AMERYKA - 7 Grzechów Głównych - List Nr. 71

 

                                             Samolot linii Air France, godzina 00h30,  19.03.90

 

Kochana Mamo,

 

            Choć to już środek nocy, nie mogę spać. Obiecałem Ci kilka refleksji na zakończenie mojej amerykańskiej przygody i od kilku godzin natłok myśli zalewa moją głowę. Ledwo więc usadowiłem się w fotelu a już zaczynam pisać. Siedem (7) Grzechów Głównych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej widzianych oczyma faceta zetkniętego po raz pierwszy z tym krajem, z perspektywy jego 4-ro tygodniowego pobytu.


  1. Duma z własnego kraju.                                                                         Rozpoczynam celowo od tego ”grzechu”, jako robiącego na mnie („Francuzie” i Polaku) największe wrażenie. Oczywiście moje spostrzeżenia są na pewno bardzo subiektywne i mijają się z jakaś średnią oceną mierzoną naukowymi metodami. Moje obserwacje opierają się na spotkaniach i rozmowach z kilkudziesięcioma Amerykanami na różnych poziomach intelektualnych od robotnika poprzez sprzedawcę, inżyniera aż do dyrektora i właściciela dużej fabryki, których spotkałem w 7-miu Stanach USA. Opiera się także na obrazie zza szyb samochodu po przejechaniu około 2 000 kilometrów w tych 7-miu Stanach i z okna samolotu. Zaczynam od DUMY bowiem uderzyła mnie bardzo duża różnica pomiędzy Polską a nawet Francją i Stanami. Amerykanin jest autentycznie dumny ze swojego kraju. Dumę tą opiera o osiągnięcia naukowe, techniczne i artystyczne swojego kraju, podkreślając zawsze wolność każdego człowieka. Można powiedzieć, że to powierzchowność, że to blichtr. Nie ma tu głębi, nie ma historii, nie ma poświęceń, nie ma martyrologii. Jest pierwszy człowiek na Księżycu, jest Hollywood, są duże samochody, szerokie i bezpieczne autostrady, jest przestrzeń, są fabryki, jest mocna ekonomia i praca dla wszystkich, którzy chcą pracować. Sprawy socjalne są trzeciorzędne. Po co dbać o biednych skoro ich nie ma, a tym niewielu i tak nie chce się pracować ? Po co oczekiwać czegoś od Państwa, skoro sami możemy to nabyć (czytaj szkoły, szpitale, emerytura itp…). Wystarczy, że jesteśmy bogaci i NAJLEPSI. W czasie II-ej wojny światowej nie poszliśmy nikogo bronić… Poszliśmy na wojnę, bo NASZEMU krajowi zagroził Hitler. Jego należało zniszczyć a nie bronić Francuzów, Anglików czy Polaków. Jaka Jałta ? Czy Roosevelt wiedział jak Stalin nabija go w butelkę ? To nie jest/była amerykańska sprawa. Ich sprawa to Pearl Harbor i obrona wysp hawajskich, którym zagrozili Japończycy w koalicji z Hitlerem. Trochę to naiwne, trochę to płytkie, ale może lepsze i prostsze niż zarozumiałość Francuza, który jest najlepszy, bo miał bogatą historię, bo kiedyś miał Imperium, bo język francuski był językiem salonowym i światowym, bo to kulturalny naród. Francuz nie jest dumny ze swego kraju tą samą dumą. Francuz jest zarozumiały. A Polak ? Jako że jestem Polakiem to tu nie mogę pozbyć się porównania. Polak : enigmatyczny naród. Najwspanialsze czyny zrodził entuzjazm, zrodziły emocje.  A na chłodno ? Nigdy nie spotkałem Amerykanina, by źle wyraził się o swoim kraju. Ale nigdy też nie spotkałem Polaka, by dobrze wypowiadał się o swojej ojczyźnie. Co gorzej, nie tylko pomiędzy swoimi, ale głównie wobec obcych, np. Francuzów co tak bardzo bolało mnie na początku mojej emigracyjnej przygody. Jeśli nie przeklęta Komuna, to jakiś niedouczony Prezydent-Elektryk. Jeśli nie elektryk, to gangsterzy. Jeśli nie gangsterzy, to mafia. Jeżeli nie mafia, to kościelni purpuraci, żydzi, bezbożnicy, pijacy i nieroby. A tu : głęboka i zakorzeniona duma. MY, MY, MY, AMERYKA IS GREAT (Ameryka jest wielka/wspaniała). I amerykańskie flagi przy KAŻDYM domku jednorodzinnym, przy każdym zakładzie pracy i urzędzie. A może dlatego najlepsi z Polaków, nie mogąc budować u siebie i być dumnym z owoców swej pracy, musieli opuścić swój kraj by budować dobrobyt gdzie indziej ???? Nie jest to sprawiedliwe.

  2. Poczucie bezpieczeństwa.                                                                          Podczas gdy w Polsce wciąż widziało się grozę wojny ze strony złych amerykańskich imperialistów a potem we Francji mówiło o konieczności zbudowania silnej, bezpiecznej Wspólnej Europy by „rozmydlić” groźnych Niemców i stawić czoło azjatyckiej (choćby ekonomicznej) inwazji, Amerykanie są jakby nieświadomi „grożącej temu światu zagładzie” w naszym durnym pojęciu. Wypływa to bezsprzecznie z ich pełnego zaufania do władz państwowych i do ich świadomości mocarstwowości. Bez względu jednak na podłoże tak dobrego samopoczucia, jakżesz spokojniej i lepiej żyje się w poczuciu pełnego bezpieczeństwa.

  3. Moralność lub raczej pozytywny purytanizm.                                                        Nigdy nie wiedziałem, czy purytanizm jest pozytywy czy negatywny. Dlatego piszę „pozytywny” bo wcale nic złego w nim nie widzę. Nota bene, słowo to pochodzi od francuskiego PURE czyli „czysty”. Podczas gdy już w Polsce, a od zawsze w Niemczech i we Francji, w każdym hotelu w TV są programy (często płatne) „porno” to tu, pomiędzy 30-ma kanałami, nic takiego nie znajdziesz. O !! przepraszam… Jest również kanał „X” ale pornograficzna scena kończy się tu na odkrytym biuście, co oglądać można na każdej plaży we Francji, bo wszystkie Francuzki opalają się bez biustonoszy. Znaleźć restaurację z piwem lub winem to jak znaleźć igłę w stogu siana. Może nie w stogu, ale na pewno w wiązce siana. Alkohol jest szkodliwy, a więc po pierwsze nie można go pokazywać publicznie (bo młodzież patrzy), a jeżeli już pijemy to trzymając butelkę piwa w papierowej  torebce, a po drugie trzeba dbać o zdrowie społeczeństwa, a więc promujemy sok pomarańczowy, mleko, wodę i coca-colę. Niektóre restauracje w pojęciu europejskim są ukryte w pomieszczeniach, bez szyldów, reklam i świateł. Znają je tylko wtajemniczeni (czytaj wszyscy) ale oficjalnie wszyscy mają tam wstęp. Dla wszystkich jest Mac Donnald’s a tam ani papierosa nie zapalisz ani piwa nie wypijesz. A propos papierosów : samoloty są tylko dla niepalących, lotniska tylko dla niepalących, hotele tylko dla niepalących, restauracje tylko dla niepalących, sale wystaw, imprez są tylko dla niepalących. Sam możesz się truć w ukryciu, ale NIGDY w publicznej przestrzeni dostępnej dla innych.

  4. Pobożność.                                                                                                                   Miałem wrażenie, że 99% Amerykanów w coś wierzy. Niedziela, podobnie jak w Polsce – Boży Dzień. Wszyscy idą do kościoła. Kogo zapytasz – idzie do kościoła. Ale wcale żadnych tłumów ani wypełnionych kościołów jak w Polsce nie widać. Proste : religii jest tu na pewno więcej niż Stanów. Trochę przypomina mi to Afrykę, która note bene, dużą część tych religii otrzymała właśnie od „pasterzy” z cywilizowanej Ameryki. Są tu więc katolicy, prawosławni, protestanci (wszystkie odmiany), muzułmanie, żydzi, chrześcijanie niebiańscy, świadkowie Jehowy, Wyznawcy Kościoła Jezusowego i nie wiadomo co jeszcze. W każdej małej mieścinie stoi np. 5 kościołów i każdy innego wyznania. Byłem raz na mszy katolickiej. LUZ… swoboda, zabawa… Bardziej spotkanie towarzyskie niż żelazna polska dyscyplina. Nie bardzo wiedziałem czy to msza czy spotkanie towarzyskie i najgorzej się czułem (będąc jednak pozytywnie olśniony) gdy obcy Biali, Czarni, Żółci czy Czerwoni ludzie (bo tu nie ma różnic pomiędzy nimi) brali mnie za ręce i starali się włączyć do tej zabawy – święta. Ta otwartość trochę mnie krępowała…

  5. Tolerancja.                                                                                                    Absolutna i nieograniczona. Z własnej woli byłem sam w katolickim kościele. Ale gdziekolwiek byłem zaproszony, zawsze spotykałem się z jakimś świętem -  Hi, masz szczęście, dziś nasze religijne święto. Świętuj z nami” i już szły na stół żydowskie placki lub jakieś inne smakołyki w zależności od wyznawanej wiary. – Hi, wpadnij z Johnem bo jutro nasze religijne święto, zapraszamy !!! I każdy z nich autentycznie cieszy się tym swoim świętem i nie przeszkadza mu, że sąsiad cieszy się również choć zupełnie innym świętem, innej religii. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić rodzinę żydowską w Polsce lub nawet we Francji zapraszającą goja na swoje święto... albo katolika, zapraszającego żyda na Boże Narodzenie skoro… to „Żydzi zabili pana Jezuska”…., albo katolika zapraszającego na Wielkanoc sąsiada, arabskiego muzułmanina, który przecież "śmierdzi i tylko czycha by zabić wszystkich katolików..."

  6. Kompleks wyższości językowej i braki w edukacji.                                       Jesteśmy najlepsi, naszym językiem mówi cały świat, nie musimy uczyć się języków obcych, nie musimy w ogóle się uczyć…. A jednak czy się musi czy nie to wiedza imponuje i jest w życiu pomocna. W hotelach 4**** tylko angielski. Hilton, Sheraton, Holiday – tylko angielski. Ale przedstawiany komukolwiek przez moich opiekunów zawsze słyszałem : -  Marrek, facet, który zna ze sześć języków obcych !!! Tu szczęki opadały do podłogi i zawsze musiałem uzupełnić moją słabą angielszczyzną : YEEEES, Polish, French, Russin, Tchec, Ukrainien, Bielorus and Slovak… Wstydzić się mojego słabego francuskiego mogłem TYLKO w imperialnej Francji. Mój słaby angielski w USA spływał niczym woda po kaczce mojego amerykańskiego rozmówcy, bo on wie, że tu, w USA, wszyscy kiedyś zaczynali, wszyscy byli imigrantami i większość musiała nauczyć się tego języka. O braku ogólnej edukacji nie muszę pisać, bo wspominałem już w poprzednich listach. Dla większości z nich geografia i historia ogranicza się do Stanu w którym mieszkają lub najdalej do granic USA… Szkoda… ale jeżeli jest im z tym dobrze ????

  7. Życzliwość, Bezpośredniość, Ufność do granic naiwności    wynikające z dobrobytu, poczucia bezpieczeństwa i dumy narodowej. Tu nie mogę więcej napisać niż przeczytałaś w moich poprzednich listach…Po prostu dobrze się tu czułem…

 

                                           Dzięki Ci Ameryko !!!!!

 

I na koniec kilka małych grzeszków :

-       miasta bez bloków – typowych polskich blokowisk brak – wolność to także prawo do posiadania swojego własnego domu,

-       nieskończone przestrzenie mogące pomieścić jeszcze i wyżywić miliony ludzi,

-       miasta bez chodników, tylko rezydencje domków jednorodzinnych, gdzie podjeżdżasz pod próg domu,

-       gazety w automatach by kupować nie wysiadając z samochodu,

-       znaczki pocztowe w automatach i skrzynki pocztowe przy jezdni by również przez okno samochodowe kupić znaczek i wysłać/odebrać list,

-       wakacje bardzo nieciekawe, bo przeważnie w swoich rodzinnych domach, a poza tym bardzo krótkie. Do 5 lat pracy amerykanie mają jeden tydzień urlopu, od 5 do 10 lat 2 tygodnie, od 10 do 20 lat 3 tygodnie i dopiero po 20 latach pracy 4 tygodnie…. Urlop we Francji to święto. Przeciętny Francuz bierze kredyt w banku na DOBRZE spędzony i długi urlop. Wolę francuski system.

-       normalna, bezstresowa praca, bo choć nam się wydaje, że Amerykanie zabijają się za pieniądzem i liczą każdą minutę pracy, to zupełnie tak nie jest. LUZ-BLUES… Normalny rytm, powoli, ale dobrze, powoli, ale solidnie, solidnie i dobrze. Motorem napędowym nie jest wściekła praca przez 12 godzin na dobę, ale wolny rynek, konkurencja i brak lub limitowany socjal. A to powoduje, że ci którzy mają predyspozycje i motorek w tyłku – idą do przodu, gonią za sukcesem, ci co tracą pracę niech o nią walczą by jeść, a ci, którzy chcą pracować bezstresowo mając to czego potrzeba im na koniec miesiąca…. bez szaleństwa. To natura ludzka decyduje jak intensywnie pracować, to jest NORMALNOŚĆ.

-       Kraj coca-coli i barów szybkiej obsługi (fast food), gdzie podjeżdżasz pod okienko, płacisz kartą kredytową, zabierasz wielgachną kanapkę i pół litra coca-coli i kontynuujesz jazdę swym wielkim samochodem z automatyczną skrzynią biegów, konsumując zakupiony posiłek bez postoju na obiad = olbrzymia oszczędność czasu. Hamburgera pochłania się tu każdego dnia. Narodową potrawą amerykańską jest HAMBURGER. Tak powiedziało mi przynajmniej 80% spotkanych osób, niemających pojęcia co znaczy „une bonne table de la cuisine francaise” (dobra francuska kuchnia). Do białych obrusów i serwetek na kolanach + metalowych sztućców dostęp ma niewielu z najwyższych sfer. Szeroka klasa średnia, to jeżeli nie fast food, to głównie papierowy obrus, plastikowe jednorazowe talerze i sztućce, i jedzenie TYLKO widelcem. Z nożem ciężko im jakoś idzie (sic !!!). Wolę Europę….

-       Biznes na każdym kroku, bo każdy o nim myśli. Jesteś w restauracji dostajesz specjalny ticket : - wrócisz, pokaż go a dostaniesz bezpłatny napój. Jesteś w taksówce, taksówkarz wciska ci kilka faktur in blanco - Wypełnij na jaką chcesz kwotę to dostaniesz od szefa zwrot kosztów – zarobisz, ale pamiętaj, zadzwoń do mnie jak będziesz potrzebował taksówkę. Jesteś w hotelu i płacisz : – tu masz kartę stałego bywalca -  zbieraj punkty : 10-ty pobyt za darmo…itp, itd……….

 

            Jest już godzina 03h30. Środek nocy, Wszyscy śpią i tylko zatroskana stewardessa co chwilkę zagląda do mnie czy wszystko jest OK. Cóż to za raport do CIA tak długo pisze ten facet… A ja, unoszony jak w nirwanie, kończę Kochana Mamo tę wspaniałą, kolejną po Afryce przygodę z Ameryką i zastanawiam się czy będzie mi dane zobaczyć tak dokładnie Azję i Amerykę Południową…. Skoro dobry los był dla mnie do tej pory tak łaskawy ?? Czy słowa Cyganki staną się ciałem ? Czy nasączony dzięki Tobie Fiedlerem, dalej będę podróżował po całym świecie ???

 

I to już naprawdę wszystko,

 

Całuję Cię ogromnie i pozdrawiam

 

                                                                                                                      Marek

Komentarze