AFRYKA - Szaman/Hydrogeolog - List Nr. 37

 

                                                                                         N’Djamena 27.11.1986

 

Kochana Mamo,

 

            Dziś otrzymałem od Ciebie długi list. Bardzo się nim ucieszyłem, bo mijają już dwa miesiące samotności i zaczynam coraz bardziej tęsknić za moimi Ptaszkami.

Zaczynam więc od odpowiedzi na Twoje pytania :

            Jak szukam wody ? Otóż nie za pomocą różdżki.  Choć wierzę w to, bo może to być wrażliwość na energię elektryczną, którą przewodzą warstwy wodonośne a nie przewodzą warstwy suche jak piaski, iły i gliny. Ja stosuję czasem podobną metodę, ale „naukową”, bo nie wszyscy mają takie wrażliwości i zdolności by wyczuwać prąd elektryczny. Ale o tym później.

            Najprostszą metodą i pierwszy etap poszukiwania wody to jest studiowanie map geologicznych. I tu masz dwa rodzaje tzw. aquifaire : warstwy wodonośne ciągłe i nieciągłe. Ciągłe, to piaski zawodnione do głębokości nawet 150 m. Woda może występować tu już od 6 metrów pod poziomem powierzchni ziemi. Tu nie ma problemu z poszukiwaniem wody. Wystarczy odwiedzić okoliczne istniejące studnie (większość jest zaznaczonych na mapach), zbadać głębokość studni i poziom w niej wody i w 99% wiesz, że w tym obszarze, pomiędzy innymi studniami, nawet oddalonymi od siebie o kilka kilometrów woda jest wszędzie na głębokości „x”. Wyznaczenie więc miejsca pod studnię to wybór najbardziej dogodnego miejsca dla wszystkich mieszkańców wsi.

            Raz zdarzyło mi się, że wbiłem mój niebieski palik w centrum 15-tu trzcinowych chat ustawionych wokół małego placu. Logiczne ? Tak… bo wszyscy mają jednakowo blisko do cudownej studni… Tak… logiczne, ale nie dla tubylców. Po wbiciu palika przyszedł do mnie Antoine…- Patron, lokalni mówią, że nie chcą tu studni. - Dlaczego ? - Nie wiem, ale chcą pokazać, gdzie oni chcą. OK…- niech pokażą. Idziemy…100, 200. 300...500 kroków od wsi…- Co jest pytam ? - Gdzie oni mnie prowadzą ? - Jeszcze trochę Patron… Po kolejnych 100 metrach, w miejscu kilku krzaków/suchych drzew : - TAK. Tu chcą.  OK…- wbijaj palik. Wracając nie mogłem nadziwić się braku tej logiki i dopytuje Antoine’a...- Zapytaj dlaczego chcą posyłać swoje kobiety by z tak daleka targały wodę ?... na co dostrzegam jak zwykle głupie, nieśmiałe uśmiechy …- No ?…- Co jest ? - Niech mi zdradzą…- Patron, bo oni mówią, że chodzenie po wodę to jedyna możliwość do nieoficjalnych schadzek… Prawda…jakąż inną rozrywkę można mieć w obrębie placu o średnicy 100 metrów i wokoło ustawionych, 15 chat…

            Zdarzyło mi się też, że wyznaczyłem studnię a tu szef wsi biegnie do Antoine’a: - tylko nie tu…- A dlaczego ? - Bo właśnie tu dwóch naszych kopało ręcznie studnię i jak byli już na głębokości dwóch chłopa to piach się na nich zawalił i tak już tam zostali…. OK…

            Ale wróćmy do poszukiwań wody. I tak dochodzimy do warstw wodonośnych nieciągłych. Tu jest gorzej, bo woda zbiera się w szczelinach skał krystalicznych (tzw. socle). Lita skała nie zawiera wody, ale tam, gdzie skała jest spękana, starta, skruszona to idealne miejsce do migracji i utrzymywania się wody. Jak jednak znaleźć taką szczelinę w ziemi ? I tu znowu są dwie metody : jedna to rozmieszczanie stalowych prętów w odpowiedniej odległości, podawanie prądu do jednego z nich i rejestracja jego przepływu do drugiego. Jeżeli jest przepływ prądu to jest woda, która jest dobrym przewodnikiem. Jeżeli prąd nie przepływa lub płynie słabo to jest suchy piach, ił lub glina pozbawiona wody. Oczywiście to tak w ogólnym skrócie. I tu wrażliwość różdżkarza na prąd może być skuteczna. Tej metody bardzo rzadko używam. Używam raczej zdjęć fotograficznych zrobionych z wysokości 1000 m.

            I tu zaczyna się zabawa. Antoine rozstawia mój turystyczny stół i fotelik. Na stoliku układam fotografie. Jedna musi zachodzić na drugą mniej więcej 30%. Na to rozkładam binokular na statywie o wysokości ok. 10 cm pozwalający na oglądanie powierzchni ziemi w trójwymiarze. Nachylony nad zdjęciami widzę dokładnie relief i odcienie ziemi. Tam, gdzie choć lekkie zagłębienie, rów, uskok, itp… (niewidoczne z powierzchni) i w dodatku zazielenione i zadrzewione to znaczy, że to musi być miejsce spękania skał, a więc potencjalnie woda. Nie w 99% ale w około 60 % prawdopodobieństwa, W takich przypadkach zawsze wbijam 3 paliki na wypadek, gdyby w jednym miejscu nie było wody. W drugim, a na pewno w trzecim, woda będzie na 99% jak wynika z rachunku prawdopodobieństwa. Tu ponownie bawię się co niemiara z moimi tubylcami.

            Wyobraź sobie następującą scenkę. Ja na fotelu, nachylony na stolikiem, wpatrzony w „jakiś okular”, nad „jakimiś papierami” a nad moją głową kilkunastu ciekawskich, czarnych i nie zawsze pachnących,  chłopa…- Co ten Nazara robi ? - Jak w papierach szuka tej wody ? A ja nagle znajduję odpowiednie miejsce i nie unosząc głowy, przyklejony wzrokiem do binokulara, mówię do Antoine : - tam po mojej lewej stronie (tu pokazuję ręką wciąż nie odrywając głowy znad binokulara) - jest takie ogromne drzewo. Idź tam, odmierz 20 kroków w prawo od drzewa i tam wbijaj palik…- Wooowwou !!!…słyszę nad głową. - Co jest Antoine ? - Patron, oni pytają skąd pan wie, że tam było drzewo, bo ścieli go rok temu…. Dobra… i w dalszym ciągu nie podnosząc głowy, zapatrzony w zdjęcia na stoliku, kontynuuję…- no to z mojej prawej strony jest chata z pot pot... Idź tam, odmierz 10 kroków w lewo i wbij palik…- Wooowwooo...!!!- Co jest ? Patron, oni mówią, że pół roku temu zburzyli ten dom i pytają skąd Pan o tym wie, bo tam podobno diabeł grasuje… I tak to raz czarownikiem, raz przyjacielem a raz diabłem bywam na tej obczyźnie…. a rozbieżność wnika z faktu, że zdjęcia lotnicze, którymi się posługuję robione były kilka lat temu…(sic !). Wyjeżdżając słyszę wówczas : -  Nazara est malin (Biały jest sprytny…).

                                                 Nazara jest „sprytny”…                   


                     A jak znajdzie wodę to... już wierci dziurę w ziemi


      ... a potem odpoczywa (z Belgiem Christianem, jego Boy'em i Antoine'em)

            I tak po zebraniach, wbiciu palika, przyjeżdża „moja” wiertnica, wierci otwór, potem za kilka dni robię badania hydrogeologiczne, czyli określam ilość wody, robię dokumentację, po czym przyjeżdża ostatnia ekipa która montuje pompę ręczną… To już koniec pracy w jednej wsi, ale przy kilkakrotnych pobytach.  A mam ich 130… Jeżeli pomnożysz 130 razy około 4 wizyt w jednej wsi i zobaczysz „mój” obszar Czadu to zrozumiesz, że wymaga to ogromnej dyscypliny, idealnej organizacji i olbrzymiego nakładu pracy…

            Pytasz o dzikie zwierzęta. Na Północy to tylko gazele/antylopy i hieny czy dzikie psy/kojoty, których ujadanie po zmroku niesie się z oddali. Jak zasypiam pod gołym niebem to zastanawiam się czy nie dojdą i nie posilą się moim białym ciałkiem pogrążonym w słodkim, mocnym śnie. Są też oczywiście skorpiony. Dlatego śpię na łóżku polowym, a Antoine obok mnie, na gołej ziemi, na macie. Obaj owinięci jesteśmy w prześcieradła. Jedynym lekarstwem na ukąszenie skorpiona (jak twierdzi Louis) jest nacięcie i wyciskanie krwi… Wierzę, że mi to nie grozi, a jeżeli już, to oddam się w ręce Antoine’a. W rzece Chari są krokodyle i hipopotamy.

            Na Południu Czadu, gdzie jest zielono, są słonie, żyrafy, lwy i inna „dzika” zwierzyna. Ale to miłe zwierzaczki, które nie boją się już samochodów terenowych. Są najedzone i leniwe. Jadąc, trzeba trąbić by je ominąć i nie przejechać. Po prostu stojo i beznamiętnie patrzo.

            Nie, nie mam broni, ale w strefach, gdzie są bandy (na Wschodzie - Bokkoro) jedzie się z żołnierzem z ostrą amunicją. Słyszałem, że częściej polują z niej na gazele niż dla ochrony.

            Pytasz, gdzie śpię. A więc początkowo sypiałem w wioskach oczywiście pod gołym niebem, ale chcąc pozbyć się czasem natrętnych villagois (wieśniaków), coraz częściej wybieram brousse (busz), wolność, wiatr i samotność. Śpię głównie pod gołym niebem zawinięty w prześcieradło. Brousse jest najbezpieczniejszy, bo Murzyni boją się go, uważając często, że mieszka w nim diabeł. Czasem lepiej bać się takiego diabła niż człowieka.

            Przed wyjazdem z Paryża byłem badany i szczepiony na wszystko co możliwe. Podobno jestem zdrowy jak koń z czego bardzo się cieszę. Może uda mi się wymsknąć od rodzinnych, wiąckowskich wrzodów i raków.

            Dziękuję bardzo, że napisałaś do Halinki. Bardzo się ucieszy i na pewno odpisze choć może nieco później, bo ma ciężką rękę do pisania.

            Czy Jaga dostała ode mnie list z prośbą o grafikę na mój „pierogowy” biznes ? Niech w końcu napisze moja mała siostrzyczka do swojego kochanego brata. Ale życzliwie i ładnie. Ciągle czekam na jej list.

 

I to już wszystko,

 

Ściskam i całuję

 

                                                                                                                                  Marek

 

 

 

Komentarze