EMIGRACJA - Geolog naftowy - List Nr. 22

 

                                                                            Rosny Sous Bois 30.01.1986

 

 

Kochana nasza Mamo i Babciu,

                                                                                              

            Dziękujemy Ci ogromnie za Twój list. Mam nadzieję, że list z opisem naszych świąt doszedł już dawno do Ciebie i nie martwisz się więcej naszym milczeniem.

Wiesz, że naprawdę mam bardzo mało czasu. To nie jest praca w recepcji, gdzie po północy było cicho, spokojnie i pusto, gdzie można było pisać „tasiemce”, rozpatrywać każdą sprawę na dziesięć stron i bawić się w pamiętnikarstwo. Teraz muszę czekać na „odsiadki” lub tak jak dziś korzystać z awarii na otworze wiertniczym i szczypty wolnego czasu.

Ale i to nie jest pewne, bo często moja kabina geologiczna (kontener) pełna jest ludzi z całego świata. Trudno jednak ich nie „gościć” skoro to jest międzynarodowe towarzystwo a każdy kontakt z nimi to możliwość szlifowania języka francuskiego lub angielskiego. Ostatnio pracowałem dla amerykańskiej firmy TRITON w miejscowości Melun, 40 km od domu. Na wiertni było aż siedem (7) narodowości. 3 Geologów :  ja (Polak), Francuz i Belg, Inspektor Nadzoru -Portugalczyk, Technik Płuczkowy - Szkot, Geolog z Tritonu - Malgasz a w dodatku Żyd, z którym najwięcej rozmawiałem po mojej niedoszłej przygodzie na Madagaskarze, Inżynier Geofizyk - Amerykanka (jakaż dzielna i młoda dziewczyna żądna wrażeń, świata i przygód, Technik Geofizyk - Jugosłowianin zbiegły z ojczyzny 10 lat temu (dziś już Francuz).

            Dwa lata jestem już na Zachodzie, ale zawsze w takich momentach nie mogę się nadziwić jaki ten świat jest mały, wolny, dostępny i bez granic ideologicznych (oprócz naszej komuny). Wszystko to jakoś miesza się w naturalny sposób wiedzione zamiłowaniami, zainteresowaniami i lub po prostu kasą. Każdy z moich „gości” (a chętnie wpadają do "Marc" na kawę w kubku) jest na luzie, pracuje, zarabia, jest zadowolony, planuje wakacje, zakup domu lub mieszania w kraju, gdzie chciałby osiąść na stałe. Nikt nie pyskuje, nie narzeka, nie zagląda drugiemu do kieszeni, nikt nie zastanawia się za co ktoś kupił dom, nowy samochód, itp… Ta moja praca ma też inne dobre strony : spotykamy się na czas wiercenia jednego otworu (ok. miesiąca) a potem cześć, ewentualna wymiana adresów i hop… na inne wiercenie, pomiędzy innych ludzi.

            Właśnie po skończeniu wiercenia dla firmy Triton miałem pojechać na odsiadkę (15 dni) do domu, gdy okazało się, że muszę zostać tydzień dłużej bo koledze skończył się kontrakt. Mnie przedłużono na kolejne 6 miesięcy, bo podobno jestem ambitny. Mieszkam teraz 150 km od domu i mieszkam w małym, tanim hoteliku, co drugi dzień wracając do domu. Tym razem pracuję dla francuskiej firmy naftowej ELF.

            Do wszystkich firm naftowych we Francji wysłałem kolejną partię listów spontanicznych z prośbą o pracę. Tym razem nie staram się o stanowisko geologa a o stanowisko Inżyniera Wiertnika Naftowego. Jeżeli miałbym już zostać w nafcie, w tym zawodzie, to wolałbym być bliżej techniki wiercenia, bliżej produkcji, bliżej możliwości organizowania pracy, może ulepszania czegoś, itp...

Geologia to moja WIELKA pomyłka. Oglądanie, opisy, stwierdzanie faktów, opisywanie skał a nawet różne analizy warstw geologicznych, układów skalnych i możliwości wystąpienia danego surowca, w tym przypadku ropy lub gazu to zajęcie bardziej dla pań siedzących w biurach niż takiego wariata niespokojnego jak ja.

 Toteż właśnie dlatego, równocześnie wysyłam spontaniczne podania o pracę dla Halinki, aby i ona mogła ewentualnie popracować na poziomie swojego wykształcenia. Trudne to będzie, bo pamiętasz jak długo ja pisałem, pisałem i pisałem zanim dla siebie znalazłem pracę technika geologa, ale trzeba wciąż próbować, wciąż iść do przodu i ciągle szukać…

            W domu wszystko jak zawsze. Mieszkanko ładnieje, bo ciągle coś do niego dokupuję, jest czyste, ciepłe i przytulne. Lubię do niego, do NICH wracać. Zamierzamy kupić pianino. Halinka bardzo lubi grać na pianinie a i chłopaków chciałaby nieco poduczyć.                            

                                   Pokój Kuby i Bartek w moim firmowym kasku

Ostatnio zrobili Mamusi niespodziankę. Nota bene, uwielbiają robić niespodzianki, kiedy zostają sami w domu. Zwłaszcza robią niespodzianki Mamusi. Tym razem jednak trochę przesadzili. Wyobraź sobie zaskoczenie Halinki, która wracając z pracy zastała na stole coś ciemnego na talerzu i dwie palące się świeczki po bokach. O zgrozo : to upieczone własnoręcznie przez 6 i 7,5 latka,   ciasto. Nie wiem, czy Kuba czytał w ogóle jakiś przepis czy może w szkole robili coś takiego (prawdopodobnie) ale w każdym razie ciasto było zjadliwe. Dali 1 szklankę mąki, 2 szklanki cukru, mleko i jajka, wszystko to wymieszali na stolnicy, włożyli do foremki i do piekarnika, zapalili (!!!!!!!) gaz w piekarniku (coś podobno buchnęło) i piekli zaglądając czy nie jest spalone… Jak było już mocno czarnawe to zgasili gaz, wyjęli ciasto i ustawili efektownie na stole. Łzy napływają mi do oczu, gdy myślę, że oni są już tacy duzi, tacy „dorośli” i tacy mądrzy… Moje kochane chłopy tak nieświadome przemijania czasu, tak beztroscy i niemający pojęcia o tym dziwnym układzie, który nazywa się ŻYCIE. Czy uda nam się podprowadzić ich dobrze do dorosłości i wprowadzić w ten układ tak jakbyśmy chcieli ? Teoretycznie to jest proste, ale jakże trudno jest uchronić się od błędów.  I tyle „naszego”…

            Teraz następna sprawa : Twoje wakacje. Wspomniałaś coś przez telefon o pielgrzymce do Rzymu. Napisz Kochana Mamo wszystko o Twoich planach wakacyjnych. Chciałbym bardzo abyśmy mogli spędzić część tych wakacji razem choć prawdę mówiąc sam jeszcze nie wiem jak będą wyglądać nasze wakacje. Co prawda planujemy Tour d’Italie ale Halinka coś wspominała o wyjeździe do Stanów.  

            I ostatnia sprawa – Jadzia. Jest mi ogromnie przykro, że sprawa tak się potoczyła i że przez to Ty Kochana Mamo miałaś przykrości. Masz rację postanawiając skończyć z mediacjami pomiędzy nami. A swoją drogą ja naprawdę nie miałem złych intencji, naprawdę nie zamierzałem jej obrazić, nie wiem CZYM mogłem ją obrazić i nie wiem o co chodzi. Przecież nawet nie mam z nią kontaktu oprócz listów głównie do Ciebie. Nie jest moim celem targować się kto ma rację, przerzucać argumentami, licytować i stawiać na swoim. Każde z nas wybrało swoją drogę. Może rzeczywiście moja droga jest mniej słuszna i nie powinienem jej pouczać i dawać rad, tym bardziej że wszystkie nawet najżyczliwsze uwagi przynoszą odwrotny skutek. Myślę, że właśnie moje życzliwe (w moim mniemaniu i moich intencjach) rady były powodem jej gniewu. A swoją drogą szkoda i byłoby idiotyzmem i brakiem zdrowego rozsądku by po jednej tragedii i rozpadzie Rodziny pchać się w drugą. Zatrzymajmy się więc póki jeszcze czas i skończmy z urazami, których przecież nigdy nie było. A jeżeli w ostatnim liście do Jadzi oprócz spełnienia JEJ PROŚBY o wypowiedzenie MOJEGO zdania na temat domu i ostatnich wydarzeń w Libiążu niepotrzebnie zabawiałem się w doradcę/nauczyciela to bardzo ją przepraszam,

            Kończę, całujemy Cię i ściskamy z całej siły nasza Kochana Mamo i Babciu – już dziś niecierpliwie czekamy na spotkanie z Tobą (a może Wielkanoc ?)

 

Twoje gagatki, czyli Halinka, Kuba, Bartek i Marek

Komentarze