EMIGRACJA - Zmęczenie - List Nr. 18

 

                                                                                               Paryż, 20.05.1985

 

Kochana Mamo,

 

 

Właśnie napisałem kolejne 3 podania o pracę i przyciśnięty nieco do muru czuje potrzebę wypisania się. A więc zaczynam.

 

Piszesz, że zbulwersowało Cię i przeraziło moje ewentualne zatrudnienie na Madagaskarze lub w innych krajach Afryki. Nie martw się. Z Czadu nic nie wyszło. Była to firma niemiecka, która ogłaszała się poprzez Związek Francuskich Geologów. Przez te wszystkie pośrednictwa moja oferta doszła do nich dopiero po miesiącu, kiedy znaleźli już innego kandydata. Odpisali mi jednak bardzo grzecznie, że bardzo żałują, że nie dane nam było spotkać się na rozmowie rekrutacyjnej i na pewno mnie zawiadomią bezpośrednio, jeżeli szukać będą kolejnego kandydata. Wierzę w to, bo na to stanowisko mój życiorys był bardzo dobry. Po pierwsze moja specjalizacja to hydrogeologia (czego właśnie oczekiwali) a po drugie pracując na kopalni siarki w Jeziórku nadzorowałem dziesiątki otworów wiertniczych a oni właśnie potrzebowali hydrogeologa do nadzoru wiercenia studni.

Madagaskar dalej „milczy” bo prawdopodobnie moje warunki były nie do przyjęcia. Oczywiście gdyby to wyszło to pojechalibyśmy wszyscy razem. Cała Rodzina. Kolejna rozłąka jest dla mnie nie do pomyślenia. Chyba, że na rozeznanie i przygotowanie NOWEGO dla całej rodziny.

Piszesz, że boisz się jaką decyzję podejmiemy. Piszesz też, że „lepszy wróbel w garści nie kanarek na dachu”. Tak Kochana Mamo, masz na pewno rację, tym bardziej że mocno już stoimy na nogach. Dzięki ostatnim podwyżkom przegoniliśmy poziom Rafała, o którym pisałem Ci w poprzednich listach. Mieszkanie mamy naprawdę bardzo ładne. Kończę już robienie pokoju Kuby i w zasadzie do całkowitego końca brakuje nam pianina, aparatury stereo radiowej i zestawu wypoczynkowego. Nasz nowy (stary) Peugeot 305 chodzi jak zegarek. Po Fiatach 125 i 126 jest to nasz pierwszy samochód „Zachodni”, który jak twierdzi Halinka jeździ sam. Jest bardzo wygodny, ekonomiczny i szybki. Dzieci już zupełnie zintegrowały się w szkole. Kuba jest trzecim uczniem w swojej klasie i w tym semestrze dostał tylko jedną trójkę i dwie czwórki. Reszta to piątki i excellent. Bartolini mężnieje i zaczyna być coraz mądrzejszy. Halinka po dwóch latach samotności i wielu różnych fizycznych pracach zmienia się z dnia na dzień. Jest coraz bardziej elegancka, zadbana, coraz lepiej się ubiera, ma swojego fryzjera, zrobiła się lepszą gospodynią domu i kochaną żoną, nie mówiąc kim jest dla chłopaków. Plany wakacyjne mamy bardzo obiecujące. Kupujemy już sprzęt turystyczny i wysyłamy listy do naszych przyjaciół na Południu Francji z datami naszego przyjazdu. Podziwiają nas wszyscy nasi goście z Polski i Francji. Cieszysz się i gratulujesz Ty sama.

 

Wszystko jest więc piękne na tym kolorowym obrazku szczęścia i sielanki. Piękne, ale dla widza z daleka. Jest to też trochę bardziej impresjonizm niż realizm. Z bliska zaś kontury poszczególnych przedmiotów rozmywają się i nie jest to wszystko tak wyraźne. Po raz pierwszy Kochana Mamo czuję się BARDZO zmęczony. Pryska więc cały czar hotelarstwa, pryska ochota na rozmowy z klientami, pryska entuzjazm, jeżeli ma się 4 lub max 5 godzin snu od bardzo dawna. Pryska chęć przyjmowania gości, jeżeli ma się to stać w jeden jedyny wolny w tygodniu wieczór, kiedy można po prostu położyć się spać o 21h00 i obudzić o 9h00 rano. Nie mam czasu na czytanie ciekawych książek, bo muszę czytać prostackie romansidła i kryminały pisane prostym językiem francuskim, by się tego języka jeszcze więcej nauczyć. Z tych samych powodów nie mam czasu na kino czy kolację w restauracji co jest swego rodzaju świętym obowiązkiem Francuza.

Wróbel więc w garści, o którym wspominasz jest lepszy, jeżeli naprawdę jest wróblem a nie niesfornym krukiem, którego by utrzymać trzeba dużo siły. Ja mam jej coraz mniej. I choć dalej chcę iść do przodu i daleko mi do załamania, to jest już trochę niedobrze kiedy Halinka oprócz nakazywania mi zmniejszenia ilości pracy zapowiedziała porządki, które mnie żenują : stałem się nagle kimś któremu nie wolno przeszkadzać jak drzemie w dzień, wkoło którego „chodzi” się na palcach, itp… Nigdy tego nie wymagałem, zawsze uczestniczyłem w życiu domowym, dzieliłem domowe obowiązki. A skoro Halinka tak się zachowuje to znaczy, że rzeczywiście innym domownikom daję już odczuć moje zmęczenie…

 

Ale też Kochana Mamo pracuję bardzo dużo. 5 dni po 12 godzin w nocy. Dodaj niedzielę przed południem to daje 66 godzin tygodniowo. Do tego kursy francuskiego 5 x 1.5 godziny = 7.5 godzin. Do tego lekcje polskiego, których udzielam w zamian za konwersacje po francusku (2 godziny) i jeszcze prywatne lekcje angielskiego 2 x 1 godzina = 2 godziny. W sumie 80 godzin tygodniowo.  Jeżeli do tego dodamy podróż z Rosny Sois Bois do Paryża w dwie strony to dojdzie 12 godzin, co w sumie da 92 godzin TYGODNIOWO. Do tego dodaj ciągłe napięcie umysłowe i szukanie w głowie, gdzie i do kogo jeszcze można by napisać o lepszą pracę.

Od dwóch już lat nie miałem wolnego weekendu. Od dwóch już lat nigdy w pełni nie odprężyłem się i nie odpocząłem. Po raz pierwszy czuję się bardzo zmęczony, zaczynam czuć niechęć do tego co robię i tym bardziej rozglądam się za pracą w swoim zawodzie.

 

Proszę Cię Kochana Mamo, nie martw się tylko i nie rozczulaj broń Boże nade mną. Przede wszystkim niech nikt nie ocenia Zachodu przez pryzmat moich tu doświadczeń. Zachód jest piękny, bo jest WOLNY, DEMOKRATYCZNY I NORMALY. Czyż więc dziwne jest, że inżynier z komuny jest tu nikim jeżeli nie umie porozumiewać się, czytać, pisać i mówić w tutejszym języku ? W tutejszym, czyli francuskim, ale także angielskim, jeżeli chcesz być KIMŚ i masz jakiekolwiek ambicje tak jak Twój syn. Chyba nie jest to dziwne. Że zaś język obcy to nauka prawie bez dna…? TRUDNO. Nie mogę się zatrzymać. Muszę iść dalej Kochana Mamo. Zrealizowałem już pewne swoje cele. Po ośmiu latach małżeństwa mogę stwierdzić, że jest one bardzo udane. Żyję dla dzieci i Halinki i Oni to doceniają. Dzieci szybciej łapią język obcy i jak Bóg da, im będzie już o wiele łatwiej. I to jest moja motywacja, A ja ? Ja mam może rzeczywiście chore ambicje. Ambicje, których nikt nie chciał wykorzystać w moim kraju, w mojej ojczyźnie, w Polsce. A może i chciał, ale za cenę zaprzedania, poddania i zakłamania.

 

Trochę to może dziecinne to całe moje zachowanie, w którym często jestem do przesady idealistą. Może trzeba było załatwić panu dyrektorowi winobranie we Francji dla jego synów, jak mi sugerował, za obiecaną niedwuznacznie podwyżkę ? Może trzeba było nosić koniaki i kawę innemu dyrektorowi za urlopy w dogodnym dla mnie terminie, bo miałem zawsze dolary i stać mnie było na wszystko w PEWEX’ie?

Może trzeba było wstąpić do ZMS by dostać „pożyczkę dla młodych małżeństw” zamiast podrzeć na oczach „przywódców” moje podanie, bo warunkiem otrzymania pożyczki nie była młodość ale przynależność do ZMS… Może trzeba było zapisać się do PZPR za sugerowane awanse („bo my potrzebujemy takich energicznych ludzi jak pan inżynier”) ? Może w końcu trzeba było „siedzieć w kącie aż znajdą cię”, jak mówiła moja teściowa, a może też jak twierdziła… „trzeba było Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek” jak robił to sąsiad w Brzesku należąc do PZPR i chodząc do kościoła… Może tak, ale ja tak właśnie nie potrafię. Zbyt wysoko noszę głowę i zbytnio chcę wszystko zawdzięczać sobie, swojej pracy i swemu poświęceniu.

Już od szkoły podstawowej byłem, jak wiesz, „obrońcą uciśnionych” jak mówili niektórzy i starałem się zawsze stać po stronie czystych ideałów i praworządności. A jak wiesz, konformistyczne stanowisko nie zawsze oznacza przyjemności, bo gdzieś na końcu zostaje zobowiązanie, kac moralny, dług do spłacenia i zależność, której nienawidzę. Jak pomyślę o ile mniej byłbym zmęczony, ile zbierałbym laurów i w jakich bym żył warunkach gdybym umiał mówić co należy i milczeć, kiedy należy, by widzieć co trzeba i spuszczać oczęta, kiedy trzeba…to aż radość mnie bierze, humor się poprawia i ciepło spływa na moje czyste, choć zmęczone i szczere sumienie. Sumienie, które na czarne reaguje jak na czarne a na białe jak na białe. A ponieważ to moje sumienie choć czyste w reagowaniu na biel i czerń nie zawsze było czystością bezwzględną tedy też staram się godnie i w spokoju znosić swoje chwilowe niepowodzenia. Coraz częściej przekonuje się, że w życiu bilans zawsze musi być na zero. Coraz częściej życie pokazuje mi, że wszystko zło jest karane jeszcze tu na ziemi. Trochę jednak brudu zebrało się w moim sumieniu w czasie tych moich nieświadomych i lekkich, „polskich” lat. I cieszę się już teraz gdy czasem zmordowany lecę na kolejną lekcję, że mam świadomość straconych i do nadrobienia lat, że potrafię uśmiechać się do tego pachnącego i tętniącego życiem Paryża mówiąc : widocznie jeszcze za mało kary, widocznie jeszcze nie czas bym mógł zapędzić się w Twoje tajemnice i w Twoją historię. Bym mógł stopić się z Twoją przeszłością. By być tu, w 1985 roku, a duchem spotykać Taillerand’a, Marię Antoninę, Fuche’go, czy „mojego” Napoleona, o którym więcej wiedziałem w Tarnobrzegu zaczytując się w Łysiaku niż tu, w Paryżu, gdzie stąpały jego stopy. Bym w końcu mógł potraktować Cię drogi Paryżu tak, jak traktowałem wszystkie kościoły, cmentarze, zamki, dwory i dworki województwa tarnobrzeskiego. Z zapartym tchem, bym mógł szukać czegoś ciągle w przeszłości, w historii którą tak kocham i którą to pasją chciałbym zarazić moich chłopaków.

 

Dla tych wszystkich też powodów moja Kochana Mamo, raz jeszcze proszę Cię zrozum mnie, wybacz i nie angażuj się w natychmiastowe rady. Nie martw się i nie rozpaczaj. Godność i spokój. Głęboki spokój i rozumienie a nie szybkie, gorące reakcje, powierzchniowe emocje i niepohamowane odruchy są w życiu wartościowe. Moje zmęczenie i ciężka praca to kolejne lekcja pokory, której naprawdę mi brakowało. A jeśli potrafię wyciągnąć z tego wnioski i przekazać je moim Gagatkom to znowu będzie moja wygrana. I znowu dowód, że KTOŚ mnie prowadzi. A jeżeli tak, to po takiej lekcji pokuty powinno być tylko lepiej.

 

Jutro wrzucam do skrzynki pocztowej moje kolejne 3 podania o pracę. Ale wcześniej, wracając rano z pracy, jak rytuał, jak zbliżenie do ołtarza z bijącym sercem, jak sprawdzanie numerów na loterii - skrytka na listy… Może tym razem przyszło coś pozytywnego ????

 

Póki co jest 2h00 w nocy, a więc idę spać …

 

Żadne spać… jeszcze niemiecki adwokat wrócił o 2h15 do hotelu i bawił mnie rozmową do 3h30 bym o 5h30 zrobił śniadanie dwóm odjeżdżającym klientom. Sam siebie pytam : Po co ? Za to mi nie płacą i nie wymagają ode mnie. Śniadania są od godziny 7h00. Rozmów z klientami też nikt ode nie nie wymaga, ani robienia dobrej atmosfery, ani serwowania niedozwolonego piwa na pocieszenie, ale… właśnie to sprawia mi przyjemność. Być komuś przydatnym, pomóc komuś, zadowolić kogoś.

Czy miałabyś serce odrzucić rozochoconego Paryżem Niemca pragnącego podzielić się swoją historią na Pigallu ? Czy miałabyś serce wypuścić gości o 5 rano w czarną, paryską noc nie dając im kubka kawy i rogalika ? Bo ja niestety NIE …

 

Wracając do poszukiwań pracy to zacząłem pisać teraz wszędzie i nawet zmniejszę wymagania finansowe pozostawiając JEDNO bezpardonowe : pracować TYLKO w dzień !!! Na pewno to bardzo dziwne i śmieszne z polskiej perspektywy.

 

Swoją drogą to sam sobie jestem trochę winny. W styczniu i w lutym osiadłem na laurach, Przyjmowało się gości, stanęło mocniej na nogach, a więc poluzowało szukanie innej pracy i nauki języków i czekało na papiery. Potem była euforia 3 pierwszych ofert pracy, zbierania materiałów na temat Afryki, itp., itd. by obudzić się pod koniec kwietnia zmęczonym i dalej z tą samą pracą. Głowa jednak do góry, CA VA musi przyjść.

 

I to tyle negatywnych emocji.  Acha… plus jeszcze, że korzonki nerwowe nie pozwalają mi spać, siedzieć i chodzić. Łażę więc jak złożony scyzoryk i ledwo siedzę na fotelu w recepcji.

 

 

 

I to tyle,

 

Całujemy jak zwykle mocno

 

 

 

H + K + B + M

 

 

Komentarze