AFRYKA - Małolaty i "Wenecja Afryki" - List Nr. 46

                                                                                                                                                                                                                             Lokossa 01.12.1987

Kochana Mamo,

            Poznałem już mojego kolegę od animacji. Francuz – socjolog – Jacques. Sympatyczny choć straszny lewicowiec. Może dlatego nie ma ze mną żadnej bariery, bo „kocha wszystkich ludzi” i Czarnych i zza Żelaznej Kurtyny. Mieszka kilkanaście kilometrów ode mnie też w wynajętej willi.

            Kawaler, a więc szybko poradził sobie z samotnością. Zresztą, akurat to, jest tutaj bardzo proste. Podjeżdża się pod liceum, zatrzymuje samochód przed bramą, otwiera okno i oparty na łokciu… czeka się na końcowy, szkolny dzwonek… by przed bramę wylała się gromada młodzieży. Każda z małolat (lub też po dwie) podchodzi do samochodu z dwuznacznym uśmiechem i bez jakiejkolwiek żenady na oczach jej roześmianych kolegów i nauczycieli. Normalka…. Samo życie. Tej, która Ci się spodoba proponujesz podwiezienie do domu… ”Swojego domu”, co nie ma już znaczenia bo obie strony doskonale wiedzą o co chodzi. Tak też mój Jacques, od drugiego dnia swojego tu pobytu, pomieszkuje z małoletnią (cokolwiek by to oznaczało, bo czyż to nie natura sama wyznacza biologiczne granice) licealistką, która ku radości rodziców ma Białego „chłopaka” (a to jest już awans społeczny), nadal uczęszcza do szkoły i ma małe kieszonkowe.

                                   Jaka jest granica opierania się biologii ?

            I tak to „mój” Jacques zaproponował mi wyjazd weekendowy do Ganvie, miejscowości zwanej często Wenecją Afryki, bo zbudowanej na wodzie, na palach. Jacques, podobnie jak ja, zainteresowany jest uczestnictwem w projekcie zaopatrzenia w wodę lokalnej ludności w kolejnym projekcie Burgeap.

            Byłem jeden dzień w prawdziwej Wenecji, w 1979 roku….. Podobieństwo jest tylko takie, że ci i tamci zbudowali miasto na lagunie i żyją blisko wody. TO WSZYSTKO. Tu jest kompletna egzotyka. Tu, domy zbudowane są z desek, z trzciny, z liści i łodyg palmowych, z kawałków blach, stojąc na rachitycznych, krzywych palach/palikach wystruganych z krzywych pni drzew. Masz wrażenie, że całe te domy i ich konstrukcje zwalą się do wody przy pierwszym podmuchu wiatru.

 

                                                        Targ miejski
 

                                                  Ganvie - Wenecja Afryki

     Wszystko „unosi się” około 1 metr nad wodą. Do każdego domu prowadzi drewniana drabinka a przy niej przywiązana jedna, czasem dwie lub nawet trzy pirogi, niczym osiodłane konie przed kowbojskim saloonem… To jedyny tu środek lokomocji.

            Są też budynki wspólnego użytku, a więc rachityczne szkoły i kilka kościołów różnych oczywiście wyznań. Dzieci umieją bardziej pływać niż chodzić. Widząc Białasa, rzucają się na wodę i płyną prosząc o jakikolwiek cadeau (prezent). Podobno w jednym miejscu utworzono sztuczną wyspę by dzieci uczyły się chodzić.

            Najlepszy jednak jest targ. To kilkanaście długich piróg wypakowanych stertami kolorowych owoców, tykwami z wodą, drewnem do palenia, chustami, płótnami i wszystkim co potrzebne jest do życia. W każdej pirodze siedzi grubawa handlarka przykryta plecionym, beżowym kapeluszem o rondzie średnicy około 1,5 metra by schronić się przed palącym słońcem (kupiłem jeden na pamiątkę tylko nie wiem jak wejdzie w luk samolotowy). Z daleka wygląda to jak kolorowe długopisy, każdy jakby przykryty beżowym krążkiem. 

 

 

            Okazuje się, że pirogi z tykwami przywożą słodką wodę z odległości około 15-tu kilometrów stąd nie dziwota, że konieczne są tu studnie umieszczone na platformach. Zwłaszcza w okresie suszy, kiedy woda słona mocniej wdziera się w lagunę, bo brak opadów limituje dopływ słodkiej wody. W okresie pory deszczowej, woda słodka wypycha wodę słoną i jako lżejsza pojawia się na jej powierzchni a wtedy rozkwitają tu w wielkich ilościach białe nenufary (przynajmniej taką nazwę pamiętam z Polski).

            W sumie, było to fantastyczne i niesamowite przeżycie i kolejna lekcja pokory…. A my tak narzekamy na nasze życie i nawet na komunę. Zapraszam wszystkie rozkapryszone europejskie dzieci na wakacje do Wenecji Afryki… Niech poznają tutejsze życie, tutejsze szkoły, zabawki i Czarnego Koleżkę z polskiego wierszyka.

            W pracy nie czuję się jak ryba w wodzie. Oprócz poszukiwania wody jestem kontrolerem wierceń, czytaj, nie mającym wpływu na organizację. Atmosfera tego projektu jest nie najlepsza. To nie to samo co Czad z Louisem... Czytam więc dużo książek. Aktualnie czytam „La memoire d’Abraham” czyli „Pamiętniki Abrahama” Marka Haltera. Historia Żydów. Bardzo ciekawa i aż trudno uwierzyć jak mocno związana jest ze sobą ta rasa i jakież pasmo prześladowań przewinęło się nad nimi w całej historii naszej cywilizacji. Dlaczego ??

            Już wkrótce przyjeżdżają moi najbliżsi. Robimy z Gilbertem porządki i przygotowujemy moje biuro na pokój dla chłopaków. Znaleźliśmy w nim dwa małe węże. Podobno jadowite. Nie wiemy jak tu weszły. Kazałem stróżowi wypalić trawę wokół domu na szerokość dwóch metrów i spać pod drzwiami. Śpi więc biedak na dywaniku tuż przed drzwiami wejściowymi a okna (framugi) kazałem zakleić taśmą klejącą by nic nie przecisnęło się jak oni przyjadą,

            Wigilię spędzimy sami, mam nadzieję po polsku choć to Gilbert będzie szefem kuchni i prawdopodobnie będzie to z mocnym francuskim akcentem. Ale na pewno przy świecach i choince z palmy udekorowanej bombkami, anielskimi włosami i kolorowymi łańcuchami. Kolędy Ireny Santor przywiozłem ze sobą już we wrześniu.   Będzie biały obrus, opłatek, puste nakrycie dla przygodnego gościa i wspomnienie zimy, która na pewno już do Was dotarła. Mój ogród jest coraz ładniejszy. Bananowce podrosły już do około 2 metrów (sadziłem je jak miały 30 cm) a ananasy dochodzą do metra.

            Halinka pisze, że dzieci są bardzo zdolne i mają same dobre oceny. Kuba jest najlepszy z historii, geografii i dyktand, ale gorzej z matematyką. Bartek jakby lepiej czuł się z przedmiotami ścisłymi. Jak przyjadą to Papa ich sprawdzi z wiedzy o świecie.

            I to tyle Kochana Mamo, mam nadzieję, że list ten dotrze do Ciebie przed świętami Bożego Narodzenia. Z tej okazji życzę Tobie i Mączkom zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt. Trzymajcie się ciepło w te zimowe, piękne i rodzinne święta,


Całuje mocno

 Marek

Komentarze