2001 - Teren pod firmę, KRYZYS małżeński i CHORWACJA

                                                                                                                      2001 rok


"Do what you can, with what you have, where you are…"

      T. Franklin

 

To już 5-ty rok młodego Amago. W Hydropolu wynajęliśmy kolejny pokój na mój gabinet. Podjąłem też decyzję o zakupie działek przy krakowskiej obwodnicy w pobliżu Balic, pod budowę naszej własnej siedziby. Wiedziałem co chciałem i wiedziałem, gdzie chciałem. To musiało być tuż przy autostradzie, tak więc Balice i trasa na Rzeszów i Zakopane wydawała się idealna. Odwiedzając okoliczne domy, dowiedziałem się kto jest właścicielem 14-tu działek by skomponować hektar gruntu pod budowę naszej własnej siedziby. Rozpoczęło się scalanie. Nie było to proste bowiem działki były pomieszane ze sobą i nigdy nie wiedziałem czy któryś z właścicieli nie wycofa się z transakcji i czy nie podniesie ceny. Ale udało się. Scaliłem grunty 14 działek i pięknie położona parcela była nasza. Co prawda teren ten nazywano Amazonią Krakowa, bo nie było tu ani wody, ani prądu, ani połączeń telefonicznych, ani dróg… ale moja wyobraźnia sięgała daleko…DAMY RADĘ… zrobimy to wszystko jeżeli będziemy dalej się rozwijać.

Jakoś na wiosnę tego roku, postanowiliśmy z Ireną zaprosić dwóch jej bardzo dobrych klientów z żonami na ekskluzywną kolację. Padło na Willę Dacjusza w Krakowie. Korzystając z pobytu Halinki w Polsce, zorganizowaliśmy ten wieczór zapraszając również naszych współmałżonków. W sumie to 8 osób. Było bardzo miło i sympatycznie. Sielankę przerwał jednak nasz kochany klient, Tadeusz, który w pewnym momencie wstał i wzniósł toast za…. Irenkę i Marka, za ich profesjonalizm i biznesowe podejście, za ich wzajemną sympatię, którą widać na każdym kroku. „Bardzo Państwo do siebie pasujecie – macie takie same charaktery… rzadko spotyka się tak dobraną parę…”

Choć Tadeusz miał na myśli nasze zawodowe charaktery, to jednak… zapanowała chwila milczenia a niektórym kieliszki zastygły w rękach. Z przyklejonymi uśmiechami wypiliśmy toast. Świetnie pracowało mi się z Ireną i naszej wzajemnej sympatii nie dało się ukryć, ale tu Tadeusz mocno przesadził. Od tego wieczoru, już nigdy nie było tak jak wcześniej…

Kulminacja nastąpiła jakiś miesiąc później w Lyonie, gdzie firma Montabert zorganizowała spotkanie dla swoich dealerów z całego świata. Wszyscy byli z małżonkami, dla których zorganizowany by specjalny, odrębny od naszych obrad, program turystyczny. A więc stary Lyon, fabryka jedwabiu, prezenty, 5***** hotel i doskonała francuska kuchnia zakrapiana burgundem z okolicznych winnic. I wówczas, podczas jednej z moich telefonicznych i emocjonalnych rozmów z polskim klientem, (tak…używałem tzw. nieparlamentarnych słów bo często ich używam) Halinka zareagowała : „dość tego, wdepnąłeś w to gówno AMAGO... MAM TEGO DOŚĆ, POWINIENEŚ WRACAĆ na stałe do Francji i tu poszukać jakiejś przyzwoitej pracy”…. Zamurowało mnie. Wszak Amago pozwalało nam na komfortowe życie. Wszak Amago było zaledwie na początku swojej drogi i widziałem w nim ogromny potencjał. Wszak właśnie zakupiłem hektar gruntu pod własną siedzibę MOJEJ firmy... Nie wspomnę o moim niezależnym charakterze i pytajniku, który zawisł nad słowem „przyzwoitej

Nie mogłem tego przełknąć, zwłaszcza że Halinka manifestowała swoje niezadowolenie wobec wszystkich moich kolegów dealerów z całego świata, siadając podczas śniadania kilka miejsc dalej ode mnie i nie odzywając się do mnie przez kilka kolejnych godzin. I właśnie wtedy, pamiętam to doskonale, na bramkach płatniczych z Lyonu do Paryża, podjąłem w myślach tę decyzję… BASTA !  Mam mieszkanie w Krakowie, mam tam dobrą pracę, będę u siebie i u siebie rozwinę firmę. Dzieci są już dorosłe. Mają 23 i 21 lat... WRACAM DO POLSKI. Kto chce, jedzie ze mną, kto nie, niech zostanie we Francji. Byłem na to gotowy już od wielu lat. To była naturalna konsekwencja zmiany systemu gospodarczego w Polsce. Motywacje mojego wyjazdu z Polski legły w gruzach. 

W tym samym czasie sprzedałem mieszkanie w Bordeaux i kupiłem w Paryżu. Liczyłem, że Bartek będzie tu studiował i chciałem już wcześniej zabezpieczyć mu niezależne mieszkanie. Dwa pokoje z kuchnią i łazienką, XIV dzielnica Paryża, z dala od tłumów i turystów, z małym, zielonym skwerem naprzeciwko, gdzie raz w tygodniu odbywały się targi dzielnicowe. Pokochałem to mieszkanie. Typowe dla nisko-średniej klasy paryskiej. Drewniane, skrzypiące schody z drewnianą poręczą, czerwony dywan aż na czwarte (nasze) piętro, stare kominki w dwóch pokojach służące obecnie jako dekoracja, typowe paryskie okiennice, drewniana podłoga. Jaka szkoda, że nie mogę dziś tam bywać. To byłoby wspaniałe, tak zwane przez Francuzów, pied a terre.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Na nasz kolejny rejs pojechaliśmy z naszymi sąsiadami w Courcouronnes. Tym razem - Chorwacja. 

 

 

Pierwszy nocleg był niedaleko Metz. Podczas śniadania doszło do ostrej wymiany zdań pomiędzy mną i Halinką. Jak zwykle zagroziła, że nie pojedzie dalej. Tym razem już nie błagałem by została. Wyładowałem jej bagaże i tak się rozstaliśmy. Wraz z pokonywanymi kilometrami nie mogłem pogodzić się jednak z tą sytuacją. Dzwoniłem po tysiąckroć do domu i namawiałem by jednak przyjechała do Chorwacji. Zgodziła się. Kupiłem bilet samolotowy z Paryża do Splitu i na drugi dzień odebrałem ją z lotniska. Ten rejs, nie był jednak dla nas udany, w przeciwieństwie do naszych przyjaciół, którzy w podzięce napisali mi poniższy wiersz:

Piękne wody Adriatyku, lazur nieba, cisza z rana, łopot żagli Grenadiny to zasługa Kapitana.

Grot na maszcie, fok łopocze, czasem z wiatrem straszna walka, wszystkie te wspaniałe chwile, to zasługa super Marka.

Za szampana na pokładzie, za przechyły, kołysanie i za słońce i za wiatry, dziękujemy Kapitanie.

Wszystko mija, lecz wspomnienia gdzieś w nas w głębi pozostaną, ze te wszystkie piękne chwile…….dziękujemy Kapitanie.

 



A czarne chmury coraz bardziej zbierały się nad naszym małżeństwem.

Komentarze