EMIGRACJA - Technik Geolog - List Nr.20

 

                                                                                           Paryż,  25.08.1985

 

 

Kochana Mamo,

 

 

Serdecznie dziękujemy Ci za listy. Wybacz, że zapominam się do nich ustosunkowywać, ale dzieje się u mnie tak dużo, tak szybko kręci się koło życia, tak bardzo jestem wciąż pod tym dziwnym prądem energii, że staram się wychwytywać z Twych listów ogólną sytuację i jeżeli nie dzieje się nic złego to szybko przechodzę do mojego zwariowanego, ale szczęśliwego rytmu.

 

Były jednak w Twoich listach trzy rzeczy, do których chcę się odnieść.

1 - Piszesz już drugi raz z rzędu o moich bólach w plecach a ja przyznam szczerze, że nie bardzo wiem o co chodzi. Dawno już o tym zapomniałem, nic mnie nie boli i nie wiem nawet co mnie bolało.

2 - Piszesz żeby się nie przemęczać, że przecież tak dużo już mamy, tak szybko doszliśmy do tylu rzeczy, itd… Kochana Mamo ! Tak, masz rację… tylko, że ja nie po to pracuję, żeby do czegoś "dochodzić". Nie jest moim celem POSIADANIE. W Polsce, w Tarnobrzegu nie brakowało mi ptasiego mleka. I w przenośni i tego prawdziwego z Pewex’u. Gdy wszyscy moi znajomi dziwili się po co ja jadę szukać czegoś lepszego podobno jeden tylko doktor Podpora rzekł prawdę : „tu jest za ciasno dla tego faceta”. Pisałem Ci już, że jest we mnie jakiś ogrom energii. To coś dziwnego pcha mnie do przodu. Ambicja ? Kompleks wyższości ? Kompleks niższości ? Niedowartościowanie ? Nie wiem. Wiem, że mam głowę tysiąca pomysłów i naprawdę brakuje mi trzech osób do ich realizacji. Sam nie nadążam a tyle jest do zrobienia. Zmęczenie czuję tylko wtedy, gdy wykonywana praca jest nieefektywna i nudna. Boję się, że gdy kiedyś w końcu dane mi będzie „siąść w moim siodle” jak pisał Antoine de St. Exupery, zapomnę o całym świecie. Ale czy mi będzie dane ?

 

Przy okazji objawię Ci pewną tajemnicę. Jak pisałem, wielu moich znajomych nie mogło zrozumieć motywu mojej emigracji a on jest jeden choć bardzo ukryty i może trudno zrozumiały. Ukryty, mój i głęboko przemyślany. Nie chodzi o bieżące sprawy, materię i nawet ten przeklęty socjalo-komunizm ze swoim kłamstwem, oportunizmem i szmatami u władzy. Minęły dwa pokolenia : Wasze, gdzie straciliście WSZYSTKO czego dorobili się Wasi przodkowie i moje, w którym moja praca pójdzie na nierobów do wspólnej państwowej kasy. Rockefellerowie nie doszli do majątku w ciągu jednego pokolenia. Szybko dochodzą do majątków tylko złodzieje, nieuczciwi politycy i twórcy show. Pozostali muszą żmudnie pracować i cierpliwie „dochodzić” do czegoś. I właśnie ja chciałbym żyć w takim kraju, w takim systemie gospodarczym i na takiej szerokości geograficznej, gdzie to co ja zaoszczędzę, wybuduję, osiągnę w ciągu mojego życia, dostanie i rozbuduje mój syn a dalej jego syn i jego syn…itd.

By moje pra, pra, prawnuki mogły korzystać z bazy, fundamentu jaki właśnie tworzę (jeśli mi się powiedzie). Czy dla takiej osoby jest miejsce w socjalistycznej, niepewnej Polsce ?

 

            Dziś piszę w hotelu. Jest niedziela, godzina 10h00. Salon/recepcja pełna ludzi. Udzielam informacji, kieruję, tłumaczę, pomagam, popędzam panie z hotelowego serwisu do robienia i podawania śniadań : ŻYJĘ !!! I żałuję już tego rozstania z hotelarstwem…

 Tak Kochana Mamo… jestem znów geologiem, tym razem naftowym począwszy od 01.09.1985. Zostało mi jeszcze 5 dni w hotelu a potem… albo prawdopodobne Indie na platformie wiertniczej albo wiercenia w regionie paryskim…

 

 

 

                                                                                               Rosny Sous Bois, 10.09.1085

 

 

Dziś kontynuuję ten list na innym już jak widzisz papierze. Nie pojechałem do Indii. Jestem Technikiem Geologiem i pracuję w laboratorium we Francji. W zasadzie robię to samo, co robiło się w OBR PS Siarkopol w Tarnobrzegu, czyli wycinam małe próbki z rdzeni geologicznych i robię analizy fizyko-chemiczne wapieni sporządzając w konsekwencji sprawozdania.  Robię to samo co robiło się w Polsce, jednakże z małym wyjątkiem : tu wszystko robię ja SAM. Tam do wycinania próbek był pan Jasio, do przygotowania próbek były panie Zosia i Czesia a pani Marysia robiła analizy. Ja byłem od sprawozdań. A ponadto, tam, w ORR PS, wszyscy wyżej wymienieni robili 80 prób na miesiąc a tu, ja sam robię ich 20 dziennie. Oznacza to, że w ciągu 4 dni wyrabiam SAM, to co w Polsce robiło 5 osób w ciągu miesiąca. Jeżeli nie zapomniałem matematyki to w moim aktualnym rytmie powinniśmy robić w 5 osób w Tarnobrzegu 2200 próbek a nie 80, czyli 30 razy WIĘCEJ !!!  Voila (oto i) różnica w systemach ekonomicznych i właśnie stąd biorą się takie zarobki (tam zarabiałem 35 a tu 1500 dolarów). Proste, jak włos Mongoła jak mówi wujek Karol. Tu nie mam czasu się wysikać, tam zaś nie było czasu na dokładne obliczanie wyników tyle było tematów do rozmów, wyszywania serwetek, czytania prasy i książek, robienia białych serów i wymiany przepisów kulinarnych…TAK, TAK. W PRACY !!!

 

Jak widzisz znowu wszystko tu jest normalne i znowu ciszę się, że tu jestem. Za parę tygodni jadę na wiertnię do nadzorowania wierceń naftowych. To samo w Polsce robi inżynier. Tu wystarczy technik. Tu też obejmę stanowisko inżyniera, ale po 3 latach, kiedy nie tyle dyplom, ile moje umiejętności zostaną zweryfikowane i potwierdzone w terenie. A więc to, czego NIE CIERPIĘ, wzięło górę : zdrowy rozsądek, stabilna praca i perspektywa awansu. Pozostała cierpliwość (uff !!!) i praca. Ale to na pewno nie jest moje siodło. Jak widzisz po kilku latach szarpaniny, szukania i walki o swoje miejsce na tej ziemi, spuściłem z tonu i rozpocząłem „normalną” karierę zawodowa. Czy w tym wytrwam ? Nie wiem. Zależy to od wielu czynników. Przemyśliwałem to tysiące razy. Argumenty za :

 

-       jednak atut dyplomu, którego nigdy takiego samego nie miałbym w hotelarstwie (bo to studia zaoczne),

-       jednak perspektywa zobaczenia świata podczas pracy, bo wiercenia naftowe to cały świat,

-       po pracy dużo wolnego czasu, bo pracując na platformie pracuje się 1 miesiąc i 1 miesiąc odpoczywa w domu a pracując na lądzie jest to 1,5 miesiąca pracy i 2 tygodnia wolnego.

-       w końcu, jednak szybsza możliwość do dojścia do swojego małego choćby hoteliku i zrealizowania idei GOSZCZENIA a nie jak Halinka odbiera hotelarstwo - służenia.

 

Tak… dokładnie wiem o co chodzi w hotelarstwie. Chodzi tylko i wyłącznie o atmosferę, o danie odczuć klientowi, że ma opiekę, pomoc i szacunek, że jest „dopieszczany”. A kto tego nie lubi, zwłaszcza kiedy wyrwie się z domowych problemów i domowej szarzyzny ? Może więc poprzez geologię do hotelarstwa ?

Niemały wkład w moją decyzję pracy w geologii miały też dwa fakty : moje zmęczenie pracą nocami i telefon od Krzysia ksywa Kidul, który po 7-miu latach na różnych wiertniach osiadł na stale w Warszawie i jest kierownikiem zespołu dokumentującego duże złoże żelaza w Krzemionkach (Mazury). Jak twierdził, geologia zaczyna się właśnie wtedy, kiedy możesz analizować materiały a nie je zbierać i kiedy możesz decydować o kierunkach poszukiwań wiertniczych. A więc nie nadzór czy dozór, ale trochę wysiłku intelektualnego. To rzeczywiście może być ciekawe ale czy dotrwam ?

W laboratorium i na wiertni nie popłynie z głośników kojąca muzyka „mojej” recepcji a białą wypustkę w starej marynarce i cienki staromodny, choć ciekawy krawat Tatusia, zastąpiłem dżinsami, kaskiem i butami gumowymi.

Jest jednak jeszcze jeden argument za geologią : posiadanie konkretnego zawodu na Zachodzie. Prawie cała terminologia geologiczna to język angielski a z tym będę mógł zawsze i wszędzie na świecie szukać pracy w przypadku kolejnych ewentualnych przeprowadzek.

 

            W końcu 3-cia i ostatnia sprawa z Twojego listu (druga była dość długa). Cieszę się, że nie czujesz się już sama i nie nudzisz się, goszcząc wielu gości w swoim domu. Uważaj jednak, bo nie zawsze chmary ludzi są lekarstwem na samotność. A mogą być często męczące, gdy dochodzą do tego zakupy, gotowanie, pranie, prasowanie i sprzątanie. Ciekawy jestem czy wśród tych gości są też ci, którzy namawiali Cię do sprzedaży tego „domu na wsi”.

 

Ostatnia sprawa to Twój przyjazd. To już za kilkanaście dni. Oczywiście będziemy wszyscy na lotnisku. Postaram się dobrze pokazać Ci mój (już) Paryż. Może pomożesz nam kupić coś do domu, może coś dla chłopaków, ale uwaga na zawrót głowy w naszych supermarketach i dżungli różnorakich butików. Jeżeli chcesz nam zrobić przyjemność to możesz przytaskać słoiczek ogórków kiszonych, kapusty kiszonej, buteleczkę żurku i barszczu czerwonego a także dużą dawkę optymizmu, humoru i cierpliwości do chłopaków i moich planów… Możesz też kupić plakietkę orła białego na czerwonym tle do przyklejenia na tylnej szybie samochodu.

 

Pozdrów Mączków i przeproś Jagę, że nie odpisuję na jej list, ale był tak ciężkiego gatunku, że wymaga długiego czasu na ochłonięcie.

 

Póki co ściskamy i całujemy,

 

H + K + B + M

 

 

P.S. Nie bierz żadnych książkowych przewodników po Paryżu, bo najlepszym przewodnikiem jestem już ja sam (sic!!!)... Zaczynam kochać to miasto...

Komentarze