AMAGO - Początek- List Nr. 82

                                                                                       

          

                                     Saint Helier, wyspa Jersey, UK, 10.08.1994                          

 

Kochana Mamo,


- Dokąd jedziemy, Sir ? - zapytał elegancki taksówkarz w białej koszuli z ciemnym krawatem i  okrągłej czapeczce z daszkiem, kiedy wygodnie usiadłem w czarnej, wysokiej, typowej, angielskiej taksówce. - Les Augerez House, La Rue de la Caroline, please. - Yes Sir… - odrzekł ugrzeczniony i ruszyliśmy w drogę. Cała wyspa Jersey, niby niezależna, ale podległa pod Wielką Brytanię, jest jajowata i ma wymiary około 15 na 5 km. Stąd, na prawie przeciwległy koniec jechaliśmy jakieś 10 minut. Dziesięć minut zadumy, refleksji i ponownie huczące w głowie PYTANIE: - Co ja tutaj robię?

Idealnie wyasfaltowana choć nieco wąska droga, wiła się pomiędzy polami właśnie dojrzewających zbóż. W zasadzie było tak jak na naszym Podlasiu, gdyby nie widok mocno niebieskiego morza wyłaniającego się co jakiś czas przy pokonywaniu ostrych zakrętów.

W końcu podjechaliśmy pod typowy, polski, rozłożysty dworek, z szerokim wejściem i kolumnami podtrzymującymi półokrągły balkon na pierwszym piętrze. - Proszę poczekać – to nie potrwa długo, zwróciłem się do taksówkarza. Wchodzę: szeroki salon z cofniętym w głębi biurkiem a za nim niewiasta w średnim wieku.  Okulary, nienaganna biała bluzka upięta broszką pod szyją i elegancka, skromna fryzura. Specimen klasycznej urzędniczki Jej Królewskiej Mości nadający się do muzeum lub jako wzorzec do Sevre pod Paryżem. - Dzień dobry – My name is Marek WIACEK. Mam spotkanie z Mr. John Charpentier – przywitałem się z przyklejonym uśmiechem. – Tak, wiem, mam zanotowane, czeka już na pana. - Proszę za mną.

    Wchodzę do gabinetu. Szerokie skórzane fotele, cisza, spokój. Za oknem pola uprawne, drzewa, przyroda i śpiewające ptaki. Nikogo nie widać na horyzoncie. Wieś... i wielkie biurko pod oknem. - Chce pan założyć u nas firmę… - Tak proszę pana, - A ma pan nazwę czy ja mam zaproponować? - Nie dziękuję, mam swoją : to będzie Amago Equipment. - Amago Equipment Limited., rozumiem – Yes, Sir. - Proszę więc chwile poczekać. Dopiszę tę nazwę do dokumentów, które już przygotowałem.  

Po 30 minutach wszystko było gotowe. Złożyłem podpisy, zauważyłem przed swoim nazwiskiem Esquire, ale nie miałem odwagi zapytać co to oznacza. Zabrałem dokumenty, wsiadłem do taksówki i wróciłem do Saint Hellier - stolicy Jersey.

 

                        Logo AMAGO stworzone przez moją Siostrzyczkę                                                       symbolizujące szyb wiertniczy ze świdrem w środku.

 

A czekając na prom powrotny do Saint Malo, siedzę i piszę do Ciebie ten kolejny list. Jak zwykle rozpocznę od początku tę kolejną niewiarygodną opowieść.

Choć jak pamiętasz firma z Wołomina nie wydała mi się wiarygodna czego dowodem jest fakt, że jeszcze do dziś nie podjęli żadnej decyzji, co śmierdzi już na kilometr niepowodzeniem, to jednak otrzymałem dwie kolejne prośby o oferty na wiertnice do nafty i gazu od klientów z Jasła i z Krakowa.

Już Ci nie pisałem, bo czas pędzi jak zwariowany, ale 4 tygodnie temu byłem ponownie w Houston właśnie z tymi klientami. Poznałem też nowego człowieka w Houston, Jeff’a, z którym zaprzyjaźniłem się nieco, bo jest „kumaty”, bardziej angielski niż teksański i nieco tylko starszy ode mnie, a poza tym jest specjalistą od wyceny urządzeń wiertniczych i często jako pierwszy ma dostęp do „używanych nowinek” na rynku amerykańskim. To te, tzw. „używki”, najbardziej interesują polskich klientów, bo są dużo tańsze i mogą być remontowane w każdej z polskich firm. Tak więc mam teraz oficjalnego i prawdziwego Agenta w USA.

Jest nim Jeff. Jeff zorganizował super wizyty na 5 wiertniach w stanach Texas, Virginia i Wayoming. Wszystkie prezentowane urządzenia wiertnicze bardzo podobały się zarówno klientom z Jasła jak i z Krakowa. Z Jasłem miałem nieco mały problem, bo łaziła za nimi Niemka, moja konkurentka i niestety chłopcy dali się jej namawiać na oglądanie „jej” urządzeń. Niezbyt było to miłe, gdy przed hotelem Sofitel, za który ja płaciłem, nasza pani ślęczała by ich dopadać a oni jakby nigdy nic akceptowali oglądanie proponowanych przez nią wiertnic. Niezbyt to lojalne i eleganckie, ale cóż... Jak pisałem poprzednio – taki to już często kurewski zawód.

Tak czy inaczej, na horyzoncie pojawiły się 3 poważne kontrakty i zawisło widmo ich realizacji. A ich realizacja to już poważny biznes, którego nie da się zrobić pomiędzy dużą,  polską firmą PGNiG a jakimś MAREK WIACEK, czyli de facto osobą prywatną. Niestety we Francji nie mogę założyć firmy, bo natychmiast straciłbym zasiłek dla bezrobotnych. Tak to jest „mądrze” skonstruowane, że skoro zakładasz firmę to natychmiast tracisz zasiłek dla bezrobotnych, bo państwowe urzędasy uważają, że skoro zakładasz firmę to natychmiast masz poważne wpływy gotówki.

Niestety, to tak nie działa. Jest już sierpień, pracuję bardzo dużo, jeszcze więcej wydaję i jedynie kontrakt z firmą Petrobaltic pozwolił mi nieco zarobić, co jest kroplą w morzu aktualnych wydatków.

I tak, mój znajomy adwokat podsuną mi cudowną myśl. - Niech pan jedzie na Jersey i założy firmę tzw. Off Shore, czyli poza krajem zamieszkania, w tzw. w raju podatkowym, na terenie Wielkiej Brytanii. Wówczas pobierając zasiłek dla bezrobotnych będzie pan mógł spokojnie prowadzić działalność aż do czasu, kiedy stanie pan solidnie na nogi i przeniesie firmę do Francji.  Złota myśl !   Jedziemy !

 Dostałem od niego adres odpowiedniego (confrere) biura na Jersey, umówiłem się z nimi wyłuszczając powód mojej wizyty i… wczoraj wsiedliśmy z Halinką do samochodu i wyjechali do Saint Malo, bo to stąd ruszają promy na wyspę Jersey. Jeszcze w drodze wymyślaliśmy nazwę firmy. Wygrała propozycja Halinki : AMAGO, od pierwszych liter naszych imion od Aline, MArek, Gady Obrzydliwe jak pieszczotliwie nazywamy czasem naszych chłopaków.

Halinka została dziś rano w hotelu w Saint Malo by zobaczyć to przepiękne, historyczne bretońskie miasteczko zbudowane z granitowych bloków, słynne zwłaszcza od francuskich korsarzy, a ja dziś rano…

…. przypłynąłem na wyspę Jersey, której pierwszym mieszkańcem był mnich Hellier zamordowany w 555 roku przez piratów. Przypłynąłem promem na wyspę należącą do archipelagu kilkunastu wysp, zwanych Wyspami Kanałowymi, bo leżącym w Kanale La Manche (20 km od Normandii i 60 km od Bretanii) lub Normandzkimi, bo to Normanom zepchniętym przez Anglików około 1000 roku pozwolono zachować tę wyspę, która dzięki handlu pomiędzy Francją i Anglią stała się słynna jako raj podatkowy i strefa wolnocłowa...

    Resztę poznałaś już na początku tego listu… I tak właśnie urodziłem "swoje", męskie dziecko… Posadziłem „swoje” drzewo. Wybudowałem „swój” dom. Choć to jeszcze na pół gwizdka i z dużą ostrożnością to jestem właścicielem własnej firmy…

A ponieważ utrzymanie takiej firmy nie jest bez kosztowne, tedy módl się by choć jeden z tych potencjalnych kontraktów skończył się na moją korzyść i bym dzięki temu częściej bywał w Polsce i u Ciebie.

 W domu i ogrodzie jest pięknie. Róże kwitną jak zwariowane. Dobrze im tu pod ścianą lasu, w gliniastej glebie i na południowej, słonecznej wystawie.                                                                        

I to tyle kochana Mamo, ściskam Cię mocno, pozdrawiam i całuję,

 

Marek

 

 

 

 

 

 

Komentarze