2008/1 - Willa IRMA, KOREA PŁD, POLINEZJA FRANCUSKA, BIAŁORUŚ, LONDYN

 

                                                                                                               2008 rok

"Człowiek jest wielki nie przez to co posiada, nie przez to kim jest i nie przez to co ma, ale przez to, czym dzieli się z innymi"             

                                                               JAN PAWEŁ II

    Nowe życie to pierwsze zmiany. Rozpoczęliśmy budowę głównej siedziby AMAGO i obficie oblana więźba, umieszczona została na naszym pensjonacie. Należało jakoś go nazwać… Padło na Willa Irma od początku naszych imion IRena i MArek. Trafiona nazwa, idealnie pasująca do okolicznych dostojnych świerków i domu z wielkich drewnianych bali.

                    
                                              Już zarysowała się bryła domu

 
                     

                      Wojtek (budowniczy willi) z rodziną - pokochaliśmy ich...

                    
                                    The best European Dealer
     

    Rok 2008, to rok kolejnych sukcesów w AMAGO : trzeciej Gazeli Biznesu i nagrody „Najlepszy europejski dealer marki HYUNDAI”, którą nasza Bożenka, wówczas Dyrektor Działu Maszyn Budowlanych, odebrała w Korei Południowej.
    Tego roku, powołałem do życia Radę Spółki, do której wchodzili dyrektorzy wszystkich działów AMAGO a Bartka mianowałem na jej Przewodniczącego by w ten sposób wchodził w zarządzanie Spółką. Został też Pełnomocnikiem Zarządu ds. Inwestycji, czyli miał pod sobą całą kontrolę budowy siedziby Spółki i zamierzonych budów oddziałów terenowych.
    To był też rok, w którym Irenka objawiła swój poetycki talent pisząc dwa wiersze z okazji Zjazdu Rodzinnego Jazienickich w Polanicy Zdroju i po wyprawie do Grecji.
    W końcu, to rok wielu wspaniałych wypraw : Korea Południowa, Polinezja Francuska na Pacyfiku, Białoruś na włościach Irenki, raz jeszcze Londyn, Grecja, Benin w Czarnej Afryce, by zakończyć szaloną sylwestrową nocą w pociągu Orient Express na trasie Bangkok (Tajlandia) - Kuala Lumpur (Malezja) - Singapur.

Zacznijmy więc od początku :

KOREA POŁUDNIOWA

    Jeden z naszych koreańskich dostawców, firma DAEMO, zaprosiła nas na swoje 20-te urodziny. To był nasz pierwszy kontakt z tygrysem ekonomicznym, Koreą Południową.

                  

                     Najpierw był szok pierwszego posiłku.. bo co tu wybrać ?

                    
                                      Potem szczera prawda...

                    
                                ... w końcu spotkanie z Koreańczykami

    Byliśmy zachwyceni historią Korei i jej podobieństwem do polskiej historii. Korea to kraj również leżący pomiędzy dwoma potęgami : Chinami i Japonią, z których każdy ostrzył sobie zęby na mniejszego sąsiada od zarania dziejów.
    Byliśmy pod wrażeniem koreańskiej organizacji pracy i podejścia Koreańczyków do pracy jako największego ludzkiego obowiązku.

                      

    Nasi gospodarze polubili nas i za każdym razem dawali tego dowody na międzynarodowym forum dealer’ów z całego świata.… Z właścicielami, państwem Lee, zaprzyjaźniliśmy się na długie lata i też gościliśmy ich w Polsce.

                   

                                        Znowu nagrodzeni
                 
                                       Potem były występy i ...
                       
                                         ...firmowa zabawa
------------------------------------------------------------------------------------------
    A zaraz po powrocie, już pakowaliśmy bagaże na kolejną podroż.

POLINEZJA FRANCUSKA (Pacyfik).


    Polinezja Francuska to zbiór 118 wysp zgrupowanych w pięć (5) archipelagów SOCIETE, GAMBIER, TUAMOTU, LES MARQUISES i AUSTRALES. Łączna powierzchnia wysp to zaledwie 4 000 km2 rozsianych jak pył na wodach o powierzchni 4 750 000 km2.
    Klimat wilgotny i tropikalny charakteryzuje się latem (listopad – marzec) większą wilgotnością i słabszymi wiatrami (czasami z tendencją do cyklonów), zimą zaś (kwiecień – październik) mniejszą wilgotnością i silniejszymi wiatrami.
    Pochodzenie ludności Polinezji do dziś nie jest całkowicie wyjaśnione. Jedna z teorii zakłada jej przybycie z Ameryki Południowej, druga z Azji. Teoria „południowo-amerykańska” udowadniana przez Norwega Thor’a HEYARDHAL’a, który na Kon Tiki przepłynął ocean, wydaje się mniej wiarygodna od „azjatyckiej”. Jedno jest pewne : pierwsi przybysze na Polinezję musieli przebyć niezmierzone wody Oceanu na trzcinowych tratwach mając ze sobą dużą ilość wyżywienia, słodkiej wody i żyjące zwierzęta domowe.
    Choć już w 1520 roku Magellan przepływał tuż obok wysp polinezyjskich, to dopiero żeglarze XVIII-go wieku, a wśród nich najbardziej znany kapitan James COOK, postawili na nich swoje stopy.
    Najbardziej szokujący jest opis kanibalistycznych zwyczajów pierwszych mieszkańców wysp polinezyjskich, o których niejaki R.L. STEWENSON powiedział, iż „Nie byli tacy dzicy. Za wyjątkiem tego zwyczaju, jest to rasa o wyjątkowej łagodności”. Czyż doprawdy ? Otóż jak twierdzi historia, lubowali się nie tylko w mięsie wrogów czy sąsiednich plemion. Ofiarami padali także członkowie tego samego klanu. Jeśli nie padli na polu walki to ogłuszano ich przez zaskoczenie, po czym pieczono na ogniu lub w piecach. Ulubione oczy, wątroby, serca i żołądki zarezerwowane były dla szefostwa i duchownych. Resztą delektowała się lokalna arystokracja. Kobiety i gmin nie były dopuszczane do ludzkiego mięsa. Jak twierdzi wspomniany Thor HEYARDAL, ludzkie mięso ma smak słodkich ziemniaków. SMACZNEGO
    Dziś Polinezja Francuska stanowi część Terytorium Zamorskiego Republiki Francuskiej i administrowana jest w całości przez Francję.
    Ze względu na możliwości czasowe, nasz rejs ograniczy się do 5-ciu wysp Archipelagu Wysp Towarzyskich (SOCIETE) : Thaiti, Raiatea, Tahaa, Huahine i Bora-Bora.

Okres wyjazdu : 27.03.2008 – 12.04.2008
Jacht : katamaran BELIZE 43

Opis trasy (ok. 220 MM) :

PAPEETE to stolica Polinezji Francuskiej i jej największej wyspy, THAITI. Liczy 120 tys. mieszkańców na 230 tys. zamieszkałych na całej Polinezji Francuskiej. Wyspa THAITI, znana na świecie głównie z historii HMS Bounty, odkryta została w początkach XVIII wieku przez kapitana James’a COOK’a.

                                 

                             Na lotnisku powitano nas wianuszkami kwiatów

 

                                              Wspaniała załoga


RAIATEA. Ta największa wyspa zawietrznych wysp archipelagu Societe, odkryta została w 1769 roku przez kapitana COOK’a w okresie, kiedy tubylczy królowie uciekli przed okupacją wyspy przez plemię z wyspy BORA BORA. Wyspa RAIATEA uważana jest za „mekkę” i centrum religijne polinezyjskiego świata, do którego przybywają religijne autorytety całej Polinezji by uduchowić się w świętym miejscu TAPUTAPUATEA. Od 1888 roku RAIATEA należy do Francji, choć pokój na tej wyspie zapanował dopiero w 1897 roku, po złapaniu tubylczego szefa rewolty antyfrancuskiej. Obiad zjemy w miasteczku UTUROA, która jest stolicą wyspy i drugim co do wielkości miastem Polinezji Francuskiej. (4500 mieszkańców).

                 

                     
                                           Wspaniała Ona


MOTU CERAN lub Motu Mahaea na wyspie Tahaa. Wyspa zwana „waniliową” ze względu na uprawianą tu wanilię, której produkcja stanowi 80% na całej Polinezji Francuskiej. Jeszcze uśpiona, jeszcze „serdeczna”, z dala od turystycznego zgiełku, Tahaa to prawdziwy raj podwodny, do którego przyjeżdżają nurkowie z całego świata by podglądać zabawy białych delfinów.

                     
                                   W lokalnym sklepiku

AVEA BAY (wyspa Huahine). Kapitan James COOK był pierwszy, który odwiedził (1769 rok) tę wyspę, znaną dziś z luksusowych hoteli. Pierwsi protestanccy, angielscy misjonarze wylądowali tu w 1808 by uszczęśliwiać tubylców. Od 1888 roku, po czterdziestu latach oporu, wyspa należy do terytorium Francji. Piesza wycieczka do miasteczka PAREA, kolacja w restauracji Relais MAHANA.

                                     
                                                          Pięknie...
                         

                          Bloody Mary - najlepsza knajpa na Bora Bora


FARE to stolica wyspy Huahine, w której mieszka 650 mieszkańców. Zwiedzanie wyspy 4x4 lub rowerem a w programie jezioro FAUNA NUI, małe lokalne muzeum z elementami dawnego kultu (kierowane przez serdeczną podobno amerykankę Dorothe LEVY), rybacka wieś MAEVA, miejsce kultu MANUNU i jeśli będą miejsca, to kolacja w restauracji MAUARI,


                     

MOTU NAO NAO (Raiatea) to rajska wysepka o wspaniałych plażach i przepięknych rafach koralowych – nurkowanie, pływanie.

                      

                                                 Nirvana ???


MARINA ITI (Tahaa) – zwiedzanie wyspy rowerem lub 4x4 (Vanilla Tour), a w programie miasteczko PATIO, plantacje wanilii, ferma pereł, obiad w restauracji HISBISCUS, kolacja w restauracji MARINA ITI.

                       
                                                     ONI
 

MOTU TAPU lub TOOPUA (wyspa Bora Bora). Legenda głosi, że kapitanowie pierwszych statków, które dopłynęły do brzegów tej wyspy, zostali na ich pokładach sami. Załogi bowiem, opuściły statki i udały się na wyspę, by nigdy już jej nie opuścić. Ten ”raj na Pacyfiku”, stał się pierwowzorem akcji powieści „Wyspa skarbów” a zdarzenia, o których opowiada film „Bunt na Bounty” wydają się zupełnie prawdopodobne po zobaczeniu tej wyspy. Bora Bora (Pora Pora), czyli „Pierwotna” w języku tubylców, to wyspa odkryta przez kapitana Jamesa COOK’a w 1769 roku, a przyłączona do Francji w 1888 roku. Słynna jest na świecie na równi z Thaiti dzięki francuskiemu żeglarzowi Alain GERBAULT, wspaniałym kompleksom hotelowym o wyrafinowanym stylu i wymarzonym komforcie, a także dzięki amerykańskiej bazie morskiej podczas wojny 1941-1945 z Japonią. Laguna, w centrum której znajduje się Bora Bora, uważana jest za najpiękniejszą na świecie. Wycieczka pontonem na rafy by podziwiać płaszczki, piaszczyste rekiny i koralowce to niezapomniane wrażenie.

                      

TUPE (Bora Bora) to najwspanialsze na świecie lagunarium, gdzie oprócz żółwi morskich podziwiać będziemy balety płaszczek, posiłki roślinożernych rekinów gigantów i kolorowe ogrody koralowców.

                      
                            Biało-czerwona na końcu świata

FAANUI BAY (Bora-Bora). Wycieczka rowerowa po wyspie ze zwiedzaniem amerykańskich instalacji wojskowych, muzeum wojska w Faanui, kolorowych wsi tubylczych i robiących duże wrażenie gór OTEMANU I PAHIA.

                       
 

MOTU TAUTAU (Tahaa) gdzie wspaniałe białe plaże zachęcą nas do kąpieli i nurkowania.

                  

To była najpiękniejsza knajpa jaką spotkaliśmy kiedykolwiek na świecie. Jedno jedyne miejsce przy małym, drewnianym nabrzeżu, pomiędzy rafami koralowymi, które z trudem omijaliśmy... a przy stole... wspaniałe jedzenie...

FAAROA (Raiatea). Zwiedzanie wyspy samochodem 4x4 a w programie centrum polinezyjskiego kultu, czyli Mekka Polinezyjczyków – Taputapuatea, zbocza góry Temehani z jedynym na świecie kwiatem Tiare Apetahi – emblematem wyspy, spotkanie (może) z pastorem Phillipe Tupu, który opowie o historii wyspy i walkach francusko-thaitańskich w 1893 roku, kolacja w restauracji „La croix du Sud, wycieczka kajakiem w górę rzeki Faaroa.

                      
Pływanie pirogą polinezyjską to niewątpliwie trudna sztuka... zaliczyłem oczywiście kilka wywrotek...

VAIRAHI BAY, kąpiel, nurkowanie. 


                                        

                          
                                     Na targu w Papeete (Thaiti)

PAPEETE - zwiedzanie miasta i szukanie śladów polskich szwoleżerów, którzy schronili się tu po przegranej bitwie pod Waterloo, kolacja w knajpie „Jack Lobster”.

Post Factum :

    To był kolejny bardzo egzotyczny rejs. W zasadzie wszystko opisałem już powyżej, ale dodam tylko 4 niezapomniane rzeczy :

    Na wyspie Tahaa poznaliśmy francuskiego lekarza okulistę, który mając 30 lat opływał jachtem glob ziemski. Dopłynąwszy na Polinezję, postąpił tak jak wielu żeglarzy w XVII wieku… Po prostu zaprzestał dalszej podróży, ożenił się z Polinezyjką, zakochał w Polinezji, wybudował kilka tradycyjnych domów Maorysów i został przewodnikiem turystycznym. To on pokazał nam plantację wanilii i opowiedział o meksykańskich pszczołach i ręcznym zapylaniu kwiatów wanilii, to on zrywał dla nas egzotyczne owoce i dawał wszystkie do spróbowania, to on w końcu polecił nam cudowną lokalną knajpkę z malutkim pomostem dla jedynego naszego katamarana, gdzie dopłynąłem cudem ocierając się o rafy koralowe… Dziękujemy Panu, Panie Doktorze i gratulujemy.

                       

    Polinezja to również pływanie z rekinami na wyspie Bora Bora (osobiście obserwowałem to kurczowo trzymając się drabinki jachtowej). 

     To także niespodziewana przygoda w portowej knajpce w Papeete, gdzie nagle odwróciwszy głowę zobaczyłem tabliczkę na kolumnie podtrzymującej palmowe zadaszenie : „W tym miejscu, przy tym stoliku, zmarł nagle na zawał serca wybitny francuski piosenkarz Joe Dassin”…. MÓJ UKOCHANY JOE, który towarzyszy mi w każdej podróży…
        A na koniec.... spotkanie z lokalesem po tej nie turystycznej, autochtonicznej części wyspy Bora Bora, gdzie ze względu na wszędobylskie rafy koralowe popłynęliśmy pontonem (nie jachtem) by "wprosić" się do kogoś na obiad. To jeden z naszych sposobów by naprawdę zbliżyć się do ludzi. I tak, ledwo podpłynęliśmy do brzegu, kiedy naprawiający stare sieci, niemłody już rybak, powitał nas : - bonjour LESZ WALEZA... (!!?!?!?) To był szok lecz natychmiast zrozumiałem dlaczego. Otóż na naszych koszulkach rejsowych zawsze mamy wydrukowany napis Poland, a w tym francuskim wydaniu Pologne... I ten biedny rybak, na końcu świata, tam gdzie być może nie dochodzą gazety a na pewno jest ograniczony zasięg stacji telewizyjnych, skojarzył Polskę z Wałęsą. To było mocne, to był powód do kolejnej dumy, to było kolejny raz święto polskości. Dziś z perspektywy czasu, śmiać mi się chce, jak niektórzy frustraci starają się wymazać to wielkie nazwisko WAŁĘSA z historii Polski a na to miejsce, na siłę, wprowadzać nazwiska ówczesnych marionetek... Gdyby wychylili głowę poza swoją marną dzielnicę, to doznali by oświecenia : mocno zakorzenionej ODWAGI, CHARYZMY i SIŁY CHARAKTERU, nie da się wykorzenić płytką intrygą, kompleksami, cynizmem i podłością...

    To było sentymentalne i wspaniałe zakończenie rejsu na Polinezji.

------------------------------------------------------------------------------------------------

 

    A potem był powrót „na stare śmieci” i kolejna sentymentalna podróż, tym razem do rodzinnych włości Irenki na Białorusi.

BIAŁORUŚ (Matoszka i Berezyna)

    Był rok 1865, kiedy Alexander II Romanov, car Wszechrusi i Król Polski zmienia politykę w stosunku do polskiej szlachty na byłych ziemiach Rzeczypospolitej. Nie udała się całkowita rusyfikacja i kolonizacja polskich ziem przez rosyjskich bojarów, trzeba pozwolić polskiej szlachcie rozwijać gospodarkę na ziemich Wszechrusi. I tak Krassowskim przybyłym prawdopodobnie z polskiego Krasowa pod Białymstokiem do wsi Łogi (dzisiejsza Białoruś), Car daje możliwość kupna ziem wraz z przybytkiem, czyli wsiami i pańszczyźnianym, lokalnym chłopstwem. Na kupno wsi Matoshka decydują się dwie rodziny : jedna litewska i  Polak - Jan Krassowski, któremu rosyjska Heroldia odbiera tytuł szlachecki na skutek „braku” odpowiednich dokumentów, co stanowiło nagminną carską politykę po powstaniu listopadowym (stąd brak później w nazwisku drugiego ”s”). Tzw. wówczas jednodworcy, nabywają w ten sposób ziemię i przynależne chłopstwo. Dziadek Irenki, Antoni Krassowski (syn Jana), zajmuje się sadownictwem i staje się wkrótce najbogatszym obywatelem Matoszki, co historia obróci przeciw niemu czyniąc go kułakiem w Rosji Sowieckiej i skazując cała rodzinę na Sybir i utratę majątku.
    W późniejszym okresie naszych podróży wielokrotnie spotkałem się z niewolnictwem, jego skutkami i przerażającymi zwyczajami, ale w 2008 roku nie przypuszczałem jeszcze jak niewolnictwo bliskie było pańszczyźnianym chłopom.
    Według Jana Sowy : Jedyną istotną różnicą pomiędzy pańszczyzną w Europie Wschodniej a niewolnictwem w Ameryce było to, że ludzie nie byli sprzedawani pojedynczo, a więc członkowie rodzin nie byli rozdzielani. Nie znaczy to jednak, że nie było handlu ludźmi. Był, ale odbywał się w trybie hurtowym – sprzedawano całe wsie wraz z przypisaną do nich populacją.
    Pańszczyzna istniała w Królestwie Polskim aż do 1864 roku, kiedy to została oficjalnie zniesiona przez cara. Jej pozostałości przetrwały jednak aż do XX wieku. Odrodzona Polska (1918-1939), choć wprowadziła prawo uwłaszczające chłopów, nigdy do końca nie była w stanie go wyegzekwować.
    Ale wróćmy do Krassowskich. Tragiczna jest historia tej Rodziny. Jako kułakom zabiera się majątek co w ówczesnych czasach oznacza rozebranie dużego domu, wywiezienie go kilkaset kilometrów dalej, ponowne złożenie i przeznaczenie na szkołę. Wszak nie powinno zostać po śladu po kułakach. Tatuś Irenki, wcielony jest do rosyjskiego wojska skąd ucieka. Nie znamy niestety historii jego ucieczki, ale trzeba było wykazać się niebywałym hartem ducha, energią, odwagą i przebiegłością by przedrzeć się z Moskwy do polskiego Brześcia, wokół szerzącego się terroru sowieckiego, wszędobylskiego NKWD,  donosicieli na każdym kroku i braku jedzenia.
    Podróż na Białoruś to oczywiście Berezyna i historia powrotu Wielkiej Armii Napoleona spod Moskwy. 


                          

                                Dla mnie to dodatkowa atrakcja...

    Wyruszyło ich 500 000, ale wróciło tylko 50 000. A byłoby jeszcze mniej, gdyby nie wojskowy talent Napoleona i  manewr Dąbrowskiego, który zmylił Kutuzowa co do faktycznego miejsca przeprawy przez tą zamarzniętą częściowo rzekę. Adam Zamojski dokładnie opisał ten odwrót w swojej książce Wojna 1812.

                        
                                               Bonaparte i Józefina

                          
             Od 1930 roku zmieniły się tylko dachy ze słomianych na eternitowe.

    To była piękna lekcja polskiej historii i możliwość poznania wspaniałej Rodziny Irenki w Borysowie. Wróciliśmy tam jeszcze dwa razy. Tym razem z moją Mamą.

                                                                             Były dom Krassowskich zamieniony na szkołę

                         

                                         Pozostał tylko żuraw....
-------------------------------------------------------------------------------------------

    Kilka tygodni po Białorusi pojechaliśmy ponownie do Londynu, tym razem ze Sławkiem, bratem Irenki i jego żoną Renią. Tego czego nie zobaczyliśmy poprzednio jak Hyde Park i dzielnica Soho, „zaliczyliśmy” tym razem.

LONDYN

                         
                                          Irenka z bratem i bratową
                          

                                                Piccadilly Circus
                              

                                        Teraz, to już prawdziwy kapitan...






Komentarze