EMIGRACJA - Pierogi z owocami - List Nr 24

 

                                                                             Rosny Sous Bois 25.02.1986


Kochana Mamo i nasza Babciu,                                                                                    

             Powoli konkretyzują się moje plany, projekty i perspektywy. W każdym razie moje działania i szukania nowej pracy coraz bardziej się zawężają i ograniczają. Zostały mi w zasadzie tylko dwie rzeczy. Pierwsza, to własne przedsięwzięcie a druga to Inżynier Wiertnik (wiercenie ropy i gazu) bo zarzuciłem definitywnie geologię i napisałem TYLKO do 6-ciu firm naftowych we Francji. Oczywiście odmalowałem się w kolejnej wersji mojego spreparowanego życiorysu jako człowieka pasjonującego się sposobem ulepszania wierceń.

            Duży udział w „wariacjach” na temat mojego życiorysu ma Etienek, który poprawia mi wszystkie listy motywujące, szlifuje, wprowadza najszlachetniejszą francuszczyznę i daje swojej sekretarce do przepisywania na maszynie. Jeżeli i tym razem wszystkie odpowiedzi będą negatywne, to zakończę definitywnie starania w zawodzie wiertniczo-geologiczno-górniczym, a więc szeroko rozumianym AGH, które tak „pieczołowicie i z pasją” studiowałem z Karolem.

            Swoją drogą, to szkoda, że nie znasz języka francuskiego bo posłałbym Ci takie moje ostatnie podanie o pracę :  całkowicie krzykliwo-zachodni styl typu „jestem Waszym NAJLEPSZYM kandydatem i zatrudniając mnie wygracie uprzedzając konkurencyjne firmy… bo zatrudnicie pasjonata, pracoholika, organizatora, mediatora, itp…”.  

Dla kogoś z socjalistycznego bloku, to na pewno byłby szok, synonim czubka, tupeciarza, bezczelnego zarozumialca… ale tu ? Albo umiesz się sprzedać albo bierzesz ochłapy. Ja kocham to co znalazłem tutaj. Chyba umiem się sprzedawać, umiem się prezentować i umiem brylować, ale wiem, że jak się sprzedam za nędzne chociaż grosze dzięki kilku pięknym słowom, to NIE ODPUSZCZĘ.  Będę gryzł i nie zawiodę tego kto mi zaufa. Udowodnię swoją pracą i poświęceniem nawet całodobowym, że dobrze zrobił ten kto na mnie postawił. Bo mam wiarę w siebie i energię…. A chcieć to móc.

To jest uczciwe – najlepsi wygrywają… A nie jest najlepszym, najmądrzejszy koński łeb, który nie umie sprzedać swojej wiedzy i swojej pracy. Lepiej być średniego intelektu a mistrzem w sprzedaży niż mistrzem intelektu w swoich czterech ścianach i w swoim ograniczonym świecie… Lepiej… Oczywiście to jest też subiektywna kwestia wartościowania rzeczy. Ktoś wybitnie intelektualny może być szczęśliwy w swoim kącie a ktoś z sukcesem – nieszczęśliwy... Osobiście wolę człowieka sukcesu, który jest szczęśliwy.

Zostawmy na razie te filozoficzne rozprawki. Dla mnie na pewno będzie liczył się sukces zawodowy, bo to jest połowa szczęścia biorąc pod uwagę pozostałe 50% szczęścia osobistego/rodzinnego… A może uda się i jedno, i drugie…? O wszystko musimy walczyć, nic nie jest nam dane raz na zawsze i ja mam zamiar podjąć tę walkę.  Tu, w tym uczciwym i normalnym świecie, nie wstydzę się tak pisać podczas gdy tam… Pokaż mi jednego, który przyzna się, że ma ambicję być lepszym, ma ambicję by dojść jak najwyżej i jak najwięcej zarabiać… By pracować by żyć (dobrze) a nie żyć żeby pracować (by nie umrzeć)... NIKT się nie przyzna, bo w tamtym systemie sukces to jest synonim sprzedawczyka, który odnosi sukces plugawym służalstwem dla PZPR...

Wielokrotnie w Polsce obiecywano mi awanse i sukcesy ale za jaką cenę ? Wyzbycia się siebie, swoich idei, twardego kręgosłupa i plucia na to co dobre, a w zamian, chwalenie zakłamania i komunistycznej hipokryzji...feeee !!! sacre system !!! To nie było dla mnie … 


                             Moje aktualne zdjęcie z karty do metra

           

         No ale dość tej filozofii. Wróćmy do mojej pracy. A więc owe sześć firm i ewentualne stanowisko Inżyniera Wiertnika to ostanie podchody w nafcie. Potem koniec geologii i zasiłek dla bezrobotnych…a wtedy…konkurencja z McDonnalds. FREE TIME i szybka obsługa gastronomiczna. Może rzeczywiście przewróciło mi się w głowie i mierzę zbyt wysoko, ale lepiej wysoko mierzyć niż wcale nie mierzyć. Osiągając tylko połowę swoich zamierzeń i tak jest się wyżej niż bez nakładania sobie poprzeczki. Powiem jeszcze, że analizując wszystko, nie mogę i nie chcę NIE WYKORZYSTAĆ :

  1. Mojego entuzjazmu, zapału, energii, pomysłów i chęci.

  2. Obecności Krystyny w Stanach – w świecie, w którym wszystko lub co najmniej większość „rodzi się” jako pierwsze. Stamtąd są pomysły, sposób pracy i energia w pełni wolnego świata w porównaniu ze spokojną, nieco socjalistyczną (vide 90% pensji na bezrobociu przez CAŁY rok) i sflaczałą nieco Francją.

  3. Kontaktów z Polską. Stamtąd też ewentualna tania siła robocza, tanie rzeczy do sprowadzenia choćby szycie fartuszków dla personelu. Choćby przepisy na potrawy, choćby pomysły artystyczne w reklamie, urządzenie wnętrz czy wystroju budek FAST FOOD’owych.

  4. Obecności tu, we Francji wielu Polaków energicznych, inteligentnych, aktywnych i często właśnie nieumiejących się sprzedać, „wyjść” przed siebie, odbić się od dna emigracji. Często upokarzanych, zajmujących stanowiska poniżej swoich intelektualnych możliwości. Trzeba by ich tylko „pchnąć”, wskazać kierunek, dać narzędzia do rozwoju siebie i swoich rodzin.

            Niebezpiecznie to trochę polegać na obecnej polskiej emigracji – jest różna… ale oprzeć się całkowicie na Polakach i wygrać to jednocześnie pomścić tych, którzy upokarzali się tak jak ja na początku lub raczej byli upokarzani tak jak ja pukając do drzwi francuskich bezrobotnych Murzynów oferując im meble z trzymanego w dłoniach katalogu…”WYPAD” - to było najczęściej słyszane przeze mnie słowo a jednak musiałem zarabiać na chleb… Pomścić tych, którzy są lepsi jako LUDZIE, jako jednostki biologii, ale gorsi bo nie są u siebie, bo są 1600 km od domu, za umownymi liniami wytyczonych granic, bez najbliższych rodzin, doradców i przyjaciół. Nie jest sztuką być pewnym siebie mając, bo dziedzicząc, mając, bo kończąc najlepsze studia i uniwersytety finansowane przez rodziców, mając, bo mówiąc swoim językiem, bo znając historię swojego kraju. Sztuką jest NIE MIEĆ i wygrać. Sztuką jest nie znać języka a potem być elokwentnym choć z wiecznym akcentem. Sztuką jest ignorować spojrzenia DOBRYCH FRANCUZÓW i ich wieczne pytania „z jakiego kraju pan pochodzi, bo ma Pan taki dziwny akcent”, sztuką jest zwalczyć w sobie najmniejsze odruchy kompleksów i udowodnić światu swoją wartość. Dlatego też Kochana Mamo, nie interesują mnie też wejścia z kimś w spółkę i inwestowanie cudzych pieniędzy, Chcę sam wygrać i nie dzielić się dochodami z MOJEJ pracy. To ja sam sobie stawiam poprzeczkę, to ja sam ją przeskoczę albo się potknę, choć nie bardzo w to wierzę. Wystartuję więc sam choć niektórzy Francuzi bardzo interesują się moimi pomysłami i jak mówili „trzeba by pogadać o „interesach”. A te moje interesy to jest to co posyłam Ci na końcu tego listu.

            Cała inwestycja jest bardzo łatwa i prosta. Zaplanuję ją i zorganizuję w szczegółach łącznie z muzyką w budkach, specjalnych ubrankach dla personelu, szyldami zrobionymi w Polsce, odpowiednią szatą wizualną reklamą itp….

 POTRZEBA mi tylko dobrego przepisu, PYSZNEGO dania. Jestem przekonany, że małe kluseczki, pierożki nadziewane owocami poszłyby jak woda. Przemyśl to więc Kochana Mamo i włącz się w moją grę. Jeżeli wygram – oddam Wam (Tobie i mojemu Kochanemu Tacie) plus mojej Halince cały świat – a jeżeli przegram to oprócz niewielkiego długu zadowolę się faktem próbowania, nie zmarnowania, nie przespania i nie przepuszczenia pomiędzy palcami tego zjawiska, które nazywa się ŻYCIE. Nie przegnicia go w przetartym, zużytym, brudnawym, o drewnianych poręczach fotelu, z Trybuną Robotniczą na kolanach i nie zmarnowaniu czasu na wszelakiego rodzaju tzw. ”narady” prowadzące donikąd bądź do zaaprobowania działań „partyjnych władz”.

I to tyle moich spraw.

            Poza tym : 

- Dzieciska są dwa tygodnie na feriach. W przyszłym roku koniecznie muszę z nimi pojechać w Alpy, bo się nudzą. 

- Halinka dalej pracuje tak jak dawniej, dwa przedpołudnia w hotelu, a w domu wymyśla coraz smaczniejsze rzeczy do jedzenia. 

- Ja czytam książę za książką po francusku by choć pogłębioną znajomość tego języka wynieść z tego mojego „geologicznego” okresu zawodowego. No i muszę zająć się angielskim bom kiep.

- Karol poddał się operacji na wrzody, bo nie udało się ich wysuszyć. Operacja trwała 2 godziny. Jest słaby, ale mówi, że wszystko jest OK. Wynajął garsonierę dwa piętra poniżej garsoniery Małgosi.  

            I to już wszystko Kochana Mamo, jak będzie coś nowego to natychmiast napiszę. Póki co czekam na Twój list z obietnicą zabawienia się w kucharza-cukiernika-eksperymentatora w moim przedsięwzięciu…

Całujemy bardzo, bardzo mocno, czekamy na list i decyzję Twojego przyjazdu do nas, ściskamy z całej siły i pozdrawiamy

                                                                                   Halinka, Kuba, Bartek i Marek


A teraz moje przedsięwzięcie :

  1. RODZAJ INWESTYCJI : sieć małych punktów restauracyjnych, a w tym :

-       jedna baza stała (lokal) stanowiący restaurację szybkiej obsługi,

-       magazyn produktów żywnościowych,

-       zaplecze do przygotowania półproduktów do „budek”

-       4 lub 5 budek składanych, ulicznych (może na kółkach) stanowiące punkt szybkiej sprzedaży, max 2-3 smakołyki, reklamujących inne budki z innymi potrawami tego samego rodzaju (inne smaki)

 

  1. PERSONEL : 4 do 5 sprzedawców ulicznych,

-       1 sprzedawca w bazie

-       1 pomocnik z bazie

-       2 osoby na zapleczu bazy

-       1 osoba do rozwożenia półproduktów

-       1 nadzór ogólny i techniczny

Razem ok. 10 -11 osób w tym 5 z rodziny. Może uda się na początku zamknąć w 7-miu osobach w tym 5 rodzina + 2 znajomi.

 

  1. MENU :

Rozważam wszystkie propozycje, ale osobiście na podstawie moich obserwacji szybkiej restauracji w Paryżu upierałbym się przy menu mączno-owocowym. Są już frytki, steki, kuchnie chińskie tureckie, kanapki, naleśniki, hot dogi, restauracje sałatkowe wegetariańskie, itp… ale nie ma jeszcze boomu na owoce w cieście.

Wymogi jakie stawiałbym tym daniom :

-       szybkie i łatwe w zrobieniu,

-       łatwe do przechowywania,

            Upierając się przy daniach mączno-owocowych rozumiem produkcję pierożków z borówkami, truskawkami, wiśniami, czereśniami, śliwkami, jabłkiem ale też z owocami egzotycznymi typu banan, ananas, kiwi, itp..

Dobrze by było zamienić ciasto pierogowe (by uniknąć lepienia) ciastem, w którym maczałoby się owoc po czym wrzucało do wrzącej wody.

W Stanach popularne są podobno placki ziemniaczane w sosie jabłkowym – to też można by wprowadzić we Francji. Najważniejsze jednak jest CIASTO. Od rodzaju ciasta zależy cały układ pracy. Ciasto przygotowało by się w bazie. Od ciasta zależeć będzie też konstrukcja budek i zakup sprzętu, bo albo pieczenie w tłuszczu albo gotowanie w wodzie. Chyba wolałbym gotowanie, bo tłuszcz jest „za tłusty” dla Francuza a i czasem śmierdzi, jak się przypali. Cały pierożek podawany mógłby być posypany cukrem lub polany szczyptą śmietany (bitej ??) Byle nie lepić, tylko owoc do ciasta i hop !! do garnka z wrzącą wodą. To musi być pyszne i robione na oczach klienta. Jeżeli uda nam się zarazić Francuzów smakiem dobrego polskiego baru mlecznego to zwyciężymy. Francuz przechodząc Polami Elizejskimi, St. Denis lub Place de la Republique i wstępując przypadkowo do naszej budki, musi odjeść głaszcząc się po brzuchu… A żeby nie musiał wracać w to samo miejsce, bo jest przechodniem, to na talerzyku lub serwetce, którą będzie ocierał cieknącą mu ślinę, będzie miał napisane gdzie są inne tego typu budki.

            Poszukaj Kochana Mamo w swojej pamięci lub przedwojennych przepisach. Może znajdzie się tam coś prostego do przygotowania i bardzo smacznego. Przed nami cały rok na przygotowania, a więc dość czasu.


Całujemy,   M

Komentarze