EMIGRACJA - Poziom "0" - List Nr. 10

 

                                                                                      Paryż 16.12.1984

 

Kochana Mamo,

 

Dziękujemy Ci bardzo za list. Dziś znowu dużo zmian. Dziś pokonane kolejne zakręty. Dziś widzę już następne, już znowu coś pcha mnie dalej... ale o tym za chwilę. Przede wszystkim Twój list.

 

Zmartwiłem się pewnym pesymizmem zwłaszcza we fragmencie o „zaglądającej starości”. O czym ty Mamo piszesz ? Po pierwsze to jeszcze bardzo odległy moment a po drugie nawet jeżeli starość nadejdzie to nie może być smutna.

 Ten tzw. „trzeci wiek” jest chyba podsumowaniem pracy całego życia. To chyba jest cel – spokojna starość w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku człowieczego. Kiedyś w ostrej dyskusji z Karolem, którego ochrzaniałem za jego płytkie życie, zapytany o cel mojego życia odpowiedziałem, że chyba właśnie trzeci wiek spędzany w świadomości godnego przeżycia, spełnienia obowiązku człowieczego, poczucia spokoju. Życie to biologia, która pcha nas do rozwoju. I tak, poczucie szczęścia to spełnienie zawodowe (bo ludzkość musi się rozwijać - a więc ambicje, bez których nic by nie było i spełnienie rodzinne, bo musi być prokreacja). Taki spokój i zadowolenie odczuwa się po każdej dobrze zrobionej pracy. Czy nie czułaś się dumna i zadowolona, gdy sama pomalowałaś mieszkanie ?

 Już widzę Cię siedzącą z papierosem i zadowoloną jak zawsze po dobrej pracy w ogrodzie, po udanych zbiorach, nowo wyszytej serwetce czy obrusie... Czy życie nie jest kawałkiem pracy, która by przynieść zadowolenie musi być zrobiona RZETELNIE I DOBRZE ?

 

Nie tracić czasu, niech życie nie przecieka pomiędzy palcami, niech nawet bawiąc się, budujemy coś, własną duszę, wnętrze, światopogląd, itp... Jak wiesz jestem trochę zarozumiały i dlatego śmiem Ci powiedzieć, że choć to nieprzyzwoicie zabrzmi, to ja jestem szczęśliwy. Do dziś dnia przeżyłem jakoś to życie ciągle idąc do przodu. Nie zaniedbałem chyba nic czego mogłoby brakować dzieciom czy rodzinie. Bez względu na wykonywane zawody (a miałem ich już kilkanaście), nawet jako nocny stróż cieszę się, że buduję ŻYCIE.

Kiedy Karol spytał mnie gdy pracowałem 16 godzin dziennie (w nocy w hotelu a w dzień remontując mieszkanie), co będę robił gdy skończę ten remont za cenę takiego wysiłku i nagła, jakaś przymusowa eksmisja wyrzuci nas na bruk, to moja odpowiedź była bardzo prosta : rozpocznę na nowo, nowe życie, nowe budowanie... choćby kolejnym wyzwaniem była jaskinia do urządzenia. Byle budować, byle tworzyć życie.

Czy w świetle tego rozumowania możesz Ty Mamo mówić o smutnej starości? Ty, która przepracowała tak rzetelnie całe życie? Ty, która stworzyłaś tyle rzeczy, które widzisz wokoło? Ty, która nie przekidałaś i nie przespałaś ani godziny? Ty, której również osiągnięciem są Twoje dzieci ? Sam nie wiem jak to z Tatą zrobiliście. Niby całe życie harowaliście, ale jednak mieliście czas na nasze wychowanie. To znowu zarozumiałe, ale ja naprawdę czuję się dobrze wychowany. Uśmiechnij się tedy do Twego zarozumialca, bo może właśnie ta zarozumiałość jest napędem i motorem jego zadowolenia i działania...

 

....przepraszam, przerwałem bo klienci hotelowi przerwali tok moich myśli ...

 

A więc...dalej. Gratuluję takiej córki jak Jaga. Pisała mi, że wyszło jej stypendium w Łodzi. Jak dobrze, że ma taki wolny zawód. Wolny i jak sądzę intratny. Piszesz o bystrej, dwuletniej Ewie. Też gratulacje dla Rodziców.  

                   

                                   W „mojej” recepcji cała wspaniała rodzina

      Dziękuję Ci bardzo za zapalenie świeczek od nas na grobie Taty. Często myślę o Nim gdy coś mi się udaje i myślę, że byłby dumny ze mnie. A ja, tak bardzo chciałbym pokazać Mu cały ten Zachód, do którego wszyscy tęskniliście i wszystko „moje” do czego sam dochodzę. Często staje mi przed oczyma, gdy widzę sklepy wypełnione sprzętem wędkarskim. Ależ obkupiłbym Tatę w ten sprzęt. To wszytko co było Jego marzeniem teraz stałoby się rzeczywistością. Niestety los chciał inaczej. Dziś to już 10 lat. 10 lat, kiedy po raz pierwszy sami, bez Niego, siadaliśmy z płaczem do wigilii. 10 lat, kiedy zobaczyłem u Cioci Heli w Twojej torbie, jego czarne ubranie i zrozumiałem, że jest przygotowane do trumny. To był OLBRZYMI dla mnie szok. Takich chwil się nie zapomina. Może cierpienie musi istnieć by istniała radość ? Dziękuję raz jeszcze i pamiętaj ZAWSZE zapal od nas lampkę, gdy będziesz na Jego grobie.

 

I to wszystko co znalazłem w Twoim liście z moimi obszernymi komentarzami. Zrobiło się z tego dużo a obiecałem przecież opis naszego kota Filomena i cwanego Kubeuszka, plus ostatnie nowości w temacie praca.

A więc kot Filomen zwany jest Kulką dzięki swemu wyglądowi. Prawdę mówiąc nie byłem nim zachwycony, bo drżałem o parkiety i wykładziny, ale rzekłszy prawdę kocisko szybko nauczyło się robić do paczki. Chyba, że bawiący się z nim Bartolini ściśnie go z „miłości” za brzuch wtedy czasem popuszcza, ale Halinka szybo sprząta by nie dać mi żadnego argumentu przeciwko temu bydlęciu. A jest bydlęcie bardzo ładne. Czarny, o aksamitnej i błyszczącej sierści z białymi „dodatkami”. A więc oczywiście krawat, żabot tak jak nasza poczciwa Beta i krótkie skarpetki. Gryzie drań po rękach i nogach swymi ostrymi zębami i bawi się przekomicznie swoim ogonem i piłeczką nie mówiąc o ciągłych ucieczkach przed naszymi „miłującymi” go milusińskimi, którzy chcą go „tylko” pogłaskać. W zasadzie mam do tego, skądinąd ślicznego kociska, obojętny stosunek, ale przyznaję, że razem z nim zrobiła się jakaś taka bardziej rodzinna atmosfera. Dom stał się jakiś pełniejszy, prawdziwszy, poważny i taki „dorosły”. Cieszę się, że dźwigam za niego odpowiedzialność i jako ojciec i mąż. Chyba wszystko bym dla niego zrobił.

 

Teraz Kubolini. Z początku swej edukacji dostawał prawie same piątki potem już z czwórkami. Za każdą piątkę dostawał więc ode nie mały samochodzik. Wyobraź sobie jakież było nasze zdziwienie, gdy pewnego dnia zobaczyłem w jego zeszycie przed oceną „bien” (dobra) dopisane OŁÓWKIEM i krzywym pismem „TRES” (bardzo). Popatrz jaki bezczelny smarkacz ! Niestety, wywołał tym czynem tylko radość w mojej duszy : da sobie radę w życiu. I choć zająłem „odpowiednie” stanowisko to w mig przyszła mi do głowy moja młodość. Młodość, w której też chcąc coś dostać i mając coś obiecane w II-ej klasie szkoły podstawowej też Was okłamywałem. Do dziś dnia nie wiem, czy wiedzieliście o tym. Musieli wiedzieć wszyscy sąsiedzi, bo przecież chodziłem z ich dziećmi do jednej klasy. A może nie śmieli Wam mówić? Chodzi o tarczę „WZOROWY UCZEŃ’. Nosiłem ją zgodnie z prawem cały rok i w końcu za gorsze wyniki została mi odebrana. Ale ja byłem posiadaczem (nie wiem skąd) drugiego egzemplarza, który jak pamiętam wpinałem przed domem w okolicy torów kolejowych. Wchodziłem do domu z tarczą i wychodziłem nazajutrz z tarczą by ponownie ją odpiąć za torami idąc do szkoły. Przecież w szkole nie mogłem się w niej pokazać a w domu... nie mogłem pokazać się bez niej.... Gorzej było, gdy Tato odwoził nas do szkoły samochodem. Wtedy odpinanie przed szkołą odbywało się nerwowo z wypiekami na twarzy tuż po zatrzaśnięciu drzwi Octavii. Nie pamiętam jak to się skończyło. Faktem jest, że jak Halinka twierdzi, Kuba to podobno zdjęta z ojca skóra...

 

Tyle retrospekcji. Czas na rzeczywistość. A więc mogę powiedzieć, że dnia 15.12.1984, a więc po całym roku emigracyjnej biedy, doszliśmy do wymarzonego poziomu „0”. Zbiegło się to z ukończeniem prac w mieszkaniu i prawie, że rocznicą mojego pobytu na emigracji. Jest więc okazja do podsumowania. Mogę stwierdzić, że zamykamy ten pierwszy rok z oceną chyba dobrą. Nie jest ona bardzo dobra, bo należało kupić mieszkanie tak jak chciałem w marcu, bo było to realne i dziś pieniądze które dotychczas wpłaciliśmy jako czynsz byłyby nasze (ok. 20 000 F). Niestety wtedy podobno „nie wiedziałem jeszcze” w co się pcham, jak mówiła Halinka i mój teść. Mam inne zdanie, ale to teraz nie ma znaczenia, bo to co mamy jest bardzo pozytywne. Czyste, pachnące mieszkanie, parkiet wyczyszczony i polakierowany, pokoje umeblowane (skromnie, ale...), kuchnia biało-czerwona (półkowa nie szafkowa, bo taniej), wykładzina w przedpokoju, schody pomalowane, sypialnia niebiesko-kremowa, u dzieci gruba, jasno beżowa wykładzina i różowe tapety. Łazienka czysta z dużym lustrem... Dziś powiesiłem ostatnie firanki i otworzyłem szampana, bo to już naprawdę koniec tego „mieszkaniowego etapu”.

 

A co z pracą ? Po różnych zawiłych grach pomiędzy 3-ma hotelami wybrałem ten „mój” stary Hotel D’Albert w dziewiątej dzielnicy. Będę tu dostawał mniej pieniędzy, ale załatwiłem pracę dla Halinki na pół etatu (4 popołudnia) w recepcji. Właścicielka tego właśnie hotelu, w nagrodę za podobno doskonałą pracę, wyrobiła mi „papiery” i dała stałą umowę o pracę co pozwoli mi na otrzymanie w lutym ostatecznego pozwolenia na pobyt we Francji. Oficjalnie rozpocząłem przygodę z hotelarstwem i jeżeli nie znajdę nic w geologii w 1985 roku to pozostanę w tym zawodzie. Finansowo mamy stabilizację i jest nieźle jak na nocnego stróża. Veuiller de Nuit to dosłowne tłumaczenie a w praktyce oznacza nocnego recepcjonistę. Moje obowiązki są takie same jak recepcjonisty w dzień z tym, że na nocnej zmianie jestem sam.

Jestem panem, królem i gospodarzem hotelu. Wyjaśniam to dlatego, że jest to normalna choć ciężka, bo nocna praca i dlatego, że Jaga w ostatnim liście zapytała czy długo mam zamiar jeszcze być stróżem. Jestem więc nim dalej i wszystkim wokoło o tym piszę, bo naprawdę lepiej mi z tym niż z inżynierem geologiem w prowincjonalnej placówce naukowej czy urzędnikiem administracji państwowej szczebla wojewódzkiego. Jak mawiał Bonaparte : lepiej być sołtysem na wsi niż dyrektorem w jakimś departamencie, jakiegoś ministerstwa. Piszę to, tym bardziej, że nie mam zamiaru zostać nim (stróżem) całe życie. Trzeba jednak jakoś zacząć, trzeba być nisko by być wysoko. Najtrudniej było dojść do poziomu „0”. Nareszcie, po roku go osiągnąłem. Teraz powinno być już z górki choć zakręty, które stawiam przed sobą są jeszcze bardzo ostre...

 

I ostatnia sprawa. Jak już wspominałem wcześniej chcielibyśmy zaprosić Cię do nas w trakcie Twojego urlopu. Sugerowalibyśmy wrzesień, choć jeśli wolisz inny termin – napisz. Oczekujemy też na wizyty teściów, znajomej z Tarnobrzega i rodziców Karola. Nie mogę zapewnić Ci jeszcze objazdu całej Francji, ale na sam Paryż trzeba przeznaczyć co najmniej dwa tygodnie no i ...czeka nas okres buforowy, w którym trzeba się będzie ponownie poznać po tych wielu latach rozłąki. Czekamy więc na Twoją odpowiedź a z okazji świąt Bożego Narodzenia życzymy Tobie i Babci wszystkiego najlepszego, pogody ducha, zdrowia i jak mówi Polskie Radio... samych słonecznych dni.

 

Pozdrawiamy i całujemy

 

Halinka, Kuba, Bartek i Marek

 

 

 

Komentarze