak napisał kiedyś profesor Marcin Matczak, człowiek, którego szanuję :

 

"Szczęście się zdobywa, jak nagrodę, a nie dostaje od losu" 

 


 

Moja Mama jest w 93 wiośnie swojego życia i w pełnej formie intelektualnej. To Jej zadedykowałem te wspomnienia, bo to Ona w dużej mierze mnie ukształtowała. Ogród to Jej miłość a "kto uprawia ogród ten uprawia szczęście"- jak mówi stare, chińskie przysłowie. Dzięki Mamuśka... Jestem z Ciebie dumny, choć czy jajko ma prawo oceniać kurę ? Nie przepuściłaś życia pomiędzy palcami. Nie zmarnowałaś ani minuty. Twoja duża dawka optymizmu, miłości życia, dobroci, inteligencji, wewnętrznego piękna i wewnętrznej dyscypliny dały owoce w postaci wspaniałej książki, ale też wielu obrazów które namalowałaś, wielu portretów które narysowałaś, setek obrusów i serwetek, które wyszyłaś, wspaniałym ogrodem,  który uprawiałaś, pięknym domem, który zaprojektowałaś i udekorowałaś, wielu dobrych słów, którymi obdarowałaś otoczenie, wewnętrznych przeżyć, które dały Ci wspaniałe światowe podróże, które opisałaś, i które ujrzą jeszcze światło dzienne. Jeżeli kiedyś źle Cię oceniałem, to dziś, z perspektywy czasu, winien Ci jestem to wyznanie i niech wspomnienia, które Tobie zadedykowałem, będą tego najlepszym świadectwem.  


Nie sposób na zakończenie nie zacytować przesłania do wnuków z książki mojej Mamy :   "Bądźcie dobrzy i pogodni. Rzetelnie wykonujcie swoje obowiązki. Sprawiedliwie, zawsze z życzliwością oceniajcie otaczających Was ludzi, a i Wy życzliwie będziecie oceniani. Nie znajcie uczucia zawiści, nie pamiętajcie zła, radujcie się z każdej szczęśliwej chwili, z każdego promienia słońca, rozkwitającego kwiatka, z każdego uśmiechu i osiągnięcia które Bóg pozwala przeżyć Wam w zdrowiu. Patrzcie zawsze optymistycznie w przyszłość, bo choć nieraz jest ciężko i smutno, ale końcem zła jest dobro, a życie, choć pełne niespodzianek, jest piękne i ciekawe..."

 

Trudno się z tym nie zgodzić... Teraz ja, jak pałeczkę sztafetową, dedykuję to przesłanie wszystkim moim biologicznym i tym "przyszywanym" wnukom...  


---------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Czy mam na koniec jakieś ostatnie marzenie ? TAK. Podczas mojej wieloletniej pracy odłożyłem na specjalne konto kilka grosików. Stworzyłem z tego Fundusz dla Wnuków. Wszystkich naszych wnuków. Tych moich i tych Irenki, która swoją pracą również wpłynęła na powstanie tego funduszu. Przeznaczam go, na ich studia języków obcych w Madrycie, Paryżu i Londynie, na ich wyższe studia na najlepszych światowych uniwersytetach i na ich podróże naszymi śladami.

 

A moim cichym marzeniem jest zobaczenie ICH wszystkich pod jedną banderą. Banderą IRMA, na jakimś wspólnym morskim rejsie, sfinansowanym z w/w Funduszu. Wystarczą 3 wspólne tygodnie. 

 

Wszak wspólnota zbliża ludzi, a brak kontaktów oddala ich od siebie. Wszak biesiadny stół zbliża ludzi, a jedzenie w samotności oddala ich od siebie. Wszak wspólne przeżycia zbliżają ludzi, a brak wspólnych przeżyć oddala ich od siebie. 

 

Poznajmy siebie bliżej a zobaczymy jacy jesteśmy do siebie podobni...


Nieobecni nie maja głosu... Nawet gdy psy szczekają, karawana idzie dalej...

 

A może Kuba i któreś z wnuków dalej pociągnie tę sagę Rodziny Wiącków i każde kolejne pokolenie napisze swoje wspomnienia, które niczym choinkowe bombki zawisną na naszym drzewie genealogicznym zamiast suchych dat i nazwisk ? Patrzyłbym na to już "z góry" z wielką dumą i radością... 


 ---------------------------------------------------------------------------------------------------

 

I tak wydawałoby się, że dobiegłem końca, gdyby nie fakt, że dalej zamierzam podróżować i zaplanowałem już kilka kolejnych wypraw. Tak, mam zamiar je opisywać, bo jak kiedyś pisałem do mojej Mamy... "ja naprawdę lubię pisać i nie ważne czy będzie to dla kogoś interesujące czy tylko "samowypisanie" da mi kolejną cząstkę szczęścia."

 

    Kolejną, trzecią już część, zatytułuję więc  "Staruszkowie przez Świat..."

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Na zakończenie kieruję podziękowania do Pawła Krupińskiego za pomoc w funkcjonowaniu tego bloga. Dzięki Paweł 😃

----------------------------------------------------------------------------------------------------

 

KONIEC 

 


Komentarze

Unknown pisze…
Szkoda ze to już koniec opowieści …
BM
szeryf pisze…
Dzieki Panie Inzynierze i gratulacje...
Jak ja teraz zagospodaruje ten kwadrans, ktory co dwa dni wypelnialo mi czytanie strony internetowej otwierajacej sie po wpisaniu w adres wyszukiwarki czterech liter "bona..."?
Zycze wielu dalszych, pelnych wrazen podrozy i dozo...
Michał pisze…
Jak Pan wie, od początku byłem wiernym czytelnikiem Pana "blogu" ( książki ? spowiedzi ? refleksji ?) . Dlatego z żalem żegnam się z moją , bardzo lubianą cykliczną lekturą .
Jeszcze raz : wyrazy uznania !!!

Można wracać do Pana książki szukając zwięzłych wskazówek, rad i podsumowań dotyczących tylu ciekawych miejsc !

Macie zdrowie , zapał , a przede wszystkim "ciąg" do włóczenia się po świecie !
Wojtek pisze…
Wszystko przeczytane.

Podziwiam za drogę życiową, pomysły i wszystkie podróże. Postaram się niektóre trasy skopiować w moim życiu.

Wersja drukowana jest planowana? – byłaby fajną pamiątką wspólnych wypraw.

Jeżeli można marudzić, to bardzo by było fajne dołożenie mapek z trasami wypraw / rejsów – dawałoby to jeszcze lepszy ogląd na to jak wiele w życiu zobaczyliście.
Karol Paryski pisze…
Właśnie przeczytałem post scriptum Twoich wspomnień. Towarzyszyły mi przez ostatnich parę miesięcy. Wielkie dzięki za tak wspaniale napisany pamiętnik. Gratuluję i czekam z niecierpliwością na wydanie "papierowe"!