AFRYKA - Czad/podsumowanie - List Nr. 41

 

                                                                          DC-10, 8800 m npm,    04.04.1987


Kochana Mamo,


Czas na podsumowanie :

            Jeżeli to byt kształtuje świadomość, to OKOLICZNOŚCI determinują kim jesteś. Jeszcze dziś, w samolocie linii Air Africa lecącym do Paryża, miło obsługiwany jestem przez Czarne, zgrabne i dobrane stewardessy. Jeszcze dziś pomiędzy tymi dwoma światami mam czas na refleksję.

            Już jutro, ci którzy wczoraj byli moimi służącymi, popychać mnie będą w ciasnej kolejce do okienka po przedłużenie pozwolenia na pobyt we Francji lub złożenie dokumentów o obywatelstwo. Wczoraj byłem KIMŚ, miałem Czarnego służącego, szacunek i uznanie. Byłem Biały, pachnący, bogaty i zazdrosnym okiem postrzegany przez czarny lud. Jutro będę nikim, „ubogim emigrantem” jak wielu Czarnych wokół mnie, szturchanym i popychanym w kolejce dążącej do dokumentu TOŻSAMOŚCI. Błagającym o francuski papier.

            Jeszcze wczoraj kąpałem się w basenie przy mojej willi a Antoine, na pstryknięcie palcami, serwował mi zimne piwo Gala i pytał, czy ziemniaki są wystarczająco posolone. Już za chwilę wejdę do mojego mieszkania na wschodnich przedmieściach Paryża zwanych „Czerwony Pas”, bo zamieszkanych przez najuboższą część aglomeracji paryskiej. Przejdę przez okropną, obsikaną, śmierdzącą moczem i pobazgraną klatkę schodową w moim brudnym HLM (czynszówka), gdzie smród potraw przyrządzanych przez równych mi (TU) murzyńskich emigrantów, unosi się w całej okolicy a robactwo włazi do kuchni przez każdą niezaklejoną szczelinę.

            Mój projekt w Czadzie dobiegł końca. To 130 studni wywierconych i wyposażonych w pompy ręczne typu India Mark II sprowadzonych z Mali. To 130 punktów czystej, krystalicznej wody. To 130 zorganizowanych Komitetów Punktu Wodnego utworzonych z 5-ciu osób. To 8 wyszkolonych naprawiaczy pomp, to jedna firma handlowa w N’Djamenie mająca handlować częściami zamiennymi. To uratowany projekt Serge’a, który bez mojej pomocy poległ by organizacyjnie.

            Pomimo wielu przeciwności losu jakim byłem ja sam (hydrogeologiczne dziecko we mgle, francuskojęzyczny słabeusz, nowicjusz w animation) i mój Serge  (zdezelowany sprzęt wiertniczy, firma wiertnicza prowadzona jak za króla ćwieczka),   moja łajba bezpiecznie dopłynęła do portu, po przezwyciężeniu wielu wichur i sztormów, o których zupełnie nie miałem pojęcia a z którymi dałem sobie jednak radę.

            Projet WIASEK jak mawiano w N’Djamenie. Czy pamiętać będą o mnie po 10-ciu latach ? Jak czas zweryfikuje moją ciężką lecz jakże wspaniałą i satysfakcjonującą pracę ? Ile studni będzie użytkowanych po 10-ciu latach, a ile zostanie zdewastowanych, zniszczonych i rozkręconych ?  Na ile moja praca miała sens ?  

            Chciałbym tu wrócić za 10 lat. Czy mi się uda ? Czy moje doświadczenia opisywane Ci w moich listach nie są potwierdzeniem reguły że chcieć to móc czy jak mówią Francuzi vouloir c’est pouvoir ?

            Jeszcze 3 lata temu byłem bezrobotnym, bez dachu nad głową. Jeszcze 3 lata temu pisałem do Ciebie, że jestem jak kret…. Marzyłem by dojść do poziomu „0” czyli wychylić łeb na powierzchnię mając dokument TOŻSAMOŚCI I UMIEJĄC POSŁUGIWAĆ SIĘ (choć cokolwiek) językiem francuskim. Jeszcze wczoraj siedziałem smutny w knajpie Le Tir Bouchon na Wzgórzu Montmarte obserwując jak szczęśliwi są ludzie mający pracę. Jakąkolwiek pracę i jakikolwiek dokument tożsamości.

            Czy marzenia się nie spełniają ? Czy reguła „jak dajesz to bierzesz” jest naprawdę TYLKO względna ? NIE… Wszystko leży w naszych rękach i tylko od nas zależy, jak zagospodarujemy swoje życie, nasze życie. Tu chyba nie ma przypadków. Jak mawiał „mój” Bonaparte : Każdy nosi buławę marszałkowską w swojej kieszeni, ale niewielu chce się ją wyjąć.           

            Przed nami piękne, bogate i długie wakacje i spotkanie z Tobą we Włoszech, ale jeszcze wcześniej dwumiesięczny początek mojej kolejnej przygody. Tym razem Benin. Co tam mnie spotka ? Co tam zastanę ? Jak tam jest ?? I to tego rodzaju pytania są właśnie kwintesencją życia. Pragnienie, przygoda, dążenie i niewiadoma. Kontrolowane ryzyko, trochę adrenaliny, ale też CHĘĆ przeżycia czegoś nowego, innego i nieznanego. Challenge…, zakład, trochę poker…, ale potem, gdy się uda…, cała naprzód, pełna para. Ambicje, sukces, a na końcu materia… Bo nie ona jest najważniejsza, bo nie ona powinna być motywacją i motorem działania... Ale ona zawsze przywleka się po sukcesie….

                                        A jednak wyczarowywałem wodę…

            Pode mną zaczyna się Francja. Zielono. Wstążki autostrad i nitki dróg nie widziane przeze mnie od wielu miesięcy. Zgrabna zabudowa…. ZUPEŁNIE inny świat zaledwie kilka godzin lotu dalej. Już za dwie godziny lądujemy…

            Ściskam i dziękuję Ci Kochana Mamo, że zechciałaś czytać moje wypociny i byłaś moją wierną czytelniczką. Kolejny rozdział pod tytułem BENIN rozpocznę za dwa tygodnie…


Całuję ogromnie i pozdrawiam

                                                                                                                     Marek

 

P.S. Nie poleciałem przez Kongo jak planowano, bo zaczynam projekt z dwutygodniowym opóźnieniem, a więc na dwa tygodnie lecę do Paryża…

 

 

 

 

 

 


Komentarze