PARYŻ - Pożegnanie z Afryką - List Nr. 60

  

                                                                         Rosny Sous Bois,   30.09.89

 

Kochana Mamo,


            Najpierw były wspaniałe wakacje w Polsce, w tym między innymi w przepięknych Tatrach. Janusz MĄCZKA zaplanował dla nas super trasy a mieszkaliśmy w schronisku na Kalatówkach i stamtąd "atakowaliśmy" okoliczne szczyty.

 

 

Gdzie dalej pyta "przewodnik" Kuba ?


                                            Schodzimy z Giewontu

                                Zaliczamy kolejne szczyty w paśmie Czerwonych Wierchów

        A zaraz po powrocie z Polski – prawdziwy szok. Los jednak nie jest dla mnie łaskawy. Kiedy zdecydowałem się już kontynuować spokojną i dobrze płatną pracę w hydrogeologii… dostałem obuchem po głowie. Otóż dowiedziałem się, że Czarna Administracja z Burkina Faso bardzo źle oceniła moją osobowość („trop autoritaire” – zbyt autorytarny) i nie wyrazili zgody na kontynuowanie przeze mnie rozpoczętego projektu w Banfora. I tak, pomimo podpisanej umowy, zostałem na lodzie.

            Gauff też niczego takiego się nie spodziewał i w ciemno, w czerwcu, przedłużył mi umowę. Nic nie jest dane raz na zawsze… Muszę więc szukać ponownie jakiegoś zajęcia choć nie wyobrażam sobie prac, które wykonywałem jeszcze 4 lata temu, czy to jako roznosiciel ulotek, czy to jako nocny portier, itp…

            I tak sobie dumam i myślę... W Polsce wszyscy mają ciepłe, dożywotnie, stałe posady choć niskie wynagrodzenia… Oj, ciężko Wam będzie przystosować się do wolnorynkowej WALKI…

            Ale opowiem wszystko od początku. Po powrocie z Polski najpierw przywitała nas „ojszczana” klatka schodowa w naszym bloku a potem dokładnie okradzione mieszkanie. Nie było nas kilka tygodni, a więc imigranccy sąsiedzi mieli dużo czasu na dokładny rabunek. Niewiele ukradli, bo niewiele u nas było. Wszak my też imigranci na dorobku a to co w banku jest to nie do ruszenia. Z pamiątek ukradli mi złoty sygnet, pamiątkowy, bo zrobiony przez Tatę z przetopionej dolarówki z czasów, gdy tuż po wojnie posiadanie dolarów było dowodem na szpiegostwo. Ukradli też pamiątkowy zegarek od Teścia, przedwojenny, srebrny, na łańcuszku, który zresztą był zepsuty, a także mój pozłacany, kwadratowy zegarek, prezent od Krystyny… W sumie nie dużo, ale to jest cholernie niemiłe uczucie, gdy uświadomisz sobie, że w Twojej bieliźnie, szafie, łóżku i pościeli, jakiś brudne łapy szukały czegokolwiek wartościowego. Oczywiście natychmiast ruszyłem na szukanie mieszkania lub domu by wyprowadzić się raz na zawsze z tej „imigracyjnej” dzielnicy.

                Napisałem też do Ouagadougou, do znajomych, by znaleźli mi w Banfora willę do wynajęcia, bo zdecydowaliśmy się na wyjazd z całą rodziną. Zadzwoniłem do Gauff’a by zapytać o datę mojego wyjazdu i bilet lotniczy, gdy słysząc głos mojego szefa, o mało słuchawka nie wypadła mi z ręki…Cher Marek…Il y a des problems et je ne sais pas encore si vous vraiment partiriez au Burkina Faso…(?!?!?!) – (Drogi Marku…są problemy i ja jeszcze nie wiem czy Wy rzeczywiście polecicie do Burkina Faso). Okazało się bowiem, że Administracja Burkiny Faso odrzuciła moją kandydaturę na kontynuację projektu. Decyzję podjęli pod koniec sierpnia, kiedy ani ja ani Gauff niczego nie podejrzewaliśmy. Powód : złe relacje z lokalnymi uczestnikami projektu. To prawda : na koniec opieprzyłem jednego Czarnego Koleżkę bo był najbardziej leniwy, ale nic wtedy nie powiedział tylko rzeczywiście ruszył do pracy… Dopiero po moim wyjeździe miał odwagę się poskarżyć. Podobno bronił mnie i Gauff i przedstawiciel EWG, którzy byli bardzo zadowoleni z mojej pracy, ale Czarni się uparli, że owszem, doceniają moją wiedzę techniczną i zaangażowanie ("może zbyt duże"), ale nie mogą tolerować „wywyższania się” i krzyków na ich rodaków.

            Cóż… Na kompleksy nie ma lekarstwa. Jeszcze z czadyjskiego doświadczenia powinienem pamiętać, jak wrażliwi są na punkcie biało-czarnych relacji mieszkańcy Afryki. Trudno -  trza się pogodzić. To było ogromne zaskoczenie dla mnie i dla Gauff’a, który uznał sprawę za dziwną, niezrozumiałą i podejrzaną co nie znaczy, że za dwa tygodnie otrzymałem grzeczniutki list z prośbą o odesłanie im podpisanej ze mną umowy… - Zaraz, zaraz… Ja podpisałem umowę z Wami a nie z Administracją Burkiny Faso… Najpierw porozmawiam z moim znajomym prawnikiem co robić dalej…  Zadzwoniłem też od razu do Buregap ale nic aktualnie nie mają. Odpowiedziałem na 3 ogłoszenia o prace dla geologów… czekam ale wcale nie robię sobie zbytnich nadziei…

            A uderzając się w pierś, to niejako klamrą zamknę moją dotychczasową karierę w Afryce :

- Czad to entuzjazm, pełna samodzielność i możliwość wykazania inicjatywy.

- Benin to tylko organizacja swojej pracy (szukanie wody i nadzór nad wierceniami)

- Burkina Faso to mała odpowiedzialność, brak możliwości rozwoju i wykazania inicjatywy, stopniowy upadek entuzjazmu jako paliwa do sukcesu, coraz większa frustracja a to, już tylko jeden krok do porażki…

            I tak ponownie znalazłem się w domu : prasowanie, gotowanie, sprzątanie…  NIE WIERZĘ !!!! Gauff był na tyle uczciwy, że wypłacił mi dodatkową premię abym tylko zwrócił im tą podpisaną umowę. Uczciwy ? Zgodnie z opinią znajomego adwokata powinni mi zapłacić odszkodowanie od momentu podpisania umowy. Słowem masa forsy. Ale jak tu się procesować, gdy miałem tak dobre układy w Gauff’ie, tak mnie cenili i prawdę mówiąc to nie jest ich wina… Czuję się więc niejako „odrzucony”, zwłaszcza, że nie mam prawa do zasiłku dla bezrobotnych, bo pracowałem jako Freelance (Konsultant Niezależny) i oczywiście nie opłacałem żadnych składek na bezrobocie i nawet na emeryturę. Zasada TU I TERAZ górowała… Blady strach zagląda mi więc w oczy choć procenty z zaoszczędzonych pieniędzy pozwoliłby nam spokojnie żyć w Polsce… ale nie tu… Tu siwieję i rzucam się ponownie w wir poszukiwań pracy lub własnego interesu. Tyle, że teraz wiele rzeczy wydaje mi się prymitywnych. Przyzwyczaiłem się do łatwego życia, służby i łatwego pieniądza. Według Halinki stałem się zarozumiały i to jest kara Boża. Fakt, że pierwszy pomysł powrotu do pracy w hotelu za 4000 FF przeraził mnie ogromnie. Praca szofera jest tak smutna, że popadłem w podziw dla Karola i nawet nie tknąłem tego tematu. Nie wyobrażam sobie spotkań z „PATRONAMI” (właścicielami firm przewozowych) by prosić ich o pracę. Jeszcze wczoraj to ja byłem PATRONEM… Jak tu iść z prośbą o pracę do kogoś kto „tyka” Cię patrząc z góry, bo dorobił się jednej lub dwóch ciężarówek lub samochodów dostawczych. Tak więc szukam, szukam i biję się z myślami co robić dalej. Na wiele nas stać, ale tak trudno to wszystko teraz wydać, zaryzykować, wpakować całe oszczędności w ryzyko, zostając w tym cholernym, starym mieszkaniu czynszowym dla biedoty… No i co ??

            Było więc oglądanie małego hotelu do remontu (20 pokoi) w Lyon ale to nie turystyczna klientela tylko przejezdni ciecie. Była przymiarka do pracowni krawieckiej na Rue St. Denis (to ta z „dziewczynkami”). Interesujące, ale to już nie ten mój zapał do wszystkiego. Było przedsiębiorstwo handlu rybami pomiędzy Gwinea i Francją, ale właściciel, który szukał wspólnika z forsą wydał się niepewny. Była firma czyszcząca bazgroły po murach i zabezpieczająca ściany budynków przed takimi malunkami przy pomocy podobno rewelacyjnego amerykańskiego środka. Była budka z goframi… ale tym razem mam dużo bardziej krytyczne spojrzenie na to wszystko.  Czas płynie a ja szukam i myślę o przyjeździe do Polski na Wszystkich Świętych by poważnie rozglądnąć się za powrotem do Ojczyzny, która tak odważnie zmierza w kierunku nowego systemu gospodarczego…

            Kochana Mamo… Nie masz pojęcia co to znaczy pozostać bez pracy dla takiego jak ja. Karol gra ze mną w tenisa, bo też jest bez pracy, ale jemu to wisi i twierdzi, że gdyby miał połowę tych pieniędzy co ja to by wcale nie szukał pracy… Ale ja… ten zarozumiały Marek, który miał ambicje zawojować świat i dalej jest przekonany, że jest to możliwe?? Choć... to już nie ten sam zapał, nie ta sama pewność siebie i nie ta młodość. A może i za stary jestem na coś swojego ? Czas nieubłaganie biegnie do przodu. Podczas gdy inni wzbogacają swoje zawodowe doświadczenie, ja w wieku 36 lat nie wiem co robić. Zażywam środki nasenne by spać i nie wierzę, że trzy miesiące temu miałem tyle propozycji pracy w Afryce. Francuzi, Kanadyjczycy i Niemcy chcieli bym dla nich pracował. A dziś ?  Nikt nawet się nie oglądnie za mną.

            To jest nieubłagane prawo ekonomii : oni zarobią to i Tobie dadzą zarobić. Oni nie zarabiają to nikt Cię nie potrzebuje, bo za co niby ma płacić ? NORMALNY KRAJ… Mimo wszystko. Często w nocy myślę o Polsce. 40 lat bandytyzmu, złodziejstwa, obłudy, kłamstwa… i nagle olbrzymia nadzieja… Wielu jednak z Was udławi się tą nadzieją nie będąc przygotowanym na tego rodzaju niespodzianki i na ciągłą walkę.  Ten mój list przeczytaj wszystkim tym, którzy mi zazdroszczą i może śledzą moje tu dzieje. I wiedzcie, że wszyscy ci z Zachodu, z emigracji co to niby Pana Boga złapali za nogi, jeżeli czasem z wami polemizują i mówią, że tu jest ciężko choć inaczej… to mają rację. Bo choć nie zawsze mają odwagę się przyznać, to zawsze czują zagrożenie i niepewność. Ty wiesz Kochana Mamo, że nie brak mi ambicji, pracowitości i inteligencji, ale przeceniłem te wartości myśląc, że one wystarczą wyjeżdżając na Zachód. Zapewne wystarczą ale nie gdy jesteś imigrantem !!!

            Co będzie dalej ? Nie wiem, nie wiem, nie wiem… Wiem, że nie odpowiem już na żadne oferty pracy, nie zegnę karku i nie poproszę nikogo o pracę.  Nie powrócę też do pracy fizycznej… raczej wrócę do Polski i nie zdziw się (ani krytykująca to Halinka), że utrzymuję kontakty z niektórymi dyrektorami przedsiębiorstw w Polsce. Nie wiadomo, kiedy mogą mi się przydać takie dobre kontakty.

            I to już wszystko, podziękuj Jadze za list i Ewie za piękną kartkę.

            Póki co ściskam Cię mocno – nic się nie martw. Muszę być uczciwy w moich wspomnieniach i pisać Ci o wszystkim a nie tyko o dobrych stronach mojej „walki” na Zachodzie, bo może moje wspomnienia przydadzą się kiedyś innym miłośnikom EMIGRACJI …


Całuję

                                                                                                                                 Marek

 

 

 

Komentarze