EMIGRACJA - Mama w Paryżu - List Nr 21

 
                                                                           Rosny Sous Bois, 12.01.1986


Kochana nasza Mamo i Babciu,

Nareszcie znajduję chwilę czasu na napisanie do Ciebie paru słów. Wybacz, że tak długo nie pisałem, ale mam nadzieję, że zrozumiesz jak bardzo jestem zajęty.

8-go stycznia odleciała do USA siostra Halinki, Krystyna a 10-go stycznia odlecieli teściowie. Od dwóch więc dni jesteśmy nareszcie sami. Piszę „nareszcie” bynajmniej nie dlatego żebyśmy byli niezadowoleni z tych wizyt – wprost przeciwnie – ale jak obliczyłem, w całym 2005 roku byliśmy 2 miesiące sami… Kuba mieszkał w swoim pokoju (służącym jako „gościnny”) jedynie dwa miesiące. Przez 10 miesięcy gościliśmy ciągle kogoś ze znajomych lub z rodziny.

Pobyt Teściów i Krystyny wypadł wspaniale. Wszyscy byli zadowoleni. Pokazałem im cały Paryż jednocześnie doczytując wiele informacji o jego kulturze i przede wszystkim historii. Krysia bowiem to dociekliwy "klient", który zasypywał mnie pytaniami uważając mnie za eksperta w historii Francji i Paryża. Przyznam więc szczerze, że często po pracy wyciągałem z szuflady przewodniki po Paryżu by z jednej strony dobrze się przygotować, a z drugiej zaskoczyć wiedzą moją sympatyczną skądinąd szwagierkę. Dostałem też od niej w rewanżu wspaniały prezent : księgę „Napoleon Bonaparte”. Oprawiona jest w skórę i ma wielkość dużego albumu. Przyznam, że było to moje marzenie, odkąd pierwszy raz zobaczyłem ją w księgarniach, ale cena 400 Franków ciągle mnie odstraszała.

Krysia zakochała się w chłopakach i nie mogła napatrzeć na Paryż. Podobno w porównaniu ze Stanami żyjemy jak w staroszlacheckiej Polsce : cicho, spokojnie, bez syren policyjnych, szalonego tempa i odczłowieczenia. Nie wiem jak tam jest, ale wiem, że na pewno tam kiedyś pojadę i zobaczę.

Dziś, jak wspomniałem jesteśmy już sami. Sprzątamy, układamy wszystko na swoich miejscach. Kuba wraca na swoje włości, jest nowa szafa i nowe moje biurko w sypialni przygotowane do pracy „po pracy”. A tej pracy mam mnóstwo. Znowu zaczynam pisać listy spontaniczne szukając lepszej pracy. Teraz wysyłana ilość listów znacznie się zmniejszyła. Ograniczyłem poszukiwania tylko do firm szukających ropę i gaz starając się o stanowisko inżyniera wiertnika a nie geologa. Technika wierceń do 5 a nawet 10 000 m na lądzie i z platform wiertniczych jest o wiele ciekawsza niż „opisywanie skał”, nadzorowanie wierceń i ciągłe stanie „obok” procesów decyzyjnych. Ta geologia to całkiem nie na moje ambicje (podobno chore) i wciąż nie wiem po co ja ją studiowałem. Piszę więc nowe życiorysy i nowe listy. Nasz Etienek ma fuchę, bo ciągle mi je poprawia, ale jak twierdzi dzięki nim zrobiłem bardzo duże postępy w nauce języka francuskiego.

Poza tym dalej męczy mnie mały hotelik i dlatego pozostałe resztki wolnego czasu pochłania mi myślenie, kombinowanie i robienie planów na przyszłe, ewentualne, „moje co nieco”. Coś w rodzaju zabawy w przedsiębiorczość. W moim przedsięwzięciu jest też miejsce dla Ciebie Kochana Mamo, ale na informacje o co chodzi przyjdzie jeszcze czas.

Na koniec posyłam kilka zdjęć z Twojego pobytu w Paryżu opatrzonych wspomnieniowymi komentarzami.



                                 "Piękna" Ty w Ogrodach Tuileries                             

        Najpierw był płacz, kiedy wyszłaś z naszego supermarketu Carrefour. Płacz osoby zagubionej, zawstydzonej i upokorzonej polskim, socjalistycznym dziadostwem. Wiem... nie zasługujemy na to jako naród wszak niczym nie różnimy się od Francuzów, Niemców czy Brytyjczyków. Tylko jakaś cholerna klątwa Pana Boga umiejscowiła nas w tym a nie innym miejscu geograficznym pomiędzy dwoma mocarstwami. Jak nie Niemcy to Rosja jak nie Rosja to Niemcy... I tak dziś, kiedy w polskim kwitnącym socjalizmie, na sklepowych półkach leży ocet, musztarda i jakieś stare konserwy, a tu, na upadłym kapitalistycznym Zachodzie, dostajesz zawrotu głowy od ilości i jakości towarów, to faktycznie pierwsze zetknięcie z rzeczywistością może być szokiem powodującym zawstydzający płacz...

Nie martw się jednak... Ja jestem już częścią tej kapitalistycznej zgnilizny, która jak się okazuje jest całkiem czystym, strawnym i apetycznym jabłkiem.

 

                                  Ogrody Luksemburskie - siedziba Senatu Francji     

            A potem przeszliśmy około 70 kilometrów w ciągu 10 dni, bo tylko piechotą mogłaś poznać Paryż i jego urok. Tylko idąc pieszo mogliśmy spotkać paryskie uliczne spektakle, zobaczyć Pont Neuf zawinięty w płótno przez bułgarskiego artystę Christo, zwiedzić sieć 2000 km podziemnych kanałów odprowadzających ścieki 50 km na zachód od Paryża do nowoczesnej oczyszczalni i zobaczyć tak mało znane katakumby Paryża, gdzie złożono ludzkie kości zebrane z wielu małych, likwidowanych cmentarzy rozrastającego się miasta.

                                         Tego widoku w Polsce nie uświadczysz

    Potem była nieznana Ci, a tu nikogo nie zaskakująca "golizna" wychodzących na trotuar w okolicach Pigallu teatrzyków, sex-shopów czy burdelików.

    Był także cmentarz Pere Lachaise a na nim groby wielu marszałków Napoleona, Edith Piaff i naszego Fryderyka Szopena.

 

                                                         Bukiniści nad Sekwaną

        Były bulwary nad Sekwaną z bukinistami, była Biblioteka Polska z Adasiem Różyckim i był Hotel Lambert, symbol polskiej emigracji listopadowej, obok którego w polskiej księgarni zakupiłaś "niedozwolone" w Polsce książki historyczne, które ukryłaś na swym brzuchu i z sukcesem przeszmuglowałaś do naszego pięknego, socjalistycznego kraju. Była też Sorbona, Dzielnica Łacińska i rzymskie termy.

                                            Przejeżdżający Gorbaczow

        Były pałace wystawowe, most Aleksandra III-go z ukrytą (podobno) w jednej podkowie wielu zdobiących go koni, sztabce złota. Był pałac Prezydencki, Kościół Polski i Esplanada Inwalidów gdzie przypadkowo zobaczyliśmy przejeżdżającego Gorbaczowa bawiącego właśnie z oficjalną wizytą we Francji.

                                           Wyspa Św. Ludwika

        Były wyspy Cite i świętego Ludwika, Pola Elizejskie zaprojektowane przez architekta Katarzyny Medycyjskiej, Lenotra, był Plac Zgody, Ogrody Tuilleri i Luwr. Był Monparnasse, zwany kiedyś "Górą Parnasa" ze swoją uliczką La Gaite, a przy niej knajpką A la belle Polonaise do której konno wjeżdżał podobno z fasonem Książę Józef Poniatowski, jeden z marszałków Bonapartego...

                                                            Wersal

        W końcu był Wersal a w nim "kurniki" w których Madame Pompadour "hodowała" najpiękniejsze nastolatki dla   Ludwika XV-go, by zachować swój wpływ na jego rządy serwując mu młodziutkie ciałka, czego sama nie mogła już mu zaofiarować.

        Było też wiele innych ciekawych zabytków, których nie mogę wymienić bo papieru mi brak. I była przede wszystkim, ta wspaniała atmosfera Paryża, którą dostrzec możesz nie podczas jedno czy dwudniowej wycieczki, ale wałęsając się po uliczkach, ulicach, bulwarach i arteriach tego miasta, czując na każdym zakręcie ducha jego bogatej historii, wolności, niezależności i chyba "dobrego" życia...

              Przykładna Babcia


                                         Za emigracyjnym stołem...

            A na koniec... była prawdziwa Babcia i jej wnuki, była wspaniała Rodzina i był ogromnie miły dla nas czas... DZIĘKUJEMY i zapraszamy ponownie.


I to już wszystko jak na dziś,


Ściskamy mocno


H + K + B + M



Komentarze