EMIGRACJA - Mieszkanie - List Nr. 3.

 

                                                                            Rosny Sous Bois,    30.03.1984

 

 

Mamo,

 

Dziękujemy Ci za list i jakże ciepłe uwagi. Przyznam, że miło czytać te pouczenia i troskliwe uwagi, od których zupełnie odwykłem, a w zasadzie których jako dorosły człowiek nigdy nie otrzymywałem. Owszem, z zazdrością, a może nie, ale na pewno mocno brzmiały w moich uszach takież same kierowane pod adresem Karola od jego Mamy. Czasem są to uwagi bardzo oczywiste, z których każdy dorosły zdaje sobie sprawę, ale jednak ileż przyjemności przynoszą i jakimż ciepłem napawają człowieka. Typowe matczyne uwagi o ubraniu ciepłych skarpet czy ciepłego swetra, esencja troskliwości i życzliwości – dziękuje Ci bardzo. Szkoda, że zgubiłaś kiedyś moją miłość i więzy pomiędzy mną i Jagą, o których wspominasz. Ale może da się to jeszcze odrobić ?

  

Bardzo ucieszyłem się z ewentualnej możliwości poparcia mnie przez znajomego Witka, jakiegoś geologa w USA. Toż właśnie o to najbardziej mi w życiu chodzi. Toż właśnie po to między innymi wybrałem tę „cholerną” geologię, żeby móc wykonywać swój zawód jednocześnie jeżdżąc i zwiedzając świat. Jednocześnie ucząc się i poznając. POZNAWANIE – to chyba największa w życiu wartość. A do tego trzeba jeszcze Ci wiedzieć, że tu, w tym normalnym kraju, nic tak nie liczy się jak rekomendacja słowna. Można dostać doskonałe stanowisko tylko przy zarekomendowaniu uczciwości i chęci do pracy – wtedy wystarczy nawet nasz, polski dyplom. W przeciwnym razie, zmuszony będę prawdopodobnie zrobić ostatni rok geologii na tutejszym uniwersytecie, aby startować w zawód z równymi szansami w stosunku do Francuzów. Chyba, że wcześniej otworzą się perspektywy w innych zawodach czy innej dziedzinie działalności. Bardzo dziękuję za chęć pomocy.

 

Najważniejsze… Dnia 15.03 (1984), a więc po prawie 3 miesiącach tułaczki, otrzymaliśmy nowe mieszkanie. Krok do pierwszego szczebla drabiny, pierwszy zakręt został pokonany.

 

Ale najpierw co to za mieszkanie ? Ano 106 m2 na dwóch poziomach, tzw. duplex. Na dole kuchnia, WC i salon - jadalnia. Na piętrze 3 sypialnie z jedną łazienką. Wszystkie sypialnie z małymi balkonikami. Salon - jadalnia z dużą loggią o południowej wystawie. Słońce jest więc cały dzień i miło będzie gaworzyć przy piwie. Ale…. właśnie. Prawdę mówiąc to kapitalistyczne slumsy, tzw. HLM. Blok wybudowany jest w 1968 roku. Mieszka tu 50% Czarnych, 30% Arabów i 20 % najbiedniejszych Białych. Klatki schodowe bardzo brudne, śmierdzące moczem i posmarowane malunkami, winda takoż samo – wchodzisz z odrazą lub wybierasz klatkę schodową.

 

Takie HLM’owskie bloki (całe dzielnice) to jakby getta, gdzie „Biały” z zachodniej części Paryża rzadko się zapuszcza. Myślę, że rozsądniejszym byłoby „utykanie” takich mieszkań w lepszych dzielnicach by integracja biedy z zasobnością lepiej przebiegała… Ale to chyba tylko idealistyczna teoria.

To "nasze" już mieszkanie zajmowały poprzednio jakieś straszne brudasy w związku z czym muszę remontować i odnawiać prawie wszystko. Zdzieram stare, brudne, tłuste tapety, kładę nowe, lakieruję, maluję, czyszczę… Ale przyznam, że dziś, kiedy kuchnia jest na ukończeniu a i łazienka wyziera zza brudu, to sądzę, że Wuj Kazieńka by mnie pochwalił. Dziury załatane już gipsem, wewnętrzne drzwi pomalowane na biało i półki porobione. Skromnie. Bez mebli. „Pas a pas” (krok po kroku) jak mówią Francuzi. Na razie mamy materace z odzysku na podłodze, jeden rozlatujący się stół i dwa fotele zabrane nocą spod śmietnika (ktoś wyrzucił), cztery różne widelce, trzy najróżniejsze noże, dwa pożyczone aluminiowe garnki, dwa aluminiowe garnuszki i menażkę aluminiową, która przywędrowała ze mną z Polski i pamięta jeszcze czasy Czarnej Hańczy towarzysząc mi przez ostatnie 15 lat... O Boże, jak to już dużo w stosunku do „wczoraj”. Halinka ma swoje skromne oszczędności, ale i ja przywiozłem małą sakiewkę. Ciągle więc coś kupujemy : tarka, deseczka do krojenia, chochla… itp. Piękne to i nie zmieniłbym tego za ustabilizowane życie w Komunie, kolorowy telewizor Rubin, sztuczny dywan i Fiata 126p na emeryturze za legitymację PZPR…  Brrrr !!!!! 

   



                             Nasz salon z meblami ze śmietnika

 


W otrzymaniu tego mieszkania pomogli nam państwo S., o których pisałem poprzednio, i którzy stawali na głowie by pozbyć się takiego jak my ciężaru, robiąc dobrą minę do złej gry, zwłaszcza gdy używaliśmy ich wspólną łazienkę i kuchnię. Choć na palcach i w pełnej dyskrecji to jednak były to 4 dodatkowe, obce osoby.  

 Rada miasta Rosny Sous Bois (ubogie przedmieścia Paryża zwane tu Ceinture Rouge czyli Czerwony Pas) przyznało dla polskich emigrantów jedno mieszkanie, a znajomy państwa S. to akurat Mer tegoż miasta.… SUPER.

 

Gorzej było, jak na antykomunistycznym wiecu z udziałem Andrzeja SEWERYNA, zaproponowano mi wygłoszenie mowy na temat prześladowań jakich doznałem w Komunie. Po tym wiecu mieliśmy zostać „dziećmi chrzestnymi” Rosny Sous Bois i otrzymać urządzenie mieszkania (lodówka, pralka i umeblowanie…). Przykro mi, że zawiodłem organizatorów tego wiecu : ja nie byłem prześladowany choć nienawidzę tamtego komunizmu… Szczerze nienawidzę, ale nie za prześladowanie. Za mieszkanie podziękowałem ale za meble już nie musiałem. Odmówiłem plucia w swoje „stare gniazdo” i dziś, nasze rzeczy (ubrania) leżą na podłodze poukładane w kostkę, bo jakiegokolwiek umeblowania brak.

 

Co dalej… Karol spisuje się bardzo dobrze. To naprawdę porządny facet tylko potrzebna mu jest kobita z silną ręką. Jakiś czas temu imprezował przez dwa dni poza domem, ale nie martw się, daliśmy radę. Teraz jest spokój. Rozmawiałem kiedyś telefonicznie z jego rodzicami. Mama Karola miała stan przedzawałowy i strasznie się ucieszyła, że on mieszka z nami. Stwierdziła na koniec, że jest to najlepsza nowina od czasu wyjazdu Krzysia z Polski (prawie 1 rok). Oni bardzo mnie lubią i wierzą we mnie i mój dobry na niego wpływ. Nota bene, jak wiele osób w ostatnim dziesięcioleciu (-sic !! zarozumialec). Ale było to bardzo miłe. Cieszę się, bo Karol dobrze czuje się w naszym domu i z nami. Ma gdzie napisać list, z kim porozmawiać, wyspać się w czystym łóżku i wykąpać w ciepłej wodzie... 

 

Dalej. Dzieci chodzą nareszcie do przedszkola. Tam ani jednego słowa nie ma po polsku, ale nawet chętnie idą po tej 3 miesięcznej tułaczce i siedzeniu w cudzych domach. Chętniej chodzi Kuba a Bartolini zawsze przy rozstaniu chlipie i nic nie je. Ale trudno. Muszą się przyzwyczaić. Zwłaszcza cieszymy się, że Kuba (Żakob jak go tu nazywają), bawi się wesoło z wszystkimi. Już od 01.09 – WITAJ SZKOŁO, bo tu idzie się do szkoły w wieku 6 lat. Myślę, że szybko nauczy się języka francuskiego.

 

Jak już chyba pisałem, od 01.04 idę na intensywny kurs francuskiego na Alliance Francaise. Jutro mam egzamin wstępny czy nadaję się na część II czy III. Egzaminy zawsze jakoś mi dobrze wychodziły tak, że mam nadzieję na mały sukces.

 

Poza tym, intensywnie szukam pracy. Unikam popularnych remontów, bo po pierwsze to jest cały dzień ciężkiej pracy, a po drugie nienawidzę pyłu i brudu. Pomyślałem o nocnym stróżu, bo to pozwoliło by mi pracować w nocy a szukać dobrej pracy i uczyć się języka francuskiego w dzień. Chodzę więc wzdłuż i wszerz Paryża i w każdym napotykanym hotelu (a jest ich około 4000) zostawiam swoje namiary na stanowisko Veuiller de Nuit (nocny stróż lub nocny recepcjonista hotelowy). "Namiary", czyli karteczkę (1/4 strony A4), na której ręcznie napisałem łamaną francuszczyzną : Młody, ambitny, zdolny inżynier, Polak, ze znajomością języka polskiego, rosyjskiego i trochę francuskiego, szuka pracy jako stróż/nocny recepcjonista… tel… Z tym "trochę" to przyznasz, że nie brak mi tupetu, ale muszę pisać prawdę, bo przecież wyjdzie to na pierwszym spotkaniu. Zostawiłem już 50 takich karteczek w 50-ciu hotelach… Na razie nic. Żadnej propozycji pracy. Jeżeli zrobię kurs francuskiego, trochę nauczę się angielskiego i dalej nie będzie pracy w geologii zmuszony będę rozglądać się za czymś innym. Podoba mi się zawód kierowcy. Się zobaczy.

 

Pytasz w liście czy dzieci wiedzą, że mają drugą babcię. Prawda jest smutna, ale nie wiedzą. Wiedzą, że jest mamusia tatusia, ale babcia to dla nich nie jest tylko słowo. Pod nim dużo się kryje i dlatego nie mogą zrozumieć. Ale przecież podobno wszystko można nadrobić.

 

Piszesz też abym był skromny. Z tym to nie wiem czy mi się uda. Nie chciałbym całe życie skromnie siedzieć w domu czy za jednym biurkiem w pracy. Na razie nie mam powodów do zarozumialstwa, ale jak tylko nauczę się tych dwóch cholernych języków, wtedy może być różnie z tą skromnością. Zresztą skromność to bardzo względne pojęcie. Lubię być aktywny a to już jest nieskromne.

 

Telefonicznie wspomniałaś, że przyjedziesz do nas. Bardzo się cieszymy i zapraszamy. Może do Paryża będzie bliżej niż do Tarnobrzega. Zamiast jednak na wycieczkę z biura podroży, która dużo kosztuje, może po prostu przysłalibyśmy Ci zaproszenie i ja spróbowałbym pokazać Ci Paryż, który sam jeszcze niewiele znam. To już zależy od Ciebie.

 

I to na razie wszystko – pozdrawiamy serdecznie i całujemy

 

Halinka, Kuba, Bartek i Marek

 

 

Komentarze