AFRYKA - Boy i satysfakcja - List Nr. 27

 

                                                                                                      N’Djamena   02.05.1986

 

 

                                 

 

 

Kochana Mamusiu,

 

             Dziś minął pierwszy tydzień mojego pobytu w Afryce. Czas leci bardzo szybko, pracy mam ogrom a jednak, ilekroć przejeżdżam obok lotniska widzę siebie powracającego już do domu. Element tęsknoty ? Może. Zostawiłem tam przecież moje trzy kochane istoty i jakkolwiek przywykły przecież jestem do rozłąk to nigdy jeszcze tak blisko i tak głęboko nie zżyłem się wewnętrznie z tymi Ptaszkami w ostatnich dwóch latach. Ale trudno. Kiedyś, może częściowo podświadomie, wybrałem zawód geologa z nadzieją na podróże. Na otwarty świat. Dziś, mimo że nie pałam miłością do tego zawodu, ale jednak dane mi jest iść tą drogą.

 

            Dziś jestem w Czadzie. Naprawdę trudno mi w to uwierzyć. Jedyny Polak, jedyny AGH-owiec, jedyny licealista chrzanowski, jedyny obywatel Libiąża. Nie, to nie jest pycha, zarozumiałość i próżność. To jest raczej refleksja nad jakże nieznanymi ludzkimi losami. Jeszcze wczoraj spałem w drewnianej chatce w ogródkach działkowych jak ostatni bezdomny kloszard i wykorzystywany byłem jako roznosiciel ulotek. Jeszcze wczoraj męczyłem się jako nocny portier, jeszcze wczoraj jak pamiętasz marzyłem by osiągnąć pułap „0”, tzn. mieć dokument tożsamości i umieć porozumiewać się w języku francuskim.

            Dziś nie wiem, jak rozmawiać z moim służącym. Dziś bardziej niż on, jestem zażenowany, gdy on pierze moje majtki, skarpetki i koszule, gdy przygotowuje mi posiłki i na każde moje zawołanie usłużnie odpowiada „Oui Patron”. Nigdy tego nie wymagałem od życia, zawsze sam robiłem wszystko zwłaszcza przy twardej szkole Halinki. I nagle, człowiek w czarnej jak noc (ta odmiana jest najczarniejsza) skórze, pyta mnie czy wystarczająco posolił sałatkę z pomidorów ? Na co mam ochotę na deser czy na kolację ? Jak przysmażyć steka i czy mango wolę w postaci sałatki czy całe ???  SEN…  

            Nie mam nic na głowie oprócz pracy zawodowej, która pochłania mnie całkowicie. Geologii jest tu 10%, technologii wierceń i budowania ujęć wody około 20%. 30% to organizacja wyjazdów w teren, w tutejszy busz. Bo tu nie ma dżungli, tu jest za sucho. Tu jest pogranicze pustyni i stepu. Organizacja wyjazdów w teren to kupno jedzenia na 3 tygodnie, zapasy benzyny, wody, itp… Zakupy na tutejszych targach, moje ulubione zajęcie, to kolejne 10% umiejętności, jeżeli potrafisz zbić cenę nawet o połowę. Dalsze 10% to umiejętność współpracy z tutejszą Czarną Administracją. Jako "Biały" specjalista, uzgadniam wiele spraw na szczeblu Dyrekcji Departamentu Wody w Ministerstwie Gospodarki. Dać się polubić lokalnej administracji to wygrać. Tutejsza mentalność nie zna bowiem półcieni. Albo jest się dobrym albo nie. Wrażliwość i kompleksy rasowe są bardzo widoczne. W końcu ostatnie 30% mojej pracy to umiejętność życia w terenie, gdzie harcerstwo i mój charakter bardzo mi pomagają.

Zrezygnowałem z szofera, bo chcę sam się sprawdzić z Land Rover’em jeżdżąc po piaszczystych pistach (traktach). Umiejętność życia w terenie to umiejętność spania pod gołym niebem (jak mówią Francuzi „a la belle etoile), owiniętym w moskitierę, to jedzenie ryżu z konserwami, kilkuletniego serka topionego, zapleśniałego chleba pachnącego robactwem (bo wypiekanego często z robaczywej mąki) i produktów miejscowych wsi. Co jedzą ci ludzie ? „Bule”, czyli kluchy z mąki z milu (nie wiem co to jest po polsku, ale może proso) maczane w sosie baranim, kozim lub wielbłądzim, plus mięso w/w zwierząt. Jadamy oczywiście rękami ze wspólnego gara. Tu nie ma miejsca na galanterię i sztućce.

Jeżeli popijesz takie danie kozim lub wielbłądzim mlekiem to masz pewne rozwolnienie na cały tydzień i wtedy tylko pastis (francuska anyżówka) może Ci pomóc. Dalej, umiejętność poruszania się w terenie, to umiejętność jazdy bez dróg i drogowskazów, gdzie mapa, kompas i Gwiazda Południa są jedynymi przewodnikami, jako że nie ma tu dróg już 5 kilometrów poza stolicą. Piękne to wszystko, wolne i ogromne.

 

            Czy jednak wytrzymam to na dłuższą metę fizycznie ? Póki co jestem optymistą i cieszę się, że tłuszcz wypływa ze mnie razem z potem. Wytrzymać to wszystko lub raczej polubić to też znaczy wygrać. Wygrać przygodę i wygrać łatwe życie. W tej chwili potrzeba wielu hydrogeologów w Afryce. Szuka ich ONZ, Bank Światowy, UNICEF i inni by strumień Zachodniej kasy popłynął jako dary dla biednej Afryki. Dostać się do ONZ to zarabiać 3 razy tyle ile ja teraz, to mieć willę z basenem otoczoną palmami i kilkuosobową służbę. To nie płacić nic za to wszystko (bo są to koszty delegacji) a całą pensję odkładać w europejskim banku.

Nigdy nie było moim celem łatwe i bezpłciowe życie a jednak ono jakby samo wyciąga do mnie dłoń. I to tak daleko od ojczystego kraju. Wieczorem, po tych wielu wrażeniach, w upale i suszy dookoła, biorę często moją małą książeczkę i czytam :

 

„ A hrabia bokiem, między wielkie końskie szczawie,

Między liście łopuchy, na rękach, po trawie,

Skacząc jak żaba cicho, przyczołgał się blisko,

Wytknął głowę i ujrzał cudne widowisko…”

 

            Czy to wszystko nie jest dziwne Kochana Mamo ? Dziwność to jedyne uczucie, które teraz drzemie we mnie. Zupełnie nowi ludzie, proszone kolacje, europejskie, drogie restauracje…i mój Boy drzemiący na ziemi przed lokalem i czekający by odwieźć mnie do mojego hotelu. Wierny i uznający za normalne bardziej niż ja – swoje miejsce.

 

            Zbliżają się urodziny mojego Taty. Proszę zanieś mu ode mnie bukiet kwiatów. Myślę, że On by się bardzo cieszył i byłby ze mnie dumny.

 

            Miałem jeszcze napisać coś o N’Djamenie, tutejszym systemie, o zniszczeniach jakie przyniosła zawierucha wojenna czadyjsko-libijska wspomagana przez Francuzów i Niemców z NRD, ale zostawię to na wolny czas „a la belle etoile” z dala od stolicy, w pełnym buszu, gdzie słychać tylko szczekania kojotów.

 

 

Póki co, całuję serdecznie i pozdrawiam

 

                                                                                                                     

 

                                                                                                                                  Marek

 

                                                                                               

   

Komentarze