1997 - To była ONA

 

 

                                                                                                                1997 rok                                                                                                                                                

"Szczęśliwe wspomnienie jest może na ziemi prawdziwsze od szczęścia."                        

                                                                                                          A. MUSSET

 

Mamy więc siedzibę przy ulicy Wadowickiej w Krakowie, mamy dyrektora Roberta i asystentkę Edytkę – polonistkę, która realizowała się nieco w Polskim Regionalnym Radio, a która zgodziła się na współpracę z nami by szlifować swój język angielski wszędobylski w naszej działalności.

Rok 1997 przyniósł kilka kolejnych sukcesów zawodowych. Sprzedałem drugą palownicę i dwie używane koparki z Francji. Uzyskałem też wyłączność na sprzedaż młotów wyburzeniowych francuskiej firmy Montabert montowanych na koparkach.  Fabryka Montabert w Lyon zrobiła na mnie ogromne wrażenie.

Dostarczyłem też kolejną wiertnicę (tym razem z Teksasu) do głębokich wierceń naftowych i gazowych do jednej z polskich firm grupy PGNiG a także sprzedałem dźwig na platformę wiertniczą do firmy Petrom w Rumunii. Kilka pobytów w Rumunii to były piękne, krótkie i podręcznikowe negocjacje w hotelu Hilton w Bukareszcie i wspaniały pobyt w byłym przedwojennym hotelu w Constanca, gdzie duch arystokracji zamknięty w porcelanowych abażurach lamp i resztkach eleganckich mebli mieszał się z prostackimi litrowymi butelkami win wątpliwej jakości serwowanymi przez wystrojonych kelnerów do prostackich kieliszków z grubego szkła.

To był też wyjazd na Ukrainę do Połtawy gdzie dwa dni negocjowaliśmy przy mocnych trunkach mobilną, amerykańską wiertnicę do wierceń naftowych marki Skytop Brewester. A kiedy w końcu dobiliśmy targu, klienci zaproponowali mi zapłatę ok. 1,5 mln USA "barterowo" kilkoma pociągami drewna. Nie mogłem się na to oczywiście zgodzić pomimo sentymentu do rodu Wiśniowieckich, których pałac mijałem gdy wieziono mnie do siedziby klienta.

Kolega z "naftowego" środowiska zapoznał mnie w Paryżu z Rosjaninem Sergiejem, szefem dużej firmy naftowej w Republice Komi na Syberii. Gdy w jednej z paryskich restauracji w Dzielnicy Łacińskiej poszliśmy na kolację a Sergiej wyjął i zapalił duże cygaro, kelner natychmiast przyniósł  menu w języku rosyjskim. Zrozumiałem : z takimi cygarami przychodzą tylko Rosjanie... Wot pieriestrojka... Sergiej potrzebował czegoś do stabilizacji podłoża gruntowego, na którym stawiał swoje wiertnice do poszukiwań naftowych. Zaproponowałem geosyntetyki, o których czytałem gdzieś w profesjonalnej literaturze. Zapalił się. Znalazłem więc francuską firmę BIDIM, która zgodziła się zrobić projekt takiej stabilizacji. Jak projekt to oczywiście sprzedaż. A jak sprzedaż to oczywiście… – „zadowolę się małą prowizją, ale dajcie mi wasz towar na wyłączną sprzedaż w Polsce”. Deal is done ! … Kolejny produkt przybył do portfolio AMAGO.

 

                                                                                                                                                                                Geosyntetyki, niezbędne do budowy dróg i umocnień ziemnych.

Wakacje tego roku były bardzo udane. Po odkryciu w sobie żeglarskiej pasji w poprzednich latach na Mazurach, po raz pierwszy odważyliśmy się wynająć jacht pełnomorski u wybrzeży Francji. Lazurowe Wybrzeże i Wyspy Porquerolles. 10 dni pływania i śniadanie na wyspie Port Cros z Johnem Malkovic… Jadł przy sąsiednim stoliku i nie wiedzielibyśmy kto to jest gdyby nie Ewka, która prawie się zakrztusiła widząc, że siada obok nas….: Wujku, to John Malkovic… Tak… to on we własnej osobie…

 


To był również radosny rok z powodu sukcesu Kuby… Był jednym z najlepszych uczniów w swoim liceum. Zasugerowano mu więc podjęcie studiów na prestiżowym, francuskim uniwersytecie, Sciance Po, czyli Nauki Polityczne. Byłem pod wrażeniem jego egzaminów wstępnych : Historia, Geografia i Kultura Ogólna (Culture Generale). Zwłaszcza Kultura Ogólna była dla mnie zaskoczeniem. Temat jego wypracowania to… STRACH… Spróbujcie napisać kilka stron formatu A4 na temat strachu… Abstrakcja dla inżyniera… A jednak udało się… Choć nie był wśród najlepszych to dostał się na te studia. Najlepsi poszli na Sciance Po do Paryża. Druga liga do Bordeaux. On dostał się do Bordeaux. Ale jakiż to ogromny sukces. Pełna elokwencja w języku francuskim, w rodzinie polskich imigrantów, którzy na co dzień posługiwali się językiem polskim a o literaturze francuskiej niewiele wiedzieli… Brawo Kuba… dobry jesteś. Byłem z Ciebie cholernie dumny. Nic więc dziwnego, że Tatuś natychmiast pojechał do Bordeaux, kupił dwupokojowe mieszkanie by syn nie męczył się na stancji „u obcych”, lub w jakimś akademiku i dołożył synkowi Fiata Punto w wersji Turbo by czuł coś pod stopą… Żyć nie umierać… Dzięki Ojcaszku chyba wtedy wdzięczny powiedział. -
 

                                                         W takim bloku,

  
       na drugim piętrze...
 
            ...z takim widokiem...

                         ...takie dwa pokoje z kuchnią i łazienką.

 

Tego roku, zdecydowałem się też zlikwidować Amago Equipment Ltd. na Jersey by już oficjalnie być zatrudnionym w Amago. Założyłem więc AMAGO FRANCE Sarl, które powiązane było z AMAGO Sp. z o.o. w Polsce. Francji powierzyłem sprzedaż dużych maszyn. Polska zajmować się miała sprzedażą części zamiennych, zębów do koparek i świdrów a także geosyntetyków.

Niby powinienem zarabiać podwójnie i mieć pensję i tu, i tam, ale… coś nie szło w Amago Polska. Przez 12 miesięcy nie otrzymywałem wynagrodzenia, bo mój dyrektor twierdził, że stracimy płynność finansową i nic nie jest w stanie mi wypłacać. Sam brał wysoką pensję podwajaną kosztami wyjazdów na delegacje, ale coś nie pamiętał o mnie.

Zdecydowałem się więc na spotkanie z księgową, która prowadziła naszą firmę na zasadach umowy zlecenia. Chciałem osobiście dowiedzieć się u źródła czy nasza sytuacja tak naprawdę nie pozwala na wypłacanie mi jakiegokolwiek wynagrodzenia…

To była ONA – Pani Irena. Umówiłem się po pracy w restauracji hotelu Forum… Czy rozmawiając z tą zjawiskową osobą podejrzewałem, że za 12 lat będzie moją żoną i będziemy wspólnie mieszkali 100 metrów od tego hotelu ???

Ale wróćmy do Niej : ładna choć nie w stylu lalek Barbie. Zgrabna choć nie długonogo wysmukła. Siejąca wkoło promieniami ciepła, wewnętrznej radości i optymizmu. Nie wiem, jak to robiła, ale uśmiech nie schodził jej z ust. Chodzące słońce. Wypadało zapytać : - Z czego tak się cieszysz ? - Czemu tak szczerbisz swoje ładne, białe i zadbane zęby ?

Choć świeżo upieczonemu, ale jednak pracodawcy, nie wypadało mi tak daleko się posuwać. Dowiedziałem się za to, że nie spotkała w swoim życiu właściciela firmy, który przez 12 miesięcy nie pobiera wynagrodzenia.  „- To po co powołał Pan do życia firmę skoro korzystają z niej inni ? - Nie, nie zagraża firmie brak płynności finansowej, a jeżeli zagrozi to powinien Pan zmienić dyrektora…” Tak…to niby proste.

Poradziła mi też, że rozwijająca się firma powinna mieć swoją własną księgowość by prowadzić swoją własną politykę finansową a nie tylko księgować cyfry.  Mądre… ale jak na razie, to nie jesteśmy w stanie sobie na to pozwolić. Mądre i płynące z doświadczenia bowiem Pani Irena jeszcze niedawno była Główną Księgową (odpowiednik Dyrektora Finansowego) w dużej firmie w Puławach, która zatrudniała około 1000 pracowników. Przeprowadzka do Krakowa zmusiła ją do pracy w dużo mniejszych przedsiębiorstwach, często na zasadach umowy zlecenia. - Taka osoba na pewno by mi się przydała - pomyślałem. To niecodzienne by być tak otwartym na każdą nowość i tak łatwo adaptować się do zmian w swoim życiu w zupełnie innym środowisku. By nie lamentować z obniżenia prestiżu, stanowiska i zapewne wynagrodzenia mając jednak jakiś cel. Wiedziałem, że powinienem szukać do współpracy ludzi niezwykłych, nieprzeciętnych, odważnych i lubiących wyzwania. Tak też postrzegałem Panią Irenę, ale nasze progi wydawały się zbyt niskie i niepewne jak na jej olbrzymie doświadczenie. Rozstaliśmy się po godzinie. Pozostałem pod wreżeniem tego cholernego, nie spadającego z jej ust uśmiechu i pełen nowych pomysłów.

Był wrzesień. Do końca roku pozostało już niewiele czasu a kolejny poważny krok w życiu AMAGO mocno załopotał w moje głowie.

 

Komentarze