AFRYKA - Wybrzeże Kości Słoniowej - List Nr. 53

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                     Abidjan,   29.10.1988

 

Kochana Mamo,

 

            Widocznie dane mi jest w życiu jeździć, poznawać, przeżywać i pisać. Nie chciałem wrócić do Afryki (chyba, że czasowo) chciałem zostać we Francji z Halinką i dziećmi. Chciałem decydować i organizować. Los za wszelką cenę pcha mnie w kierunku podroży, przeżyć i …rozłąki. Wolałbym by te podróże były z nimi, z moimi Ptaszynami, które znowu zostały tak daleko. Płacę wysoką cenę rozłąki, ale przynajmniej wiem za co płacę. Dziś znów przeżywam coś głęboko, dziś znowu kojarzę fakty, podróżuję po moim kondensatorze świadomości, zastanawiam się i oglądam. Dziś znowu jestem gdzie indziej niż byłem jeszcze wczoraj.

            Jeszcze wczoraj byłem w Burkina Faso (Górna Wolta) a dziś już pierwsze pół dnia spędziłem w Abidjan – stolicy Wybrzeża Kości Słoniowej. Zaledwie „pół dnia” a już natłok myśli przygnał mnie do domu by znowu przelać je na papier, by napisać Ci o moich nowych spostrzeżeniach i obserwacjach.

            Z miasta Ouagadougou – stolicy Burkina Faso, posłałem list do Jagi, w którym napisałem o moich nowościach. Wiesz więc, że pracuję jako Niezależny Konsultant (Consultant Independent) dla niemieckiego biura projektów GAUFF INGENIEUR. Jeżeli udaje mi się jakoś wznosić do góry (choć nie tak jak bym chciał bo bardziej chciałbym organizować a nie być uczonym, specjalistą, fachowcem, konsultantem, itp.. ba !!! owszem fachowcem, ale od organizowania, bo te umiejętności wciąż drzemią we mnie nie odkryte) to jak sama przyznałaś dzięki temu, że nie zostawiam, nie przepuszczam, ŻADNEJ okazji. Nie znam zwrotów „nie da się”, „nie warto”, „nie opłaca się”, „nie potrzeba”. Wszyscy mi odradzali bym jechał do Frankfurtu. Ty też. A gdy byliśmy już trochę zmęczeni jazdą a ja wciąż nie mogłem dodzwonić się do Gauff’a z trasy by potwierdzić mój przyjazd, Halinka też zaczynała wątpić i odradzała. A przecież brakowało nam tylko 200 km, tzn. tylko 2 godziny drogi. Uparłem się i pojechaliśmy.

            Teraz wiem, że była to najsłuszniejsza decyzja. Ani Burgeap, ani sklep, ani handlowiec. Módl się abym nie zawiódł i siebie i tych, którzy mi zaufali, bo jestem tu zupełnie sam. Gauff Ingenieur to biuro, które zajmuje się wieloma projektami, ale w hydrogeologię dopiero wchodzi. Jestem więc dla nich prawdziwym ekspertem na całą Afrykę Zachodnią. Choć mam cholerne luki w wiedzy jeszcze przecież z czasów komuny to mam szansę by je uzupełnić. Znowu nie może się "nie dać”. Szukam więc książek, raportów i piszę listy do kolegów w Burgeap by przysłali mi literaturę fachową. 

                   Żałuję, że nie ma tu mojego przyjaciela (też od zabawy) Andrzeja ksywa Szeryf. To był najbardziej łebski i zdolny facet na roku. Choć doskonale uzupełniał nasz rozrywkowy duet z Karolem (świetnie grał solówki na gitarze) to jednak łapał wiedzę jak koński łeb wiatr w nozdrza. Zawsze dziwiłem się jak polska nauka nie chciała zatrzymać go za wszelką cenę dla siebie. Dlaczego nie zaproponowała mu pozostania na uczelni a zadowalała się tymi, którzy w pocie czoła i ciężkim wkuwaniem, bynajmniej nie zdolnościami, wyrąbywali dla siebie „prestiżowe”, uczelniane, stanowiska. On na pewno by się tutaj wykazał.

Ale wróćmy do Gauff’a i Burgeap.

            Główne biuro na Afrykę Zachodnią znajduje się tu, w Abidjan. Zaraz po przylocie czekało na mnie eleganckie, dwupokojowe mieszkanie z dużym balkonem urządzone od stóp do głów. Mój obszar działania to cała Afryka Zachodnia. Na razie nie mam przydzielonego żadnego projektu jak to było w Burgeap. Najpierw byłem 10 dni w Burkina Faso. Przygotowałem tam mały projekt wykonania 18 studni i zrobiłem analizę wykonalności dla dwóch innych projektów. Dziś jestem na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Mam tu być 4 tygodnie a w międzyczasie polecę do Bamako – stolicy Mali. Jest też prawdopodobne, że dostanę „swój” projekt właśnie w Burkina Faso, ale to byłoby dopiero na kolejny rok. Na razie składamy dużo ofert i zobaczymy co z nich wyjdzie.

            Wróćmy jednak do dnia 18.10.1988, czyli dnia, w którym moja noga ponownie dotknęła afrykańskiego lądu. OUAGADOUGOU (czytaj Łagadugu), stolica Burkiny Faso (dawnej Górnej Wolty) przywitała mnie tumanami kurzu. To „harmatan”, wiatr z północy, który w tym właśnie okresie zaczyna nadmuchiwać najmniejszą frakcję piasku z Sahary. Cały prawie obszar Burkiny Faso to czerwonawa ziemia laterytowa, stąd w całym mieście rudawy kurz. Samo miasto jest bardzo brzydkie. Żadnej osobowości, żadnej specyficznej architektury, choćby częściowo tak jak w N’Djamena. Nieskładnie porozrzucane bloki/klocki urzędów przyczerwienione tym cholernym kurzem, brudne na afrykańską modłę domki z gliny (pot-pot) i niedbale porozrzucane wille Białych otoczone wysokimi, pobazgranymi murami, oto całe miasto…Kurz, kurz, kurz…i brud. Mieszkałem w najładniejszym hotelu w mieście (i w całym państwie) z restauracją, basenem i kortami tenisowymi (swoista oaza), z którego dojeżdżałem tylko do biura. Tam i z powrotem. Uwierz, że nie było przyjemnością przechadzać się po tym okropnym mieście, gdzie i ludzie jakby byli mniej pozytywnie nastawieni do Białych. Bardzo złe wrażenie.

 


                                                Sposób załadunku...


                                    ...i transport w Burkina Faso

 

            I nagle świat zwariował. Wczoraj przefrunąłem 1000 kilometrów dalej na Południe. Ten sam kontynent, ta sama organizacja państwowa i ten sam poziom życia jak w innych afrykańskich krajach pozostawiony przez Francuzów 30 lat temu. Czad, Benin, Togo, Burkina Faso i Wybrzeże Kości Słoniowej. Wszyscy startowali z tego samego poziomu.

            Pojechałem dziś na pierwszą przechadzkę po Abidjan. Nie wierzyłem : wieżowce, hotele, przystrzyżona zieleń, CHODNIKI (!!!!), kanalizacja podziemna a nie rynsztoki wzdłuż ulic i… piękne Afrykanki. Piękne, czarne kobiety, bo nareszcie zadbane. Nie ma brzydkich kobiet. Są tylko zadbane i niechlujne. Te biedne, „brzydkie” z  Czadu, Beninu i Burkina Faso mają około 3 litry, często brudnej wody na dobę i tyle pieniędzy, aby przeżyć. Te w Abidjan, umieją podkreślić swą czarną piękność białymi drobiazgami z kości słoniowej, białymi bluzeczkami, dżinsami i zwykłymi białymi tenisówkami. Te, ubrane są po europejsku. Te, mają fryzury. Te spotyka się w spódniczkach „mini” i z rakietą do tenisa pod pachą. Te, przechadzają się po najlepszym hotelu w Abidjan – „Ivoire”. Swobodne, na luzie, „decontractee”. Zadziwiają mnie szerokie ulice, bezkolizyjne skrzyżowania i dwupasmowe rozwiązania, przy których ”Trasa Łazienkowska”, chluba Warszawy, to właśnie taka „squaw” prosto z buszu.

            Skojarzenia walą mi się na głowę. Jestem w połowie drugiego tomu „Polska Jagiellonów” Pawła Jasienicy. Oczy otwierają mi się ze zdziwienia i rozpaczy na Jagiełłę, który celowo nie wykorzystał zwycięstwa pod Grunwaldem by umocnić pozycję „swojej” Litwy, zaprzepaszczając tym samym ogromną szansę na usunięcie na zawsze Krzyżaków z Polski i zabezpieczenie granic na zachodzie. Skutki tego kroku wlokły się za Polską przez stulecia. Podziwiam Śmigłego, Chrobrego i Kazimierza Wielkiego.

            I znowu wracam na afrykański grunt, bo nieprawdopodobnym jest jak wiele zależy od GOSPODARZA, od władcy, od odpowiedzialności, uczciwości i prawości. Czad – prezydent Hissen Habre. Benin – prezydent Kerrekou. Burkina Faso – prezydent Sankara a teraz jego kumpel Comparoe. Dochodzę do Wybrzeża Kości Słoniowej – prezydent Houepouet-Boigny…. WSZYSCY dostali od De Gaulle’a to samo : zorganizowane państwo ze szkołami, administracją, sądownictwem, armią i systemem politycznym… Upłynęło 30 lat. Jedni przez prywatę, nieuczciwość, własne interesy, zamachy stanu, wojny wewnętrzne i chwiejną politykę, która rodziła politycznie upośledzone kadłubki czyli systemy „socjalizmu afrykańskiego” (czytaj pomieszanie komunistycznego szatana wspieranego przez Moskwę z islamem, fetyszyzmem, animizmem, chrześcijaństwem i Bóg wie czym jeszcze) sprowadzili swoje kraje na skraj nędzy, głodu, brudu i oczekiwania na pomoc od Białego „Patrona”…. Drudzy, wierni normalnemu systemowi gospodarki rynkowej, silni charakterem, nie dający się bajerować ani przekupywać, doszli do poziomu Europy Zachodniej, dumni i z podniesioną głową. Trzeba zobaczyć tutaj te umyte samochody, tych Czarnych Panów Kierowców w swoich pomarańczowych, jednakowych taksówkach, żeby zrozumieć Afrykę.

            Włócząc się tak tymi normalnymi ulicami pomiędzy wieżowcami banków, urzędów, kin, biur i mieszkań, doszedłem do katedry. I znów stanąłem jak zauroczony. Wspaniała konstrukcja, nowoczesna i imponująca architektura. Wewnątrz, urządzona amfiteatralnie. Cisza, chłód i spokój. Zadumałem się… Moje tarnobrzeskie kościółki pozostały daleko. Były rożne : małe, średnie, stare, tajemnicze jak w Klimontowie, nowe i „odtapetowane” w okropny sposób. One mówiły inaczej. W nich szukałem śladów historii i zadumy. Katedra w Abidjan to krzyk młodego chrześcijaństwa, które tu, jak się wydaje, najbardziej się zakorzeniło. To również krzyk nowoczesnej architektury, to dopracowany każdy szczegół, każdy witraż, każdy stopień.

            Na olbrzymim placu katedralnym, na honorowym miejscu, dwumetrowy pomnik, odlanego z brązu jednego z najwybitniejszych, którym i my możemy się pochwalić : Jan Paweł II, czyli nasz wadowicki Karol Wojtyła. Autor – rzeźbiarz, chcąc za wszelką cenę oddać dobro jego twarzy i uśmiechnięte oczy przy zamkniętych ustach, znacznie go odmłodził. Ale może właśnie ta chęć oddania czegoś niezmiernie trudnego jest piękniejsza i wymowniejsza niż fotograficzne odlanie samej sylwetki.

            Dochodzi 19h00. Dziś wybieram się na występ chóru do Centrum Kultury Francuskiej. Jutro, jako że to niedziela, lecę na mszę św. do Katedry.

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------

 

            Jest już niedziela, po mszy. Moje zaskoczenie i podziw nie mają granic. Msza w tym mieście (a może wszędzie w tym państwie) to rytm i wesołość podobna do tej w Czadzie, ale ubrana w szatę Cywilizacji Zachodu. Była telewizja. Czarni obsługiwali kamery, Czarni śpiewali, Czarna była cała orkiestra. Czarny był też dyrygent. Gdyby to był sen to byłbym pewny, że to Ameryka….

            I to tyle tych opowieści. Zejdźmy na ziemię. Tu, w Abidjan jest ambasada Polska. Pójdę tam i dowiem się jak załatwić dla Ciebie wizy. MUSISZ tu przyjechać i wszystko to zobaczyć. Obym tylko pozostał tu na dłużej.

            Podziękuj też wszystkim za życzenia dla mnie i za pozdrowienia. Pozdrów ode mnie Twoje koleżanki a zwłaszcza uściskaj mocno Wuja Kazienkę. Daj mi jego adres bym mógł do niego napisać. Przekaż mu też, że Jego Maroczok, dziwnym zrządzeniem losu i bynajmniej nie talentem ani ochotą… na eksperta (sic !!) wyrósł.

 

Do zobaczenia na pewno w sierpniu…

Ściskam Cię mocno

                                                                                                                                    Marek

 

  

  

Komentarze