EMIGRACJA - Paryż - List Nr. 16

 

                                                                                                    Paryż, 22.04.1985

 

Kochana Mamo,

Właśnie dostałem dwa listy od Ciebie i spieszę z odpisaniem. Przede wszystkim dziękuje za oba, które są ogromne… prawie jak moje. Dużo radości i małe zmartwienie, że tak bardzo musisz utwierdzać nas oboje o pozytywnej osobowości Jadzi. Ludowe przysłowie mówi, że dobre samo się chwali. Ale zostawmy ten problem.  O Jadze nie napiszę nic co by Cię zmartwiło. Niektórym oczy otwierają się po jakimś wstrząsie. Lepsze to niż przeżyć całe życie w nieświadomości, ale jeszcze lepiej zrozumieć pewne rzeczy bez żadnego wstrząsu. Na jej miejscu byłbym ostatni, który mówi o sprzedaży domu. Nie będę też już nic pisał na temat rodzinnych spraw, bo jak piszesz moje listy wywołały burzę, której naprawdę nie miałem zamiaru wywoływać. Przepraszam Cię bardzo, jeżeli miałaś z tego powodu jakieś zmartwienia. Napisałem o pewnych zobowiązaniach siostry, bo myślałem, że to naturalne, skoro ja wyjechałem na daleką emigrację/poniewierkę, nie miałem z Tobą kontaktu od 8 lat a Jadzia była stale przy Tobie. Jak dziwnie to wszystko miesza się w życiu. Ale też kowalem swego losu każdy bywa sam… 

 

Z innej beczki. Cieszymy się, że w końcu przylatujesz. O godzinie 16h50 czekamy na Ciebie na lotnisku Orly. Znak rozpoznawczy to cztery zadowolone i uśmiechnięte gęby, z których najmniejsze niebieskookie z płoną, słowiańską czupryną "a la jeż". Na parkingu będzie czekał na Ciebie nasz nowy (używany) samochód Peugeot 305, który zawiezie nas do Rosny Sous Bois, w którym jako ostatnia (lub jedna z ostatnich) będziesz mogła przekonać się, że laury, które na tej obcej ziemi zbiera od obcych ludzi Monsieur WIACEK niezupełnie są czczym gadaniem.

SATYSFAKCJA. Ładnie to napisałaś o szczęściu i satysfakcji. DZIĘKI. Śmiało patrzę w przeszłość i mam bardzo dużo satysfakcji. Kocham ten świat, słońce i śpiew ptaków, które towarzyszą mi co niedzielę, gdy o 7h00 idę do „mojego” hotelu i czekam niecierpliwie, kiedy topole i wierzby puszczą pąki i złapią pełny oddech. Umiem cieszyć się życiem. Gryzę pełną gębą jabłko mojego życia i mam dużo satysfakcji z osiągniętych celów.

Posyłam Ci zdjęcia z Sylwestra w hotelu, którego opisałem poprzednio. Dostałem dwa zaproszenia do Japonii. Kochane Japonki – dajcie złapać oddech. Przyjadę na pewno, bo jestem w WOLNYM !!!!!! świecie.

Dziś, około godziny 19h00 kiedy dochodziłem do pracy, do mojego hotelu, spotkała mnie niespodziewana przygoda, jeżeli przygodą nazwać to można. Ulica właśnie podchodziła nieco pod górkę. Kilka kroków przede mną zobaczyłem na chodniku siedzących na kartonach dwoje kloszardów. Każde z butelką taniego wina w ręku. Dwoje : On i Ona. Spod „jego” kartonu spływała po asfaltowym, czarnym chodniku, żółta i świeża stróżka moczu. Omijałem ją zgrabnie przeskakując z nogi na nogę, gdy usłyszałem : -„Posuń się k…wa”… - Rodacy, krzyknąłem … - co wy tu robicie ? - Siedzimy i pijemy w tym chu…wym kraju. – No, nie jest łatwo, odpowiedziałem i podążyłem dalej na swoją nocną zmianę. Taki też jest częściowy obraz tej naszej emigracji i dlatego o tym Ci napisałem.... Przykre ale prawdziwe...

Chciałbym też napisać Ci co nieco, o Paryżu. Założony przez plemię Parisis (stąd późniejsza nazwa) jeszcze przed Chrystusem ograniczał się do wyspy Cite położonej na Sekwanie. I to stąd, zgodnie z ruchem wskazówek zegara i w ślimakowy sposób, ponumerowanych jest 20 kolejnych dzielnic. Środkowe są głównie turystyczne i zabytkowe. Południowa 13-ka, jest zwana chińską choć mieszka tam też dużo „Białych”. Północ, zwłaszcza 18-ka, to czarno od koloru skóry i biało od sutanny na każdym mahoniowym ciele. Wschód, to biedna i średnia klasa a zachód to najbogatsi mieszczanie. Ten kolorowy tłum jest dla mnie fascynujący, bo jakże różnorodny. Nawet sklepy TATI (chyba najtańsze w Paryżu) to nieznana nam egzotyka. To najróżniejszy, najtańszy towar leżący w wielkich koszach/pudłach, gdzie wielorakość kolorowych rąk przebiera, wybiera, podrzuca, odrzuca by wybrać to, co według nich jest najlepsze i pójść z tym do kasy. To właśnie tam kupowałem w 1981 roku rajstopy do Polski na różnorakie prezenty, bo przecież w kwitnącym socjalizmie nawet damskich rajstop brakowało. 



                                                               Mój Paryż

Będąc przy TATI pójdźmy dalej w zachodnim kierunku, bulwarem Clichy, by dotrzeć do placu Pigalle. Ależ dziwna i wspaniała jest jego historia. Niejaki Jan Chrzciciel Pigalle był rzeźbiarzem żyjącym w XVIII wieku i przeszedł do historii nie tyle przez swoje wyrzeźbione dzieła, ile przez rozpustę, która właśnie tu umieściła swoją paryską stolicę. Cóż to jest ten najbardziej na świecie znany plac ? Wyobraź sobie moje pierwsze zaskoczenie, kiedy zobaczyłem nie plac a duży węzeł komunikacyjny. Jakieś nieregularne skrzyżowanie, z którego rozchodzi się 6 ulic. A gdzie są te dziewczyny ? Gdzie są te miejsca rozpusty i grzechu ?… Gdzie te słynne burdeliki i te kasztany ? Ano właśnie w tych bocznych uliczkach i przy głównej z nich – Boulevard du Clichy. A tu, i stojące na trotuarach panny „za grosze”, i siedzące w witrynach burdelików „lepszego gatunku”, i kabarety, i…"teatry"… Właśnie…

Teatry, ale swoistego rodzaju. Na jednym z afiszy czytam artykuł reklamujący mistrza świata - aktora, Stanisława Z… Potrafi "zagrać" 10 razy z rzędu i pracuje tu na okrągło. Wiadomo… NASZ ! Patrzę na zdjęcie tego wyblakłego blondasa i zazdroszczę… Ale cóż to za teatr ? Jak tego nie zobaczyć ? Jak się nie uduchowić ? Jak nie przeżyć intelektualnej uczty po nocnym bezmyślnym stróżowaniu ? Jak w końcu nie poznać polskiego aktora – wirtuoza ? Kupuję bilet za 20 F i wchodzę do wnętrza. Na środku małej i dawno nie wietrzonej salki znajduje się zaledwie trzymetrowa, okrągła, obracająca się scena, a wokoło dwa rzędy dla widzów. Intymnie, przytulnie i sami (spragnieni widoku) swoi… Zaledwie kilkunastu widzów, kilkunastu koneserów tej wysublimowanej sztuki. Na scenę wchodzi dwoje, a czasem troje aktorów i rozbiera się tu i teraz w takt kojącej muzyki. W miarę zdolności aktora, jak najszybciej przystępują do aktu płciowego. Z odległości pierwszego rzędu, czyli pół metra i drugiego rzędu, czyli metra, widzisz każdy szczegół ludzkiego ciała, całą sztukę kochania, cały kunszt aktorów w najrozmaitszej formie, nieznanych Ci pozycjach i bez jakiejkolwiek żenady…. Wisłocka by się zarumieniła... A kiedy wyciągnięta, biała, atłasowa dłoń leżącej na plecach młodziutkiej aktorki wychodzi poza obracającą się scenę i dopływa do Twoich kolan… masz nieokiełzaną ochotę chociaż ją dotknąć, choćby musnąć tą świeżość... ale duże, pulsujące na czerwono napisy : NIE DOTYKAĆ AKTORÓW, leją lodowatą wodę na Twoje gorące już ciało… Po 45 minutach wychodzisz spocona, napompowana emocjami i… szukasz ujścia swoich wrażeń… O czym opowiadali mi później moi tutejsi przyjaciele.

A idąc dalej w zachodnim kierunku, dochodzisz do wspaniałego Cmentarza Montmarte… Mniej znanego niż Pere Lachaise, ale może nawet bardziej ciekawego, gdzie leży Dama Kameliowa, Dumas Ojciec i Syn a także jest zbiorowy grobowiec polskich powstańców... Ale to już na inną korespondencję.


    I to już wszystko, tym razem stosunkowo (by zachować konwencję) „krótko”,


Całujemy i ściskamy, do zobaczyska już wkrótce,


H + K + B + M

Komentarze