AFRYKA - Benin, Togo - List Nr. 42

 

                                                                                          Cotonou 10.05.87



Kochana Mamo,

            A więc po dwóch tygodniach spędzonych na szukaniu informacji o Beninie i rozkoszy bycia na łonie Rodziny, od kilku dobrych już dni jestem w Cotonou, w stolicy Baninu.

            Benin to dawny Dahomey zamieszkany przez lud o tej samej nazwie. Nazwę zmienił kilka lat temu prosocjalistyczny rząd. Biali dotarli tu już w 1505 roku. Byli to podróżujący do Indii Portugalczycy. Szybko Cotonou stało się głównym ośrodkiem handlu niewolnikami w Zatoce Gwinejskiej.

            Miasto Cotonou jest inne od N’Djamena. Podobieństwem jest brud, dziadostwo i bałagan. Brak tu jednak białych burnusów muzułmanów. Są tu prawdopodobnie „nowi” chrześcijanie, ale o tym napiszę na pewno nieco później. Samo miasto jest dużo większe od N’Djamena a ludność o bardziej ”murzyńskich twarzach” i bogatsza. Byłem już na targu : kobiety są tłustawe a towarów jest znacznie więcej niż w N’Djamena. Oczywiście jest masa egzotycznych owoców, ale też wiele ryb, których nie było w Czadzie. Jest też o wiele więcej samochodów i motorowerów nie mówiąc o „stacjach benzynowych” a la Africa. To nic innego jak z desek zbite stragany, na których wystawione są, napełnione benzyną, najróżniejszej wielkości butelki, od małej, 0,5 litrowej, do10-cio litrowych dymionów, identyczne do tych, w których Ty robisz wino z jabłek. 

 


                                                 Stacja benzynowa

            W Cotonou (i podejrzewam w całym Beninie) też wszyscy chodzą w „japonkach”. W mieście jest o wiele więcej murowanych i bielonych domów. Są to przeważnie ogrodzone wysokim murem, zamknięte i pilnowane przed „gardien” (stróżów) wille. Jest wielu Białych. Najlepszy hotel to 5***** sieci Sheraton. Szczytem w N’Djamenie była 3*** La Tchadienne. Ja mieszkam na razie w hotelu Croix du Sud (3***) czyli „Krzyż Południa” a do pracy jeżdżę do tutejszego biura Burgeap, gdzie króluje czarny ja smoła sekretarz/asystent i gdzie są trzy wynajęte pokoje. Tym razem, mój samochód służbowy, to Renault 9 co przeraziło mnie na początku, bo to zwykły samochód 4-ro osobowy, ale też okazuje się, że tu nie ma piachu, pyłu fesz-fesz a są asfaltowe drogi pomiędzy dużymi miastami. Mam dostać kierowcę, boy’a/kucharza a w mieście LOKOSSA, wokół którego będę robił pierwszą część mojego projektu, będę miał dom i ogrodnika/stróża.

 

 
    Choć nie jest "terenowy" to daje sobie doskonale radę
            

            Mój obecny projekt to 300 studni, ale moje zadanie będzie ograniczone TYLKO do hydrogeologii. Firma wiertnicza, z którą będę pracował, to francuska firma COFOR, której szefem jest tu Francuz, niejaki Monsieur Lascala. Dużo ode mnie starszy (ok. 50 lat) ale nie tak skory do przyjaźni jak „mój” Louis. Gdybym na niego natknął się w Czadzie a nie na Louis’a i Serge’a to prawdopodobnie miał bym o wiele trudniej. Burgeap zatrudnił w moim projekcie niezależnego socjologa do animation… Skoro tak dobrze szło w Czadzie to trzeba kontynuować i tu. Poznam go dopiero w Lokossa to wymienimy doświadczenia choć ja to samozwańczy rzemieślnik a on profesjonalista....

 


 
                         Tu już nie wszędobylski piach ale czerwona ziemia alterytowa

            W skrócie, moja praca, zapowiada się tu bardziej relaksowo, ale i dużo mniej ambitnie. Brak takiego jak w Czadzie kontaktu z ludźmi, lepsza infrastruktura, hotele w całym kraju, asfaltowe drogi i 3 osoby do obsługi mojej skromnej osoby…

            Mój szef Emanuel, to chłopak (Francuz) o kilka lat starszy ode mnie, przebywający tu z żoną i z dziećmi od 4-ch lat. Kocha Afrykę, żyje w luksusie, ale dzieci idą do liceum i musi wracać do Francji (choć bardzo tego nie chce). Zna go tu większość Białasów. Trochę źle się czułem pośród wielu Francuzów, kiedy zaprosił mnie na imprezę w swym dużym domu z basenem… Jeszczem, prawdę mówiąc, ćwok na tak wysokie progi.

            Obiecano mi, że mam go zastąpić jak wróci do Francji pod koniec tego roku. Było by to stanowisko Szefa Misji (inaczej Szef Agencji lub Dyrektor Agencji, czyli po prostu przedstawiciel firmy na część francuskojęzycznej Afryki Zachodniej - Benin, Togo, Wybrzeże Kości Słoniowej) do wszystkich projektów prowadzonych przez Burgeap. Zmieniłoby to przede wszystkim moją pensję, moje koszty reprezentacyjne i moją willę + dwa samochody służbowe i oczywiście pełna służba. Niby obiecane, ale jeszcze nie pewne, bo nie podpisane.

 

                              

Nie ma tu też trzcinowych chat... wszytko jest z czerwonej gliny, czasem niedbale pobielonej


 

I to na razie tyle. Zaczynam się trochę nudzić i brak mi ambitnych wyzwań a to nie jest dla mnie dobra wróżba jak wiesz…


Całuję i ściskam,

                                                                                                                      Marek

Komentarze