EMIGRACJA - Allince Francaise - List Nr.4

 

                                                                                    Rosny Sous Bois,    06.05.1984

 

 

Mamo,

 

Dziękujemy Ci bardzo za dwa listy. Najpierw odpowiem na parę nurtujących Cię w nich pytań a potem napisze parę słów o nas.

 

A więc na jakich zasadach otrzymaliśmy to mieszkanie ? Jest to mieszkanie HLM, czyli mieszkanie z puli państwowej, budowane dla tych, których nie stać na własne. Innymi słowy dla najbiedniejszych a mówiąc dosadnie są to kapitalistyczne slumsy. Oczywiście jakością przekraczają polskie bloki dla inteligencji, niemniej jednak i klatki schodowe i windy to brud i pobazgrane ściany, a trawnik przed blokiem tylko go przypomina. Płacimy za to 1700 F miesięcznie, co zważywszy na powierzchnię 106 m2 jest bardzo niewiele. Dla porównania podaję, że znajomy płaci za swoje mieszkanie, 70 m2, około 4500 F w kolorowym, czystym wieżowcu w Paryżu choć w nieciekawej dzielnicy, wynajmując bezpośrednio od jakiegoś właściciela. Tu większość bloków/mieszkań jest prywatna. Są one utrzymywane w wysokim standardzie, czyste, schludne, piękne, udekorowane. HLM to czynszówki i jak to państwowe, czyli niczyje, są zaniedbane i zamieszkane przez najniższe warstwy społeczne. ŻEBY WEJŚĆ WYSOKO TRZEBA BYĆ NAJPIERW NISKO. Jak pisałem, mieszkanie to pomogli nam załatwić zaprzyjaźnieni z Halinką Francuzi. Jak widzisz nawet tu znajomości są konieczne. Francuzi muszą czekać na takie mieszkanie ok. 6-10 miesięcy, my dostaliśmy je w ciągu dwóch. Na jakich zasadach ? Znajomości… Tak, tu też to istnieje.   Ale wrócę do nas.

 

                        
            Blokowiska... a nasze mieszkanie gdzieś na parterze w tym prawym dolnym
    

    Pomoc tzw. „mieszkaniową”, dla biednych, otrzymujemy od państwa w wysokości 500 F. Pomoc tzw. „rodzinną” (też dla biednych) - 1200 F. W sumie mieszkamy gratis. A tak a propos to Francja jest chyba najbardziej "komunistycznym" krajem na świecie i jakimś potwornym kłamstwem było karmienie nas, nas socjalistycznego ludu, o niesprawiedliwym systemie krwiopijczych kapitalistów.... A przecież to właśnie w tym zgniłym kapitalizmie reguła „każdemu wg potrzeb” jest realizowana bezbłędnie. Zresztą cały kapitalizm to zdrowy, normalny organizm i tylko denerwuje nas strasznie jak rozdają pieniądze, (na które wszyscy Francuzi pracują), "Białym" leniom, Arabom i Murzynom, którzy z „wdzięczności” organizują im jeszcze manifestacje w szeregach PC (Partia Komunistyczna) lub CGT (Komunistyczne Związki Zawodowe). Ilekroć widzę taką manifestację krew mnie zalewa i z całego serca życzę im wyjazdu na "leczenie do sanatorium" w Polsce czy też ZSRR.

 

Azylu politycznego nie braliśmy i nie będziemy brali z tego prostego powodu, że nie byliśmy prześladowani i nie chcemy kłamać, ale jednocześnie zamykać sobie drogi powrotnej do Polski, choćby w odwiedziny. Znani nam tu "azylowcy", mogą już tylko sobie pośpiewać : „I przyjdą czasy, że te kutasy, będą przed nami na baczność stać”. Inaczej nie wrócą do Polski.

 

Piękna jest ta Polska karta na międzynarodowym stoliku pokerowym… Ale… Halinka ma śpiewnik, w którym jest mnóstwo harcerskich, religijnych, partyzanckich i żołnierskich piosenek przedwojennych i z czasów wojny. Śpiewamy sobie czasem, a te nasze chłopaczyska, które przechodzą wyobrażenie o kochanych istotach, rozdziawiają gęby, włażą mi na kolana i dziwnie zasłuchane mówią : „ja cię bardzo kocham”. A po chwili już wariują na naszej wewnętrznej, mieszkaniowej klatce schodowej.

 

Jak dotychczas to wciąż jeszcze nigdzie nie pracuję albo raczej moja praca to intensywne szukanie pracy. Z hoteli, w których zostawiłem kartki-podania o pracę, nikt nie dzwoni, ale prawdę mówiąc, tak na serio to łażenie po hotelach i zostawianie karteczek zacząłem dopiero jakieś kilka tygodni temu. Mam jeszcze setki hoteli do odwiedzenia co jest męczące bo robię dziennie kilkanaście kilometrów ale dzięki temu poznaję Paryż, który podoba mi się coraz bardziej. I to nie ten folderowo turystyczny ale ten prawdziwy, "od wnętrza".

Miesiąc czasu chodziłem na kurs języka francuskiego. To jednak zbyt krótko by opanować język, ale tylko tyle wyskrobałem zaskórniaków. Na tym kursie doznałem fantastycznych przeżyć. Opisałem je dokładnie jednej z moich znajomych w Tarnobrzegu ale muszę i Tobie napisać kilka zdań.

 

Alliance Francaise. Szkoła języka francuskiego dla obcokrajowców. Prawdziwy ALIANS. Kolumbijczyk, Amerykanie (w tym pastor), Kanadyjka, Austriacy, Szwajcarzy, Anglik, mieszkanka Wysp na Morzu Karaibskim (czarna oczywiście), Kambodżańczyk i Południowoafrykańczyk. Arab i… Polak. Świat kurczy się na pierwszej lekcji. A po zajęciach… Ogród Luksemburski, słońce, trawnik, piwo i rozmowy : polityka, historia, kultura… Wszyscy łamaną francuszczyzną , która łączy tak wiele zakątków świata, mentalności, charakterów i światopoglądów.. Oj, ukradli mi komuniści 10 lat życia… Dali nam na studiach alkohol i zabawę podczas gdy w życiu liczy się zupełnie coś innego. Będę stróżem, zamiataczem ulic lub robotnikiem, ale moje dzieci odzyskają te stracone 10 lat…

A dorzucając szczyptę zarozumiałości napiszę Ci, że raczej byłem do przodu w tych dyskusjach choć wiekowo (tatusiowato) daleko w tyle za tą luźną, dużo młodszą i wiedzącą czego w życiu chce, międzynarodową młodzieżą. To głównie licealiści i studenci, którym dobrzy i mądrzy rodzice fundują naukę drugiego lub często trzeciego języka obcego... PIĘKNE. 

Dzięki Bogu, do pewnych wniosków doszedłem już jakieś 3 lata temu, a dużo czytając, zaskakiwałem Austriaków faktami z zamku Schonbrunn, Anglika z życia Lorda Palmerston, Amerykanów ze znajomości Marqueza czy Steinbeck’a a wszystkich z życiorysu Napoleona Bonaparte. Wszystko to trzeba czuć jednak w innym wymiarze. W płaszczyźnie porozumienia. Oto pół świata rozmawia jednym językiem na różne tematy – czyż nie jest to właśnie wizytówką równości i demokracji ? Czyż nie jest to prawdziwy ALIANS ?

 

Ale…rozpędziłem się… Czas skończyć tę przyjemność. Na takie rzeczy był czas właśnie 10 lat temu. Teraz na gwałt szukam pracy, tym bardziej że jak twierdzą znajomi, najlepszą szkołą francuskiego jest praca i pobyt we francuskim środowisku. To chyba prawda, bo choć słówka i gramatykę wkuwałem przed wyjazdem z Polski i wydawało mi się, że umiem 60% języka to jakaż gorzka była moja porażka przy pierwszym poważnym kontakcie z tym językiem.

 

Z innej beczki… Bardzo chcemy szybko, jako tako, wykończyć to mieszkanie i pomyśleć o pierwszych od początku naszego małżeństwa (a to już 7 lat !!!)  wakacjach. Z Karolem mieszka się bardzo dobrze. To bardzo uczciwy i porządny chłop choć nie pali się tak do roboty jak ja. To bardzo wrażliwa dusza, wbrew pozorom umiejąca ocenić dobro i zło. Oczytany i chyba dobrze wiedzący co w życiu jest najważniejsze. Jestem pewny, że to jedna z ofiar komunizmu, który nic nie potrafił zaoferować tej romantycznej i humanistycznej duszy. Po jaką cholerę on studiował tą geologię ?

Cóż bowiem jest w stanie zaoferować ten koszmarny socjalistyczny wymysł szatana dla młodzieży oprócz strumieni wódki lejącej się na prywatnych i oficjalnych spotkaniach, na obozach czy zebraniach. Fuj…fe… Wybacz, ale na samą myśl krew się we mnie gotuje. A jak dorzucę do tego jeszcze pomysł ślubowania socjalistycznej ojczyźnie, z którego to jako jedyny pracownik Urzędu Wojewódzkiego w Tarnobrzegu, po prostu uciekłem, to już w 100% przekonany jestem, że ludzie kiedyś w przeszłości musieli ciężko zgrzeszyć i za karę Pan Bóg uraczył ich szczyptą komunizmu.

 

Ale wrócę do mojej pracy "szukania pracy" :

  1. Dałem ogłoszenia do kilku gazet – jak wydrukują to wytnę i Ci prześlę. Zobaczysz jak bardzo jestem zarozumiały, pyszałkowaty bezczelny i nieskromny lub może dynamiczny, przebojowy, odważny (jak kto woli)… Ale to i tak może nie pomóc, pomimo że prawie mistrz świata w organizacji WSZYSTKIEGO szuka pracy…
  2. Wyszukałem około 70 adresów wszystkich firm geologicznych w całej Francji, do których wysyłam tzw. kandydatury spontaniczne, czyli podania o pracę.
  3. „Pracuję” jako „agent” firmy Hugues de Castry. Praca polega na wciskaniu ludziom podróbek markowych kosmetyków. Chodzę więc po mieszkaniach w blokowiskach Murzynów, pukam i często dostaję drzwiami w twarz, czasem dostaję przekleństwo na drogę za zakłócenie świętego spokoju, a czasem (dwa razy) udało mi sprzedać flakonik perfum za 15 F. Od tego mam 10% prowizji, a więc kasa wpada do kieszeni z przerażającą prędkością.
  4. Próbuję nawiązać kontakt z PEWEXEM bo może potrzebują tu przedstawiciela. Wiem, że to utopia bom przecież "uciekinier" z socjalistycznej ojczyzny, ale jest to chwytanie się topiącego brzytwy i mrzonki. Nie odpuszczam żadnego, nawet idiotycznego pomysłu zanim go nie sprawdzę.
  5. Czekając na odpowiedź z firm geologicznych od jutra zaczynam szukanie pracy poprzez ogłoszenia w gazecie : Przyjmę WSZYSTKO do zrobienia.
  6. Staram się zapisać na studia tu w Paryżu, ale pod warunkiem, że otrzymałbym stypendium około 5000 F.
  7. Dalej w wolnych chwilach roznoszę ulotki/podania o pracę jako nocny stróż w paryskich hotelach. Doszedłem może dopiero do setki a jest ich tu około 4000. Zajmie mi to więc trochę czasu… bowiem miasto Paryż, otoczony autostradą, tzw. Peryferikiem,  ma w linii prostej 11 km ze wschodu na zachód i 9 km z południa na północ.

 

Jak widzisz łapię sto srok za ogon jak mawiają pesymiści lub działam na wszystkich frontach jak mówią optymiści. Będąc nieskromnym, napiszę Ci też, że wśród wielu tutejszych polskich znajomych panuje opinia, że daleko zajdę, bo mam energii i zapału za trzech. Niestety ja jestem większym pesymistą, bo już teraz wiem na pewno, że tu nie liczy się zapał i energia bez wiadomości. Gdybym znał choć dobrze język francuski i angielski… Niestety angielskiego nawet nie liznąłem i choć bardzo bym chciał się tu uczyć to jest chyba już trochę za późno. Sądzę więc, że prawdopodobnie skończę jako kelner, o czym zresztą marzę oglądając restauracje zza okien. Tzw. dobre maniery, tu nie bardzo istnieją. Rozmowa z papierosem w ustach, z rękami w kieszeni, żuciem gumy, siedzenie z nogami rozwalonymi pod kątem 90 stopni, czy jedzenie z jedną ręką pod stołem jakby drapiąc się po jajkach, należy do porządku dziennego (LUZ). I może właśnie dlatego, dla „wrażeniacza” jakim podobno jestem, tu jest miejsce…

Zobaczymy. Znowu nasuwa się ten wielki znak zapytania o przyszłość, ta wielka niewiadoma, to wyzwanie, które prowadziło ludzkość na całym świecie do poszukiwań i pozwoliło zmazać jak najwięcej białych plam na naszym globie i w naszej świadomości.

 

Halinka pracuje jako kasjerka (też PANI MAGISTER INŻYNIER GEOLOGII). Jest bardzo zmęczona. Chłopaki chodzą do przedszkola. Znają już dużo słów francuskich. Powoli też idzie do przodu urządzanie mieszkania. Najważniejsze, że kładziemy się spać spokojni i zadowoleni, i że zdrowie nam dopisuje.

 

Piszesz, że nie piszę do nikogo z rodziny. Ależ Droga Mamo. Piszę do bardzo wielu znajomych, przyjaciół i rodziny, Prawie co drugi dzień opisuję coś lub komuś odpisuję. I do cioci Krysi też napisałem. Opisałem jej paryskie metro, które zachwyca mnie zawsze organizacją i prostotą komunikacyjną. Do przyjaciół w Tarnobrzegu opisałem paryskie hotele i hoteliki. Piszę więc ciągle choć przyznam, że coraz bardziej się spieszę, coraz bardziej rozpędzam, coraz mniej mam czasu na przeżywanie codzienności. Albo spokój, czas i refleksje albo akcja… A u mnie coraz szybciej kręci się koło życia, w którym czuję się dobrze. Albo czytam, myślę, przeżywam i piszę, albo po prostu załatwiam. To też daje mi trochę szczęście. W ten sposób udaje mi się osiągnąć w życiu coś ważnego – nie tracę czasu, nie przesypiam go, nie marnuję, nie przecieka mi ono pomiędzy palcami.

 

Na koniec chciałem jeszcze dołożyć jeden punkt do tematu „moja praca”. Chciałem dowiedzieć się jak otworzyć małą, jednoosobową firmę krawiecką, ale poznany tu adwokat (znajoma Polka pracuje u niego jako opiekunka do dzieci) najpierw popatrzył na mnie jak na idiotę a potem definitywnie odradził. Polubił mnie jednak, zapewnił wszelką pomoc (bezpłatną) i rzekł : - Jak "na razie" proszę się wstrzymać. Takie rzucanie się na szerokie wody jest niebezpieczne ze względu na pana jakże słaby język i kompletnie nieznane stosunki handlowe tu panujące..." Zgadza się. Na pewno ma rację. Na wszystko przyjdzie czas, ale też musiałem zweryfikować jeszcze tę jedną moją myśl. A po tym spotkaniu... pozostaną mi w pamięci, nie tyle jego wskazówki, ile jego skórzane, piękne, markowe, ręcznie robione, brązowe, świecące półbuty, które kątem oka zauważyłem pod wielkim biurkiem. Moje szaro-białe, „plastikowe” adidasy, źle prezentowały się na grubym dywanie, leżącym na nienagannie wypolerowanym rękami jakiejś Polki, parkiecie…

 

I rzecz ostatnia. Bardzo chciałbym kiedyś opisać dwa nasze słońca wokół których kręcimy się jak satelity – naszych chłopaków. Oni są po prostu fantastyczni. Bardzo byśmy chcieli być dobrymi ogrodnikami. Wszak jak pisze Victor Hugo w Nędznikach, „nie ma złych i dobrych roślin podobnie jak nie ma złych i dobrych ludzi – są tylko źli lub dobrzy ogrodnicy”. Przyszłość zweryfikuje nasze ogrodnicze umiejętności. Oby nam się udało.

 

I to już wszystko. Jest niedziela, godzina 13h30 – Halinka w pracy, „obrzydliwe gady” głodne, a ja prędko muszę zabierać się za obiad. Wuj Karol, którego chłopcy bardzo lubią nie wraca do domu od dwóch dni w związku z czym została mi z wczoraj jego wątróbka (często bo najtańsza). Pędzę więc podgrzać ją i serwować. Za dwa dni jedziemy do Fontainbleau. Jedzie z nami kolega, który ma aparat fotograficzny. Jeśli zrobi nam parę zdjęć to Ci podeślę w kolejnym liście.

 

Pozdrawiamy Cię serdecznie i całujemy

 

H + K + B + M

 

 

Komentarze

Anonimowy pisze…
Marek, juz dochodzi prawie 20 lat jak Cie znam, a Ty ciagle zaskakujesz! Ty swietnie piszesz! Juz nie wspomne ile podziwu mam dla Ciebie za te poczatki emigracji, moze przez osmoze troche skapnie tego zapalu I determinacji