EMIGRACJA - Śmierć Babci - List Nr. 12

                                                                                               Paryż, 28.01.1985

 

 

Droga Mamo,

 

 

 Trzy dni temu dostałem od Ciebie list. Smutny list. Wczoraj próbowałem się do Ciebie dodzwonić, ale nie było to możliwe, a będąc w hotelu nie mogę zamawiać rozmów międzynarodowych. Trzy dni przegryzałem ostatnie widomości od Ciebie by w końcu spróbować coś napisać. Napisać coś rozsądnego i niebanalnego. Łatwo bowiem jest napisać „przekazujemy wyrazy współczucia”, gorzej znaleźć środek uspakajający, który bez tanich słów, gestów i łez może pomóc. Rzekłszy prawdę nie dojrzałem jeszcze całkiem do tego listu i może on być trochę chaotyczny. Czas jednak mnie goni więc piszę.

 

Bardzo nam przykro z powodu śmierci Babci. Na pewno bardzo tę śmierć przeżywasz. Była dla Ciebie najlepszym przyjacielem, była dla Ciebie wszystkim, oddanym całym sercem uczuciem. W życiu jednak czasem trzeba odrzucić egoistyczną i biologiczną miłość by dopuścić do głosu rozum. Rozum, który niejednokrotnie brutalny i sprzeczny z uczuciami jest w perspektywie lepszym doradcą niż serce. Prawdę tę weryfikuje jednak tylko CZAS. Niepodobne jest w to uwierzyć nie „parząc” się. Lepiej jest jednak, gdy w ogóle ta prawda dotrze do człowieka. Wtedy jest jeszcze czas na dogłębną analizę i dostrzeżenie wielu spraw.

Czasem wydawało mi się, że Babcia była właśnie przykładem takiej egoistycznej, ślepej miłości, w której nie zawsze rady, które Ci dawała szły z rozumem. Nie gniewaj się Droga Mamo za te słowa. Może są one przykre, ale czas wreszcie byś sama stanęła na nogi. Byś w spokoju, prawdzie i wewnętrznej radości dochodziła do pewnych wniosków i refleksji. Życie to nie tylko hodowla kwiatów i wyszywanie serwetek, w czym jesteś niezastąpiona jak zresztą w wielu innych rzeczach. Życie to głęboka refleksja, to spokojne i chłodne odkrywanie prawd, celów i ludzkiego przeznaczenia. Życie to realizowanie zakodowanego w nas przeznaczenia – rozwoju i podtrzymania gatunku. To jest niezależne od nas. Ale mając tego świadomość myślę, że łatwiej jest pokonywać wszystkie zakręty, wzniesienia i bariery. Łatwiej też i pogodniej jest chyba żyć podróżując w rozległych przestrzeniach swojego kondensatora świadomości.

 

Niełatwo jednak dochodzi się do pewnych wniosków zwłaszcza mając zapewnione opiekuńcze skrzydła. Czasem potrzebny jest wstrząs. Czasem trzeba przeżyć coś nieprawdopodobnego by zapłodnić wyobraźnię, by począć ten wewnętrzny świat refleksji i wewnętrznej myśli. Kontynuując moje zarozumialstwo dam Ci mój przykład. Pamiętasz, ile razy mówiłaś mi, że będę całe życie nieszczęśliwy, bo jestem wybuchowy i impulsywny. Bo nie potrafię panować nad emocjami. Ale wbrew przepowiedniom ja naprawdę jestem szczęśliwy co odkrywasz chyba w moich listach. Co więcej. Wydaje mi się, że Halinka czuje się dobrze w tym stadle i nigdy nic nie wskazywało i nie wskazuje, żeby miała ze mną nie wytrzymać „ani jednego dnia”. Myślę, że rzeczywiście byłbym nieszczęśliwy, gdyby moje życie potoczyło się „normalnie” tzn. gdybym miał stałą pracę na kopalni „Janina” w Libiążu i dalej idealizował swoją Mamę. Wtedy Twoje zdanie byłoby najważniejsze i to byłby już pierwszy krok do niepowodzeń i nieszczęśliwego życia.

Przyszedł jednak wstrząs. Śmierć Taty z czego nie bardzo zdawałem sobie jeszcze sprawę lub nie dorosłem do niej a potem nieprawdopodobne odidealizowanie mojego półboga, czyli Ciebie. Byłaś dla mnie wszystkim tak jak Babcia dla Ciebie. I nagle, ja starający się o opiekę nad Tobą, ja nowa Głowa Rodziny, zostałem wyrzucony na śmietnik przeszłości. To też był niewyobrażalny dla mnie wstrząs. Być może to ręka Taty prowadziła mnie od czasu Jego niesprawiedliwej śmierci. Często wydaje mi się, że on dalej się mną opiekuje, że wszystko co mam Jemu zawdzięczam.

 

Niektórzy twierdzą, że ktoś musi cierpieć za innych. Nie dojrzałem do idei Chrystusa, ale życie coraz częściej ją potwierdza. Teraz jesteś sama. Teraz straciłaś to co ja straciłem w 1974 roku. Teraz przeżywasz to bardzo i tragicznie. Teraz przyjdzie czas na refleksję i spokojną analizę. Samotną. Nie bój się kochana Mamo samotności. Powiedz sama czy człowiek uczciwy może bać się samotności ? Uczciwi i głęboko człowieczy nie mają wrogów a padając ofiarą ułomnych, którym Bóg odebrał rozum i dobroć – stają się świętymi. Nie bój się więc Droga Mamo samotności. Nie bój się spotkania z sobą. Nie masz się czego wstydzić, możesz być dumna ze swojego życia. Nie wyrzucaj sobie, że było parszywe i nieudane. Zobacz tylko inną jego stronę. Przyglądnij się przeszłości. W którym miejscu było stracone ? Ile krzywd wyrządziłaś i co zaniedbałaś ?

 Przepracowałaś uczciwie kilkadziesiąt lat i spełniłaś wzorowo swój człowieczy obowiązek. Obowiązek, który jest właśnie celem życia. Nie przepuściłaś czasu pomiędzy palcami. Czasu, który nam dano na rozwój. Wybudowałaś sobie pomnik w naszych oczach swoją postawą zawsze uczciwą (nawet wobec nieuczciwych ludzi) i pracowitą. Czy możesz więc uważać coś innego za szczęście ? Dojdź do tego, że w nieszczęściu można też być szczęśliwym i ze spokojem znosić niepowodzenia. Coś w tym jest bardzo pięknego i bardzo delikatnego co tak trudno wyrazić przy pomocy tych paru słów, którymi obdarzyła nas biologia. Spojrzyj więc w oczy przeszłości. Może znajdziesz w niej parę swoich błędów. Może zobaczysz inne rozwiązanie niektórych problemów. To chyba właśnie czas na rachunek sumienia. Nie bój się tego...tak będzie lepiej… Może teraz odbierzesz trochę inaczej swoje życie.  Może zdasz sobie sprawę z dalszych lub bliższych błędów które popełniłaś. Prosiłaś mnie o radę – chyba pierwszy raz w życiu…oto właśnie ona.

 

Jak widzisz nie wyzbyłem się moich „podniebnych” refleksji, które jak zauważyłaś trapią mnie w każdym liście. Przejdę więc teraz do konkretów z Twojego listu:

 

1.                    Piszesz, że Jaga z Januszem nigdy nie przyjadą do Libiąża. Byłoby to dziwne z ich strony. Przecież Jaga nie prędko znajdzie takie warunki dla swojej pracy. W Taty pracowni mogłaby ustawić krosno i tkać w wymarzonych chyba dla artysty warunkach : cisza, spokój, słońce, przestrzeń ogrodu, przyroda, kwiaty…a to przecież nastraja. Do Krakowa i Katowic to jeden krok zwłaszcza od kiedy istnieje autostrada. Poza tym, oprócz niezaprzeczalnych walorów domu w Libiążu, Jaga wzięła na siebie pewne zobowiązania, którym na pewno postara się sprostać. Łączy się to z następną sprawą : nie chcesz się ruszać z Libiąża. Oczywiście że NIE.  Oprócz pewnego duchowego wizerunku dom ten to namacalny przykład Waszej pracy, którego nie wolno zmarnować. To tam włożyliście wszystkie Wasze pieniądze i siły, to tam daliście podstawy i tam położyliście fundamenty pod pewną stabilizację, której tak bardzo brakowało naszej Rodzinie rzucanej w różne części świata przez zawieruchy historii. Myślę, że Janusz znajdzie rozsądne wyjście. Oczywiście nie ma mowy o wpuszczaniu kogoś obcego do tego rodzinnego domu… To absolutnie nie powinno wchodzić w rachubę.

2.                    Pytasz o to czy wrócimy, bo od tego chcesz uzależnić swoje plany. Nie można wracać tam, gdzie się nie było i trochę zaskoczony byłem, że swoje plany uzależniasz od nas. Miło jednak, że myślałaś o takiej wersji. Uważam w tej kwestii, delikatnej zresztą i niezręcznej, że powinnaś planować przyszłość zupełnie nie biorąc nas pod uwagę. Ja we Francji czuję się znakomicie. Przynajmniej na razie. Tu nareszcie mogę pracować a nie udawać, że pracuję. Tu nie tracę ani minuty. Tu siedząc w hotelu piszę listy – oferty pracy, czytam i uczę się francuskiego nocami. Tu myślę, analizuję, dążę do czegoś co jest realne i nie zależy od przynależności partyjnej. Tu mam ciągłe plany, ciągłe nadzieje i marzenia. Może je wszystkie stracę gdy zrealizuję wszystko co zamierzam, ale czy naprawdę jest jakiś koniec marzeń ? Od 15.01 rozpocząłem kolejną batalię listową. Tym razem oprócz firm geologicznych, wiertniczych i kopalń piszę do hoteli i szkół hotelarskich. Wydaje mi się, że tak może być bez końca. Tak więc, nieprędko wrócimy do Polski. A jeżeli kiedyś wrócimy (a stanie się tak na pewno bo to kraj Ojców naszych) ?  Nie wiem co będzie.

 

Realizuj więc kochana Mamo swoje plany bez naszej, jak na razie, obecności. Teraz, kiedy zaczynasz trzeci wiek i kiedy nadchodzi czas na prawdziwy i spokojny odpoczynek, na zbieranie owoców swojej pracy nie powinnaś martwić się przyszłością. Żyj po prostu dzisiejszym dniem i nie myśl o samotnej przyszłości. A kiedy naprawdę będzie trzeba - nie będziesz sama.

 

I jeszcze parę zdań o Karolu, o którego zawsze pytasz. A więc nie ma żadnych planów na przyszłość. Chodzi czasem na kurs języka francuskiego, bo ma czas i jest wciąż na bezrobociu. 1.03 kończy mu się zasiłek ale zupełnie o tym nie myśli : „Mam czas”. Jedyne co zrobił to złożył podanie o emigrację do RPA. Bo… tam jest lepiej. Wszędzie tam, gdzie nas nie ma…. Mówi, że jak nie wyjedzie do RPA to zaciągnie się do Legii Cudzoziemskiej. Świetnie. Nie wie co mówi bo tam dopiero go przeczołgają… Prawdą jest, że bardzo przeżył rozpad z Małgosią. Mówię mu : - zapomnij o tym, weź się do jakiejś roboty, odrób choć jedno zadanie z francuskiego. Niestety nic. Teraz ma zawód miłosny. - A czegoż ty ośle oczekujesz od życia i od kobiet ? Kim jesteś ? Co możesz dać i zapewnić kobiecie ? Atrakcyjnej kobiecie. Jaką chcesz zapewnić jej przyszłość?? - w końcu kiedyś wrzasnąłem. Ostatnio miał krwawiący wrzód żołądka i musiał pójść do szpitala by to zatamować. Bierze lekarstwa i nic nie je. Przestraszył się, przestał pić i palić. Ale wrzód 1.5 cm średnicy pozostał. Na Wielkanoc przyjeżdżają do nas jego rodzice. Karol chce się z nimi zobaczyć przed ewentualną podróżą do RPA. Jego mama ma 73 lata i ma jakieś problemy ze zdrowiem. Państwo Światkowscy będą u nas od Wielkiego Piątku przez 15 dni. To bardzo dobrzy i rozsądni ludzie. Darzę ich ogromnym szacunkiem i zrobię wszystko by dobrze u nas się poczuli. Gdybyś mogła, wsiadaj w samolot. Święta spędzilibyśmy razem.

 

U nas wszystko w porządku. Ja uczę się mocno języka francuskiego w "moim" hotelu. Właścicielka bardzo mi pomaga, bo mnie polubiła i daje mi bezpłatne lekcje. Zadaje mi na noc ćwiczenia pisemne (np. opis poprzedniego dnia) a na drugi dzień sprawdza i na czerwono poprawia. Zajmuje to tej porządnej kobiecie około godzinę dziennie a mnie w hotelu około 3 godzin. Pomału więc, lecz ciągle do przodu.

 

I to tyle,

 

Całujemy bardzo mocno,

 

 

 

Halinka, Kuba, Bartek i Marek

 

P.S. Kuba zbiera w szkole same piony…jest bardzo ambitny…cały tatuś.

Komentarze