2006 - ANTYLE FRANCUSKIE, UKRAINA, Irma, KUBA

 

                                                                                                                       2006 rok

 

"To co warto zrobić zasługuje na to, aby zrobić to dobrze."

                                                                                                                       N. POUSSIN

 

   W maju tego roku wyruszyliśmy z Irenką i klientami/przyjaciółmi na kolejną wyprawę.

 

ANTYLE FRANCUSKIE

Okres wyjazdu         : 12.05.2006 – 29.05.2006 

Jacht                          : LAGOON 410


Opis trasy (ok. 340 MM) :


POINT A PITRE. Gwadelupa to wyspa zamieszkana od początków naszej ery przez Arawaków, „zjedzonych” później przez Karibów. Odkryta została przez Kolumba w 1493 roku, podczas jego drugiej wyprawy za ocean. Nazywana przez Karibów „Wyspa o pięknych wodach”, do historii przeszła jako Gwadelupa, nazwana tak przez Kolumba od hiszpańskiego klasztoru Santa Maria de Guadelupa de Estramadura. Od początku skolonizowana przez Francuzów przybyłych tu z St. Kitts i odpierających wieloletnie ataki Anglików, na zawsze pozostała związana z Francją pozostając do dziś zamorskim terytorium tegoż kraju. To właśnie tu najwcześniej, bo już w 1794 roku, podjęto próbę zniesienia niewolnictwa pod wpływem idei rewolucji francuskiej. Niestety, ponownie ustanowiono niewolnictwo w roku 1802 (Napoleon zrobił to specjalnie dla „swojej” Kreolki Josephine pochodzącej z Martyniki), by na zawsze znieść ten nieludzki system gospodarczy (mający nota bene swe korzenie w samej Afryce) w 1848 roku. Nazywana również „Szmaragdową Wyspą”, o powierzchni podobnej do motyla, Gwadelupa uważana jest za wyspę o najlepszej kuchni na Karaibach.



ILET DU GOSIER (pływanie, nurkowanie) – PETIT HAVRE.

ANSE DU BOURG. Terre-de-Haut i Les Saintes to wysepki odkryte przez Kolumba w dniu Wszystkich Świętych, w 1493 roku. Nazwę Wszystkich Świętych noszą od tamtego czasu. 12 Kwietnia 1782 odbyła się tu największa na Karaibach morska bitwa pomiędzy Anglią i Francją. Wygrana przez Anglików była ostatecznym potwierdzeniem morskiej dominacji angielskiej nad Francją. Zwiedzimy BOURG DES SAINTS i Fort NAPOLEON.

                                            Wspaniała załoga


PORTSMOUTH (Wyspa Dominika). Odkryta przez Kolumba w 1493 roku, w niedzielę, ta górzysta wyspa nie zasłużyła nawet na postawienie na niej białych stóp swych odkrywców. Jej nieprzystępność opóźniła w znacznej mierze kolonizację i przedłużyła istnienie Karibów, których żyje tu jeszcze około 100, w specjalnym rezerwacie we wschodniej części wyspy. Był nawet rok (1748), kiedy zmęczeni, wzajemnie się zwalczający Francuzi i Anglicy ogłosili jedyny na Karaibach Wolny Kraj Karibów. Wolność nie trwała jednak długo. Otoczona francuską Martyniką i Gwadelupą, Dominika stała się zbyt ważnym dla Anglików strategicznym miejscem. „Niesienie cywilizacji” szybko się ponowiło i już w 1783, Dominika na stałe przeszła w ręce Anglików. Łodzią wiosłową popłyniemy Indian River, indiańską rzeką o amazońskim charakterze, przecinającej równikowy las. Zwiedzimy też wyspę jeep’em, a głównie rezerwat ostatnich Indian Karibów mających żółte twarze, proste czarne włosy, lekko skośne oczy, europejskie rysy, którzy przybyli tu około 1200 roku z Amazonii. Ludzka twarz choć o różnych kolorach ma jednak te same oblicza. Karibowie wyparci przez białych kolonialistów, sami wyniszczyli (i częściowo zjedli będąc kanibalami) mieszkający tu od wieków rolniczy lud Arawaków. Zjemy kreolską kolację, tzn. kurczaki górskie, czyli żabie udka.

 


                       Najpiękniejszy Ogród Botaniczny na świecie jest na Martynice.

HAVRE DU FRANCOIS (Martynika). Ta wyspa o powierzchni 1100 km2, zamieszkana przez 414 000 mieszkańców, stanowiąca zamorskie terytorium Francji, odkryta została przez Kolumba podczas jego czwartej wyprawy za ocean w 1502 roku. Swoją nazwę prawdopodobnie zawdzięcza karibskiemu słowu Madinina, co oznacza „wyspa kwiatów”. Pierwsi francuscy kolonialiści przybyli tu z Saint Kitts (Saint Christophe) dopiero w 1635 roku. Dalszy scenariusz jest już znany miłośnikom Wysp Karaibskich : czasowa ugoda z rdzennymi Karibami (w tym wypadku wschód wyspy dla Karibów, zachód wyspy dla Francuzów), by w końcu wdeptać tubylców w tę wulkaniczną wyspę i posadzić trzcinę cukrową na całym jej terytorium… Swą przynależność do Francji, Martynika zawdzięcza być może dwóm urodzonym tu kobietom : Pani Maintenon, drugiej żonie Ludwika XIV – „Króla Słońce” i Józefinie Tascher de la Pagerie, przyszłej hrabinie de Bauahrnais i pierwszej żonie Napoleona I-go.

 

                                                            ONA

PETIT GRENADE – CUL DE SAC DES ANGLAIS – SAINT ANNE – LE MARIN. Zwiedzanie Martyniki jeep’em. Zasypane popiołem wulkanicznym miasto Saint Pierre, nazywane było niegdyś „Mały Paryż Antyli”. Zobaczymy Le Precheur - posiadłość Józefiny Tascher de la Pagerie i Grand Rivier - rodzinną wieś drugiej żony Ludwika IV, znaną z lokalnej gastronomii. Zwiedzimy też tropikalny ogród Jardin de Balata.


                                     Degustacja rumu to już jest MUST

FORT DE FRANCE to legendarna stolica wyspy i światowe centrum żeglarstwa, gdzie często opływacze świata właśnie tu „pisali” ostatni rozdział swojej przygody. Zwiedzimy dzielnicę Plateau-Didier z kolonialnym domkami i fontanną wody termalnej, Fort Saint Louis, muzeum i Place de la Savane.


                                                    ...do oporu...

SAINT PIERRE. 8 Maja 1902 roku, wulkan la Montagne Pelee wybucha, grzebiąc pod swym popiołem wszystkich mieszkańców tego miasteczka zwanego wówczas małym Paryżem. Ratuje się tylko Cyparis, więzień, którego więzienne mury chronią od popiołu. Ponad 10 zatopionych w tym czasie statków leży tu na głębokości od 10 do 50 m.




                                                    Saint Pierre - stolica Martyniki

DESHAIS to urocza rybacka wieś o pięknej plaży Grand Anse.

RIVIER SALEE (Słona Rzeka), przecinająca Gwadelupę na połowę.

 

       Wszyscy ją kochają

POINT A PITRE - marina. Zwiedzanie wyspy Gwadelupa jeep’em (plantacje kakao, bananów, ananasów), muzeum rumu, piesza wycieczka na szczyt wulkanu.  

                                                         ...i ON

Post factum :

Ogrody botaniczne są ulubionym miejscem Irenki. Ale tego na Martynice, nie zapomnimy do końca życia. To jest z pewnością najpiękniejszy ogród botaniczny na świecie. Na zawsze pozostaną też w naszej pamięci, wszędobylska produkcja rumu i nieprawdopodobne Saint Pierre, które odrodziło się z popiołów po wybuchu okolicznego wulkanu.

 

                                               Wygodny katamaran

Płynąc z Gwadelupy do Dominiki osiągnąłem największą jak do tej pory prędkość na katamaranie. Płynąc bajdewindem, przez prawie 4 godziny płynęliśmy z prędkością 12 węzłów, co oznacza około 24 km/godzinę.

Nie zapomniane będą też miliony komarów, kiedy na Słonej Rzece (Gwatelupa), nocowaliśmy przed porannym podniesieniem mostu zwodzonego.

Ten rok był kolejnym dobrym rokiem dla naszej Spółki. Rozpoczęliśmy na szeroką skalę pomoc dla potrzebujących. Tego roku pomogliśmy finansowo kilku domom dziecka i przedszkolom. W dalszym ciągu sponsorowaliśmy kluby uczniowskie : UKS Regle w Kościelisku (biegi narciarskie) i UKS Górnik w Libiążu (piłka nożna). Obroty Spółki wyniosły już 35 mln PLN i zatrudnialiśmy 30 osób.

To był też rok naszej kolejnej wyprawy z serii „szanujmy wspomnienia”, które od kilku lat organizowałem dla Mamy, Cioci Krysi i Wuja Witolda, śladami ich dzieciństwa i ich młodości, ale także śladami tragicznej historii ich Ojców a moich dziadków. Napisałem więc do naszych seniorów:

ZAPROSZENIE

Po Tarnobrzegu, Przemyślu, Kamionce Strumiłłowej, Lwowie, Calimanesti, Murnau, Szczawnie Zdroju i Kielcach nadszedł czas na ukoronowanie naszych podróży.

Dziś mam zaszczyt zaprosić Was na ostatnią z zaplanowanych wypraw, które zatytułowałem już kiedyś „Szanujmy Wspomnienia”.

Ukoronowaniem tych wspomnień jest oczywiście Charków i Starobielsk.

Nie będzie to podróż samochodowa ze względu na dystans i uciążliwość takiej podróży. Będzie to wyjazd samolotowy, który zaplanowałem od 1 do 3 Września bieżącego roku. Zarezerwowany hotel ma europejski standard a miejscowy samochód z kierowcą poleconym przez Polski Konsulat za pośrednictwem Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich będzie do naszej dyspozycji.

TRASA:

Kraków - Kijów – Połtawa – Charków – Piatichatki – Starobielsk – Charków - Kijow – Kraków


             Tu spoczął mjr Józef Jazienicki, zamordowany w Katyniu (Mama i wujek Witek)

                                      Tu oczekiwali na swoją "kolej"         

                 

                                                Tyle pozostało

Post Factum :

To był bardzo wzruszający wyjazd. Moja Mama i mój Wuj Witold nie widzieli swego Ojca od 67 lat i nie mieli pojęcia, gdzie jest pochowany. Ostatni raz widzieli go w Przemyślu, kiedy mój dziadek żegnał się z nimi idąc za rozkazem w sowiecką niewolę. Choć był namawiany przez szwagra by uciekał, choć miał cywilne ubranie, choć wiedział czym pachnie władza sowiecka, choć wszyscy w rodzinie wiedzieli co znaczy ta czerwona władza… to jednak poszedł. Film pod tytułem „KATYŃ” Andrzeja Wajdy, w identyczny sposób jak w naszej rodzinie, pokazał losy polskiego oficera, służbisty, dla którego honor był ponad inną wszelką wartość. 

 

I tak, poddawszy się sowieckiej niewoli, dziadek mój, Major Józef Jazienicki, który był wykładowcą w Twierdzy Modlin, a w 1939 roku walczył (38 pułk piechoty, Armia Kraków) z niemieckim najeźdźcą, NIGDY nie powrócił już z sowieckiej niewoli. Pojechaliśmy Jego śladami. Najpierw był obóz w cerkwi w Starobielsku skąd wywożono internowanych do Charkowa na rozstrzelane w bestialski sposób w tył głowy. Byliśmy i pod cerkwią i pod budynkiem NKWD w Charkowie. Potem pojechaliśmy na cmentarz pomordowanych polskich oficerów, Jest tam oczywiście tabliczka mojego Dziadka i jego nazwisko wygrawerowane na olbrzymiej tablicy z nazwiskami wszystkich ponad 4000 zamordowanych…

To było mocne przeżycie. Dla moich seniorów zorganizowałem też spotkanie w konsulacie RP w Charkowie. 

Mój Wuj chciał przekazać parę zdjęć do tamtejszego muzeum a ja jak zwykle zaproponować jakąś pomoc finansową. Spotkanie w konsulacie było bardzo ciepłe i podniosłe. Na kolację zaprosiłem konsulów do jakiejś starej, polskiej restauracji w Charkowie…

Rok później, mój Dziadek, major Józef JAZIENICKI, syn Jana ze wsi Jazienica Polska, położonej około 100 km na północ od Lwowa, awansowany został pośmiertnie do stopnia podpułkownika.

Rok 2006 to rozpoczęcie budowy pensjonatu w Kościelisku. Lokalny architekt, Adam Bukowski, zrobił piękny projekt a Wojtkowi Staszel, młodemu, zdolnemu i uczciwemu góralowi, powierzyłem budowę.


                            Z wujem Witoldem, który znalazł tę działkę (działka w tle)

                                                     Na początku była łąka....


                                       Potem pierwsza budka narzędziowa....


                                                                            Praca wre....

                           Pierwsza impreza - oczywiście z zaproszonymi sąsiadami


                                                                Pokochaliśmy te góry...

A ten bardzo udany rok (ilość sprzedanych maszyn Hyundai podwoiliśmy z 25 sztuk w 2005 do 52 sztuk w 2006), zakończyliśmy na Kubie, na pierwszej z wysp Dużych Antyli.

--------------------------------------------------------------------------

KUBA

Okres wyjazdu         : 26.12.2006 – 13.01.2007

Jacht                          : Katamaran LAGOON 410

 


Opis trasy (ok. 310 MM) :

HAWANA. Kuba to wyspa zajęta przez Kolumba w imieniu króla Hiszpanii 27.10.1492. Nasz hotel National de Cuba pamiętający czasy przedwojennej Kuby, zbudowany został w latach 30-tych za pieniądze mafijnych bossów. To tu ówcześni prominenci i gwiazdy show biznesu jak Marlon Brando czy Ewa Gardner oddawali się namiętności do hazardu. Zwiedzimy miasto, zobaczymy kabaret „Parisien” i zaliczymy „strzemiennego” we Floridita, kolebce koktajlu daiquiri, gdzie stałym bywalcem był „papa Hemingway”. „W Hawanie wszystko jest możliwe, jeśli tylko nie jesteś nudziarzem” jak mówią autochtoni o życiu Hawany. Pobyt w mieście zakończymy spektaklem Tropicana – światowej sławy rewią tańca, która od dziesięcioleci zaskakuje swych widzów i gdzie występują najlepsze tancerki Kuby.

    


                                          Niezapomniana Tropicana


                                           Śladami Hemingway’a

CIENAGA DE ZAPATA, gdzie w bagnistej, tropikalnej puszczy zwiedzimy fermę krokodyli i degustować będziemy z nich kubańskie potrawy i zobaczymy indiańską wioskę Guama.

 

                                                Hawana bryczką

CIENFUEGOS by night i lokalną bryczką do Placu Centralnego (Parque Jose Marti).


                                            Wszędobylska muzyka...

CAYO GUANO DEL ESTEnoc na kotwicy.

PUERTO SOL (Cayo Largo) to miasto na wyspie uważanej za najpiękniejsze miejsce Kuby. Noc Sylwestrowa spędzimy w hotelu SOL CLUB CAYO.

CAYO RICO. Pontonowa eksploracja raf koralowych i powrót do PUERTO SOL.

                                     Bryczką w Cienfuegos

CANAL DEL ROSARIO (Cayo Cantiles) to rezerwat małp.

CAYO CAMPOS – też małpia wyspa.

TRYNIDAD to miasto założone w 1513 roku przez Velazqueza, które w całości jest zabytkiem. Zaliczone w 1989 roku do światowego dziedzictwa kultury UNESCO należy do najsłynniejszych atrakcji turystycznych Kuby. 

CAYO ALCATRAZ GRANDE (Cayo Cinco Balas) to żółwi raj.

BOCA GRANDE - wyspa żółwi, iguan i innej egzotycznej fauny.

Nota : brak materiałów na temat Kuby nie pozwalał na szczegółowy opis odwiedzanych wysp. W dużej mierze była to więc przygoda z „dziewiczym” jeszcze lądem, a w każdym razie nie zrażonym jeszcze „dolarową turystyką”, gdzie mam nadzieję spotkaliśmy życzliwą ludność, puste, białe, bezkresne plaże, wspaniałe rafy koralowe i ślady międzywojennej świetności. 


Post Factum :

Wyobraźnia o raju miesza się tu z rzeczywistością biedy i brudu a wszystko podlane jest obficie muzyką i słońcem. Kuba to przedwojenny raj gwiazd show biznesu, Al Capona i Hemingway’a. Hawana to świadectwo świetności sprzed 50 lat i tragedii socjalizmu, gdzie w pięknych kiedyś kamienicach umieszczono „za komuny” jedną rodzinę w każdym pokoju mieszkań. Dziś, po pięknych fasadach pozostały jedynie brudne i odrapane zarysy a w oknach suszy się szara bielizna. Słowo barbarzyństwo nie jest w stanie oddać tej ohydnej operacji, której w ramach socjalizmu dokonała ekipa Fidela Castro – wodza narodu. Kuba, to żywe świadectwo tragicznego skutku narzucania ludziom fałszywej, obłąkańczej ideologii.  To świadectwo okropnych skutków dyktatury jednego owładniętego ideą człowieka. To świadectwo tego jak absurdalna ideologia może zniszczyć życie milionom ludzi. 

 

                                            Kończymy 2006 rok...

Sylwestra spędzaliśmy na jednej z wysp wraz z Kubańczykami choć jako cudzoziemcy (8 Polaków i 3 Niemców) mieliśmy oddzielne pomieszczenie z odrębną, wspaniałą, żywą muzyką i doskonałym różnorodnym jedzeniem, podanym na idealnie białych obrusach. Kubańczycy czekali do 24h00 w wytresowanym spokoju słuchając 4-ro godzinnego przemówienia wodza Castro. Od 24h00 do 01h00 wręczano „przodownikom pracy”, papierowe, ohydne dyplomy na papierze gorszym niż nasz toaletowy i dopiero po 01h00, kiedy my opuszczaliśmy już świetną zabawę oglądając to zjawisko przez okno, pozwolono im na tańce i jedzenie jednego dania ze wspólnego gara. 

Kuba to jakiś matrix, jakiś sen. To dwa równoległe światy, ten dla cudzoziemców i ten szczelnie izolowany dla tubylców. Ten, gdzie mieliśmy inną walutę i nie mieliśmy możliwości jej wymiany na lokalną. Ten, gdzie jedliśmy w specjalnych restauracjach dla cudzoziemców i ten, gdzie nie mogliśmy kupić chleba w przyulicznej piekarni. Ten ze zdezelowanymi taksówkami dla tubylców i tymi specjalnymi (czystymi z kierowcami w krawatach) dla cudzoziemców. Ten, gdzie nie mogliśmy jako cudzoziemcy kupować w lokalnych sklepach i gdzie tylko 2 razy w ciągu 3 tygodni udało nam się kupić od autochtona banany i cebulę, kiedy odważny Kubańczyk schowany za rogiem wyciągał zza węgła rękę by przestraszonego wszędobylską milicją nikt nie zauważył. To kraj, gdzie dawaliśmy hotelowe mydełka i szampony przez deseczki w ławkach parkowych, ukrytym za nimi dzieciakom bojącym się milicji, która karała za każdy kontakt z cudzoziemcami i gdzie wyprosiliśmy lokalnego Kubańczyka w Cienfuegos by przewiózł nas rozklekotaną rikszą, czego dopuścił się wbrew prawu pod warunkiem, że pojechaliśmy obrzeżami miasta by nikt nas nie zauwżył. Bo rikszą nie wolno wozić cudzoziemców… To kraj gdzie oczywiście istnieje czarny rynek i gdzie kupowaliśmy za bezcen wspaniale cygara na zapleczach lichych hotelików i kraj, gdzie spędziliśmy wspaniały Wieczór Kapitański w prywatnym domu zaadoptowanym na restaurację. Był doskonały wybór amerykańskich win z Napa Valley i wspaniałe jedzenie – niedostępne w państwowych restauracjach o marnym, identycznym menu na całej Kubie, podobnie jak kiedyś w naszych socjalistycznych restauracjach Popularna, Centralna czy Miejska.  

 

 

Kuba to również puste i wspaniałe plaże w tym Playa Sirena, jedna z trzech najpiękniejszych na świecie.  To w końcu, pomimo niewiarygodnej hipokryzji i zniewolenia tego narodu, radość życia Kubańczyków… Długo zastanawiałem, się dlaczego i chyba odgadłem… Ten wszędobylski uśmiech i wieczny taneczny dryg, to skutek ich wspaniałej rytmicznej muzyki i cudownego, słonecznego i ciepłego klimatu… Wszak nie bez przyczyny SŁOŃCE było Bogiem wielu upadłych cywilizacji.

 

Zobaczcie to sami !!!

-----------------------------------------------------------------------------------

Ten rok, to były 3 kolejne, wspaniałe podróże.

Komentarze