PARYŻ - Nowy Zawód - List Nr 62

 

                                                                                  Rosny Sous Bois,  15.12.89


Kochana Mamo,


            A więc u nas zmienia się wszystko bardzo szybko. Zmienia i miesza, bo coraz więcej mam pomysłów i coraz więcej niby to możliwości. W zasadzie każdy dzień przynosi nowe rozwiązania, ale jak do tej pory to nic konkretnego a tym bardziej, satysfakcjonującego.

            Jakiś miesiąc temu miałem propozycję na stanowisko przedstawiciela pewnej organizacji charytatywnej mającej zamiar realizować w Czadzie 5 projektów z zakresu rolnictwa. Byłbym koordynatorem tych projektów i ich administratorem. Była to propozycja słowna, po której miałem otrzymać warunki na piśmie i propozycję umowy. Do dziś nic nie przyszło.

            Potem ponownie wskoczyłem w buty spontanicznych podań o pracę. Wysłałem około 20 listów, z jakże już innym niż 5 lat temu, życiorysem. Skoro podobno mam talent do handlu (cokolwiek by to oznaczało bo przecież nie mam o tym pojęcia) to wysłałem do firm, które handlują sprzętem wiertniczym. Interesowałby mnie zwłaszcza kontakt z krajami Europy Wschodniej co mocno podkreślałem w moich listach. Wtedy, mam nadzieję, częściej bywałbym w Polsce i co nieco uczestniczył w nadchodzących tam zmianach.  Dostałem 3 odpowiedzi i 3 zaproszenia na rozmowy wstępne. Jedna firma prosiła o cierpliwość, bo dyrektor miał wypadek samochodowy i nie może się spotkać. Druga jest z Bordeaux i czekam, kiedy jej dyrektor przyjedzie do Paryża, by „przy okazji” spotkać się ze mną. Trzecia w końcu, najbardziej konkretna, szuka Inżyniera ds. Sprzedaży, który jeżeli się sprawdzi to w przyszłości awansuje na stanowisko Dyrektora Handlowego… Tu chodzi o sprzedaż amerykańskich maszyn wiertniczych we Francji ale też w krajach Europy Wschodniej i w Afryce… Moja kandydatura zdaje się więc idealna… Zdaje się !!! Bo przecież NIE MAM POJĘCIA o maszynach wiertniczych. Zaledwie zetknąłem się z nimi w Afryce przy wierceniach studziennych, ale by znać je od strony technicznej, od strony mechaniki i ich działania… to już nie !!

            Właścicielem tej 14-to osobowej firmy jest Duńczyk. Firma jest „międzynarodowa” bo dyrektorem finansowym jest Szwed a jedną z asystentek Polka, która była przy rozmowie.  Myślę, że chyba byłaby to najlepsza propozycja i najciekawsza praca choć byłoby to kolejne wyzwanie, bo nie mam pojęcia o maszynach i nie znam angielskiego potrzebnego w tym zawodzie. Na zakończenie rozmowy właściciel powiedział coś po angielsku na co ja zamarłem i oczywiście nie odpowiedziałem. Ok !… Nic nie szkodzi – damy znać co o panu myślimy, powiedział na zakończenie.

            Wyobraź sobie, że tydzień później przychodzi list : - Tak, akceptujemy Pana kandydaturę ale nie możemy zaakceptować wygórowanych warunków finansowych ze względu na brak znajomości języka angielskiego. Proponujemy ich obniżenie do…..(K…wa !!)…NIE ZGADZAM się. Nie obniżę poprzeczki, którą sobie postawiłem i szybko napisałem list do Krystyny do Stanów z prośbą o przetłumaczenie krótkiego tekstu na język angielski : „Szanowny Panie, dziękuję za ostatnie spotkanie i zaakceptowanie mojej kandydatury na stanowisko Inżyniera ds. Sprzedaży. Niestety nie mogę zaakceptować Pana warunków obniżonego wynagrodzenia. Mój angielski rzeczywiście nie wypadł dobrze i wiarygodnie.  Nie spodziewałem się rozmowy w tym języku, ale pragnę poinformować, że studiowałem go w Polsce na uczelni przez 3 lata i w szkole średniej 4 lata. Jest to więc kwestia TYLKO I WYŁĄCZNE przypomnienia sobie tego języka w praktyce. W związku z powyższym jestem do Pana dyspozycji począwszy od 01.01.1990 ale na moich, podanych wcześniej, warunkach finansowych….”

            I w takiej angielskiej formie posłałem do rzeczonej firmy… Większej bezczelności nie można sobie wyobrazić. Ja, który uczył się francuskiego w szkole średniej i na studiach i nawet nie liznąłem języka angielskiego. Tupet ? Bezczelność ? Ale cóż : kto nie ryzykuje nie jedzie. Jeżeli się zgodzą to ich nie zawiodę, bo w dniu rozpoczęcia pracy zapiszę się na prywatny kurs języka angielskiego i będę GRYZŁ tak jak gryzłem w Czadzie na początku kompletnie nieznanej mi pracy hydrogeologa... No i czekamy jaka będzie odpowiedź…

 

                      Napoleon Bonaparte... podejmował o wiele większe wyzwania...

 

                     
...a Jego umiłowany syn, tzw. Orlątko, zmarł w młodym wielu na gruźlice będąc w niewoli w zamku Schonbrunn 

            Niezależnie od tego, w dniu 28.12. mam już umówione spotkanie z Dyrektorem ds. Personelu firmy CHRISTIAN DIOR. To znów zupełnie coś innego i nowego. To próba uruchomienia sieci sprzedaży Diora w Polsce (i innych krajach socjalistycznych) produktów LUX. Jak doszło do tego, że zostałem poproszony o spotkanie z tą firmą ? Opowiem później, bo jak na razie nie mam na nic czasu. W każdym razie to odpowiadałoby mi  NAJBARDZIEJ…

            Miłą niespodzianką był też telefon z Burgeap z pytaniem czy dalej szukam pracy i z propozycją krótkich misji w Afryce (dwa do trzech tygodni) do czasu znalezienia przeze mnie pracy lub podpisania przez nich dłuższego kontraktu by mnie zatrudnić na dłużej. Na razie nie skorzystam – dzięki – czekam co powiedzą te w/w firmy…

            I to tyle najnowszych wiadomości. Mam nadzieję, że napiszę coś jeszcze przed świętami,

 

Ściskam i całuję

                                                                                                                   Marek

 

 

 


Komentarze