EMIGRACJA - Nasze "przyjęcia" i hotelarstwo - List Nr. 14

                                                                                       Paryż 17.02.1985

 

Kochana Mamo i Babciu,

 

     Oto więc kolejna korespondencja. Jest niedziela. Dziś w hotelu komplet, nikt nie wyjeżdża i mało pracy. Nikt nie płaci, nie prosi o informację. Nikt nie przyjeżdża nikogo więc nie witam moimi „siódemkami” zawodowego uśmiechu jak mówią złośliwi. Mam więc czas na pisanie. Czas, który coraz bardziej ucieka i którego coraz bardziej mi brak. A zapowiada się jeszcze gorzej. Ale o tym później. Co dzisiaj napiszę ? Przede wszystkim dwie sprawy, które obiecałem poprzednio : nasze przyjęcia i hotelarstwo. A więc do rzeczy.

 

Nasze „przyjęcia” :

  1. Najpierw był nasz lekarz domowy z żoną, muzułmanie, którym zaserwowaliśmy wieprzowinę. Nie tknęli. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, dlaczego …

  2. Potem znajomi Halinki u których mieszkała przez jakiś czas w Paryżu i opiekowała się ich dziećmi. On inżynier elektryk.

  3. Dalej znajomi Halinki, on uciekinier z Rosji w 1968 - Żyd.

  4. W końcu poznani przypadkowo rodzice koleżanki Kuby ze szkoły – nauczyciele licealni.

  Przed nami jeszcze zastępca mera, naszego Rosny Sous Bois, Szef Administracji naszego osiedla i znajomy adwokat z Paryża. Reszta to „przypadkowicze” jeżeli się trafią.


  Nasze "przyjęcia" są różne od tych, które Ty robiłaś. Po pierwsze to jest tylko 5 osób (z Karolem), a po drugie tylko w soboty po 20h00, bo to jedyny wieczór, kiedy jesteśmy razem (ja pracuję 5 nocy i niedzielę przed południem a czasami również w sobotę po południu za Halinkę).


  Tak więc wszystkie nasze przyjęcia wyglądają identycznie. Na śnieżnobiałym obrusie z mereżką, którą wszyscy zauważają, stoją białe nakrycia, ładne szkło i dwie duże czerwone świece. Zawsze Szopen "mazurkuje" w tle by było w polskiej atmosferze. My staramy się być eleganccy jak na nasze możliwości. „Klu” programu to pokazanie mieszkania, które większość widziała przed remontem a teraz rozpływa się w pochwałach, bo jest śliczne i nareszcie czyste choć cholernie skromne...


  Najpierw wjeżdża aperitif, a więc piwo, porto, polska wódka, whisky, soki owocowe i coś do chrupania. Potem siadamy do stołu, gdzie króluje szynka i jajka w majonezie + białe wino. Potem schab ze śliwką z ryżem + czerwone wino. Na deser sałata, sery i deser, owoce i kawa. Deser to specjalność Halinki : sernik a la Kossak. Wspaniały (!!) I tymi to prostymi daniami czarujemy Francuzów (lub udają, że są zachwyceni). Ano, bo jajka podawane są na liściach sałaty i mają czerwone „napoleońskie czapki” z marchewki, ano, bo schab jest ze śliwką, ano bo sernik pieczony jest W DOMU (!!). Te same dania Francuzi podaliby bez „czapeczek”, stół byłby bez świeczek a ciasto byłoby z proszku, z supermarketu. Robimy więc dobre wrażenie. A ile nas to kosztuje : mało. Trochę pracy i chęci. Halinka w piątek robi sernik a w sobotę schab. Ja w sobotę o 17h00 robię zakupy : świeże pieczywo, szynka i koniecznie dobre wino. Tu nie oszczędzam i płacę 30 F zamiast 5 Franków, które pijamy na co dzień. Koszt przyjęcia to około 100-150 F, czyli tyle ile Halinka (lub ja w jej zastępstwie) zarobi za jedno sobotnie hotelowe popołudnie. Po zakupach wracam do domu, kroję chleb, robię sos do jajek i podaję sery. Daję kolację chłopakom, kąpię ich i kładę spać, nakrywam stół, robię nastrój (oświetlenie i muzyka), kąpie się, ubieram granatową marynarkę z białą wypustką i jasne beżowe spodnie + białą koszulę ze złotą spinką, choć ONI przychodzą w swetrach (nowocześni - luz). Siadam w fotelu, jest 20h00, zapalam Marlboro, biorę piwo i rozglądam się nasycając swój wzrok każdym dopiętym szczegółem stołu i otoczenia. Czytaj : "Wrażeniacz". Około 20h15 przychodzi Halinka a o 20h30 zaproszeni goście. I to wszystko. W sumie 2 godziny pracy i około 100 Franków. Choć kulinarnie to nie jest smak jaki znam z Twojej kuchni i prawdę mówiąc już nie mogę się doczekać kiedy przyjedziesz i zrobisz coś dobrego do jedzenia… Ileż można bowiem jechać na „supermarkecie” ??  


 Teraz po kolei z nowości w temacie „praca”. A więc z geologii zrobiłem jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze zapisałem się do Union des Geologues Francaises (Związek Francuskich Geologów) bo oni też pośredniczą w szukaniu pracy, a po drugie wysłałem jeszcze dwa podania o pracę. Ostatnie, bo chyba napisałem już do wszystkich firm we Francji cokolwiek mających wspólnego z ziemią. Geologia, wiertnictwo, kopalnie, biura poszukiwań geologicznych, itp… W sumie to ponad 150 listów. Jeszcze jutro idę do Ambasady USA. Amerykanie mają siarkę i może potrzebują „fachowców” do eksploatacji siarki. Mam zamiar po raz drugi (dla przypomnienia, że jeszcze żyję i dalej szukam pracy) uderzyć do firm, które mi odpisały negatywnie, jednakże „z nadzieją”, że może kiedyś mnie zatrudnią. Pomyślałem też, by pisać do firm geologicznych prosząc o bezpłatne zatrudnienie, bo to dla mnie byłby staż i praktyka. Cokolwiek na życie zarobiłbym w nocy, w hotelu. Myślę, że w końcu bym coś wychodził, ale… właśnie.


Coś nie mam już do tego przekonania i ciągnie mnie w innym kierunku… Włażę w to „coś” coraz głębiej i jak zwykle systematycznie rozpoczynam tę nową, z tym „czymś”, przygodę. Znowu lista wszystkich hoteli i znowu lista wszystkich szkół hotelarskich w całej (tym razem) Europie Zachodniej. I tu właśnie pierwsza przeszkoda…. Niestety Droga Mamo jestem już za stary na studia dzienne. Wszystkie studia mają limit wiekowy 25-27 lat. A więc pierwsza przykra rzecz : po raz pierwszy chyba na „Zachodzie” zachwiało moim niewzruszonym dotychczas optymizmem. Po prostu okazało się, że do wielu rzeczy jestem już… za stary !!  Długo dziś wpatrywałem się w moją twarz w lustrze i rzeczywiście : dużo już na niej zmarszczek i siwych włosów na głowie. Czyżbym jednak miał się już „nie załapać” na coś lepszego w tym życiu ? Całkiem możliwe.


                              Hotel Ritz - najwyższa półka hotelarzy

Przykro mi było gdy wszędzie mi mówiono : „pas pour les adultes” (nie dla dorosłych). Czyżby więc nawet przed złożeniem papierów widać to było po mojej twarzy ? A więc widać to po mnie, pomimo że unosząc się na wyżyny tupetu i bezczelności rozdawałem swoje uśmiechy do ewentualnych 20-22 letnich „przyszłych” koleżanek relaksujących się na korytarzach tych wielu uczelni. Ciekawe czy one odwzajemniając uśmiech, też tak się wysilały by uznać mnie za „swojego” przyszłego kolegę. Pozostają mi więc szkoły zaoczne korespondencyjne, których dyplom jest wątpliwej wartości, jak już zdążyłem się dowiedzieć. Przede mną jeszcze wizyty u trzech hotelarzy i w agencji handlującej hotelami. Może tam znają kogoś kto w nowo kupionym hotelu potrzebuje szefa (tak… już szefa !). W każdym razie jestem w stałym kontakcie z 3 szkołami korespondencyjnymi, z których jedna nawet zaoferowała mi 250 F zniżki i załatwienie pracy po odbyciu 1/3 kursu. Kiedyś nabuzowany złą passą napisałem do jednej z takich szkół list, że nie zdziwię się, że będzie cytowany jako anegdota i przykład bezgranicznego tupetu !! Trzeba przecież do cholery zaufać mi i zainwestować we mnie… A na poważnie to nie wierzę w niczyją pomoc i jeżeli ktoś przyjmie mnie na byle jakich nawet warunkach to idę w to. Potem będę grzebał się wyżej. Najwyższy poziom jaki można osiągnąć po takich szkołach zaocznych to Gearant d’Hotelier czyli Kierownik, ale małego (2 max. 3 gwiazdki) hotelu. Cztery gwiazdki to już inny poziom i trzeba mieć studia wyższe, dzienne. Powiem Ci szczerze, że byłem oczarowany, kiedy docierałem do takich szkół. Takich, po których obejmuje się stanowiska dyrektorskie w Ritz’u czy Georg’u V. Najlepsze szkoły hotelarskie są w Szwajcarii, Londynie, Paryżu i Berlinie. Koszt to około 65 000 Franków.  I pomyśleć, że sprzedałem mieszkanie w Tarnobrzegu za taką właśnie cenę… Mamo… żebym ja był 10 lat młodszy…. Dopiero tu, w wolnym świecie, widzi się możliwości samorealizacji. Dopiero tu, otwierają się oczy, dopiero tu, otwierają się zakamarki TWOJEGO JESTESTWA i dopiero tu możesz wybrać to do czego tak naprawdę zostałaś ulepiona. Dopiero tu, widzi się groźbę i tragedię komunizmu. Tego szczelnie przykrytego garnka, w którym dusi się ludzi, paruje im mózgi, poi alkoholem i uczy walki o stanowisko marnego kierownika przy pomocy intryg, donosów, świństw, uzależnienia od partyjnej przynależności, itp… brrrrr.


Tak, to już trochę późno na mój start i tylko świadomość tego, że choć dzieci zaczną normalne życie coraz częściej pojawia się w mojej głowie. A kończąc ten hotelarski rozdział napiszę, że sprawa moich nauk rozstrzygnie się w ciągu kilku najbliższych tygodni. Póki co jestem bardzo zajęty. W hotelu na nocnej zmianie „ryję” francuski po 3-4 godziny ale efekty są jak dla mnie mało widoczne. Chyba ponownie zapiszę się na Aliance Franciase by przyspieszyć moją znajomość tego języka, Nigdy w życiu tyle się nie uczyłem i przeraża mnie ogrom wiedzy jaką jest język obcy.

A tak a propos, jeżeli znasz jakiegoś poszukiwacza łatwego zarobku na Zachodzie – wybij mu to z głowy… Chyba, że chce ślizgać się na zasiłkach. Ale co to za życie ????


A kończąc temat hotelarstwa to zdecydowałem się zdawać jednak egzamin do Wyższej Szkoły Hotelarskiej w Genewie. Wielkie słowo EGZAMIN…  Trochę kpię z tego, bo taki egzamin składał się z dwóch części. Pierwsza, to pisemne wypracowanie na temat paryskiego hotelarstwa, druga, to obrona tego wypracowania przed 3 osobową komisją. Napisałem i bardzo skrytykowałem hotelarstwo. To małe, tanie i dwugwiazdkowe, bo tylko takie znam. Uważam, że powinno być dostępne dla jak największej, najszerszej sfery ludności. Dla tych, o skromniejszych portfelach, dla młodzieży i niekoniecznie dla przedsiębiorców i bogatych intelektualistów. Jeżeli chcemy pokazać PIĘKNO „naszego” Paryża to musimy udostępnić go wszystkim. I właśnie… Dlaczego tanio nie może oznaczać ładnie ? Dlaczego tanio nie może oznaczać czysto i przytulnie ?? Tanio to złoty kolor zamiast złota, to czyste szkło zamiast kryształów, to zdjęcia Paryża zamiast grafik i olejnych obrazów, to czyste kabiny pryszniców zamiast starych wanien. Tani koszt inwestycji ale ten sam zwrot inwestycji. Tanio, a jednakowoż jakże inne poczucie dla skromniejszego klienta. Dlaczego taniość musi oznaczać „bylejakość”  ?.... Komisja była chyba pod wrażeniem i na koniec zapytała : - Czy zna pan grupę Accord ?Nie, nie znam… - No właśnie. Dwóch panów, nieco starszych od pana, otworzyli pierwszy taki tani hotel mając, taką jak pan, wizję taniego hotelarstwa. To hotel o nazwie Formule1, a kolejnym będzie Etap… - To jestem spóźniony, roześmiałem się zarażając moim śmiechem komisję… - Na to wygląda… kontynuowali tę żartobliwą konwencję. - Proszę czekać cierpliwie. Wyniki tego egzaminu będą dopiero za kilka tygodni…. Prawdę mówiąc nie wiem jeszcze czy bym pojechał do tej Genewy, nawet gdyby mnie przyjęli, ale jak to zwykle u mnie… dlaczego nie sprawdzić jeszcze tego jednego mojego pomysłu. Lepiej mieć kilka jajek  w koszyku i ewentualnie móc wybierać…


Ostatnia sprawa : sprzedaliśmy naszego przywiezionego z Polski Fiata 126p. Przykro nam z tego powodu. Człowiek przyzwyczaja się jednak do rzeczy. Był mały, ale nasz. Palił około 10 litrów, ale też przeważnie jeździł na ssaniu, bo głównie 2 km dziennie z domu na dworzec kolejowy. Porysowany był bardzo jakimiś gwoździem przez chuliganów podwórkowych, ale miał zaledwie 14 000 km przebiegu. Za pieniądze, które wziąłem mogę kupić coś używanego, ale po około 60 000 km, a więc wahamy się. Pozbycie się samochodu po 6-ciu latach to jednak obniżenie standardu życia. By go utrzymać należałoby kupić nowy…ha, ha… do tego jeszcze bardzo daleko. Przy założeniu braku awansu finansowego i tego samego poziomu oszczędzania to potrzeba nam trzech lat. Trzeba w końcu jednak pojechać na jakieś wakacje, coś dokupywać do domu, ubrania dla dzieci, itp... Biorąc pod uwagę te wydatki, nowy samochód to perspektywa 4 lat… Czyżbym jednak miał pozostać na tym samym stanowisku przez kolejne 4 lata ? Straszna wizja. Co prawda wszyscy wokoło wróżą mi świetlaną przyszłość i karierę (nawet w ciągu 3 lat własny hotel) ale ja nie wierzę tym miłym schlebiarzom i na razie chciałbym zmienić nocnego recepcjonistę na dziennego. A przede mną jeszcze tyle nauki….


Przygotowujemy się już do naszych wakacji, które chcemy spędzić nad Atlantykiem, w Pirenejach i może zrobić tani Tour de France.

I to już wszystko droga Mamo. Jest godzina 02h30 w nocy. Idę spać na 4 godziny, bo na 7h00 muszę przygotować śniadania dla gości.

Pozdrawiamy Cię mocno i całujemy

 H + K + B +M

 

P.S. z dnia 20.02.1985

  1. Odpowiedź negatywna z Ambasady USA : żeby pojechać do pracy do USA należy mieć kontrakt TAM podpisany. Ambasada nie pośredniczy w szukaniu pracy.

  2. Odwiedziłem dwóch znajomych hotelarzy : jeden szef kadr 3 *** hotelu, drugi właściciel hotelu (2*). Obaj „wzięli dobrą notę mojej osoby”, ale nie mają dla mnie żadnej pracy (zresztą nie na pracę liczyłem tylko na dobrą radę). Podobały im się moje pomysły, poradzili najlepszą szkołę zaoczną a co najważniejsze… poradzili uczyć się angielskiego – niezbędnego w tym zawodzie !!! To kolejne wyzwanie i nie masz pojęcia jak ciągnie mnie do nauki języków obcych. Znajomość ich wielu to pewna forma wolności, to możliwość porozumiewania się z całym światem… Może właśnie ten kontakt z ludźmi z całego świta tak pociąga mnie w hotelarstwie ? I znowu… Gdybym był 10 lat młodszy…

 

 

I to już naprawdę wszystko

Całujemy

H + K + B + M

 

Komentarze